Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26 - That's Amore


"He gave me a dream loftier than anything I could have ever thought of."

"Dał mi marzenie bardziej wzniosłe od czegokolwiek, o czym mogłam pomyśleć." 


Z wypiekami na twarzy skończyłam wygłaszać przemowę. Uczniowie wyrzucili do góry białe birety ciesząc się z otrzymania dyplomów i zakończenia szkoły. Sama też podrzuciłam swój, a gdy znów go złapałam, zbiegłam ze sceny wprost w objęcia rodziców i Johna, który czekał na mnie z bukietem kolorowych gerber. Każdy po kolei złożył mi gratulacje, a potem podeszła do mnie Peggy, żeby zrobić sobie wspólne zdjęcie. Nie żałowałyśmy na kliszę i wywołałyśmy ich z kilkanaście, na każdym robiąc radosną lub zwariowaną minę. Ale najbardziej podobało mi się to, na którym Johny czule mnie pocałował i to, które uwieczniło mnie i Peggy u boku Petera. Obydwie podtrzymywałyśmy go pod ramiona, a Johny rzucił jego biretem tak, aby wyglądało, jakby sam to zrobił. Cała nasza trójka uśmiechała się od ucha do ucha, chociaż ostatni rok szkoły nie należał do najprzyjemniejszych. Po zrobieniu zdjęcia, Johny pomógł nam usadzić go z powrotem na wózku.

Jeśli chodzi o Petera, niestety doszło do złamania rdzenia kręgowego i był całkiem sparaliżowany. W kościele zorganizowaliśmy zbiórkę na wózek dla niego oraz niezbędne przedmioty do opieki nad nim. Mój tata zatrudnił panią Lowelsową i dał jej wysoką pensję, aby było ją stać na opiekunkę dla syna. Razem z Peggy też często go odwiedzałyśmy. Ona podobnie jak ja czuła się do pewnego stopnia odpowiedzialna. Gdy spędzaliśmy razem czas, pomyślałam, że właśnie tak powinna była jak dotąd wyglądać nasza relacja – bez Eve, która szerzyła wśród nas truciznę.

Okazało się, że stary Lowels zmarł zaledwie dwie godziny przed przyjściem żony z pracy z powodu przedawkowania alkoholu. Owszem, Peter zdzielił go na tyle mocno, żeby stracił przytomność, ale potem najwyraźniej się obudził i zdążył się upić – tym razem na śmierć.

Po ceremonii poszliśmy do kawiarni na Navy Pier, gdzie dołączyli do nas państwo Gordon. Cieszyłam się, że nasze rodziny dobrze się dogadywały. Widziałam, że mama dobrze się czuła przy Danieli, nie była już taka spięta i wyrachowana jak przy Helen. Dużo żartowały i wymieniały się przepisami, co i dla mnie było na korzyść, bo na naszym stole coraz częściej gościła kuchnia latynoska, która bardzo mi smakowała. Również tata znalazł wspólny język z panem Gordonem, choć nie bardzo rozumiałam, o czym rozmawiali – to były zupełnie męskie sprawy.

Za panoramicznym oknem rozciągał się widok na jezioro i dryfujące po nim żaglówki. Nie ważne, ile razy i jak długo bym się w nie wpatrywała – sceneria ta zawsze urzekała mnie swoim pięknem i beztroskim klimatem. Siedziałam rozmyślając o tym, co przyniosą te wakacje. Może w końcu dostałabym się do związku żeglarskiego? Czy Johniemu udałoby się wreszcie znaleźć sponsora? Z całego serca życzyłam mu, żeby udało mu się zrealizować swoje marzenie. Zdecydowaliśmy jednak, że nie będziemy prosić moich rodziców o pomoc. Johny nie chciał, żeby odnieśli wrażenie, że umawia się ze mną dla kasy. Wystarczyło, że z początku byli bardzo nieufni i nie chciał nadszarpnąć ich zaufania. Zastanawiałam się też, czy może Peggy z Eric'iem by się zaręczyli? Może Johny oświadczyłby się mnie?

– Miałabyś ochotę na szybkie zawody? – Z rozmyślań wyrwał mnie Johny, objąwszy jednym ramieniem.

– Nie musisz pytać dwa razy. – Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i w zamian dostałam krótkiego całusa w policzek.

Moi rodzice oraz państwo Gordon wraz Sarą i Izaakiem oglądali nas z wybrzeża. Przez długi czas słyszałam ich nawoływania i doping. Jednak stary dobry jacht Gordonów był szybszy od wypożyczonej Szóstki. Żeby go przegonić musiałabym chyba mieć boską władzę nad wiatrem i wodą, ale Jezusem przecież nie byłam.

Wróciłam na brzeg trochę naburmuszona, bo gdybyśmy mieli równe szanse, na pewno bym wygrała. Pan Gordon był jednak dumny jak paw zarówno ze swojego syna, jak i dzieła, które wyszło spod jego palców. I musiałam przyznać, że wykonał kawał świetnej roboty. Nawet moi rodzice go za to chwalili.


______ ⚓ ______


Sezon żeglarski w pełni się rozkręcił i znów ciągle gdzieś wyjeżdżałam. Ned co prawda zajeżdżał do Chicago na wakacje, ale nie był już po naszej stronie – teraz był naszym zażartym rywalem z harwardzkiego klubu Crimson. Choć z Johnym mieliśmy już na swoim koncie zwycięstwo nad ich klubem, to jednak z Nedem na pokładzie siali postrach. I nie tylko on przyprawiał mnie o gęsią skórkę i dreszczyk ekscytacji.

Naszym regatom w czerwcu miał się przyglądać przedstawiciel związku żeglarskiego, żeby ewentualnie powołać nowych członków do reprezentacji. Choć zostałam już oficjalnie zarekomendowana przez klub, to i tak zżerały mnie nerwy. Co, jeśli popełnię jakiś błąd, który całkowicie przekreśli moje szanse? A jeśli ktoś zwyczajnie będzie ode mnie lepszy? Albo juror będzie uprzedzony, bo nie jestem mężczyzną? W głowie kołatały się niepokojące pytania i nie wiedziałam, jak się uspokoić.

– Nie myśl o tym. – Johny zaszedł mnie od tyłu i położył dłonie na moich ramionach, żeby mnie uspokoić.

– Ale to wielka szansa. Nie mogę jej zmarnować – jęknęłam zmartwiona.

– W takim razie skup się tylko na mnie. Poprowadzę cię do zwycięstwa.

– Jak?

– Pamiętasz regaty w Nowym Jorku, gdy wyprzedziłaś mnie o niespełna pół metra i oboje zdobyliśmy złoto?

– Tak.

– Wciąż ustawiam poprzeczkę wysoko. Zamiast myśleć o tym, żeby pokonać innych, ścigaj się tylko ze mną. A jeśli nawet miałabyś przegrać, to przegramy razem.

Uderzyło mnie to, jak szybko i prosto Johny znalazł rozwiązanie moich bolączek. Mało tego – to nie było zwykłe rozwiązanie, w tym było całe jego serce.

– Johny, kocham cię – powiedziałam uścisnąwszy go z całej siły. – Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało.

– Też cię kocham, Belle. I chciałbym dać ci dużo więcej najlepszych rzeczy, żebyś już zawsze była szczęśliwa.

Zmrużyłam oczy, które zapiekły, próbując powstrzymać odruch wzruszenia. Od dawna czułam jego miłość, ale usłyszeć to tak prosto z mostu, to było coś zupełnie innego. Te słowa miały taką siłę, że mogłyby rozkruszyć najtwardsze i najwznioślejsze góry.

– Właściwie to, co takiego we mnie zauważyłeś? – zapytałam nieśmiało. Zdawałam sobie sprawę, że nie miałam podstaw wątpić, że uczucia Johna są szczere. Wiedziałam, że on naprawdę mnie kocha, ale wciąż wydawało mi się to zbyt piękne, żeby mogło dziać się naprawdę. Czasami zadręczałam się, że to tylko dobry sen, z którego zaraz bym się obudziła albo bałam się, że znów pojawiłby się ktoś taki jak Eve, który wszystko by zepsuł.

– Powiem ci, jeśli dasz z siebie wszystko na tych regatach – odpowiedział i pościł mi oczko, po czym wypuścił z objęć i odszedł na swoje miejsce, by dokończyć przygotowania.

Teraz to już musiałam wygrać! Koniecznie chciałam się dowiedzieć, co takiego ma mi do powiedzenia.

To były naprawdę udane regaty, jedne z moich najlepszych. Wszystkie moje manewry były czyste, pozbawione wszelkich błędów. Jacht płynął naprawdę szybko, przyjemny rześki wiatr owiewał mi twarz i moczył delikatną morską mgiełką. A dzięki mojemu ukochanemu, który był cały czas przy mnie, mogłam w pełni cieszyć się żeglarstwem, nie zważając na stres spowodowany rywalizacją. Zajęłam drugie miejsce w pełni z siebie zadowolona. Miałam świadomość, że dałam z siebie wszystko, a oczekiwanie na odpowiedź Johna dodatkowo dawało mi radość.

– Właściwie, to powinieneś tu stać razem ze mną – stwierdziłam, gdy wchodziliśmy na swoje miejsca na podeście. – Bez ciebie by mi się nie udało.

– Udałoby ci się ze mną lub bez. Powinnaś mieć więcej wiary w siebie – odpowiedział z uśmiechem.

– Mam jej całkiem sporo głównie dzięki temu, że ty we mnie wierzysz. Dziękuję ci za wsparcie.

Organizatorzy i jury osobiście złożyli nam gratulacje uwieńczone uściskiem dłoni. Oprócz medali dostaliśmy też drobne upominki. Już mieliśmy zejść ze sceny, ale Johny i zdobywca pierwszego miejsca zostali poproszeni o przejście do sektora dla VIP-ów. Nie bardzo rozumiałam, czemu mieli tam iść, Johny też wydawał się być zaskoczony i zdezorientowany.

– A panna Jones? – zapytał mężczyznę, który wyciągniętym ramieniem wskazywał im kierunek. Ten spojrzał na mnie zdegustowany.

Chyba każda dziewczyna i kobieta miała w swoim życiu sytuację, gdy szukała odpowiednich butów i w końcu znajdywała te, które wręcz krzyczały „musisz nas mieć!" A potem się okazywało, że nie było ich rozmiaru. Ekspedientka oczywiście próbowała zaproponować inną parę, ale to nie były te. W momencie, gdy ten mężczyzna rzucił na mnie okiem, poczułam się jakbym była taką nieatrakcyjną, nieodpowiednią, niepotrzebną parą gorszych butów, na które patrzy się z rozczarowaniem i niechęcią. 

– Nie potrzebujemy w składzie kobiet – odparł z surowością. – Proszę tędy.

– Proszę wybaczyć, ale nie jestem zainteresowany – odpowiedział Johny z pewnego rodzaju butą w głosie i zszedł z podium. Brwi miał ostro ściągnięte i nie wyglądał jakby przed chwilą zdobył trzecie miejsce.

– Johny, nie wygłupiaj się, przecież to dla ciebie szansa na zdobycie sponsora – powiedziałam, choć coś kłuło mnie w serce, że ja nie dostałam propozycji, tylko dlatego, że byłam dziewczyną. Tak, jak się spodziewałam.

– Bycie w związku to twoje marzenie, a ja nie zamierzam ci go odbierać. To dla mnie nie jest żadna szansa; chyba co najwyżej na to, żeby cię stracić, a na to nigdy nie pozwolę.

– Johny... – westchnęłam wzruszona i pogładziłam go po policzku. Nic więcej nie byłam w stanie powiedzieć, bo łzy zdusiły mi głos. Z resztą co mogłabym powiedzieć? Żadne słowa nie byłyby w stanie wyrazić tego, jak wdzięczna i pełna podziwu byłam wobec niego ani jak wspaniałomyślny był on sam.

– Nie płacz ma Petite – chwycił moją dłoń i ucałował jej wnętrze. – Jeszcze dostaniesz swoją szansę. 

– Wcale nie dlatego płaczę. Co mnie obchodzi jakaś głupia kadra narodowa, gdy mam ciebie?

Johny przytulił mnie do swojej piersi. Mogłabym tak trwać w tym uścisku bez końca. Nie chciałam, żeby kiedykolwiek się skończył. Jednakże kiedyś musiał nadejść kres. Trzeba było przecież wrócić na kwatery, oporządzić się, pojechać z powrotem do Chicago.

Podszedł do nas Clint, żeby zapytać o przedstawiciela ze związku żeglarskiego. Sam był zawiedziony, że tak się potoczyły sprawy, trochę zły na Johna, że odrzucił propozycję, a mnie przeprosił, że narobił mi nadziei. Nie miałam jednak do niego żalu, nie mógł wiedzieć, że przedstawiciel okaże się uprzedzonym bucem.

Po chwili do naszej rozmowy przyłączył się Ned, który zajął czwarte miejsce. Mało brakowało, a wyprzedziłby i Johna, i mnie, ale na moje szczęście wiatr bywa nieprzewidywalny i zagrał mu na nosie. Ned jednak mimo swojej małej porażki był uchachany jak głupi i w ogóle nie zauważył, że między naszą trójką panuje raczej posępna atmosfera.

– Johny, mam świetną wiadomość! Nie uwierzysz!

– Nie uwierzę! – Johny go przedrzeźnił i momentalnie dobry humor blondyna udzielił się nam wszystkim. – Mów!

– Uniwersytet opłaci nam trzy czwarte wyprawy. Możemy, a nawet musimy wyruszyć już tego października – wypalił szybko, nie skrywając entuzjazmu.

– Nie! – Johny zrobił wielkie oczy.

– Tak!

– To wspaniale! – pogratulowałam im.

– Ja chyba śnię! Jak ci się to udało?

– Ma się ten mózg pod czaszką – nieskromnie zażartował Ned i obaj zaczęli się śmiać.

– A co z resztą pieniędzy? – zapytałam. Trzy czwarte to sporo, ale pozostała część to też nie mało.

– Rozmawiałem już z moimi rodzicami. Jeśli dołożymy do tego jeszcze twoje oszczędności, Johny, to jesteśmy gotowi na podróż w każdej chwili. O ile "Bella" jest już wyszykowana.

– Tak... Skończyliśmy już wszystkie usprawnienia – Johny odpowiedział powoli, niemalże cedząc słowa. Brzmiał na niepewnego.

– Coś tak nagle sposępniał? – Zmiana nastroju nie uszła uwagi Neda.

– Po prostu dotarło do mnie, że to już. Jestem zaskoczony, to wszystko. Będziemy musieli wziąć dziekankę, prawda?

No właśnie, to już. Moja początkowa radość też przygasła, gdy sobie uświadomiłam, że czeka nas roczna rozłąka. Coś, czego obawiał się mój tata, ale i ja z Johnym już od roku. Ufałam, że przez ten czas Johny zrobi coś, co pozwoli nam zostać razem albo że zanim zdobędzie fundusze, coś się zmieni w naszym życiu. Jednak myśl, że za zaledwie trzy miesiące będę musiała się z nim pożegnać, rozrywała mi serce.

W nocy nie mogłam spać. Ciągle myślałam o Johnym. Z tego wszystkiego w końcu nie dotrzymał słowa i nie odpowiedział mi na moje pytanie. Pragnęłam, żeby był obok mnie, żebym mogła zasnąć w jego objęciach i żebym każdej nocy mogła spać u jego boku. Nie chciałam, żeby rezygnował dla mnie ze swojego marzenia tak, jak zrezygnował z Harvardu. Studia to studia, każde są dobre. Jednak spełnionego marzenia nic nie zastąpi. Ale jak miałam przeżyć rok bez niego?

Następnego ranka ledwo wstałam na czas. Gdy usiadłam w autokarze, od razu zasnęłam i przespałam prawie całą drogę. Ale nie tylko ja byłam taka zmęczona. Johniemu też szybko opadła głowa i gdy dotarliśmy do Chicago, okazało się, że przez cały ten czas spaliśmy opierając się o siebie. Reszta reprezentacji klubu nazwała mnie panią Johnową, ale ta ksywka wcale nie cieszyła mnie tak, jak powinna. Przypominała mi tylko o tym, że jeszcze nie jesteśmy małżeństwem i mało prawdopodobne, żeby to się miało zmienić w najbliższym czasie. I nie chodziło o to, że wątpiłam, że Johny kochałby mnie na tyle, żeby się oświadczyć. Wiedziałam, że po prostu jest zbyt rozsądny, żeby w takim momencie podejmować tak ważną decyzję. 

– Przepraszam cię Belle, że nie dokończyłem wczoraj naszej rozmowy – powiedział, gdy odwiózł mnie do domu. – Tak naprawdę cały czas myślałem, co tu zrobić, nie spałem przez to całą noc i jestem wyczerpany. Spotkajmy się jutro w przystani, dobrze?

– Oczywiście, mój kochany Johny – odpowiedziałam z pokrzepiającym uśmiechem i ucałowałam go w czoło. Jednak nie mogąc się tym nasycić, powtórzyłam gest, tym razem w usta. – Wypoczywaj i do jutra.

Mimo że spałam w autokarze tyle godzin, to nie miałam problemu, żeby znów zasnąć. Rzuciłam tylko swoją torbę podróżną na podłogę i nie mając nawet siły, żeby przebrać się w piżamę, padłam na moje wielkie miękkie łóżko. I znów uczułam cierń tęsknoty – ten materac był za wielki dla mnie jednej.

______ ⚓ ______ 

Kolejny dzień obudził mnie słonecznym porankiem w akompaniamencie wróbli i jaskółek, które radośnie piszczały za oknem. Choć wciąż jeszcze odczuwałam lekkie zmęczenie, szykowałam się na pełnych obrotach chcąc jak najszybciej spotkać się z Johnym. Bez niego każda minuta była jak wieczność.

W trakcie, gdy jeszcze jadłam śniadaniową owsiankę, zza okna doszedł mnie charakterystyczny klakson brązowej motorynki. Zaprosiłam Johna, żeby zjadł z nami, ale jedynie usiadł obok mnie w jadalni i czekał, aż skończę jeść.

– Czemu się tak na mnie patrzysz? – zapytałam speszona, gdy zorientowałam się, że mi się przygląda.

– W tej scenerii i to, jak siedzisz elegancko przy stole... Wyglądasz jak księżniczka.

Zarumieniłam się. Często słyszałam od niego, że ładnie wyglądam. Ale jeszcze nigdy nie porównał mnie do księżniczki. 

– Nie patrz na mnie z takim zdziwieniem, jakbyś nie posiadała lustra.

– Johny! – oburzyłam się, bo wprawiał mnie w zakłopotanie przy rodzicach, którzy byli milczącymi świadkami naszych czułości.

– No co mam poradzić? Wyglądasz idealnie na nasze dzisiejsze wyjście.

– Gdzie dziś się wybieracie? – zapytał tata, próbując nonszalancją zakryć ciekawość.

– Zabieram dziś Annabelle na piknik.

– A to nie idziemy do przystani? – zdziwiłam się.

– Zmieniłem trochę plany. Ale na pewno ci się spodoba.

Gdy jest się zakochanym, wszystko wygląda lepiej. Trawa w parku była zieleńsza, a niebo intensywniej błękitne. Mydlane bańki, które puszczały dzieci nieopodal naszego koca, wydawały się tak mnogie, jak gwiazdy na niebie, a rzępolenie ulicznego skrzypka zmieniło się w przepiękny koncert. Wszystko było po prostu bardziej.

– Coś tak daleko siadła? Przysuń się do mnie bliżej – powiedział Johny lekko nadąsany. Rzeczywiście, siedziałam na drugim krańcu koca, co on, bo nie chciałam, żeby ludzie za bardzo zwracali na nas uwagę. – Bliżej – dodał, gdy mimo zmiany pozycji wciąż dzieliły nas centymetry.

– Nie boisz się już, że ludzie będą widzieć? – zapytałam, gdy ciasno mnie objął.

– A niech się gapią. Niech widzą, jacy jesteśmy razem szczęśliwi – zaśmiał się i ucałował mnie w policzek. Schował twarz w moich włosach tak, że nosem łaskotał mnie w ucho. – Boże, chyba nigdy mi się nie znudzi ten zapach – westchnął zaciągnąwszy się głęboko. Uśmiechnęłam się pod nosem. – Nie dość, że twoje włosy lśnią jak złoto, to jeszcze pachną tak zniewalająco.

– Cieszę się, że ci się podoba ten zapach.

– Cała mi się podobasz, Belle. Jest tyle rzeczy, które w tobie kocham, że przez całe życie mógłbym o nich opowiadać.

– A co najbardziej?

– Najbardziej podoba mi się twoja osobowość. Kiedy byliśmy na Broodway'u i tańczyłaś ze mną w deszczu niczym się nie krępując, pomyślałem, że chciałbym cię widzieć taką już zawsze. Urzekło mnie to, że dałaś mi zobaczyć coś, czego nie pokazywałaś innym. Jednocześnie, nie mogłem zrozumieć, czemu skrywałaś tę swoją najpiękniejszą stronę. Dlatego ujęło mnie też to, jak nie dałaś się zmanipulować Eve, jak się od niej odcięłaś. To na pewno nie było dla ciebie łatwe.

– Cóż, bałam się, że zostałabym całkiem sama.

– Ona nigdy do ciebie nie pasowała. Ty jesteś z najwyższej półki. To wyglądało tak, jakbyś do tej swojej pięknej bankietowej sukni założyła wyciągnięty, dziurawy sweter.

– Przesładzasz – przewróciłam oczami. – Nie jestem aż tak wspaniała.

– Po prostu przyjmij mój komplement i się ze mną nie kłóć – odparł nad wyraz poważnie i nim zdążyłam powiedzieć „ale" namiętnie mnie pocałował. Dziwnie się czułam z tym, że zrobił to w parku na oczach wielu dzieci, ale nie potrafiłam się oprzeć. – Annabelle, popłyń ze mną.

– Co? – wypaliłam myśląc, że się przesłyszałam albo coś sobie uroiłam.

– Proszę, popłyń z nami. Nie zniosę tak długiej rozłąki – wyżalił się Johny i spojrzał na mnie błagalnie. Czułam się tak jak on, ale miałam jeden problem.

Błądziłam wzrokiem po jego pojedynczych, drobniutkich, ledwo zauważalnych piegach, jak gdyby policzenie ich miało pomóc mi odpowiedzieć. W moim umyśle toczyła się wewnętrzna walka. Bardzo chciałam popłynąć. Rejs dookoła świata – to mogła być jedyna moja okazja w całym życiu. Ale zdawałam sobie też sprawę z niebezpieczeństwa zupełnie innego niż sztorm czy rekiny albo orki. Bałam się też, co sobie o mnie pomyśli Johny. Bałam się, że mnie porzuci, jeśli odmówię.

– Och Johny, bardzo bym chciała – odpowiedziałam tym samym uciszając głos sumienia, który wyraźnie sprzeciwiał się temu pomysłowi. Ufałam Johnowi i byłam pewna, że by mnie nie skrzywdził, choćbyśmy byli ostatnimi ludźmi na ziemi, a Bóg oficjalnie przestał istnieć. John był po prostu uosobieniem dobra i cnoty. A jednak coś we mnie krzyczało, że jeśli się zgodzę, to zwyczajnie zepsuję to, co ceniłam w nim najbardziej.

Uciekłam wzrokiem nie będąc w stanie dłużej skrywać się za maską ekscytacji i moralnej beztroski. A John ku mojemu zdziwieniu to zauważył. Myślałam, że po usłyszeniu zgody będzie tak zaaferowany i rozradowany, że przeoczy ten cień niepokoju goszczący na mojej twarzy, ale on był czujny i uważny jak zawsze.

Ma Petite, co się stało? Wyglądasz na zatroskaną. Proszę, powiedz mi, jeśli masz jakieś wątpliwości – ujął moją twarz w dłonie czym zmusił mnie, żebym na niego znowu spojrzała. Jego brwi się zmarszczyły, a oczy drżały niespokojnie.  

Otworzyłam usta chcąc zacząć zwierzać się z moich obaw, ale znów naszła mnie wątpliwość, czy John mnie zrozumie i czy nie uzna mnie za staroświecką dewotkę.

– Nie ważne – westchnęłam, wzniosłam wzrok i spojrzałam na płynące po niebie puchate białe chmury.

– Annabelle, jak to nie ważne? Gdyby to było coś tak nieistotnego, nie robiłabyś takiej miny. Proszę, nie ukrywaj przede mną niczego.

– Johny, naprawdę pragnę wyruszyć w ten rejs. I pragnę to zrobić z tobą. I też, tak jak ty, nie zniosłabym długiego rozstania. Jakby tego było mało, zzieleniałabym z zazdrości, że tobie by się to udało, a mi nie. Ale... – Wzięłam głębszy oddech na odwagę. – Jakkolwiek bym tego nie pragnęła, to ja sama, kobieta, w towarzystwie dwóch mężczyzn na jachcie po środku oceanu brzmi absolutnie niestosownie – wyrzuciłam z siebie słowa na jednym wydechu i choć targały mną czarne myśli, że John zaraz mnie wykpi, to jednocześnie czułam w sobie niezwykłą siłę i dumę. W końcu naprawdę udało mi się stanąć w obronie własnych przekonań i wzmocnić mentalne mięśnie wokół swojego kręgosłupa moralnego.

– Czy jedynie to cię tak dręczyło? – zapytał Johny zdumiony i nie byłam do końca pewna, co było tego powodem. Czy spodziewał się usłyszeć całą litanię słusznych obaw i zarzutów? A może jednak uznał mnie za przewrażliwioną, pruderyjną cnotkę?

– Tak – odpowiedziałam cicho. John trochę sposępniał i zaczął się nad czymś intensywnie zastanawiać tak, iż między jego brwiami pojawiła się głęboka bruzda.

– Rozumiem – odparł po chwili milczenia.

 – Naprawdę? Nie uważasz mnie za zdewiociałą nudziarę?

– Co? Ależ Belle, jak mogłaś tak pomyśleć? Nigdy w życiu! – natychmiast zaprzeczył w kompletnym szoku. Po chwili chwycił moją dłoń i uniósł ją do swoich ust. Złożywszy na niej czuły pocałunek spojrzał na mnie melancholijnie. Najwyraźniej pojął mój punkt widzenia. – Wręcz przeciwnie, jestem pełen podziwu dla ciebie i naprawdę szanuję to, że zdobyłaś się na odwagę, żeby mi to powiedzieć. Masz całkowitą rację. Przepraszam, że wcześniej o tym nie pomyślałem. Przecież naraziłbym na szwank twoją dobrą reputację.

– Och, Johny... – westchnęłam poruszona jego serdecznymi i pełnymi wyrozumiałości słowami. – To co teraz?

– Odłóżmy ten temat na późniejszy czas, dopóki czegoś nie wymyślę. Przecież nie wypłynę bez ciebie. Nie zostawię cię tu samej.

Wbiłam wzrok w jego brązowe oczy pełne miłości. Sama też obdarzyłam go podobnym spojrzeniem, ale byłam mu też niezmiernie wdzięczna, że zdecydował się zmienić jakoś plany – dla mnie. Pogładziłam go po policzku, a on przymknął oczy i zbliżył się do mojej twarzy. Potem się pocałowaliśmy tak, jak mogło to zrobić tylko dwoje młodych zakochanych w sobie ludzi. 

________________________

Pewnie znajdą się tacy, co powiedzą, że Annabelle przesadza z byciem cnotliwą itd. Ale pamiętajmy, że tu jest rok 1959 i w tamtych czasach w filmach nawet nie można było pokazywać zbyt długich pocałunków (3 sekundy max).

Od razu więc uprzedzę też, że jeśli ktoś liczy na sceny bardziej intymnych zbliżeń niż pocałunki, to się nie doczeka.

Jak myślicie? Czy Annabelle wypłynie z Johnym i Nedem? A może Johny zrezygnuje dla niej ze swojego życiowego marzenia?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro