7
Aktywne komentowanie daje serca radowanie!
Z dedykacją dla Moochimoonie
Następnego dnia Viktor został obudzony inaczej niż zwykle. Nie dostał śniadania, nie dostał buziaka, nie wskoczył na łóżko pies...
Obudził to dziwny dźwięk docierający z łazienki. Jakiś... chlupot?
Zduszony jęk? I znów chlupot?
Nie był w ciemię bity.
(Trochę był).
Wiedział co to oznacza.
- Yuuri, mój ukochany, już biegnę! Wytrzymaj! - krzyknął i zerwał się z łóżka, biegnąc do łazienki.
Drzwi były zamknięte. Biedny Yuuri, pewnie wstydził się siebie i zamknął drzwi na klucz.
Jednakże Viktor nie zamierzał to zostawić samego w takiej sytuacji! Będzie jego rycerzem!
Pobiegł po widelec, otworzył nim drzwi i... wparował Katsukiemu prosto w kąpiel.
- Viktor... czemu? - zapytał, marszcząc brwii.
Stał nagi i ociekający wodą.
A równie nagi Viktor (bo sobie tak lubi spać, no!) zlustrował go wzrokiem.
- Myślałem, że rzygasz bo w ciąży to tak bywa. - mruknął zrezygnowany. I jak tu być rycerzem, jak nie ma kogo ratować? - Ten chlupot i...
- A, no woda mi się z wanny wylała, robiłem długą, gorącą kąpiel. Cieplutka, że właśnie myślałem, że może tam wrócę. Chcesz dołaczyć? - zapytał kuszącym głosem, mrużąc oczy.
Stał nagi o mlecznej skórze pośród pary wodnej. Bóstwo.
- Chcę! - Nikiforov z zapałem pokiwał głową.
- To masz problem, bo miejsca jest tylko dla mnie. - powiedział Japończyk do zdziwionego narzeczonego i wypchał to za drzwi.
Gdy był już sam, przejrzał się dokładnie w lustrze.
Nie widział żadnych objawów ciąży. Był zupełnie płaski.
Ale dzisiaj miał wyjątkowo dobry humor i ochotę na bycie złośliwym.
Więc będzie złośliwy dla Viktora, no bo dla kogo? Makkchain nie zasłużył na takie traktowanie.
A Nikiforov? Rusek zrobił mu dzieciaka to niech teraz płaci.
***
Viktor ma urok osobisty. W końcu udało mu się obłaskawić Katsukiego i wpakować mu się do wanny.
Teraz Yuuri odpoczywał, wykąpany i zrelaksowany.
Musiał zacząć brać swoje zdrowie na poważnie, eh...
Po drzemce trwającej godzinkę miał ochotę na coś do jedzenia.
Przeciągnął się rozkosznie, a koszulka podwinęła mu się pod samą szyję.
Przyszedł mu pomysł do głowy.
Niepewnie, jakby wcale tego nie chciał, położył rękę na swoim podbrzuszu. Nadal nie otwierał oczu. Zaczął kreślić kółka na skórze.
Nie czuł żadnej różnicy. Zrezygnowany znów się położył. Sezon się skończył, czasu miał więcej. Zamierzał przespać cały dzień.
Nagle poczuł dziwny zapach.
Spalenizny.
Ehh, Viktor w kuchni. Trzeba ratować.
- Viktor?! - krzyknął pytająco, czekając na wyjaśnienia.
- Nie wstawaj! - odkrzyknął mu ukochany. - Robię ci śniadanko.
Jak na potwierdzenie swoich słów, przebiegł do sypialni z tacką pełną jedzenia.
Tosty, kanapki, koktail, owoce, owsianka.
I że niby Yuuri miał to wszystko zjeść?
Żaden problem. Przez cały rok pościł.
- A dieta? - upewnił się.
- Ciężarnych nie dotyczy. - Nikiforov usiadł przy nim. - Kochanie. - przybliżył się i dotknął japońskiego noska swoim nosem.
- Mój kucharz...
- Moje złoto.
- Kocham cię, skarbie.
- I ja ciebie, króliczku. Jedz.
A więc zjadł.
I wypluł.
- Tu, co to, do diaska jest?! - wrzasnął z pretensją, wycierając usta.
- Same rosyjskie specjalności dla osób w ciąży. Czytałem, że macie wtedy dawne zachcianki jak ogórki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro