10
To okrągły, dziesiąty rozdział.
Tak, zmieniam co nieco w stosunku do poprzedniej wersji ale żeby było lepiej.
Może dostanę dziesięć komentarzy?
Nie?
Dobra, dobra, pisz nie zwracaj uwagi na cyferki przy rozdziałach. Tak, wiem.
Gdy sezon łyżwiarski oficjalnie się zakończył, pracujący w tym że fachu mieli czas na małą przerwę. Różni wykorzystywali ją różnie.
Viktor jeszcze trochę ponad rok temu, najpewniej myślałby o swoim następnym układzie, zadręczając Yakova swoimi dzikimi pomysłami.
Teraz siedział w poczekalni na lotnisku i myślał o tym jak przekazać państwu Katsuki, że zapłodnił ich syna, tak na dwa bardzo urocze płody.
Przed ślubem.
Miał wrażenie, że rodzice Yuuriego nie są jakoś bardzo zżyci z tradycją, w końcu zaakceptowali związek ich dziecka z mężczyzną. Ale teraz ich dziecko będzie miało dzieci, właśnie z tym mężczyzną.
Viktor przekreślił Yuuriemu kolejny sezon łyżwiarski. Jak nie dwa. Yuuri miał już prawie dwadzieścia lat i do trzydziestki niewiele zostało...
Tak samo jak dwudziestoczteroletniemu staruchowi, który jakoś tak od urodzenia był siwy.
Myśli Nikiforova zeszły na przyjemniejszy tor, gdy rozmyślał o tym czy ich słodkie pociechy odziedziczą po nim ten unikatowy kolor włosów. A po Yuurim piękne, duże, brązowe oczy. To byłoby śliczne!
Chłopiec i dziewczynka o bursztynowych oczach sarny i włosach czystego srebra.
- To jest siwy, Forov. - burknął Yuuri.
Aha, czyli mówił to wszystko na głos?
***
Sezon się zakończył, ale także sezon się zaczął.
Sezon na poranne mdłości i wybrzydzanie jedzeniem.
A mianowicie: drugi miesiąc. Zmora każdego męża, który stara się dogodzić żonie (lub mężowi!) ale zawsze dostaje po głowie.
Yuuri budził się z wymiotami i biegł do łazienki.
Victor za nim. Mył mu twarz i chodził kark.
Potem Yuuri wracał do łóżka a Victor robił mu herbatę.
- Czemu nie posłodziłeś? - fuknął Katsuki.
- Posłodziłem.
- Przecież wiesz, że nie słodzę!
I tak mijały im wspólne poranki.
Potem nadchodził obiad i kolejna faza mdłości.
Następnie znów kłótnia o herbatę, spacer podczas którego się godzili i z czułymi pocałunkami schodzili się do domu, wspólną drogą.
Bo przecież zawsze do siebie wracali.
Potem coś na osłodę, chyba że Yuuri nie miał ochoty.
Kolacja, wymioty.
Ogólnie, ciekawie.
Pewnego popołudnia mężczyzna stanął na wadze, o taka rutyna.
Ale gdy zobaczył cyferki...
Łyżwiarz był bliski łzom.
Przytył.
Tyle diety na nic! Ta ciąża przekreśli jego lata pracy...
- To niesprawiedliwe! Przytyłem całe dwa kilo, nie ma mowy! Nie chcę... - tyle pracy poszło się kąpać w tłuszczu.
- Victor, weź przestań. - uciszył go Japończyk.
- Ale...Ale Yuuri! Spójrz na ten tłuszcz! - przerażony chłopak złapał się na brzuch, pokazując jak to bardzo jest gruby.
- Sama skóra i kości. No i mięśnie. Tłuszczu brak, ukochany. - Katsuki cmoknął go w policzek i wspaniałomyslnie otarł łzy.
- Skoro tak mówisz...
Yuuri miewał zachcianki. Ale często zdarzało się tak, że jadł swoją zachciankę do połowy, po czym stwierdzał że jednak jej nie może zjeść i jest mu mdło.
No i co? Victor z Makką dojadali.
- Pokażę ci coś co cię ucieszy, chodź. - pociągnął go za sobą Katsuki.
Usiadł na łóżku i rozpiął koszulę.
Brzuszka jako takiego nie miał, ale wydawało się jakby nieco spuchł pod pępkiem. Każdy, kto dobrze zna Yuuriego zauważyłby zmianę.
A kto zna Yuuriego lepiej niż Viktor?
No chyba nikt.
Może Mari ewentualnie.
Albo Minako. Lub Yuuki.
Mama jego.
Phichit...
Ale to nie oni spłodzili mu dziecko!
- Yuuri, jestem najlepszy, prawda? - upewnił się Nikiforov, siadając naprzeciwko niego.
- Oczywiście, Viktor. Oczywiście. - potwierdził spokojnie brunet. - Dotknij. - polecił i wziął przyszłego męża za rękę. Położył ją sobie na podbrzuszu.
- Wow, jest taki... twardy. Ale nie jak mięśnie tylko... tylko tak milusio. Jak myślisz, dzieci mnie słyszą? - zapytał radosny Viktor.
- Nie, jeszcze nie. Ale będziemy mogli niedługo usłyszeć bicie serduszka. - Yuuri dużo czytał o ciąży.
Chciał być najlepszym tatą pod słońcem.
Nie mógł wierzyć, że na początku nie chciał tych dzieci i że śmiał chociażby pomyśleć o usunięciu.
Prawda, będzie im ciężko.
Ale on pokochał istotki, które nosił pod sercem.
Czuł, że powstały z miłości.
Za to Viktor spodziewał się istnego armagedonu.
Myślał, że Yuuri będzie rzucał talerzami, co chwila zmienił zdanie, będzie na niego krzyczał i płakał i ciągle miał zachcianki.
Ze zdziwieniem zauważył, że nie było tak źle.
Ucieszył się, że jego mąż pewnie łatwo przechodzi ciążę i kiedy poszedł pochwalić się tym do kogoś kto był dla niego jak ojciec, czyli do Yakova, ten go wyśmiał.
- Poczekaj trochę, chłopcze. To ci się odechce następnym razem bez gumeczki. - śmiał się w dobre mężczyzna widząc głupi wyraz twarzy podopiecznego.
Nie powiedział i nie powie tego nigdy na głos, ale był dumny. Cieszył się, że ten nieśmiały chłopak znalazł kogoś, kogo pokochał.
Życzył im wspólnej przyszłości.
Jeszcze nie śmiał pomyśleć o sobie jak o dziadku, ale nie wiedział że Viktor i Yuuri od dawna uznają go za takiego dla swoich dzieci.
Pewnego dnia przyjdą do niego przyszywane wnuki i powiedzą "Dziadek, daj nam pieniądze na lody! Tata Yuuri mówi, że nie możemy jeść ich bo są niezdrowe."
A Yakov odpowie wtedy...
- Zabieraj stąd te brudne skarpety. - głos Lili brutalnie wyrwał go z przemyśleń.
Ah, tak. Prawie zapomniał, że to tylko na początku jest tak kolorowo.
Westchnął, bo nie chciał żeby ten siwy dzieciak przebiegał do niego ze złamanym sercem.
Ale Yuuri nigdy by mu nie złamał serca.
Teraz myśleli już tylko o ślubie!
Witajcie, pierożki!
Ah, miałam taki napływ dobrej weny czuję się taka uhuhuhuhahah.
Poczytałam o ciąży, aby nie sprzedawać Wam całkowitego kitu.
No, cóż. Niedługo lecimy do rodziców i bierzemy śluby! Prawda?
Jak się Wam podoba? Zobaczcie, jesień to nie tylko smutek. Dowodem jest ten radosny rozdział.
Bluemiss_96.
A Ty widzisz, że trochę (Trochę, debilu? Mod.) zmieniam.
Upsi?
Dedyk dla naszej kochanej WielmoznaRivaille
Wielo, zostaje z nami tak jak Viktorek zostaje z Yuurim. Prawda?
Kocham Was wszystkich!
Do następnegooo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro