7 ROZPACZ TALENTU
"When we're born or grow old we're living by cowering"
Zbiegał po krzywych schodkach w swoim bloku. Na samym dole popchnął drzwi ramieniem i wypadł na duszny dwór. Już był spóźniony, jednak zamiast popędzić dalej, zatrzymał się. Na obdrapanej ławce przy trawniku siedział zapadnięty w sobie chłopak. Miał czapkę z daszkiem nasuniętą bardzo nisko i nogi wyciągnięte na środek chodnika.
- Szymon?
Zobaczył jego zacienione oczy spoglądające z umęczeniem.
- Co ci się stało? Pijesz? - Kard wskazał na puszkę piwa, stojącą na deskach obok. - Stary, jest dziesiąta rano.
- Nie wiem... - Powoli oparł łokcie na udach pochylając się tak nisko, że miało się wrażenie, że zaraz położy się na nagrzanym chodniku.
- Umówiłem się z kimś, więc muszę spadać - rzucił, ale nie był pewien, czy powinien tak po prostu zostawić Szymona. Stał tam dalej zmieszany.
- A tobie to się udało - podjął i znów się wyprostował. Kard spotkał jego zezłoszczone oczy. - Pierdolony szczęściarz.
- Co?
Szymon nie odpowiedział, tylko podniósł się i po chwili zachwiania poszedł w stronę wejścia do bloku.
Kard odetchnął, choć wcale go to nie uspokoiło. Oglądając się co jakiś czas na pustą drogę za sobą, pobiegł na przystanek.
*
Cynamonek wciąż się nie uśmiechał. Większość uczniów w pierwszy dzień wakacji okazałoby choć trochę entuzjazmu, lecz on głównie naciągał materiał swojej za luźnej koszulki i patrzył się w ziemię. Z kolei Kard nie miał zbyt wielu pomysłów, co mu powiedzieć, żeby odpowiedział czymś więcej niż „mhm" lub „uhm".
- Chcesz kawę z cynamonem? - spytał Kard w kawiarni, spoglądając na przyjaciela wyczekująco.
Nawet ten przezabawny żart zignorował. Pokręcił głową po chwili namysłu.
- Wolałbym coś na zimno.
- No tak. Jest gorąco. No tak - powtórzył walcząc ze swoim telefonem, który postanowił utknąć w kieszeni. Kasjerka stała i patrzyła na niego z tylko odrobinę zniecierpliwionym uśmiechem. Cynamon ustawił się trochę dalej, żeby przypadkiem nie zwróciła się do niego.
Kard zamówił dwie mrożone latte i wyszli na rynek ich małego miasteczka. Usiedli tam przy pomniku jakiegoś bohatera narodowego, którego nie znali. Pod nim kwitły bardzo urokliwe begonie. Żar lał się na nich z nieba. Od dwóch tygodni w ogóle nie padało.
- Przeleję ci później pieniądze na telefon. Ile? - odezwał się Cynamon.
Kard ostrożnie się do niego odwrócił. Miał absurdalne przeświadczenie, że jeśli zrobi coś gwałtownego, chłopak spłoszy się i odleci w przestworza, zupełnie jak gołębie, które w tej chwili krążyły wokół nich niespiesznie kontemplując plamy na bruku.
- Czternaście złotych. Nie trzeba.
Cynamon uniósł jedną brew.
- Masz za dużo pieniędzy? Myślałem, że wszystkie wydałeś na gitarę, której nie potrzebujesz.
Kard założył ramiona na piersi i wpatrzył się w swoje buty.
- Może liczę na to, że kiedyś te pieniądze do mnie wrócą.
Przez moment nie odpowiadał.
- Już zdecydowałem.
- Ale może...
- Nie - warknął. - Kupiłeś ją. Jest twoja. Nie chcę o tym rozmawiać - dodał łagodniej.
Kard chciał się odezwać, ale jak do tej pory nie udało mu się powiedzieć niczego mądrego, więc odpuścił. Lód w jego kawie już zdążył stopnieć. Zauważył to, kiedy chciał potrząsnąć kubkiem, by zapełnić ciszę dźwiękiem stukających o siebie kostek.
- Ładne kwiatki - powiedział Cynamon.
- Ładne. Takie czerwone.
*
- Filemona znowu nie mogła? - spytał Cynamon, kiedy spotkali się w parku.
Latem było tu całkiem tłoczno, bo dzieciaki wychodziły na rolki i rowery. Wszędzie spacerowali ludzie z psami lub dziećmi w wózkach. Wielka kolejka ciągnęła się od małej budki z lodami skrytej w cieniu drzewa.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Nie pytałem.
Cynamon posłał mu uważne spojrzenie, ale nie powiedział nic więcej. Musieli się ruszyć, bo przejeżdżający obok rowerzyści zaczynali na nich dzwonić.
- Nie jest ci gorąco w glanach? - rzucił Kard.
- Przestań zadawać głupie pytania.
- Ale naprawdę się zastanawiam. Skoro jest ci gorąco, to po co je ubrałeś?
Cynamon rzucił mu złowieszcze spojrzenie z ukosa. Pomalował dziś sobie oczy, ale nie tak bardzo, jak na występy. Miał na sobie dopasowane szare dżinsy i luźną koszulkę z szerokimi rękawami do łokci. Materiał falował na nim z każdym podmuchem wiatru.
- To moje ulubione buty - stwierdził w końcu.
- Łał, tak trudno było odpowiedzieć?
Przez chwilę atmosfera zrobił się ciężka, ale Kard zaśmiał się cicho i zwrócił uwagę Cynamona.
- Co?
- Co? - powtórzył nie przestając się uśmiechać. - Naprawdę zachowujesz się jak zbuntowany nastolatek.
- Może jestem zbuntowanym nastolatkiem - odpowiedział.
- Nie wierzę, że jesteś tą samą osobą, którą poznałem na początku semestru.
Cynamon wsadził dłonie do kieszeni i lekko się uśmiechnął.
- Ty też byłeś inny.
*
Kard: Widziałeś?
*wysłano zdjęcie*
Cynamon: No. I?
Kard: Mogę zostać liderem twojego fanklubu?
Cynamon gapił się w popękany ekran telefonu. Było już po północy, a on siedział ze zgaszonym światłem na niepościelonym łóżku. Widział wszystkie komentarze pod ich filmikiem. Robił się popularny. Może właśnie dlatego jego mama się dowiedziała.
Kard: Nazwę go cinnamon rolls
Cynamon: Może cinnamon rats
Zorientował się, że się uśmiecha. Wyłączył telefon i przez chwilę było naprawdę ciemno. Ekran podświetlił się pokazując nowe powiadomienie, ale odwrócił go w drugą stronę. Podszedł do biurka i znalazł w szufladzie notes. Otworzył go, choć dobrze wiedział, że nic już w nim nie ma. Ani tekstów, ani nut, ani nawet kartek. Mama wyrwała wszystkie, łącznie z tymi pustymi. Zacisnął usta. Zaczął bezgłośnie płakać.
*
Waniliowy shake nabierał coraz bardziej wodnistej konsystencji, gdy Cynamon trzymał go tak siedząc na ławce w centrum handlowym. Nie podobało mu się ani siedzenie tam wśród przechodzących tłumów ludzi, ani picie shake'a, który miał być karmelowy, ale oznajmiono mu, że owy smak jest już niedostępny. Przyszedł tu, bo nie mógł już wytrzymać siedzenia w domu z mamą. Ciągle pytała go, czy chce jechać gdzieś na wakacje, bo ona wzięła urlop, zupełnie jakby jechanie na wakacje z kimś, kto zniszczył mu marzenia, było czymś całkowicie normalnym. Nie miał ochoty ani z rozmawiać z mamą, ani tym bardziej nigdzie z nią jechać. Wcześniej myślał, że nie odezwą się do siebie przez co najmniej miesiąc, odkąd roztrzaskała szklankę i zdarła sobie gardło krzycząc na niego, ale widocznie dla niej nie była to aż tak istotna sprawa. Może to jego wina. Może za bardzo się przywiązywał.
- O! Cynamon! Hej, co tam porabiasz?
Nagle znalazła się przy nim rozweselona Filemona. Krok dalej stał Kard z nieśmiałym uśmiechem.
- O... Ja... Przyszedłem... - Spojrzał na buty dziewczyny. Fioletowe tenisówki w gwiazdki. Nie potrafił nic wymyślić.
- My byliśmy w kinie - odezwała się znowu Fila. - Chcesz iść z nami coś zjeść?
- Nie bardzo. Czekam na kogoś - odpowiedział ściskając w rękach plastikowy kubeczek.
- A, no okej. To do zobaczenia - pożegnała się, a Kard skinął mu głową i odeszli.
Jednak nie minęły dwie minuty, a znów ktoś do niego przemówił, a on podskoczył w miejscu, bo owa osoba nachyliła się zdecydowanie zbyt blisko, prawie szepcząc mu do ucha.
- Na kogo czekasz?
- Na nikogo - odpowiedział bezmyślnie.
- Tak myślałem. - Przez twarz Karda przemknął uśmiech, gdy siadał obok.
- A ty nie miałeś być z Filemoną? - Spytał wpatrzony w kubeczek, którym zataczał kółka.
- Miałem - potwierdził. - Ale jestem z tobą. - Przechylił głowę uroczo się uśmiechając i Cynamon prawie pomyślał, że z nim flirtuje.
- Nie robię tu nic ciekawego. Unikam mamy. Nie będziesz się ze mną dobrze bawił - powiedział zrezygnowany.
- W porządku. - Wzruszył ramionami. - Nie jestem tu po to, żeby się dobrze bawić. Chcesz się przejść po sklepach?
- Nie wiem. A ty chcesz?
- Zależy od ciebie.
Czekali przez dobre pięć sekund.
- To chodźmy.
Znaleźli trochę dziwnych ubrań, źle pachnących perfum i dziwnej biżuterii. Cynamon nie uśmiechał się, dopóki nie trafili do drogerii, gdzie Kard zaczął pytać, którego cieniu do oczu używa. Niepewnie wszystko wyjaśnił, zakańczając całą wypowiedź dobitnym „ale nie sądzę, by naprawdę cię to interesowało".
- Serio pytam! - odpowiedział i to nawet przekonująco.
Ale Cynamon wolał uważać.
- Przecież się nie malujesz. I nie będziesz.
- Tak? - Uniósł brwi. - To pa tera.
Podszedł do półki i wybrał najładniejszy kolor szminki. Patrząc w małe kwadratowe lusterko ostrożnie nałożył ją na usta. Obejrzał się najpierw i ocenił, a potem odwrócił do oniemiałego kolegi.
- Jestem ładny? - spytał.
„Zawsze".
- Nie wiem. - Otrząsnął się z szoku i się zaśmiał. - Ale bardziej pasowałby ci jakiś ciemny czerwony. Patrz. - Teraz to on wybrał kolor według swego uznania i kazał Kardowi wytrzeć usta w chusteczkę. Potem sam nałożył mu szminkę.
- Super. - Uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze, po czym znów zwrócił się do kolegi. - A teraz... Jak to zmyć?
Kupili zmywacz do makijażu i Kard pozbył się wyraźnego koloru z ust w toalecie przy użyciu szorstkiego papieru. Wciąż chichotali, gdy wychodzili na pasaż.
- Kard! No cześć!
Zatrzymali się, a Kard rozpoznał swoją ciocię w krótkiej ostro-zielonej sukience i kapeluszu z wielkim rondem. Posłał jej kwaśny uśmiech, bo innego wymusić nie umiał. Wiedział, że jego mama jest skłócona z siostrą i tylko obserwował, jak obie co jakiś czas próbowały go przekonać, że ta druga jest zła. Właściwie to nawet nie chciał się w ten konflikt mieszać, ale jeśli mógłby wybrać, wolałby z ciocią nie gadać. Straszliwie się wszystkiego czepiała. Gdy tylko widziała swojego siostrzeńca, od razu zaczynało się wypytywanie o dziewczynę i karierę.
- Cześć - przywitał się i miał nadzieję, że po prostu ich zostawi i pójdzie dalej, ale przecież to nie było w jej stylu
- Nie sądziłam, że masz tego typu przyjaciół... - Przyjrzała się Cynamonkowi z pewnym dystansem. Zmarszczyła swoje wyskubane prawie do reszty brwi.
- Co? Jakiego typu? - Kard także spojrzał na swojego przyjaciela, który niepewnie przestępował z nogi na nogę.
- Trochę taki zniewieściały - szepnęła mu na ucho niezadowolona, choć był to szept niezwykle głośny i "szept" jedynie z nazwy.
Kard otworzył usta, lecz milczał.
- Ale nie jesteś homoseksualny, prawda? - Zbliżyła się do Cynamona i złapała go za ramię. Kard patrzył na to z boku.
- Oczywiście ja nic do tego nie mam - ogłosiła, zwracając się teraz także do swojego osłupiałego siostrzeńca. - Ale z takimi trzeba ostrożnie. Jak ktoś już ma takie zboczenia, to powinien przynajmniej ostrzec swoich znajomych. Tak, Kard? - Uśmiechnęła się pokazując pożółkłe zęby i obśliniony kolczyk w dziąśle.
- No, to znaczy... Musimy iść...
- Ja tylko mówię! Jak gdzieś wychodzisz, to może z dziewczyną, co? Czasem wychodzisz z tą blondyneczką, ładna, ale gruba. Nie ma jakichś szczuplejszych?
- To koleżanka...
- Jasne, koleżanka. - Uśmiechnęła się do niego znacząco, a jemu zrobiło się niedobrze. - To idę do apteki. Do zobaczenia, kochanie.
Kard stał tam dalej, jak wbity w podłogę. Bał się spojrzeć na Cynamona, ale i tak to zrobił.
- Ja już będę wracać do domu - odezwał się Cynamon ruszając od razu z miejsca. Unikał wzroku Karda.
- Odprowadzić cię na autobus?
- Nie. - Przyspieszył kroku.
- Jesteś zły? - Złapał go za ramię. - Moja ciocia gadała głupoty, serio, nie słuchaj jej.
- To czemu nic nie powiedziałeś?! - Krzyknął, ale zaraz się uspokoił, bo kilka osób wokół na nich spojrzało. Zrzucił rękę Karda ze swojego ramienia. - Nieważne. Nie obchodzi mnie to. Jestem przyzwyczajony.
- Ale czekaj. Nie rozumiem. Jesteśmy przyjaciółmi, czemu tak po prostu sobie idziesz?
- Żyjemy w innych światach. Nie wiem, czemu myślałem, że możemy się dogadać. Zresztą od początku mnie nie lubiłeś, więc chyba nie zrobi ci to większej różnicy.
- I tak po prostu...?
- Tak. I lepiej sprzedaj komuś tę gitarę, bo nie zamierzam już nigdy grać - powiedział, zanim odszedł.
*
Chciał wrócić. Chciał biec i nigdy nie wracać. Chciał zaszyć się w lesie i chciał krzyczeć na moście.
Poszedł do domu.
Zdziwił się, gdy pod blokiem zobaczył zaparkowany samochód ojca. Nie mieszkał już z nimi od czterech lat. Albo raczej oni nie mieszkali z nim. To mama chciała separacji. O rozwodzie jeszcze nie zadecydowali, na razie Cynamon mieszkał z nią w małym mieszkanku w bloku, a tata co jakiś czas go odwiedzał lub zabierał na wycieczki.
Bał się wejść do mieszkania przez wzgląd zarówno na matkę jak i na ojca. Miał wrażenie, że gdy tylko wejdzie, rozpęta się burza. Przecież mieli tyle tematów do kłótni - ich cała trójka.
- I co, słodziaku, jakie oceny? - Rzucił tata od samego wejścia, ale widząc zmarkotniałą minę syna machnął ręką. - Zmieniam pytanie: zdane?
- Zdane. - Kiwnął głową, a tata go przytulił. - Czemu nie mówiłeś, że przyjeżdżasz?
- Wpadłem po drodze.
- A. Kiedy wracasz?
- Wieczorem. Ale o osiemnastej grają w parku fajne zespoły. Wstęp wolny. Jedziemy?
Wydawał się taki podekscytowany, że żal było mu odmówić.
- Okej.
Zespoły naprawdę były fajne, ale nie potrafił się nimi cieszyć. Gdy tylko zaczynał śpiewać lub skakać z tłumem, jego głowę zalewały niepotrzebne myśli, które zaraz ściągały go na ziemię. Scena wydawała mu się za daleka, choć stał w początkowych rzędach. Coś ciążyło mu w klatce piersiowej.
- I jak tam zespół? Widziałem wasz teledysk - zagadał tata w samochodzie, gdy spoceni i ogłuszeni wracali do domu.
- A... Okej. - Cały czas patrzył się w okno.
- Gitara dobrze się spisuje?
- Mhm...
- Coś taki markotny? Widziałem, że stajecie się popularni. Nie dogadujesz się z innymi? Szymon nie chce śpiewać twoich tekstów?
- Właściwie... Na razie nie gramy - powiedział cicho.
- Jak to? Co się stało?
- Po prostu... Stało się. Zrezygnowałem.
Przez chwilę panowała cisza. Na zewnątrz było ciemno, więc tata nawet zerkając na syna, nie mógł dokładnie dostrzec jego twarzy.
- Mama ci coś nagadała? - zgadł. - Nie musisz się jej słuchać. To twoje życie. Pogadam z nią, a jak nie, to możesz poczekać jeszcze rok, będziesz dorosły, dam ci pieniądze...
- Nie chcę.
- Co? Przecież kochasz grać.
Cynamon milczał. Dopiero po chwili podjął temat.
- Myślałem o tym. Granie jest fajne, ale to nie jest prawdziwe zajęcie. Mama ma rację. - Przerwał, by wziąć głęboki wdech. - Powinienem skupić się na nauce, żeby dostać się na studia.
- Nie wierzę. - Mężczyzna pokręcił głową. - Co ona ci nagadała? Przecież możesz grać! Zwykła robota jest dla tych, co nie mają pomysłu na siebie. - Nie otrzymał odpowiedzi, więc kontynuował. - Okej, możesz się uczyć, mieć pracę i w ogóle, ale czemu rzucać zespół? Możesz sobie dorabiać albo grać hobbystycznie.
Cynamon nie miał już nic więcej do powiedzenia, a przynajmniej nic, co przeszłoby mu przez gardło, więc tata zapełniał ciszę swoim ględzeniem, zaś młody chłopak coraz bardziej zapadał się w fotel.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro