5 SIŁA SŁÓW
„Hold the line. Does anybody want to take it anymore?"
Robiło się zbyt gorąco na noszenie bluzy, nad czym Kard ubolewał. Tego dnia założył jedną ze swoich ulubionych bluz i jakiś czas nie było mu aż tak źle z podwiniętymi rękawami, ale po godzinie zrobiło mu się zbyt duszno.
„To chyba pierwszy raz, gdy Cynamon widzi mnie bez bluzy poza wuefem", myślał, wyplątując się z materiału i przerzucając go sobie przez ramię. Siedzieli u Szymona na ogródku. Zespół miał przerwę od grania, a Kard miał przerwę od oceniania ich gry. Tym razem został zaproszony w konkretnym celu - dla feedbacku przed prawdziwym występem.
- Co myślisz, Kard? Kolejność jest dobra?
- Nie powinniście zaczynać od piosenki Szymona - odpowiedział bez zawahania, a lider wytrzeszczył na niego oczy.
- Plus! Zgadzam się - poparła go Lima, sięgając po kolejne ciastko z pudełka, które sama przyniosła z domu.
- Dlaczego sabotujecie ten zespół?
- Nie chodzi o to, czyja to piosenka, ale chyba „Bez Łez" jest zbyt wolne. Moglibyśmy zacząć od czegoś mocniejszego, wiesz... - wypowiedział się Edek ostrożnie.
- Zacznijcie od piosenki Cynamona - zaproponował luźno Kard.
- Nie możemy, „Mały Drań" musi być jako trzecie, już to ustaliliśmy. - Szymon ledwo powstrzymywał się od podniesienia głosu.
- Nie musi być ta. Według mnie „Kosmiczny Nurek" byłoby dobre na początek. Nie jest zbyt głośne, ale wpada w ucho. Poza tym ma sensowny tekst. Ciekawą aranżację. Wyróżnicie się. - Kard nie zdawał sobie sprawy, że Cynamon przez całą jego wypowiedź wstrzymywał oddech. Za bardzo był skupiony na niezająknięciu się przy własnej wypowiedzi. Był boleśnie świadomy, że autor piosenki, którą chwalił, na niego patrzy.
- Masz punkt. Ale - Szymon zrobił pauzę - to niepewne. Ma nietypowy tekst i użycie instrumentów. Poza tym część wokalna brzmi zupełnie inaczej, niż w gatunku, który gramy.
- To może być wielki sukces albo coś totalnie nietrafionego. Nic pomiędzy - wyjaśniła Lima. - Wiem, Kard, o co ci chodzi, ale zastanów się. Musimy grać bezpiecznie.
- Ja bym zaryzykował. - Założył ręce na piersi.
- A ja nie. Zostajemy przy tym, co jest. Sprzeciw? - Lider powiódł wzrokiem po zespole. - Brak - podsumował. - Dobra, wstawać! Próba generalna.
Osiem piosenek minęło w mgnieniu oka. Kard kompletnie nie pamiętał momentu przejścia do garażu i początku jego prywatnego koncertu. Przez większość czasu wpatrywał się w spoconą szyję Cynamona i jego włosy lepiące się do skóry. Na milion sposobów obmyślał, jak podać mu chusteczkę lub ręcznik, ale wszystkie z tych myśli pozostały bezpiecznie zapieczętowane w jego głowie.
Zaklaskał im parę razy na koniec i po tym pozbierali swoje rzeczy i rozeszli się. Edek pojechał z Limą, a Szymon po krótkiej rozmowie z Cynamonem skierował się do mieszkania.
- A ty, Kard? - rzucił do przyjaciela przez ramię. Kard otrząsnął się z zamyślenia. Wciąż siedział na tej samej ławce i podpierał się o uda. - Zostajesz, czy co? Ja tu będę do jutra, więc na luzie. Ale nie namówisz mnie na picie. Zero picia przed występem! - ogłosił, zupełnie jakby to nie on był tym, który upijał się z nich wszystkich najczęściej, i to jeszcze nie będąc nawet pełnoletnim.
- Zaraz pójdę. - Machnął ręką. - Na zewnątrz jest za gorąco.
Po tym Szymon zniknął za drzwiami.
Cynamonek grzebał w swojej torbie, ale Kard dobrze wiedział, że niczego tam nie szuka.
- Będziesz jeszcze grał? - spytał go oparty na łokciu.
- Czekam, aż pójdziesz.
- A ja czekam, aż zagrasz.
- Nie mogę się tak skupić. - Wstał od torby i przewiesił gitarę przez ramię. Stał i czekał.
- Na występie będzie sto razy większa widownia. Co wtedy zrobisz? - Uniósł jedną brew.
- To co innego... - Delikatnie przejeżdżał opuszkami palców po strunach.
- Zagraj dla mnie.
- To polecenie?
- Proszę.
To słowo brzmiało niewłaściwie w jego ustach. Nie pamiętał nawet, kiedy ostatnio go używał. Zwykle nie było mu do niczego potrzebne.
Cynamon wziął głęboki wdech. Pochylił głowę. Przymknął powieki.
Kard uśmiechnął się w niedowierzaniu. To naprawdę było takie proste. Garaż wypełniały ostre dźwięki intra „Kosmicznego Nurka". W oficjalnej wersji gitara nie była aż tak wyrazista.
Cynamon skończył i uniósł wzrok na słuchacza.
- Jeszcze raz. Coś mi nie grało.
Więc zagrał cały fragment od nowa tak samo idealnie jak przedtem.
- Na końcu mi coś nie pasuje. Od nowa.
Chłopak zmarszczył brwi, ale powtórzył grę. Kardowi nie podobała się w niej tylko cisza, która stopniowo następowała po ostatnim pociągnięciu za struny.
- Od nowa.
- Co robię źle? Pokaż mi jedną rzecz! Wiem, że zagrałem idealnie, już po raz kolejny, lepiej się nie da. Ty nawet nie grasz na gitarze, nie wiesz niczego o muzyce, więc się zamknij! - wybuchnął. Głos miał ostrzejszy od dźwięku gitary.
Kard na moment zapomniał, jak się używa ust. Właściwie przyszło mu na myśl jedno zastosowanie, ale nie miało to nic wspólnego z mową.
- Okej. Żartowałem - powiedział słabo.
Cynamon otworzył na moment buzię, ale znów ją zamknął. Pochylił głowę i zajął się swoją gitarą.
Już nie zagrał. Tylko gładził struny trzęsącymi się rękami i próbował różnych chwytów, a długie włosy wciąż zasłaniały jego twarz. Kard ciekawił się, jak teraz wygląda. A kiedy schował gitarę i wyszedł do ogródka, Kard też wstał.
Niedługo później postawił dwie szklanki lemoniady na stoliku i usiadł obok Cynamona na hamaku. Huśtawka zaskrzypiała i zaczęła się lekko bujać.
- To dla ciebie. - Wskazał na napój.
- Nie rozumiem.
- Czego nie rozumiesz? Przyniosłem ci picie.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi.
Kard wpatrywał się w niego bez najmniejszego pojęcia, o czym mówił.
- Raz mnie dręczysz, raz mnie chwalisz. Jesteś złośliwy, a po chwili przynosisz picie. O co ci chodzi?
Kard odpychał się nogami od ziemi, żeby wprawić huśtawkę ponownie w ruch. Jej skrzypienie wspaniale zapełniało ciszę.
- Bawi cię drażnienie się ze mną? - głos miał płaczliwy.
„Muszę coś powiedzieć", myślał gorączkowo Kard.
- Nie chciałem... Być wredny. Ale denerwowała mnie twoja bezradność. Kiedy się ciebie czepiałem, to przynajmniej zachowywałeś się jak człowiek.
- Wcześniej nie widziałeś mnie jako człowieka? - Zgarbił się i wpatrywał w swoje buty sunące po trawie przy każdym ruchu huśtawki.
- Nawet o tym nie myślałem - przyznał, ale Cynamonek wciąż nie wydawał się zadowolony. - No ten. Sory - wykrztusił w końcu, jednak wcale nie przegoniło to niezręcznej atmosfery. - Napij się. Zrobiłem to dla ciebie. - Podał mu szklankę, a Cynamon niepewnie ją przyjął.
- To były słabe przeprosiny.
- Bo jestem słaby w przepraszaniu. Za to też mam przeprosić?
Spojrzał w bok i zauważył, że Cynamonek się uśmiecha mrużąc delikatnie oczy. Odetchnął i też się zaśmiał. Czuł się, jakby całe jego ciało zmieniło się nagle w galaretkę.
- No wiesz, ale myślę, że tak trochę już jesteśmy przyjaciółmi - stwierdził Kard skubiąc materiał swoich krótkich spodenek.
Cynamon podwinął nogi pod klatkę piersiową i tak skulony pił lemoniadę. Nie odpowiedział, tylko patrzył się gdzieś dalej, w czarną siatkę otaczającą posesję, za którą rosła wysoka trawa.
- Co nie? - dodał Kard.
- Nigdy tak nie myślałem - odpowiedział. - Szczególnie, kiedy nazwałeś mnie żałosnym stworzeniem.
- Kiedy? - Autentycznie się zdziwił.
- Oczywiście, że nie pamiętasz. - Skrzywił się. - Dla mnie to był cios prosto w twarz. Dla ciebie wtorek.
Kard milczał. Nawet huśtawka przestała skrzypieć.
- Nie chowam urazy. Tylko mówię, że bolało.
Pił dalej lemoniadę.
- A możemy zostać przyjaciółmi?
Nigdy w życiu nikogo o to nie pytał. Nigdy w życiu nie wykazał inicjatywy, żeby się z kimś zaprzyjaźnić. Cokolwiek się działo wokół niego, albo akceptował, albo odrzucał.
- Chyba tak.
*
Po raz kolejny spędzał za dużo czasu odtwarzając nagranie od nowa i od nowa. Dlaczego było w nim tak dużo Cynamona? Powinien zastąpić niektóre sceny ujęciami z ulicy i z momentu, gdy dron zaklinował się między gałęziami wierzby. Poprawiał teledysk w nieskończoność, pracował nad tym już trzecią noc. Zmieniał nieskończenie kolejność i garaż na pole oraz pole na garaż. Szymona na Cynamona i Cynamona na Limę, zaś Limę na Edka. I znów na Cynamona. Najbardziej tam pasował. Szczery, piękny, realny. Tamta druga dziewczyna zdołała nagrać, jak po skończonym występie odkłada gitarę i rzuca się w trawę ze śmiechem. Kard chciał odtwarzać ten klip bez końca. Każdą scenę teledysku zastąpić szczęśliwym Cynamonkiem, a w tytule napisać „Mój ulubiony".
- Co ja robię - wyjęczał do siebie, opierając czoło na biurku. Patrzył na swoje czarne skarpetki i czystą podłogę. Wszystko wokół niego było logiczne. Tylko jego głowa nie mogła się do tej rzeczywistości dostosować. Wciąż podsuwała mu niemożliwe pomysły.
Kogo miał się spytać o radę? Kogoś niezawodnego. Kogoś, kto zawsze znał odpowiedź. Internet.
Czuł się jak ostatni idiota wpisując swoje żałosne pytanie w wyszukiwarkę. W połowie usunął wszystko i zaczął od nowa w trybie incognito. Nieważne, że nikt nie miał szans ani celu w sprawdzeniu mu komputera.
Bardzo nie podobało mu się, że we wszystkich testach, jakie znalazł, pojawiało się pytanie „czy podoba ci się chłopak?". Właśnie tego nie wiedział. W końcu zdenerwował się na niejednoznaczne wyniki, jakie otrzymał i zamknął komputer. Gej testy były znacznie trudniejsze niż chemia.
*
Usiedli obok siebie na chemii. Niemal niezauważalna zmiana w układzie klasy, ale Fila nie mogła tego przegapić, bo jeszcze dwa tygodnie temu Kard kłócił się, że nie będzie pomagał Cynamonowi, a teraz trzymając rękę na oparciu jego krzesła spokojnie tłumaczył mu zadanie. Nawet nauczycielka zostawiła ich w spokoju, gdy zobaczyła, z jakim zaangażowaniem nieprzejmujący się niczym dzieciak pomaga rówieśnikowi w nauce.
- Co to? Enemies to lovers? - Fila wcisnęła głowę między nich od razu, gdy zadzwonił dzwonek.
- Kazałaś mi go uczyć - odpowiedział szybko Kard. Zamknął zeszyt i schował swoje książki do torby.
- Dzięki, Kard. Chyba zaczynam to rozumieć - odezwał się Cynamon z niewielkim uśmiechem.
Fila spojrzała oszołomiona najpierw na niego, później na Karda.
- Nie ma sprawy. Możemy usiąść razem na matmie, jak chcesz.
- No nie! - zaoponowała Fila. - Przecież zawsze siedziałeś ze mną! Tak mnie zdradzasz?
- Sama mnie dla niego zostawiałaś i nagle czujesz się wielce urażona. Usiądę z nim, choćby po to, by cię wkurzyć.
Założył torbę na ramię i pociągnął Cynamona za rękaw. Przez chwilę nie chciał się ruszyć z miejsca, tylko patrzył zmieszany.
- Żartuję. Chcę z tobą usiąść - powiedział już ciszej i miał nadzieję, że nikt poza Cynamonem go nie słyszał. Właściwie wolałby, żeby nawet Cynamon go nie usłyszał. Poczuł, jak rumienią mu się uszy. Zakrył jedno dłonią, patrząc w bok.
- Mhm, okej. Chodźmy.
Dotknął leciutko łokcia Karda, na co ten się wzdrygnął. Wlepił oczy w to miejsce i dopiero po chwili się ruszył.
To musiało być jedno z tych mini-wyładowań, bo w innym przypadku, czemu poczuł, jak przechodzi przez niego prąd?
*
- No... - Szymon pokiwał powoli głową. - Może być. - Podniósł wzrok na zszokowanego Karda.
- Może być? Może być?! Wiesz, ile mi zajęło-
- No już, kolego, przyjacielu. - Poklepał go po ramieniu tak, że tamten powiedział ciche „Auć". - Ważne, że się nadaje. Ile ci obiecałem? Dwie stówy?
- Trzy - poprawił go, kryjąc niezadowolenie.
Szymon znalazł w przewieszonej przez ramię nerce kilka luźno leżących w niej banknotów, wyprostował je i podał Kardowi, który od razu je przeliczył.
- Dostaniesz premię, gdy to wypali - obiecał mu, ale Kard tylko pokręcił głową. - Dalej we mnie nie wierzysz?
- Miewam wątpliwości. - Spojrzał Szymonowi w oczy.
Chłopak przez chwilę nic nie mówił. W końcu szeroko się uśmiechnął.
- Nie pieprz głupot. Zostałem do tego stworzony.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro