Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXIII

Z perspektywy Sherlity

Po ataku na Hogsmeade, poszłam z tatą pospacerować. Spędzamy ze sobą za mało czasu przeszło mi przez głowę.

- Aż dziw mnie bierze, że święty Trzmiel razem ze swoim kółkiem różańcowym, nie przybiegł, żeby nas powstrzymać - mruknęłam. Tata się zaśmiał.

- Zgadzam się z tobą. W końcu zabijaliśmy jego ludzi - podkreślił słowo jego. Po chwili stanął przede mną i położył mi ręce na ramionach.

- Sherlity, musisz być bardziej profesjonalna...- zaczął, ale nie dałam mu skończyć.

- Ja? Nieprofesjonalna? - strząsnęłam jego dłonie. - Przypomnę ci tatusiu, że Arkę Noego zbudowali amatorzy, a Tytanica profesjonaliści.

Przeszłam koło niego i poszłam w głąb lasu. Dogonił mnie.

- Nie o to mi chodziło. Jesteś świetna, nawet bez szkolenia, które przrchodziłaś. Ale więcej finezji w torturowaniu ich - zaśmiał się - kółka różańcowego. Jesteś dla mnie bardzo zaufana. Nie tylko ze względy na nasze pokrewieństwo, ale też dlatego, że ... no po prostu - widać, że nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa. Rzuciłam mu się w objęcia. Przytulił mnie czule i pogłaskał mnie po włosach. Bądź co bądź, był ode mnie wyższy. Wtuliłam się w jego tors. Po co mi chłopak, skoro mam najwspanialszego tatę na świecie?

~~~~~~~~~~~~~

Szłam z uśmiechem przez Hogwart. Tata już się deportował, razem z poddanymi, a mi - mimo moich gróźb i próśb - kazał wrócić do szkoły. Poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię, wyrywając z zamyśleń.

- Panno Capline, jest pani proszona do dyrektora Dumbeldore'a - powiedziała opiekunka mojego domu. Westchnęłam.

- Teraz?

- Natychmiastowo.

- Czy mogłaby mnie pani zaprowadzić?
- Proszę za mną - powiedziała surowo i poszła energicznie przed siebie. Ruszyłam leniwie za nią. Czego stary Dropsiarz ode mnie chce?

W końcu stanęłyśmy przed kamienną chimerą.

- Hasło - powiedziała głębokim głosem.

- Cytrynowe dorpsy - powiedziała moja profesorka. Chimera ustąpła miejsca i naszym oczom ukazała się klatka schodowa ze spiralnymi stopniami. Weszłyśmy na nie i po chwili wspinania się, dotarłyśmy do dużych, mahoniowych drzwi. Profesor McGonagall pewnie w nie zapukała. Po usłyszeniu cichego 'proszę wejść' przestąpiłyśmy próg. Pomieszczenie w środku było piękne : duże biurko, żerdź z pięknym feniksem, dużo dziwnych przyrządów. A to wszystko było utrzymane w ciemnej tonacji barw. Usiadłam wygodnie w ciemnym, głębokim fotelu naprzeciw starca w okularach. Popatrzył na mnie dobrotliwie zza prostokątnych szkieł. Starałam się patrzyć na niego neutralnie (no hej! Wszyscy mi powtarzają, że jestem dobrą aktorką).

- Witam panią - powiedział i uśmiechnął się do mnie ciepło. Siłą powstrzymywałam się, żeby nie podnieść mojej ironicznej brwi. Odwzajemniłam uśmiech.

- Czy wie pani, po co panią wezwałem?

- Nie wiem, choć się domyślam - pogłębiłam uśmiech.

- No to po co? - zapytał uprzejmie.

- Bo jestem nowa i trzeba wszystko wyjaśnić. - obdarzył mnie jeszcze jednym dobrotliwym uśmieszkiem. Merlinie, co za koleś.

- Owszem, o to chodzi. Jak ci się podoba Hogwart?

Pokręciłam się delikatnie na fotelu. Jak on mnie mocniej przyciśnie, to pęknę.

- Hogwart... Jest pięknym i dumnym zamkiem, panie profesorze - powiedziałam, starannie ważąc słowa. Widać było, że ucieszył się na ten komplement.

- Profesor McGonnagal, czy mogłaby pani opuścić to pomieszczenie? - profesorka skinęła głową i posłusznie wyszła. - Słyszałem o tragedii związanej z pani mamą... - zaczął. Aha, i tu cię mam, dziadku! Czyli, że wypytujesz mnie o rodzinę? Dobrze, dobrze. Machnęłam ręką.

- Proszę nic nie mówić. Bez mamy radzę sobie całkiem dobrze.

- A można wiedzieć kto jest pani ojcem? - Osz ty, chujem podszyty kutasiarzu. Czyli o to ci chodziło. Moje włosy stały się całkowicie czarne.

- Nie powinno to pana obchodzić! - warknęłam i chwyciłam za gałkę od drzwi. Wtedy zostałam od nich odepchnięta.

- Proszę mnie stąd wypuścić! - powiedziałam groźnie. Obdarzył mnie kolejnym dobrotliwym uśmieszkiem.

- Nie sądzę, żeby nasza rozmowa została zakończona - powiedział, a w jego oczach zatańczyło zło. Cholera, on mi zaraz krzywdę zrobi!

- Ale ja nie mam panu nic więcej do przekazania - naburmuszyłam się. Nie będzie mi Drosiarz mówił, co mam robić!

- Ależ panienko Riddle, myślę, że pani ma mi więcej do przekazania, niż się pani zdaje - powiedział. Udawałam, że zainteresował mnie sufit, ale tak naprawdę musiałam pozbierać myśli.

- Skąd pan wie?

- To moja sprawa. Albo będziesz posłuszna, albo Tom zostanie poddany najsurowszym torturom. - zdziwiłam się, gdy warknął do mnie tę groźbę. Zaśmiałam się.

- Tata umie się bronić. Lepiej od takiego starego Trzmiela! - krzyknęłam i zmieniłam się w kruka. Wyleciałam przez okno i poleciałam do wieży Gryffindoru. Oł jea, zostawili jedno okno otwarte! Wpadłam przez nie, zmieniłam się w człowieka i nastała ciemność.

Nie chce mi się robić nic ;-; nawet pisać. Przepraszam za opóźnienie, ale to przez szkołę. Wybaczajcie, ludzie za brak Jily i Wolfstara, ale chciałam Wam przybliżyć moją Sher. No to komentujcie, gwiazdkujcie i do napisania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro