Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XV

Z perspektywy James'a

Przez Małą Mi nie mogłem się skupić. To jak światło słoneczne padało na jej włosy, tworząc z nich istny ognień lub, to jak marszczyła uroczo nosek, gdy się skupiała... Cholera! Miałem słuchać o animagach. Widocznie miałem zbyt rozmarzoną minę, bo pani profesor zaszczyciła mnie morderczym spojrzeniem.

- Panie Potter?

- Taak? - zapytałem "odrobinkę" nieprzytomnie. Harpia westchnęła.

- Proszę, żeby pan zaczął w końcu uważał na lekcji.

- Proszę pani, ale ja uważam. - brwi opiekunki mojego domu powędrowały w górę.

- A nad czym tak pan duma, panie Potter?

- Nad pewnym pytaniem - wstałem i podszedłem do Lily.

- Evaaaans... Umówisz się ze mnąą..? - zapytałem stojąc nad jej ławką. Zadarła głowę do góry. Wstała i pacnęła mnie w głowę.

- Oczywiście! - moje serduszko wykonało milion obrotów i piknięć. Cholera, co się dzieje? - Że nie.

Złapałem się teatralnie za pierś.

- Lily, umieram. Umów się ze mną albo zrealizuje plan Łapy i zaciągnę cię pod wpływem amortencji do składziku i...

- Panie Potter, proszę wrócić na miejsce. Po 10 punktów od ciebie, panie Potter i ciebie też, panno Evans. - przerwała mi profesor McGonagall. Spuściłem głowę i poszedłem do ławki. Lily posłała mi uśmiech. Jak ona się śmieje, to ja też muszę. Rozczapierzyłem palce na wysokości głowy i zrobiłem zeza. Zaczęła chichotać bezgłośnie, aby nikt znowu się nie przyczepił. Nareszcie mogliśmy wyjść z klasy. Po chwili poczułem, jak jakaś drobna dłoń łapie za moją i gdzieś ciągnie. Byłem bardzo zdumiony, gdy okazało się, że właścicielką tej małej dłoni była Lily. Zaciągnęła mnie do jakiejś klasy i zamknęła za nami drzwi. Usiadłem na jakiejś ławce, a Mała Mi naprzeciw mnie.

- Po co mnie tu zaciągnęłaś? - uśmiechnąłem się jak prawdziwy Huncwot i poruszyłem sugestywnie brawiami, za co zarobiłem uderzeniem w tył głowy.

- Napewno nie po to, zboczeńcu. Umówisz się ze mną, Potter? -wywarczała dwa zdania, jakby była na siebie wściekła, że to musi robić. Początkowo mnie wiedziałem o co chodzi. Ale potem, gdy wciąż miała kamienny wyraz twarzy, zszedłem z ławki i wziąłem ją w ramiona, skacząc z nią. Początkowo się śmiała.

- Potter, odstaw mnie , bo powiem Blackowi - mruknęła, a ja posłusznie postawiłem ją na ziemi, ale dalej tuliłem. Po chwili niechętnie też mnie objęła. Byłem najszczęśliwszym chłopakiem na świecie.

Taki lajtowy rozdzialik. Pisałam go w autobusie, dlatego pewnie literówki itp.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro