3.
Miałam 20 minut na to żeby zdążyć na spotkanie z leśniczym. Biegłam ile sił w nogach, gdy w końcu stanęłam przed drzwiami i zapukałam to zamiast usłyszeć proszę przywitała mnie martwa cisza.
-Halo? Jest tam ktoś?-zapytałam znów pukając. Po chwili za sobą usłyszałam warkot samochodu z, którego wyszedł wysoki ciemnowłosy chłopak. Oparł się o samochód i coś sprawdzał w telefonie. Nagle podniósł głowę i sporzał na mnie.
-Hej? Co tu robisz?-zapytał patrząc na mnie i marszcząc delikatnie brwi.
-Przyszłam do pana Colinsa...
-Ojciec jest u ciotki. - Pprzerwał mi.
Pewnie jego siostra. Pan Collins wiele o niej opowiadał...
-A czego chciałaś? - Zapytał przyglądając mi się.
-Miałam dzisiaj zanieść siano sarnom. - Odparłam pewna. dopiero po chwili zrozumiałam jak to głupio brzmi. Stałam przed przystojnym chłopakiem mówiąc o sarnach.
-Spokojnie. Zajmę się tym. - Odparł uśmiechając się.
-Nie naprawdę! Znaczy...jeżeli tylko otworzysz mi drzwi to zaniosę im je... - Zmieszałam się.
-Okej. No to pomoge. - Oznajmił i ruszył do drzwi.
Kurde musisz? W sensie nie mam nic przeciwko, ale nie mogę się przy tobie zmienić!
- Wiesz... - Nagle stanął.
- Saniami będzie łatwiej. - Uśmiechnął się, a ja przygryzłam policzek od wewnętrznej strony.
-jestem Charlie.
-Sebastian. - Wyciagnął sanie i ściągnął koszulke pakując na sanie siano. Zmieszałam się trochę, ale szybko podeszłam by mu pomóc. Zagwizdał i czekał na coś patrząc w stronę lasu.
-Co robisz? - Zapytalam, a on odwrócił wzrok w moją stronę.
-Myślałem, że wilk się pojawi. - Mruknął i chwycił za rączke od sań. Zaczął się kierować do lasu.
- Ojciec mówił, że Wilk mu pomaga. Wiesz, trochę jak pies. - Spojrzałam na niego oburzona dopiero po chwili przypominając sobie że on nic nie wie. Odwróciłam wzrok i spojrzałam między drzewa skąd wystawała głowa wilka. Machnęłam ręką próbując przekazać mu niemy sygnał żeby odszedł. Wtedy chłopak się odwrócił i spojrzał tam gdzie ja.
-Co ty robisz? - Zapytał, a ja odwróciłam się do niego szybko.
-Nic takiego. - Odparłam błyskawicznie. Zaśmiał się i pociągnął sanie. Kiedy się odwróciłam wilka już nie było. Odetchnęłam z ulgą i staneliśmy przy karmniku, a ja położyłam trochę siana w międzyczasie on oparł się o pobliskie drzewo. Kiedy skończyłam odezwał się :
-Jesteś tajemnicza istotką.
- Nie wydaje mi się. - Powiedziałam po czym spojrzałam na drzewa.
-To co jest po drugiej stronie lasu?
-tam jest le...las. Nikt tam nie chodzi. Nikt nie wie. - Zmieniłam szybko swoją wypowiedź.
- Wydajesz się osobą, która wie.
- Skąd niby mam wiedzieć?
- Widziałem tu wilki wiesz? Widziałem jednego kiedy przemykał między drzewami kiedy tam patrzyłaś. - Zrobił pauzę.
- Mam na nazwisko Collins możesz mi ufać. - Powiedział i uśmiechnął się.
- Nie mam pojęcia co jest z drugiej strony lasu. Nigdy tam nie byłam. - Odparłam może trochę zbyt sucho.
- Tam mieszka olbrzymia wataha wilków. Ojciec nazywa ich Łapami. Uważam to za głupie, ale twierdzi że skoro tak się nazywają to tak musi być. Nie wiem kto je tak nazywa ale ojciec zabronił mi tam chodzić jeszcze kiedy byłem dzieckiem. Wilki są niebezpieczne i zagrażają ludiom. Nie warto się do nich zbliżać.
-Kto ci nagadał takich głupot?! Wilki to przytulne zwierzęta. Nigdy nie zrobią ci krzywdy jeżeli ich nie zaatakujesz! Wilk musi być naprawdę głodny albo mieć wściekliznę jeżeli by cię zaatakował!
- Czemu ich tak bronisz? To bestie.
-Ludzie też są bestiami. Wilki nie rozpętują wojen jeżeli to nie jest potrzebne. - Złapałam za sanie i pociągnęłam je za sobą chłopak podszedł do mnie i szedł równo ze mną, a po chwili sięgnął by zabrać mi je z rąk, ale nie zwracając na niego uwagi dociągnęłam sanie do następnego karmnika i wrzuciłam tam siano.
- Są ci bliskie? Dlaczego twierdzisz, że są niegroźne? - Westchnęłam ciężko na jego wypowiedź.
- Spędziłam w lesie połowę życia. Nie raz spotkałam się z różnymi zwierzętami. - Zatrzymałam go wskazujac na stadko saren.
- Musisz umieć patrzeć Sebastianie. - Powiedziałam i wrzuciłam resztę siana do karmnika obok. podałam mu rączkę sani i ruszyłam między drzewami.
- Gdzie ty idziesz?!-krzyknął za mną.
- Przejść się. SAMA jeżeli pozwolisz...- Odeszłam zostawiając go samego. Gdy byłam już na tyle daleko, że na pewno stracił mnie z oczu, zamieniłam się w Wilka i pognałam w stronę wioski trzymając w pysku szkolny plecak do którego włożyłam przed chwilą ubrania. Wbiegłam na teren akurat kiedy jakiś młody chłopak otworzył furtkę. Uśmiechnęłam się w duszy, zaś on się zaśmiał i pomachał mi. weszłam do małego domku. Odmieniłam się spowrotem. Szybko nałożyłam ubrania i zarzuciłam sobie na ramie plecak, wyszłam z domku po czym skierowałam się do mojej kuzyneczki Elizy. Zapukałam, ale spotkałam tylko pustkę.
Pewnie sa w lesie...
Pomyślałam i wyszłam odwróciłam się na pięcie, i spojrzałam prosto w oczy mężczyzny przede mną. Ja to mam szczęście...
- Alfo...- Stanęłam prosto spuszczając wzrok.
- Ciesze się że cie widzę. - Odpowiedział łagodnie.
- Co u ojca?
- To nie jest mój ojciec. - Mruknęłam.
- Nie widziałam się z nim od bardzo dawna. - Powiedziałam głośniej.
- Aha.. - Mruknął.
- A u pana Collinsa? - Pan Collins czyli nasz leśniczy znał naszą tajemnicę i obiecał, że co pół roku będzie przywoził do nas kilka saren.
- Podobno jest u siostry.
- Nie pomagałaś mu dzisiaj? - Zapytał zdziwiony.
- To dlaczego jesteś o tej porze co zwykle?
- Zaniosłam siano sarnom, ale pomagał mi syn pana Collinsa Sebastian. - Podrapałam sie po dłoni.
-No dobrze. Miłego treningu. - Zrobił parę kroków w stronę boiska.
- Jak to? Trening?! Ale że ja? - Zdziwiłam się. Nigdy nie kazał mi chodzić na treningi. W końcu nie należałam do tej watahy a tylko ją odwiedzałam.
- Tobie też się przydadzą. W końcu samotny wilk to trudne wyzwanie nawet jak dla ciebie. - Odparł, a ja ruszyłam na boisko. Spotkałam się z dziwnym wzrokiem trenera i pogwizdującymi chłopakami którzy na pewno nie mieli partnerek. Kilka dziewczyn fukało na nich, a Wilki które biegały po boisku nawet nie zwróciły na mnie większej uwagi.
- Kogo mamy zaszczyt przywitać? - Zapytał jeden z chłopaków kłaniając się na co drugi zrobił to samo. Obydwoje dostali po głowie od dziewczyny z białymi włosami i w ciemnym kostiumie.
-to tylko Pietro i Miguel, nie zwracaj uwagi na tych półgłówków. -Powiedziała opierając się na ramieniu jednego z nich. Gdy ten się wyprostował była o głowę niższa co nie przeszkodziło jej w dalszym opieraniu się o niego. Uśmiechnęłam się na ten widok.
- Zaczynamy trening! Szybko wilki! 4 kółka!
- Co? - Stadko zdziwiło się, nawer dla mnie było to mało, ale wolałam nic nie mówić.
- Żartowałem! - Powiedział trener.
- Już tyle co zawsze bo będą karne ćwiczenia! - Wszyscy ruszyli więc zdjęłam bluzę i biegłam z nimi.
-Nie martw się...- Powiedział chyba Pietro.
- Tyle co zawsze znaczy tylko 45. -dopowiedział Miguel.
- Znajdźcie sobie dziewczyny co? - skomentowała białowłosa biegnąca koło nas.
- Jak mamy znaleźć jak każdą odstraszasz? - Zapytał brunet(Miguel). Zaśmiałam się i biegłam dalej. Nie zwracając uwagi na chłopaków którzy w pewnym momencie zamienili się w wilki rozrywając ubrania i zaczęli się bić z zamienioną chwilę wcześniej dziewczyną.
Wariaci...
RP pisane z antonina11123
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro