19
***Charlie POV
Czułam ból w całym ciele...krew lecącą mi z boku... Teraz wiedziałam co tak naprawdę Zoe robiła w ciemnym lesie...Ale czemu uciekała? Dlaczego chciała się zaprzyjaźnić?
Spojrzałam na księżyc i zawyłam próbując wstać. Po kilku chwilach obok mnie stał Alek, który złapał mnie za kark i przerzucił sobie na grzbiet.
- Zostaw Alek... - Szepnęłam patrząc na skałę gdzie stała Zoe.
- Muszę ratować...moją siostrę. - Powiedziałam słabo. Warknął.
- Nie ma opcji jesteś moją mate nie dam cię skrzywdzic... - Zsunęłam się z jego grzbietu gdy stanął w miejscu.
- Charlie...
- Posłuchaj to moja siostra, a ty...ja nie mogę być z tobą...strasznie cię lubię, ale spójrz na nią. - Wskazałam na dziewczynę stojącą nieopodal z, którą ostatnio zostawiłam Alka.
- Idź do niej...ona cię potrzebuje...gdyby Luna nie wierzyła, że jestem silna to nie dałaby mi miana Alfy...nie dałaby mi rudej sierści i nie nazwała Charlien, ale ty...ona jest w ciąży Alek...nie czułeś tego? - Spojrzał na nią. Pchnęłam go łapą, a on pobiegł do wilczycy i liznął po spysku.
Czułam jakby część mojej duszy mnie opuściła, a ja stałam się lżejsza. Malutkie kryształki, które zdawało się, że widziałam tylko ja wyszły z mojego ciała i ciała Alka. Kawałki wleciały prosto w brzuch dziewczyny, a ona spojrzała na nas.
- Dziękuje Luno... - Oczy same mi się zamykały, ale nie mogłam opuścić Adriana, Zoe...nie mogłam dopuścić by skrzywdziła dzieci.
Zaczęłam biec ile sił w łapach coraz szybciej i szybciej. Przewróciłam Zoe wpadając prosto na nią i zturlałyśmy się w dół po czym wpadłyśmy do wody. Gryzłyśmy się i drapałyśmy, aż nie miałam sił. Adrian przybiegł po chwili próbował mi pomóc albo mnie powstrzymać, ale mu nie pozwoliłam. W końcu byłam padnięta, pokrwawiona i pogryziona. Zoe nie w lepszym stanie uciekła w stronę Czarnego Lasu. Kulejąc i czołgając się prawie na brzuchu doszłam na teren Collinsów...było ciemno więc pan Collins mógł już spać, ale w domu paliło się światło. Uderzyłam łąpą w drzwi i padłam na tarasie. Ciemna w cieniu powłoka drzwi się otworzyła. W wejściu stanął Sebastian. Położyłam Łapę na jego nodze i odchyliłam głowę.
- Boże wilk! Tato! - Krzyknął i kucnął przy mnie. Starałam się nie zamykać oczu i cały czas go obserwowałam. Po chwili na dół zszedł Pan Collins.
- Szybko zabierz ją z przejścia. Weź koc i połóż go na kanapie i ziemi obok. - Chłopak posłusznie pobiegł do domu, a jego ojciec spojrzał na mój pysk na, którym położył rękę. Przymknęłam oczym
- Coś ty zrobiła Charlie? - Szepnął łagodnie.
- Już tato. - Powiedział Sebastian i spojrzał na mnie.
- Jesteś pewny? Nie zrobi ci krzywdy?
- Nigdy by nie zrobiła. - Razem z synem przeniósł mnie na koc i obejrzał dokładnie.
- Na szczęście nie będzie zszywania. Nieźle się urządziłaś...gdzie Zoe? - Wskazałam na drzwi nosem, a on kiwnął głową. Zamknęłam oczy, które mocno mi ciążyły i odpłynęłam.
Obudził mnie zapach palonej sosny więc podniosłam obolałą głowę i uniosłam się na rękach zdając sobie sprawę, że jestem w ludzkiej postaci i, że moje ubrania w, których byłam wczoraj są porwane ,ale nie tak by coś było widoczne.
Na przeciwko mnie na fotelu siedział Sebastian opierający głowę na rękach opartych na kolanach. Patrzył na mnie przeszywającym wzorkiem.
Więc on wiedział...
Nasunęłam na siebie koc przyciskając go do piersi.
- Jesteś jedną ze zmiennych...tych z bajek i legend... i jesteś prawdziwa...
Pawie się popłakałam widząc go chociaż miał sińce pod oczami jakby nie spał całą noc. On jakby widząc moje nieme błaganie wstał i podszedł do mnie.
- Tylko mnie nie gryź. - Uśmiechnęłam się tak jak on i mnie przytulił. To było w nim dobre. Nie oskarżył mnie o kłamstwa i o częściowe prawdy po prostu przyszedł i przytulił.
-Sebsatian musze ci coś powiedzieć... - Powiedziałam patrząc w jego oczy.
- Coś sie stało? - Objął mnie w pasie, a ja położyłam mu ręce na ramionach.
- Strasznie jesteś dla mnie ważny i wiele znaczy dla mnie to jak się mną opiekujesz. - Jego oczy błyszczały odbijając światło ognia w kominku. Wyglądał jak zwykle. Jakby nic się nie zmieniło. Tak jak widziałam go w to czy poprzednie lato. Dlaczego tak szybko zapomniałam o naszej ulubionej fancie, bieganiu z nim po lesie i dokuczaniu sobie nawzajem.
- Patrzysz na mnie jak w obrazek, coś się stało? - Zapytał nieco zestresowany.
- Jesteś przy mnie zawsze kiedy Cię potrzebuję...jesteś dla mnie jak najlepszy przyjaciel, brat i chłopak w jednym... - Zamilkłam patrząc na swoje dłonie, które położyłam na kolanach.
- Ja strasznie Cię kocham Sebastian...
- Ja też cię kocham przecież wiesz.
- Nie chodzi mi o TO "kocham Cię" tylko o prawdziwe kocham w każdym znaczeniu tego słowa. Jesteś jak mate, którego odrzuciłam...ja...ja zrozumiem jeżeli po tym wszystkim powiesz mi, że nie chcesz mnie znać i mam się wynieść bo cię okłamałam bo.... - Zatkał mi dłonią usta i uśmiechnął się.
- Ja też Cię strasznie kocham Charls. Jak przyjaciółkę... - Moje serce zabiło zdecydowanie wolniej niż powinno...
- ...jak siostrę... - Jego oczy zdawały się patrzeć przez moją duszę jakby wiedział wiecej.
- ...a przeciez nie można chodzić z wlasna siostrą. - Wzięłam wstrzymany oddech, a on uśmiechnął się szerzej.
- Na szczęście TY nie jesteś moją siostrą. - Powiedział z osiąganiem zabierajac dłoń i pochylił się w moja stronę. Pocałował mnie w policzek i pociągnął tak, że oboje się przewróciliśmy na kanapę, a ja leżałam na jego brzuchu.
Wtuliłam się w niego i leżałam tak czujac rytmiczne bicie jego serca. Przemknęłam oczy, ale czułam, że coś jest nie tak.
- Sebastian....? Co się stało? - Zapytałam nie podnosząc głowy.
- Nic, a co? -
- Czuję to. Czuję, że coś jest nie tak. Możesz mi powiedzieć...
- Po prostu... to niesamowite! Jesteś wilkołakiem, żyłem z Tobą, a o tym nie wiedziałem. - Zawarczałam.
- Wilkołaki to bestie niszczące wszytko na swojej drodze. - Podniosłam się na rękach i nie zwarzajac na ból usiadłam.
- Jeżeli chcesz wiedzieć to spotkałam takiego i to on mi to wszystko zrobił. Nie ufam im. Są wredne, wielkie, straszne i silne. Podróżują samotnie bo nie akceptują wiezi mate. Dodatkowo jeden wilkołak jest niekiedy tak silny jak całe stado Wilkorów. Więc nie nazywaj mnie wilkołakiem bo ja w przeciwieństwie do nich mam serce.
- Może maja jakiś cel?
- One nie mają celu. Są maszynami do zabijania. Wiesz jak bardzo się bałam i dzieciaki w stadzie? Jest tam dziewczynka, ktora wierzy, że jestem Strażniczką z Księżyca, a inna uczy sie być alfą. Jest też Biały wilk...są tak rzadkie jak rude albo bardziej. A poza tym tam jest cała gromada małych wilczków, które niedługo dopiero przejdą swoją prawdziwą pierwszą Pełnię.
Wilkołak był zagrożeniem. To zło w mutowanej wilczej skórze. Nie chciałbyś widzieć przemiany tego kundla.
- Wierze ci i Cię kocham. Więc postaram sie zrozumieć.
- Nie bądź taką sknerą. Wolałam jak sie przyjaźniliśmy. - Srzyżowałam ręce na piersi zamykajac oczy i uśmiechając się pod nosem po czym uchyliłam jedno oko.
- Wcale nie wolałaś. - Pocałował mnie w policzek i podniósł mi kant bluzki.
- Ej! Nie przesadzasz czasami? - Warknęłam czując ból brzucha i biodra.
- Nie ruszaj się...dobra trzeba będzie zmienić opatrunek. Czy wy sie przypadkiem nie regenerujecie szybciej? - zapytał wstając i podchodząc do komody.
- Nie wiem czy wiesz, ale ugryzienia wilkołaków odbierają na jakiś czas pełną regenerację Wilkorów. - Wyciągnął kilka rzeczy. Wstałam i podeszłam do niego cicho. Odwrócił się i spojrzał na kanapę.
- Hej. - Położyłam głowę na jego ramieniu stajac na palcach, a on się uśmiechnął. Odwrócił się do mnie i wyszczerzył zęby. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze obok. Na lewym przedramieniu, prawej łydce i na brzuchu miałam zawiązany bandaż. Na tym na brzuchu widniała czerwona plama na co się skrzywiłam. Pod bandażem na biodrze widniał ciemny fioletowo żółty siniak. Skrzywiłam się znowu co nie uszło uwadze Sebastiana, który się we mnie wpatrywał. Całe ciało miałam pokryte bliznami, które były już różowe. Podniosłam głowę i spotkałam się z oczami chłopaka.
- Wiesz, że w tym lesie żyją wróżki? Są naprawdę śliczne...
- No nie wiem... nie widzę skrzydełek.
- Co?- Zdziwiłam się i dotknęłam reka policzka, który piekł mnie gdy zmieniłam minę.
- Jedna stoi przede mną tak? - Zaróżowiłam się mocno patrząc na niego, a on poczochrał mi włosy.
- O teraz widzę. Jednak jesteś trollem. - Odsunął się zanim ciapnęłam go w głowę i zaczął uciekać, a ja pobiegłam za nim po chwili lądując na ziemi. Jeknęłam i spojrzalam w górę leżąc na plecach. Nade mną stał Sebastian uśmiechając się.
- Wygrałem...
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi jego długie promienie odbijały się od szyby, a te, które przez nią przeszły raziły mnie w oczy.
- SEBASTIAN! Ku*wa! Zasłoń to okno! - Krzyknęłam zła i trzymając w rece paczkę ciastek przełączyłam na kolejny odcinek "Go" na Netflixie.
- Jakbyś sama się nie mogła ruszyć. - Zrobiłam mine niewiniątka i siadłam po turecku.
- Już mnie nie kochasz? - Zapytałam, a on wywrócić oczami i pociągnął zasłonę. Przeskoczył przez oparcie kanapy i położył głowę na mojej nodze.
3 godziny wcześniej zadzwonił do mnie Adrian i powiedział, że wszytko z nim dobrze i żebym nie przychodziła tylko odpoczywała, a niedługo odwiedzi mnie wróżka zimowa i przyniesie mi lekarstwa na rany. Spojrzałam na okno. Zmarszczyłam brwi.
Ktoś tam był i przechodził wzdłuż domu jakby nie mógł wejść do środka. Wstałam podnosząc wcześniej Tiana i wyszłam na dwór. Przed domem stał chłopak o zielonych włosach i oczach bardziej intensywnych od wiosennej trawy. Trzymal w rękach koszyk chyba z wikliny przykryty kolorową serwetką. Uśmiechnął się na mój widok i po chwili stanął tuż przed włosami jednorożca przez, które nie mógł przejść. Westchnęłam i podeszlam do niego.
- Przysłał mnie Adrian. - Odezwał się.
- Wiem. Ty... ty nie pilnowałeś ostatnio wróżki letniej?
- Tak. To była Meosa. A ja jestem Laurence.
- Charlie.
- Wiem. - Zaśmiał się, a ja zgarnęłam włosy za ucho.
- Tak czy siak to dla Ciebie. - Podał mi koszyk.
- Opiekunem Meosy jest teraz Leonardo więc to ja cię pilnować.
Rp pisane z antonina11123
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro