Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14


Patrzyłem na Pana Sancouer'a  zaskoczony.
-Ja... To znaczy, wie Pan.... – zacząłem
-Dobra, dobra z, juz sie nie tłumacz. Najważniejsze, żebym nie został teraz dziadkiem.
-Oczywiście proszę Pana... Ja już będę się zbierał, za chwilę klasa wraca z wycieczki – powiedziałem
-Dobrze, do widzenia – pożegnał się ze mną Pan Sancouer i poszedł do siebie.



Ja po zbierałem swoje rzeczy i przytuliłem ukochaną.
-Będę tęsknił – powiedziałem patrząc jej w oczy
-Ja też – powiedziała smutno
-Obiecuje, że coś wymyślę, żeby się spotykać – pocałowałem ją – Kocham Cię – szepnąłem
-Ja Ciebie też – powiedziała ze łzami w oczach.


Niechętnie wróciłem do domu.
-Nie smuć się – szepnął Nooroo zanim wszedłem do środka
-Z czego tu się cieszyć? Że wracam do tego koszmaru? – westchnąłem

Tylko wszedłem od razu ojciec się odezwał.
-Już wróciłeś? – zapytał
-Taaa, też rozpaczam z tego powodu. – warknąłem w Jego stronę
-O której się widzisz z Emily? – zapytał ignorując moja uwagę
-Mogę odpocząć? Dopiero wróciłem – westchnąłem
-Marudzisz, jakbyś tam pracował... Powinieneś się z nią spotkać. Dzisiaj mam spotkanie z jej ojcem.. Musi mi jeść z ręki – spojrzał mi w oczy.
-Dobra, Jezu, odświeżę się chociaż dobra? – wy wróciłem oczami
-No idź idź, jebiesz lawendą – popędził mnie



Niechętnie poszedłem pod prysznic i się przebrałem.
-Ciągle uważam, że to zły pomysł – szepnął Nooroo
-Cicho być, nie mam ochoty na pogadanki. – warknąłem

Zszedłem na dół.
-No teraz wyglądasz jak człowiek – powiedział ojciec z uśmiechem
-Wal się – odpowiedziałem mu i wyszedłem z domu


Niechętnie szedłem w kierunku domu Emily, gdy nagle ktoś mnie złapał i pocałował, od razu rozpoznałem zapach ukochanej.
-Co Ty tu robisz? – zapytałem z uśmiechem
-Byłam w sklepie – zaczęła wskazując na reklamowke – I zauważyłam jak idziesz taki smutny.
-Tak, ojciec ma dzisiaj spotkanie z rodzicami Emily i wiesz... – westchnąłem


Dopiero teraz się zorientowałem, że stoję pod domem Graham de Vanily.
-Muszę iść, wiesz żeby nas jej rodzice nie zobaczyli – powiedziałem smutno
-Jasne, kocham Cię – powiedziała i mnie pocałowała
-Ja Ciebie też odpowiedziałem i dziewczyna poszła.


Zadzwoniłem do drzwi i czekałem. Otworzyła mi Emily patrząc na mnie smutno.
-Co masz taką minę? – zapytałem
-To ona? – spojrzała mi w oczy – To ją kochasz?


Domyśliłem się, że musiała nas widzieć.
-Tak, to ona, jeżeli już musisz wiedzieć. A teraz się uśmiechnij, bo nie chce żeby Twoi rodzice się czegoś domyślili. – powiedziałem
-Jasne, rozumiem... – powiedziała i się uśmiechnęła -Zresztą jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa .


Wywróciłem oczami  i wszedłem do salonu.
Przywitałem się z rodzicami dziewczyny. Byłem miły i uroczy, tak jak życzył sobie ojciec. Chociaż w głębi duszy czułem do siebie obrzydzenie.


Już się zbierałem, gdy Pan Graham de Vanily mnie zatrzymał.
-Przyszedłeś tu tylko przez wzgląd na Twojego tate? Mówił Ci, że mamy dzisiaj spotkanie?- zapytał patrząc mi w oczy

Przez sekundę spanikowałem w duchu, jednak w porę się opamiętałem.
-Słucham? Jakie spotkanie? Wie Pan ja nie mam zbyt dobrych stosunków z ojcem, nie rozmawiamy że sobą.
-Aha, chyba że tak – wyglądało na to, że to kupił

Odepchnąłem z ulgą i pożegnałem się z wszystkimi.
-Myślisz, że się domyślił? – zapytał Nooroo szeptem
-Mam nadzieję, że nie – odpowiedziałem prawie bezgłośnie


Spacerowałem dość chwilę, gdy zauważyłem jakiegoś chłopaka mierzącego pistoletem w dziewczynę.
-Nooroo, daj mi skrzydła – powiedziałem niewiele myśląc i przemieniłem się w Władce Motyli.
-Zostaw ją – powiedziałem ostro do chłopaka


Patrzył na mnie wystraszony. Zasłoniłem dziewczynę w którą celował pistoletem.
-Odłóż to bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę. – powiedziałem z lekką ironią

Dziewczyna szybko uciekła a chłopak spanikowany spojrzał na mnie i pociągnął za spust. Spojrzałem na Niego a później na piekące miejsce w brzuchu. Krew zaczęła się sączyć z rany. Cholera jasna to się wjebałem.

Gdy podniosłem wzrok nikogo już nie było.
-Nooroo, chowaj skrzydła  - udało mi się wydusić.
-Jezu, Gabriel – pisnęło kwamii – Co ja mam zrobić? Nie uleczę Cię – mówił spanikowany
-Wybierz numer do Nathalie – syknąłem uciskając ranę
-Debilu to trzeba na pogotowie dzwonić! – pisnął i wybrał numer -Mów Ty, mnie nie usłyszą .
-Słucham? – Odezwała się kobieta w telefonie
-Ja.. Ktoś mnie postrzelił, jakiś młody chłopak, w brzuch.
-Dobrze, już wysyłam karetkę, czy rana bardzo krwawi? – zapytała pewnie próbując mnie utrzymać przytomnego.
-Tak, bardzo – jeknąłem



Czułem jakby ktoś palił mi dziurę w brzuchu żywym ogniem.
-Jest ktoś z Tobą?
-Nie jestem sam, sprawca uciekł – powiedziałem

Powieki miałem coraz cięższe, czułem się słaby i marzyłem o tym żeby zasnąć.
-Nie zasypiaj. Jak masz na imię? – zapytała kobieta
-Gabriel,... Gabriel Agreste – wydusiłem i straciłem przytomność.

W pierwszej chwili nie pamiętałem co się stało. Słyszałem tylko głosy.
-Sugeruje mi Pan, że mój syn się tnie? – krzyczał ojciec
-Ja tylko mówię co zauważyłem – westchnął  lekarz.
-Wy sie lepiej zajmijcie tym co macie do chuja! On od kilku godzin leży nieprzytomny! – krzyczał tata


Czyżby się o mnie martwił?
Nieee, pewnie się martwi tylko, że może stracić kontakty.
-Pana syn stracił na prawdę dużo krwi, musi się Pan uzbroić w cierpliwość.
-Tego to on nie potrafi – powiedziałem


Mój głos był zachrypnięty a w ustach czułem Saharę.
-Boże, Gabriel – mama natychmiast podbiegła do łóżka -Synku...
-Taaa, jeszcze żyje, będziecie się musieli dalej ze mną męczyć. – powiedziałem z ironią
-Nie opowiadaj głupot – powiedziała mama z łzami w oczach.
-Przepraszam – zmieszałem się


Ojciec nie powiedział ani słowa, tylko patrzył na mnie jakimś dziwnym wzrokiem.
-Możecie mnie Państwo zostawić z synem? Chciałbym zobaczyć ranę i zadać mu pare pytań zanim policja przyjedzie. – zapytał lekarz
-Tak, oczywiście – powiedziała mama i wzięła tate za rękę zanim zdążył zaprotestować.


Lekarz usiadł na krześle obok mojego łóżka. Spodziewałem się pytania które mi zada.
-Jestem Carlisle i jestem Twoim lekarzem. – zaczął – Chciałbym Ci zadać kilka pytań.
-Skoro to konieczne – wzruszyłem ramionami


Rozejrzałem się w poszukiwaniu Nooroo, zauwazyłem mała główkę chowając się za plecami lekarza. Stworzenie uśmiechało się ze łzami w małych oczkach.
-Pamiętasz co się wydarzyło? – zapytał
-Wracałem od mojej dziewczyny, zauważyłem jakiegoś chłopaka który celuje w dziewczynę pistoletem, wtrąciłem się, dziewczyna uciekła a on mnie postrzelił. To tyle.
-Rozumiem... A te blizny na nadgarstkach?
-Takie nowe hobby, polecam, można się odstresować. – powiedziałem z uśmiechem
-Słuchaj, depresja i myśli samobójcze to nie powód do żartów.
-Depresja? Nieee ja nie mam powodów do depresji. Dobrze się uczę, mam dziewczynę, rodzice mnie wspierają, jest cudownie – powiedziałem starając się powstrzymać łzy.


Carlisle patrzył na mnie
-Będę chciał żebyś porozmawiał z psychologiem, zgodzisz się?
-Wszystko mi jedno... Chce zostać sam – powiedziałem odwracając głowę w druga stronę.
-Dobrze, w takim razie przyjdę później. – mężczyzna wstał i wyszedł.


Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły Nooroo podleciał do mnie.
-Jejku tak się martwiłem, wyglądałeś jakbyś umarł... Tyle krwi... A potem oni Ci coś robili, rozcinali, coś oj wyciągali Ci z brzucha.... – mówił a łzy spływały po Jego małej buzi
-Już dobrze, nie płacz Nooroo – powiedziałem i kwami się do mnie wtuliło.

Nagle ktoś wszedł do Sali. Kwami natychmiast się schowało, jednak gdy zauważyło starszego mężczyznę wyszedl z ukrycia.
-Schowaj się – syknąłem
-Witaj mistrzu – powiedział Noorii
-Mistrzu? – zapytałem zaskoczony.



Dopiero po chwili rozpoznałem mężczyznę któremu pomogłem jakiś czas temu.
-To Pan... – szepnąłem
-Witaj Gabriel, wiesz to co zrobiłeś było bardzo rycerskie i odważne ale i bardzo głupie. Bardzo się naraziłeś młodzieńcze.
-Ale... Ale... Ja nie rozumiem.
-To jest Mistrz Fu, strażnik Szkatułki z Miraculami.
-Czekaj to jest Was więcej – zapytałem Kwami
-Oj tak – zaśmiał sie starzec – Czasami ciezko nad nimi zapanować.


Nooroo się zarumienił.
-Ale ja tu nie w tej sprawie. Niestety nie uleczę Ci całkiem tej rany, jednak mogę zrobić tak, aby szybciej się zregenerowała.
-No.. Dobrze.


Mężczyzna stał nade mną wypowiadając jakieś dziwne słowa których nie rozumiałem. Czułem jakieś dziwne mówienie w ranie.
-Okey, to tyle co mogę zrobić. Muszę iść, żeby nikt nic nie podejrzewał ale jeszcze się zobaczymy. – powiedział z uśmiechem starzec i wyszedł
-To było dziwne... – szepnąłem
-To jest nasz mistrz, nie martw się nic Ci złego nie zrobi. To on dał Ci Miraculum, wybrał Cię.
Wzruszyłem ramionami i położyłem się na łóżku


Kolejny rodział dzisiaj ❤
W sumie miały to być dwa ale stwierdziłam, że będzie jeden dłuższy❤

Nie wiem kiedy będzie następny bo nie mam już nic na zapas napisane 🤣😅

Mam nadzieję, że się spodoba ❤💜

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro