Rozdział 10
Patrol wkroczył do obozu, a koty zaczęły odrazu zbierać się wokół.
– Co się stało!? – każdy krzyczał.
– Cisza! – krzyknęła zaalarmowana Rozżarzona Gwiazda wyłaniająca się z legowiska.
– Co się stało? – zapytała ze spokojem.
– Gdy byliśmy na patrolu przy wodospadzie, wyczuliśmy nietypowy zapach, okazało się że to krew... A w wodospadzie... leżało zaklinowane ciało Paprociowej Łapy... – wytłumaczyła zastępczyni
– Pokażcie ciało medyczce, może coś zobaczy.
Patrol zaniósł Śnieżnej Nadzieji ciało a ona dokładnie je zbadała.
– Na pewno się nie utopił.
– Tak, wiemy. Prawdopodobnie został zabity, i to przez kogoś z naszego klanu. – wytłumaczyła Paprotkowy Szum.
– Dlaczego tak twierdzisz? – zastrzygła uchem
– Klan Ziemi nie jest aż tak nie honorowy aby wkroczyć nam na teren i zabić naszego ucznia. Dodatkowo przecież na pewno został zabity w nocy, gdyż wieczorem był w obozie, a Klan Ziemi chyba nie ma nocnych patroli.
– Hm... No, faktycznie...
Każdy zaciekawiony siedział jeszcze moment w legowisku w ciszy, a później koty zaczęły się rozchodzić. Nocna Łapa podeszła do sterty zdobyczy i przysiadła. Zaczęła jeść nornika. Dosiadł się do niej Liściasta Łapa i zaczęli dzielić się zwierzyną.
– Cześć. – miauknął trochę przyciszonym głosem.
– Jak myślisz, kto zabił Paprociową Łapę?
– Nie wiem... A skąd mam wiedzieć?
– No, ja też nie wiem. Ale pytam, jak myślisz...
– Nie mam pojęcia. – wymamrotała i przełknęła ostatni kęs zwierzyny, kiedy dobiegło do niej wołanie mentorki.
– Nocna Łapo, trening!
– Tak, już idę! – krzyknęła.
– Muszę iść. – szepnęła do kolegi i ruszyła biegiem do swojej mentorki, stojącej w wyjściu z obozu.
– Co dziś będziemy robić? – spytała
– Potrenujemy walkę.
Nocna Łapa pokiwała głową a kotki zaczęły iść.
– Jestem taka zmęczona! – kładąc się na posłaniu westchnęła.
– To był ciężki dzień. – wyszeptał przyjaciel. Nocna Łapa zwinęła się w kłębek, chociaż nie miała ochoty na spanie. Postanowiła wymknąć się w nocy, aby się przejść.
Gdy było już późno i szary uczeń smacznie spał, uczennica podniosła się na łapy i wyszła z legowiska. Rozejrzała się i spostrzegła, że wszyscy spali. Wyszła z obozu przez śmietniko, aby ominąć spotkanie z wartownikiem, po czym zaczęła biec. Łapy niosły ją na piekną polankę w lesie. Po tym jak dobiegła, ułożyła się na grzbiecie. Patrzyła zamyślona na świecącą srebrną skórę.
– Paprociowa Łapo...? Jesteś tam...? – wyszeptała, nadzieją na odpowiedź, ale tak się jednak nie stało.
– Przecież sam Klan Gwiazdy mówił mi, że go tam nie ma... – westchnęła.
– Jestem głupia. No bo nie dość, że wprost mi to powiedzieli, to oczekuję odpowiedzi od gwiazd...
390 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro