Tom II, Rozdział 16. Royal Tigers.
A co tam... niech już stracę. Łapcie rozdział xD
Z dedykacją dla YashaAizawa ( ty wiesz dlaczego xD ) i AyameShuuya ( w sumie ty też wiesz dlaczego xD) :D
___________________
28 maj, mieszkanie Lucy Heartfilii.
— Aa! Kurwa, tylko nie to!
Wrzask Levy był na tyle donośny, że stojąca przy kuchence gazowej Lucy niespodziewanie podskoczyła do góry. Odrobina gulaszu który właśnie mieszała, skapnął na jej różowy fartuszek. Pośpiesznie starła go wierzchołkiem kciuka i z chochelką w dłoni wychyliła się zza kuchennej ściany. Widząc jak przyjaciółka stoi w przedpokoju i chwyta się za głowę, podeszła do niej bliżej.
— Co ty wyprawiasz?
— Co ja wyprawiam? — zwróciła się do niej przodem. — Co Plue wyprawia! Spójrz tylko, pogryzł mi moją nowiutką torebkę, którą kupiłam parę dni temu! — krzyknęła z pretensją i na dowód pomachała zaślinioną i pogryzioną rzeczą przed jej nosem. — No spójrz!!
— No przecież widzę. — mruknęła, gdy Plue nie wiadomo skąd, podbiegł do niej i radośnie zaczął trącać mokrym nosem w udo.
Z jego łapką było już o wiele lepiej, więc teraz nadrabiał to czego nie mógł robić wcześniej. Jednak mimo wszystko nie mogła się na niego gniewać. Nie miała serca bo w jej oczach był niewinną, włochatą kuleczką która potrzebuje uwagi i troski. Nie zważając na ostry, wręcz pretensjonalny wzrok przyjaciółki, Lucy kucnęła przed nim i rozczulona podrapała go za uszkiem. To była jego ulubiona pieszczota.
— No nie wierze. A ty jeszcze go za to głaszczesz? — zapytała z niedowierzaniem. — Wyszłam tylko na chwilę do kibla, a on zdążył się do niej dorwać! I co teraz?
— Oh, uspokój się, to jeszcze młody pies i ma dużo energii. Zresztą mówiłam ci że on lubi gryźć różne rzeczy. Pewnie jak zwykle postawiłaś ją na ziemi co nie? — zwróciła uśmiechniętą twarz w stronę psa i pocałowała go w czubek głowy. — Odkupię ci tę torebkę jeśli to taki duży problem.
— Nie dostanę ,kurwa, drugiej takiej, to była ostatnia sztuka! — wściekła jak osa posłała karcące spojrzenie w stronę psa, ale on jedynie głośniej zaszczekał i zamerdał ogonem. — No i czego się na mnie gapisz ty torebkowy diable...
Słysząc jak zabawnie go nazwała, Lucy wybuchnęła gromkim śmiechem na co obrażona Levy odwróciła się na pięcie i poszła usiąść przy stole.
— Dawaj w końcu ten obiad do cholery. Głodna jestem. — nadęła policzki, zadarła głowę i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
— No i widzisz co zrobiłeś? Rozzłościłeś ciocię Levy. — pokręciła głową na boki i zwróciła chochelkę z sosem w stronę psa.
— Tsh. Tylko dobrze to umyj. Nie mam ochoty zasmakować psiej śliny.
— Dobra, dobra.
Gdy wylizał ją do ostatniej kropelki, dźwignęła się na równe nogi i poszła z powrotem do kuchni. Umyła ją pod ciepłą wodą i znów zanurzyła w bulgoczącym gulaszu. Plue poszedł grzecznie za nią i nie odstępował na krok. Usiadł obok jej nóg i z wyczekaniem spoglądał co takiego ciekawego robi. Może akurat coś spadnie na podłogę i będzie mógł podjeść?
— Przecież dopiero co żarł. On ma żołądek bez dna czy co?
Usłyszała prychnięcie zza pleców. Odwróciła się w jej stronę i oparła plecami o blat. Jej wielce rozjuszone oblicze tylko ją bawiło. Wyglądała tak niewinnie, a jednak w tym drobnym ciałku mieszkał prawdziwy demon!
— Przecież to pies. On nie przegapi żadnej okazji gdy w grę wchodzi jedzenie. — widząc jak McGarden posyła jej te swoje wymowne spojrzenie, uśmiechnęła się do niej głupkowato i oparła obydwie dłonie na biodrach. — No już nie bocz się tak na mnie. Specjalnie dla ciebie robię gulasz z kurczakiem, doceń moje starania kulinarne!
Levy przez chwilę milczała. Wciąż obserwując siedzącego obok Lucy psa, zamyśliła się. Przypominając sobie ich ostatnio obiad, jej mina gwałtownie zrzedła.
— Mam nadzieję że będzie zjadliwy bo ostatni smakował jak... — nie dane było jej dokończyć bo Lucy w mig znalazła się przy niej i przytknęła palec do ust uniemożliwiając tym samym powiedzenia cokolwiek.
— Ty już lepiej nie kończ! — wtrąciła jej, gdy sama przypomniała sobie ten okropny smak. — Wiem że może nie mam talentu kulinarnego, ale staram się najlepiej jak potrafię więc z łaski swojej siedź cicho i chodź raz zgryźliwie nie komentuj.
Do ich uszu dobiegł odgłos szczekania, a wtedy Levy odsunęła jej irytujący palec z twarzy.
— Widzisz pomimo że go jeszcze nie miałaś to nawet Plue się ze mną zgadza! Ten szczek był nader wymowny.
Dziewczyny spojrzały na niego, a potem na siebie i wybuchły śmiechem. Sielanka nie trwała długo bo zaraz potem do ich nosa doszedł dziwny, charakterystyczny zapach. Obydwie zaciągnęły się nim i zmarszczyły brwi.
— Lu coś jakby śmierdzi spalenizną...
Minęły dwie sekundy, gdy Lucy zdała sobie sprawę że zapomniała o ich obiedzie.
— O cholera! — pisnęła, pospiesznie się odwróciła i dobiegła do kuchenki, zmniejszając gaz pod kipiącym gulaszem. Złapała za nagrzany uchwyt rondelka i w międzyczasie machając nad nim wolną dłonią, przestawiła go na wyłączony palnik. — Aa! Parzy! Jak to jest że tego nie słyszałyśmy!?
Lucy podeszła do kuchennego okna i otworzyła skrzydło na oścież próbując pozbyć się gryzącego dymu z pomieszczenia.
— Co ty odjebałaś?
— Nic! Ja tylko spuściłam go na moment z oczu, ale nic nie szkodzi! Zaraz coś zaradzimy. — mruknęła spoglądając na dno gdzie można powiedzieć zrodził się nowy level potwora.
— Nie no ja kurwa nie wierzę. — sapnęła załamana Levy która w geście rozgoryczenia przytknęła dłoń na czoło i opadła na oparcie krzesła. — Spaliłaś ten gulasz, prawda? — spojrzała na krzątającą się przy blacie przyjaciółkę, a gdy tak kiwnęła głową twierdząco, nabrała więcej powietrza w płuca i wstała od stołu. Złapała zaskoczoną Lucy za rękaw koszulki i pociągnęła w stronę przedpokoju.
— Co ty robisz? — zapytała, gdy zatrzymały się przed komodą.
Levy wsunęła na stopy zielone baleriny i sięgnęła po smycz od psa, który na ten gest zaczął skakać wokół nich z wywalonym ze szczęścia jęzorem.
— Jak to co? Bierzemy psa i wychodzimy z domu. — odparła rozjuszona rzucając w jej stronę krótkie spojrzenie, jednak widząc jej niezrozumienie wymalowane na twarzy, dodała. — Głodna jestem jak wilk, a ty znów spaliłaś nasz obiad, więc dzisiaj stołujemy się na mieście. — zgrabnie wyliczyła podając jej smycz i obrożę Plue. — Chciałaś mi oddać za torebkę? To przynajmniej postaw mi obiad, niezdaro.
***
Fairy Tail, siedziba główna, gabinet Makarova Dreyara, wieczór.
— Jak to nie ma go w domu? — zapytał niewyraźnie odpalając papierosa. Wypuścił dym z ust, rzucił niedbale metalową zapalniczkę na biurko, a potem oparł o nie skrzyżowane nogi. — Masz go znaleźć najszybciej jak się da. Ta sprawa nie może czekać, a potrzebuje do tego najlepszych ludzi.
— Dorothy twierdzi że wyszedł przed paroma godzinami. Nie ma pojęcia dokąd mógł się udać bo nic jej nie powiedział. — oświadczył dzwoniący z domu Dragneela, Gray.
Laxus zmarszczył brwi, zerknął na wiszący kalendarz, a potem na tykający zegar. Dochodziła osiemnasta.
— Kurwa mać. — zaklął siarczyście masując jedną skroń. — Nigdy go nie ma jak jest potrzebny. Dobra nie ważne, postaraj się go znaleźć. Przeczesz jego ulubione miejscówki; kluby i może jakieś burdele po drodze. Masz go znaleźć jak najszybciej bo samego na to zadanie cie nie puszcze. To zbyt niebezpieczne.
— Mam go szukać sam? Ty wiesz ile to roboty? Obejście wszystko po kolei zajmie mi parę godzin... dla jednej osoby to niemożliwe! To jak szukanie igły w stogu siana. — żachnął oburzony.
— Co mam ci powiedzieć? — warknął blondyn przekładając słuchawkę na drugie ucho. — Spinaj ten chudy tyłek i zapierdalaj za swoim najlepszym kumplem. Nie mam więcej wolnych ludzi! Kinana nie ma prawka, Erza utknęła na komisariacie, wszyscy nasi ludzie są w terenie, Gildarts zajmuje się Caną i Milo, Juvia jest na jakimś pieprzonym szkoleniu, a... — urwał na moment, gdy zdał sobie sprawę z czegoś istotnego. Przecież jest ktoś jeszcze. — Ej Gray ty już nauczyłeś Lucy jazdy autem co nie?
Chwila ciszy podczas której sens słów dotarł do osoby po drugiej stronie.
— Ty chyba nie masz na myśli...? O nie, nie. To zbyt ryzykowne i niebezpieczne! — usłyszał jego rozgorączkowany głos. — Wiem co ci chodzi po głowie! Laxus, nie wysyłaj jej za nim w takie miejscówki, słyszysz? Sprawdzę wszystko tak szybko jak się da, ale tylko nie... — jego wypowiedź przerwał irytujący, pikający sygnał który świadczył że rozmowa dobiegła końca, bądź została przerwana.
Dreyar nie słuchał jego dalszej wypowiedzi, a najzwyczajniej odłożył słuchawkę. Sam nie mógł jechać szukać Dragneela bo za jakieś pół godziny przybędzie ważna osoba z którą musi omówić pewne interesy.
Strzepał szary popiół z czarnych spodni, podciągnął nosem i poderwał siedzenie do góry. Wsunął jedną dłoń do kieszeni i wyjął z niej kluczyki od mafijnego samochodu. Wyszedł z gabinetu i udał się na koniec długiego korytarza. Stanął przed ich wcześniejszym archiwum, zapukał krótko, a potem uchylił drzwi.
— Ej Lucy jak bardzo jesteś zajęta? — zapytał spoglądając na zasypaną papierami po obydwóch stronach dziewczynę. Chyba nawet nie słyszała jak do niej zapukał bo odrywając nos od swojego zajęcia wydawała być się zaskoczona.
— Już prawie nie jestem. Zaraz kończę, a co tam trzeba? Masz dla mnie kolejną partię dokumentów?
Mężczyzna wprost cmoknął uradowany.
— Nie, ale mam dla ciebie inne, równie ważne zadanie. — mówiąc to wszedł do środka i kręcąc kluczykami na palcu, stanął tuż przed jej biurkiem. Dziewczyna dość ociężale zadarła do góry głowę, a wtedy Laxus oparł jedną dłoń na biodrze. — Musisz spróbować mi tu kogoś sprowadzić bo to zadanie nie cierpiące zwłoki.
Bacznie go obserwując, Lucy ściągnęła ze sobą brwi. Wrodzona intuicja podpowiadała jej że to nie będzie zadanie o jakim by marzyła...
***
Klub Babylon.
Wieczorne niebo nad Los Angeles zrobiło się szaro bure, a ciemne chmury zwiastowały nadchodzący deszcz. Dzierżąc w dłoni małą karteczkę z zapisanym adresem, Lucy wyszła z klubu i prędziutko pognała w stronę zaparkowanego nieopodal samochodu.
Dzielnica czerwonych latarni; miejsce gdzie królują narkotyki i rozpusta... Trochę bała się tu kręcić bo to zdecydowanie nie były jej klimaty. Obracający się tu najgroźniejsi ludzie spod ciemnej gwiazdy już znali Lucy i wiedzieli że należy do Fairy Tail. Tym samym była nietykalna, a jeśli ktokolwiek odważyłby się ją zaczepić musiałby zmierzyć się z najpotężniejszą mafią w stanie Kalifornia oraz stojącym na jej czele Makarovem Dreyarem. Nikt świadomie nie chciał napytać sobie takiej biedy, więc jedyne co mogli zrobić to wodzić za nią wzrokiem.
Będąc w środku, Lucy zatrzasnęła drzwi, wcisnęła guziki blokujące i głośno wypuściła nagromadzone powietrze. Nie dość że groźne otoczenie pozostawiało wiele do życzenia to wciąż przed oczami miała gołe kobiety tańczące na rurach oraz te różne nieprzyzwoite odgłosy... Zgorszona pokręciła głową na boki i rozejrzała się czy aby na pewno nikt nie zdecyduje się spróbować wtargnąć jej do samochodu. Na szczęście nie.
Jednak przeczucie jej nie zmyliło z tym że Laxus nie miał dla niej normalnego zadania. Poprosił ją by spróbowała pomóc w szukaniu Natsu bo jest na gwałt potrzebny do mega pilnego zadania, a nikt nie może go znaleźć. Gray pojechał do niego do mieszkania, ale nawet tam go nie zastał. Nie dało się też do niego nijak dodzwonić. Jak mus to mus, a to była prośba Laxusa, więc nie mogła jej zignorować. W końcu jakby nie było to jest jej szefem.
Pierwszym miejscem o jakim pomyślała był właśnie Babylon. Dobre miała przeczucie bo Dragneel był tutaj dwie godziny temu, jednak było mu za mało wrażeń, więc potem wybył do innego klubu. Całe szczęście że Mira była dość dociekliwą osobą bo dzięki niej Lucy zdobyła nazwę oraz adres klubu do którego się udał. Spojrzała na kartkę ze schludnym pismem;
— Royal Tigers. — przeczytała na głos. — No dobra to jedziemy...
Czy tego chciała czy nie, wbiła kluczyki w stacyjkę i odpaliła samochód. Dzięki Fullbusterowi jazda samochodem nie sprawiała jej już żadnego problemu, a przepisy ruchu drogowego miała opanowane w małym paluszku. Delikatnie spuściła ręczny, wcisnęła sprzęgło, spojrzała kontrolnie w boczne lusterko. Po upewnieniu się że ulica jest pusta; wrzuciła jedynkę i ruszyła do wyznaczonego przez Mirę celu.
***
Klub Royal Tigers.
Głośne przeplatające się śmiechy, erotyczne tańce, niebotycznie drogi alkohol, i nieustannie dudniąca muzyka; w takim miejscu jak to nie miały końca. Jeden z najdroższych i ekskluzywnych miejsc w mieście. Panujący półmrok w lokalu i unoszący się zapach słodkich damskich perfum zwykle działały mu na nerwy, jednak teraz miał to wszystko w dupie. Teraz najważniejsze dla niego była zabawa i relaks. Na swoich silnych ramionach czuł uwieszające się dłonie kobiet, które błądziły po jego idealnie wyrzeźbionych mięśniach klatki piersiowej.
Pozwolił im na to.
Rzadko kiedy udawało mu się wpaść w stan upojenia alkoholowego bo miał mocną głowę jak nikt, ale jest inna rzecz którą można sobie dogodzić równie skutecznie. Siedzący na kanapie w otoczeniu pięknych kobiet Dragneel, pochylił się w stronę stołu na którym stały porozwalane szklanki i butelki z alkoholem, a wśród nich działka z najlepszej jakości kokainą.
Wyciągnął z portfela kartę płatniczą, którą całkiem zgrabnie uformował sobie cienką kreskę, a następnie wciągnął biały proszek przez nos. Przez moment zakręciło mu się w głowie, ale tylko chwilowo. Czuł się zajebiście lekko. Towarzysząca mu od początku, nieźle narąbana Lisanna wstała ze skórzanej sofy, drapieżnie złapała go za tył włosów i pociągnęła do tyłu powodując tym samym że Dragneel opadł plecami na oparcie.
Z jego gardła wydobył się cichy pomruk. Nie protestował ani także go to nie bolało. Był już tak znieczulony, że jedyne co czuł to stan nieopisanej euforii i nutę podniecenia. Gdy Lisanna zrobiła sobie miejsce, usiadła mu na lewym kolanie i wtuliła w jego tors błądząc po nim opuszkami palców. Przymknęła powieki i mocniej przywarła ciałem do niego. Zaciągała się jego wspaniałym męskim zapachem, który tak bardzo kochała i przez który jej zmysły wariowały.
— Ej, co ty robisz? — usłyszała jego lekko zachrypnięty głos przy uchu, gdy jej dłoń zuchwale zaczęła wędrować w stronę męskiego krocza.
Nie zareagował, a spod przymglonych, ciemnych tęczówek spoglądał na jej pełne pożądania, błękitne oczy.
— Pragnę cię, Natsu. — wyszeptała wspinając się na wysokość jego lewego policzka. Złapała za jego bezwolnie opartą dłoń na udzie i bezwstydnie przycisnęła ją do swojej jędrnej piersi. — Chciałabym żeby dotykał mnie więcej...
Jej uwodzący głos, prosząca postawa ciała, skąpe ubranie; krótka spódniczka mini pod którą dostrzegał czerwone stringi i mocno wyeksponowany biust. Kiedyś powodowało to u niego rosnące pożądanie, jednak teraz robiło to na nim coraz mniejsze wrażenie. Sam nie do końca to rozumiał, ale może najzwyczajniej w świecie Lisanna zaczęła go nudzić? Nie dalej jak godzinę temu uprawiali ostry seks, ale to nie było to samo. Nie miał już na nią ochoty.
— Nie teraz... Nie dziś. — odpowiedział krótko i stanowczo złapał za jej nieustannie wodzącą dłoń w okolicach paska od spodni. Widząc jej pytający, wręcz zaskoczony wzrok, dodał. — Zejdź ze mnie, przeszkadzasz.
Wcale nie chciał jej ze sobą brać, ale ona uczepiła się go jak rzep psiego ogona i za nic nie chciała zostać w Babylonie. Nim zbyta kobieta otrząsnęła się z jego słów, mężczyzna złapał ją w pasie i siłą usunął ze swego kolana. Opadając obok na sofę wydała z siebie cichy stęk.
Korzystający z wolności Natsu uniósł się z miejsca na równe nogi i lekko się chwiejąc, wyjął portfel zza marynarki, który następnie rzucił na kolana jakiejś towarzyszącej im czarnowłosej dziwki. Było mu mało wrażeń. Widząc pytający wzrok tych wszystkich pijanych i naćpanych kobiet jakie zgromadził wokół siebie, rozpostarł szeroko ręce i rzucił na głos;
— Moje panie, zamawiajcie co tylko chcecie bo dzisiaj nie liczę się z żadnymi kosztami.
Chwilę potem tło przeszły odgłosy wiwatów i gromkiego zadowolenia.
***
Gdy tylko stanęła przed świecącym szyldem ,,Royal Tigers'' i dostrzegła dwóch ochroniarzy barczystej postawy, przez moment zwątpiła czy w ogóle uda jej się przejść. To był najbardziej prestiżowy klub i żeby wejść do środka trzeba było okazać specjalną wejściówkę, której ona rzecz jasna nie posiadała.
Zdobyła się na odwagę i puściła bajeczkę jakoby jest prostytutką i szuka dobrze płatnej pracy. Szczęście w nieszczęściu że miała dość obcisłą sukienkę za kolana, jednak z uwydatniającym piersi dekoltem. Karki zmierzyły ją od góry do dołu, a jeden nawet zsunął ciemne okulary by lepiej jej się przyjrzeć. Zawiesił na niej oko i skinął porozumiewawczo do swojego kolegi. Przeszła test pozytywnie. I tak oto jakimś cudem udało jej się przedostać do środka...
Jak mogła się spodziewać, cały scenariusz powtarzał się do znudzenia. Dużo ludzi, muzyka, alkohol i pełno roznegliżowanych kobiet. Czego innego mogłaby spodziewać się po Dragneelu? Dobrze pamiętała jak w motelu dorwała jego portfel którego większość zawartości to wizytówki burdeli i klubów. Jak bardzo miał tym sprany mózg? Zacięcie przedzierała się przez cały ten tłum i starała się ignorować fakt, że praktycznie co chwilę ktoś się od niej odbija.
Przez ścisk zrobiło jej duszno i powoli zaczynała mieć problem by złapać oddech. Przebyte w dzieciństwie zapalenie płuc pozostawiło po sobie pamiątkę. Przystanęła na moment i zmrużyła powieki. Wodziła wzrokiem po dużej sali, a wtedy w jej oczy wpadła ta charakterystyczna czupryna.
Siedział tam w szerokim rozkroku niczym żigolak i jak można się było spodziewać nie był sam. Otoczony wieszającymi się na nim kuso ubranymi prostytutkami, zdawał się mieć ubaw po pachy bo na jego ustach błądził szeroki uśmieszek. Dojrzała tam również znajomą twarz. Tą całą Lisanne, która wydawała się dostawać cieczki na jego widok.
Natsu śmiał się z jej sąsiada za ścianą podczas gdy sam nie jest lepszy. Doborowe towarzystwo sobie znalazł — pomyślała z przekąsem i ruszyła w tamtą stronę. Jej uwagę zwrócił krążący od jednych dłoni do drugich, portfel Dragneela. Każdy kto chciał wyjmował z niego banknoty i zamawiał co co tylko popadnie. Poczuła w sobie falę złości bo on nic sobie z tego nie robił! Zacisnęła zęby i podeszła wystarczająco blisko do jakiejś czarnowłosej prostytutki, której po chwili wyrwała go z dłoni.
— Ej laluniu... co ty robisz?! — odurzona kobieta posłała jej pogardliwe spojrzenie, zmierzyła ją od góry do dołu, a potem prychnęła. Język jej się plątał, była pijana jak bela i ledwo trzymała pion. — Jeszcze nie skończyłam zamawiać... do cholery!
Rzadko kiedy taka była, ale teraz Lucy posłała jej gromiące spojrzenie. Miała w dupie jej pretensje i to że nie zamówiła sobie niczego. Nie powinna tym dysponować bo to nie jest jej własność do jasnej anielki!
— Oddawaj, to nie twoje — warknęła do niej rozjuszona, a wtedy usłyszała chichot innych siedzących tam kobiet.
— Lucy! — usłyszała jego zachrypnięte wołanie i teraz ciałem zwróciła się w ich stronę. Porozwalane na stole butelki czy alkohol to nic w porównaniu z leżącą luzem kartą płatniczą, a obok stosik białego proszku. Głupawy wyraz twarzy świadczył że był naćpany jak nic. — Ktoś taki cnotliwy jak ty postanowił się wybrać do burdelu?
Gdy Lisanna usłyszała jak inne kobiece imię pada z jego ust, oderwała się od silnego ramienia i wlepiła swoje rozszerzone źrenice w jej sylwetkę. Prychnęła lekceważąco i uśmiechając się z wyższością, wtuliła się w niego jeszcze bardziej co nie umknęło Heartfilii.
— A ta pinda co tutaj robi do cholery? Zmiataj stąd, to nie miejsce dla ciebie! — ryknęła, bezsensownie się chichrając.
— Gray szuka cie po całym mieście. — powiedziała ignorując tę tlenioną sukę. Już od ich pierwszego spotkania wiedziała że dziewczyna pała do niej jedynie nienawiścią. Szkoda było marnować swój cenny czas na kogoś takiego jak ona. — Laxus ma dla ciebie mega ważne zadanie, a ty wsiąkłeś jak kamień w wodę!
— Laxus kazał ci mnie szukać? — parsknął krótkim śmiechem i posłał jej te swoje aroganckie spojrzenie. — Mam to gdzieś. Jak widzisz teraz jestem niedysponowany i mam o wiele ciekawsze zajęcia do roboty. — Na dowód swoich słów rozpostarł szeroko ramiona i przygarnął do siebie jeszcze bliżej zadowolone i piszczące kobiety.
Lucy zacisnęła wolną rękę w pięść. Dragneel jak żaden inny facet działał jej na nerwy. Ta jego bezczelność i pewność siebie wzbudzały w niej wewnętrzną agresję. Ominęła stół i podeszła bliżej, tuż na wyciągnięcie jego ręki, a wtedy rzuciła mu zgubę na kolana.
— Jak na przykład ćpanie i pozwalanie na dysponowanie własnym portfelem jakimś podrzędnym prostytutkom? — warknęła ironicznie zarzucając rozpuszczone włosy na plecy. — Nie rozśmieszaj mnie bo to żałosne.
Usłyszawszy jej oschły ton, Lisanna zmarszczyła gniewnie brwi. Mogła być naćpana i pijana, ale jeszcze co nieco kontaktowała i nie pozwoli nikomu zwracać się takim tonem do Natsu. Zresztą on sam powinien zareagować i jakoś ją sprowadzić do parteru. Przecież on nigdy w życiu nie pozwoliłby żadnej kobiecie się do niego tak zwracać! Była pewna że zaraz zrobi z nią porządek, że wstanie i najlepiej odstrzeli łeb, jednak jakie było jej zdziwienie, gdy mężczyzna pozostawał bierny, a przez jego lico przetoczył się tajemniczy uśmiech i drobne ogniki w oczach. Nie spodobało jej się to.
— Natsu, nie rozmawiaj z nią i sprowadź do parteru. Nie interesuj się nią bo jest nic nie wartą damulką... — mruknęła mu kusząco do ucha i zaczęła wspinać się po jego ciele wprost do ust za którymi nieustannie tęskniła i których było jej zawsze mało. — Daj mi się tobą odpowiednio zająć...
Dragneel kompletnie się nią nie interesował. Spoglądając na Lucy spod byka wciąż mierzył się nią na spojrzenia. Znów spoglądała na niego z góry co mu się wyjątkowo nie podobało. Był rozjuszony, a jednocześnie zdawał się zainteresować. W tym momencie odepchnął od siebie natrętną Lisanne i mimo że przychodziło mu to z trudem, dźwignął się na równe nogi.
— Podrzędnym prostytutkom? — powtórzył po niej, a zaraz potem cynicznie się uśmiechnął. — A ty kim jesteś? Za kogo ty się uważasz, Lucy? — specjalnie zaakcentował jej imię. Chciał nadepnąć jej na odcisk.
Zadarła podbródek wyżej i z zacięciem spoglądała w jego rozluźnioną od narkotyków twarz. Jak nigdy wcześniej, widziała paletę przetaczających się pozytywnych emocji; euforię, radość, zadowolenie oraz pewność siebie. Jego źrenice były rozszerzone do granic możliwości, a od ciała biło nieujarzmione gorąco.
— Za tą która dostała rozkaz sprowadzenia cię do siedziby, teraz — odpowiedziała z naciskiem na ,,teraz''.
— Tsh. Przychodzisz za mną aż tutaj, przerywasz mi moją przednią zabawę, odbierasz moim kupionym kobietom portfel który sam im dałem, a teraz wymagasz bym z tobą poszedł? — wyliczał po kolei i z każdym kolejnym słowem przysuwał się do niej coraz bliżej. — Nie uważasz że to niemądre z twojej strony, Lucy?
Po raz kolejny zaakcentował jej imię czym powodował że drażnił się z nią. Widział jak z każdym zawężającym się między nimi centymetrem spinała wszystkie mięśnie ciała. Bawiło go to i sprawiało że chciał jeszcze więcej.
— Niemądre jest to co ty robisz. Nie wszystko będziesz w stanie kupić za pieniądze. Nie znasz ich wartości lub co gorsza nie doceniasz tego co masz. Nie mam czasu na twoje głupie zagrywki. Zbieraj się, wychodzimy. — oświadczyła tonem jakiego jeszcze u niej nigdy nie słyszał. — A tak w ogóle nie przysuwaj się do mnie tak blisko bo śmierdzisz potem i alkoholem.
Chciała go złapać za ramię i stąd wyprowadzić, jednak pomimo upojenia zgrabnie wyminął jej dłoń.
— Śmiesz mi rozkazywać? — parsknął jej praktycznie w twarz, ale widząc jej nieustępliwość i że nie robi na niej żadnego wrażenia, gwałtownie odsunął się i wyprostował. Ukradkiem spojrzał na jej przylegającą do ciała sukienkę i dość spory biust. Uśmiechnął się lubieżnie i sięgnął do kieszeni wyjmując z niego spory plik banknotów. Nim Lucy zdążyła otworzyć usta i coś powiedzieć, cisnął jej nimi w twarz i zaczął się głośno śmiać. — Nie ma rzeczy której nie mógłbym sobie kupić. Powiedz mi, ile jesteś warta? Ile kosztujesz? Ciebie też sobie kupie, żebyś sprzątała mi kuwetę po kocie w domu!
Jawnie z niej drwił. Na ten zuchwały i obsceniczny gest oraz słowa jego publiczność zaczęła się śmiać i kąśliwie komentować. Był pewien że wyprowadzi ją tym z równowagi. Że wywoła u niej wstyd i dziewczyna ucieknie z podwiniętym ogonem. Jego pewny siebie uśmieszek zaczął stopniowo znikać, gdy pomimo tego co zrobił, Lucy stała prosto z dumnie uniesioną głową ku górze.
— Skończyłeś już te farsę?
Z jej ciała; ramion i biustu wciąż spadały zielone dolary na ziemię. W tych oczach nie dostrzegł tego czego oczekiwał co wywołało w nim falę czegoś nieodgadnionego... Starał się stać prosto, ale głowa zaczęła płatać mu figle więc nieco się zachwiał na boki.
— Uu jaka waleczna! Chyba nie pozwolisz jej się tak traktować! — usłyszał pijacki krzyk gdzieś za plecami co dodatkowo go wzburzyło.
— Ty... — zaczął cedzić przed zaciśnięte zęby w stronę blondynki.
— Nie będę się powtarzała, Natsu. — odparła o dziwo spokojnie choć tak naprawdę z ledwością powstrzymywała się przed wybuchem emocji, ale nie mogła dać po sobie niczego poznać. Ona mu nie ulegnie. Nigdy. — Mam zadzwonić do Laxusa i powiedzieć mu co robisz? Że masz jego słowa jak to zgrabnie ująłeś ,,gdzieś''? — powiedziała kreśląc cudzysłów w powietrzu. Wiedziała że trafiła w punkt bo Dreyarowi z pewnością by się to nie spodobało i że będzie miał przesrane, gdy tylko się o tym dowie.
Natsu wyglądał jakby wzdrygnął się na te słowa. Nie zwracając uwagi na wciąż śmiejącą się publiczność, schował portfel do kieszeni i chwycił dziewczynę za rękę.
— Wychodzimy...
Widząca to Lisanna już chciała zrywać się z sofy, ale Dragneel warknął jej przez ramię że ma się nigdzie nie ruszać.
***
Jeszcze z lekksza kręciło mu się w głowie, jednak kiedy wyszli z klubu a do jego nozdrzy dostało się świeże powietrze, poczuł się trochę lepiej. Gdy już był w stanie jako tako zachować pion, złapał Lucy za przedramię i siłą zaciągnął w zaciemniony zaułek nieopodal. Miał wrażenie że bezczelność tej dziewuchy go nieco ocuciła.
— Gdzie ty mnie ciągniesz? — wtrąciła, jednak dała się prowadzić.
Zignorował ją i uparcie parł przed siebie. Nadal odczuwał działanie kokainy i ciężko było mu się zdenerwować. Był delikatnie mówiąc znieczulony i odporny na czynniki zewnętrzne.
— Słuchaj no, żarty sobie ze mnie stroisz? — żachnął, gdy byli już całkowicie sami.
— Nie rozumiem o co ci teraz chodzi. — odparła zgodnie z prawdą i wyrwała rękę z jego uścisku.
— Śmiesz przerywać mi gdy dla odmiany dobrze się bawię. Na dodatek wyrwałaś im moją własność. Mimo że ciężko mnie wpienić na dragach to ty... niesamowicie mnie wkurzasz. Jesteś jakaś dziwna i nienormalna. Nie rozumiem. Co z tobą nie tak? — mruknął niewyraźnie i opierając się o ścianę w wąskiej uliczce, odpalił papierosa.
— Ja nienormalna? Spójrz na siebie. Choćby na sposób w jaki żyjesz. Szlajasz się nocami po jakiś klubach i pozwalasz dysponować własnym portfelem obcym osobom. Oni wszyscy wydawali twoje pieniądze lekką ręką! I to ze mną jest coś nie tak?
— Tak. Jesteś idiotką. Szlajasz się za mną po nocach i przychodzisz w takie miejsca... życie ci nie miłe? Laxus też jest debilem, który czasem nie myśli. — wysunął dłoń w jej kierunku i posłał niespodziewanego prztyczka w czoło. — To niebezpieczne, kretynko. Jak ci się w ogóle udało dostać do środka? Te dwa przerośnięte king kongi nie wpuszczają do środa od tak byle kogo.
Po raz kolejny sprawił, że poczuła się przy nim jak mała, skarcona dziewczynka. Chwyciła się za czoło na którym przed chwilą sprezentował jej bolesnego pstryka.
— Powiedziałam że jestem prostytutką, która szuka lepiej płatnej pracy. Zmierzyli mnie wzrokiem i po prostu wpuścili. A tak poza tym nie musiałabym tego robić gdyby ktoś nie postanowił olać swoich obowiązków...
Zignorował jej ostatnie słowa, a jedynie głupkowato się uśmiechnął.
— Ty prostytutką? Naprawdę zatrudniają tu pół móżdżków. Gołym okiem widać że nie znasz tej branży i nie masz żadnego doświadczenia.
— A ty niby po czym to oceniasz? — zapytała marszcząc brwi. Na dworze zrobiło się trochę zimniej co spowodowało u niej gęsią skórkę.
— Po prostu to wiem — mruknął zerkając kątem oka na jej odsłonięte ramiona. Machinalnie zdjął marynarkę, którą niedbale jej rzucił. Zaskoczona jego nagłą reakcją złapała ją i spojrzała na niego. — Ubieraj to. Jeśli zaziębisz się z mojego powodu to będę zmuszony do wysłuchania wykładu połowy mafii i wściekłego Laxusa na czele. To zbyt upierdliwe.
Teraz pozostał w śnieżno białej koszuli z trzema odpiętymi guzikami przy kołnierzyku.
— Dzięki... — pomimo tego jak podle ją potraktował w klubie, ubrała ją na siebie. Była ciepła i przesiąknięta jego zapachem. Od razu wyczuła zapach męskich perfum. — A tobie nie będzie zimno?
— Mnie nigdy nie jest zimno. No, to co chodzi z tym całym zadaniem? Mówiłem im że dzisiaj chce mieć spokój i żeby nikt mi nie przeszkadzał. A co robi Laxus? Wysyła za mną jakąś durną wariatkę, która nieustannie mnie prześladuje.
Lucy przewróciła oczami.
— Nie mam pojęcia bo nie podawał mi żadnych konkretnych szczegółów. Wiem tylko że Gray był u ciebie w mieszkaniu, ale jakaś kobieta wspomniała że wyszedłeś i nic nie powiedziałeś — fuknęła jak obrażona i wbiła wzrok w ziemię. — Chodź już. Mięliśmy jechać.
— Chwila, jeszcze nie do końca wydobrzałem. A tak poza tym to wolę z tobą nie wsiadać do jednego samochodu. Jeszcze nie zaczaisz skrzyżowania równorzędnego i wylądujemy na ścianie jakiegoś budynku. Wiodę zbyt fajne życie by kończyć je w taki sposób i to na dodatek z tobą.
— Bardzo śmieszne... — furknęła rozglądając się na boki.
Pomiędzy nimi zrobiła się dziwna atmosfera, którą ona chciała przerwać.
— Długo jeszcze? — ponagliła kopiąc w jakiś szeleszczący kamyk pod sandałkiem, ale on ani myślał się spieszyć.
— Jak tam Plue? — zapytał zupełnie z dupy po dłuższej chwili. — Łapa się zagoiła?
Lucy przypomniała sobie tę sytuację. Już wcześniej o tym rozmyślała, ale teraz gdy o to zapytał to wszystko powróciło na nowo. Chyba nawet zapomniała mu od tamtego czasu podziękować. W tle było słychać dobiegającą z wnętrza klubu muzykę i odgłos nocnego miasta. Życie obok nich toczyło się swoim tempie, jednak w tu zaułku wydawało się zwolnić.
— W porządku. Goi się bezproblemowo.
Usłyszała jak zaśmiał się pod nosem, a potem ciężko wypuszcza powietrze z płuc.
— To dobrze.
Po raz kolejny między nimi zapadła cisza. Dziewczyna poczuła się dość niezręcznie. Choć wiedziała że Dragneel nie zrobi jej już żadnej krzywdy to w dalszym ciągu czuła się nieswojo będąc z nim sam na sam. Zupełnie mimowolnie zerknęła na jego profil.
Miał jedną nogę zgiętą w kolanie, stał oparty o ścianę w odległości niespełna dwóch metrów i znów z twarzą bez emocji spoglądał w ciemne niebo nad nimi. Zaintrygowało ją to bo już to kiedyś widziała. Chciała go zapytać dlaczego tak uparcie się w nie wpatruje i czego tam szuka, jednak nie zrobiła tego, a podążyła jego szlakiem i w ciszy swoje bursztynowe spojrzenie wbiła w to samo miejsce.
Nie wiedzieć czemu, przypomniała jej się rozmowa z Grayem. Że Natsu wcale nie jest taki zły bo przecież uratował ją parę razy. Miała z tym problem bo nigdy nie spotkała kogoś tak nieodgadnionego jak on... Mówiąc szczerze, nie wiedziała jaki naprawdę jest Natsu bo dla niej był jedną wielką niewiadomą. Raz wydawał być się tym dobrym, a zaraz potem ukazuje te swoją ciemną stronę i wszystko niszczy. Mimo że jej głowa zadarta była do góry to znów wzrok przerzuciła na niego.
Właśnie zdała sobie sprawę z czegoś cholernie istotnego. Przecież nigdy mu nie podziękowała za to wszystko; za to że pomógł jej z Plue i że parokrotnie ją ochronił. Jego wyraz twarzy gdy spoglądał na jego ranną łapę, to nie było spojrzenie złego człowieka. Może jednak, on wcale nie jest taki tragiczny jak myślała? Nawet teraz dostrzegł że jest jej zimno i bez wahania podarował jej swoją marynarkę.
Głośniej przełknęła ślinę i w końcu postanowiła powiedzieć to, czego nie zrobiła przez cały ten czas. Bo jak nie teraz to kiedy?
— Tak w ogóle to chciałam ci podziękować.
Nie spodziewający się tych nagłych słów, mężczyzna leniwie przekierował na nią spojrzenie.
— Ty mi? — zapytał przechylając głowę lekko w bok. W jej stronę. — Niby za co?
— Powinnam to zrobić już dawno temu, ale w moim życiu tyle się działo że kompletnie o tym zapomniałam... — zrobiła pauzę i nabrała więcej powietrza. — Chciałam podziękować za to że parę razy uratowałeś mi życie. Że pomogłeś mi z Plue i z tym gościem, który wtedy mnie śledził. I tak szczerze... to jaki byś nie był to jestem ci naprawdę wdzięczna. — swoje ciało zwróciła całkowicie do niego i dodała; — Dziękuję.
Mężczyzna zmierzył ją bacznym spojrzeniem. Wydawała być się nader szczera i wdzięczna. Głupia. Ona tak na serio?
— Hahaha — parsknął nagłym i udawanym śmiechem, co zbiło z tropu dziewczynę. — Ty naprawdę myślisz że robiłem to z własnej woli? Że nadstawiałem karku dla kogoś takiego jak ty? Wyjaśnijmy sobie coś, Złotko. — odbił się od ściany i chwiejnym krokiem stanął tuż przed nią; zmierzył ostrym i prześmiewczym spojrzeniem. Ostatni raz zaciągnął się papierosem i buchnął jej dymem prosto w twarz na co na moment przymknęła powieki. Rzucił niedopałek na ziemię obok ich nóg i zdusił podeszwą. Teraz gdy miał wolne dłonie, oparł je o ścianę po obu stronach jej głowy i pochylił nad zdezorientowaną twarzą. — Teraz to ja będę szczery. Nie obchodzisz mnie nawet w najmniejszym stopniu. Dostałem jasny rozkaz od Makarova żeby cie chronić. Robię to tylko i wyłącznie dla niego, więc nie wyobrażaj sobie zbyt wiele bo gdyby to zależało ode mnie, leżałabyś teraz martwa na dnie jakiegoś pieprzonego stawu — mówiąc to uśmiechnął się szeroko, aczkolwiek fałszywie. — Nie myśl sobie że przez wgląd na powiązania twojej matki z Makarovem cie zaakceptowałem.
Szerzej otworzyła oczy. Czego się właściwie spodziewała? Przecież ona dobrze o tym wiedziała, a mimo to gdzieś w głębi serca te słowa zabolały ją. Wypowiedział je z taką lekkością, że aż nie wiedziała jak sensownie się do tego odnieść. Czy w ogóle powinna? Nie mówiła nic, a gdy poczuła bijące od niego ciepło, jedynie zadarła głowę wyżej. Jej oczy spotkały się z jego.
Zagubiony bursztyn i groźnie błyszcząca, ciemna zieleń która ją osaczyła.
Wciąż przybliżał się do niej. Poczuła jak napiera na nią swoim ciałem i kawałek po kawałku zmusza by mu ustąpiła. To były centymetry. Zrobiła krok w tył, a wtedy Natsu zsunął dłonie z wysokości jej głowy na ramiona. Chwycił ją tam po obydwóch stronach i lekko zacisnął na nich palce.
— Ej, co ty robisz? — rzuciła spanikowana, gdy w końcu poczuła zimną ścianę na plecach. Nie wiedziała jak powinna się zachować. Nie podobało jej się to. Nigdy nie była tak blisko z żadnym innym mężczyzną. Nie wiedziała jakie miał wobec niej intencje. Ręce jej się plątały i nie mogła im znaleźć odpowiedniej pozycji. W końcu jak gdyby zmuszona, położyła je na torsie mężczyzny, a wtedy wyczuła jego twarde mięśnie i szybko bijące za nimi serce. Delikatnie próbowała odepchnąć go od siebie, ale on ani myślał się odsuwać. Była w potrzasku między nim, a ścianą. Zaczynało jej się robić gorąco. Chciała uciekać, ale jednocześnie nie czuła nóg. Były niczym z waty.
Dokładnie obserwował jej zachowanie, mimikę czy najmniejsze gesty. Już od pierwszego momentu gdy ujrzał ją rozglądającą się za nim w tym klubowym tłumie. Nic nie umknie jego bacznym oczom. Widział jej obcisłą sukienkę i schowany pod nią obfity biust, a biorąc pod uwagę że był pod wpływem narkotyków, apetyt tylko się wzmagał.
Gdy coś jest zakazane, staje się bardziej wodzące i kuszące...
W sumie nie była taka zła jak z początku ją postrzegał. Oczywiście w sensie fizycznym. Dobrze zapamiętał jej wygląd gdy była na plaży. Zapragnął zawstydzić ją jeszcze bardziej; chciał przebić się przez te wszystkie bariery i ujrzeć w innej odsłonie.
Dobrze wiedział jak potrafił działać na kobiety. Ona nie była żadnym wyjątkiem. Przysunął się do niej jeszcze bliżej i końcówką nosa musnął o jej lewe ucho. W tym samym czasie jedną dłoń oderwał od ramienia i powiódł na dziewczęcy płonący policzek, powodując że jej ciało wyraźnie drgnęło.
— Nie dotykaj mnie... — W tym miejscu pod skórą czuła palący żar. Chciała brzmieć na jak najbardziej opanowaną, ale przerastało ją to. Była sparaliżowana.
— Nie ruszaj się.
— Natsu... w co ty grasz? — zapytała gorączkowo, próbując wyswobodzić się z jego żelaznego uścisku. Coraz mocniej napierała dłońmi na jego klatkę piersiową, podczas gdy on coraz bardziej stawiał opór. Czuła jak jej mięśnie co rusz się napinają. Jej zmysły zaczynały wariować. Dlaczego on tak nagle zaczął taki być? Dopiero co powiedział jej tyle bolesnych słów, a teraz... Ta sytuacja była mocno dwuznaczna. Była nader intymna. Wprawiała ją w zakłopotanie.
— Boisz się mnie? — zapytał poważniej, jednak przez niecny uśmieszek. Miał wrażenie że wyczuł od niej nutę słodkich perfum. Mimowolnie zaciągnął się nimi.
— Nie... — odparła zgodnie z prawdą, próbując brzmieć normalnie. — Nie boję się.
W odpowiedzi usłyszała jak śmieje się na głos.
— Chcesz mi podziękować? — wyszeptał drażniąc gorącym oddechem delikatną skórę przy kobiecym obojczyku, by następnie spojrzeć głęboko w jej bursztynowe tęczówki.
Ta determinacja i nieugięta siła go fascynowały. Grał z nią, bawił się z nią. Nie... on bawił się nią. W tym momencie była nikim więcej jak jego kolejną zabawką.
— Przecież właśnie przed chwilą to zrobiłam — odparła półgłosem próbując unikać jego przenikliwego wzroku. Jeszcze nigdy nie była z nim tak blisko. Można powiedzieć że ich policzki praktycznie się stykały. Odwróciła twarz w bok, ale on wtedy szybko zmusił ją by ponownie spojrzała na niego.
— Spójrz na mnie i nie uciekaj przede mną wzrokiem.
— Nie jesteś sobą. Jesteś pijany i odurzony narkotykami. Podziękowałam ci, więc puść mnie. — poprosiła, mierząc się z nim. — Chodźmy już stąd...
Natsu przymrużył niebezpiecznie powieki, pokiwał przecząco głową na boki i odsunął się nieco, dając jej zaczerpnąć tlenu. Na powrót oparł obydwie dłonie na jej drobne ramiona.
— Nie o takim podziękowaniu mówię — mówiąc to użył więcej siły i naparł na nią czym zmusił ją do klęknięcia przed nim. Bez ceregieli sięgnął do sprzączki od paska, odpiął rozporek i pozbył się spodni które ze szmerem opadły na betonowy chodnik. — Nie jedna zabiłaby się dla tego gestu z mojej strony. Chcesz porządnie wyrazić swoją wdzięczność? W takim razie klękaj i dziękuj jak na kobietę przystało.
Jej serce waliło niczym młot. Nim się zorientowała co się dzieje jej kolana stykały się z zimnym, miejskim chodnikiem. Głowę miała spuszczoną, a zdezorientowany wzrok wlepiony w czubki jego wypastowanych butów. Czy dobrze zrozumiała ten gest? On właśnie chciał żeby zrobiła mu tutaj dobrze? To miała być forma podziękowań jakiej oczekiwał? W jej głowie kotłowało się od emocji.
Chwilę to zajęło, lecz teraz odzyskała świadomość.
Zrozumiała, że on cały czas się nią bawił. Że sprawiało mu to frajdę i radość. Jego śmiałe gesty, dotyk, spojrzenie i pewny siebie uśmieszek. Wszystko było farsą. Jego grą w którą z jakiś powodów ją wciągnął.
Parokrotnie zamrugała powiekami, gdy poczuła jak do oczu napłynęły łzy. Czuła się poniżona jak nigdy dotąd. Obnażona z wszelkiej godności i potraktowana jak najzwyklejsza dziwka.
Przypomniało jej się jak Gray powiedział że powinna się wstrzymać z pochopnym ocenianiem go. Bez żadnego słowa zebrała się w sobie i z drżącym od emocji ciałem, wyprostowała. Nie chciała na niego patrzeć, jednak nie chciała też by myślał że ma nad nią przewagę. Że z nią wygrał.
Zebrała się w sobie i zacisnęła pięści. Zadarła głowę do góry, a wtedy jej zaszklone tęczówki spotkały się z jego arogancką, ciemną zielenią. Zadarł podbródek do góry i uśmiechał się szeroko czym dodatkowo ją zaognił.
— Ej, ja się tu całkiem dobrze bawiłem. Nie mów że będziesz mi tu teraz ryczeć. Miałaś wziąć się do roboty i...
— TY PODŁY BYDLAKU!!! — wykrzyczała zamachując się i wymierzając perfekcyjny cios prosto w jego policzek.
Gdyby nie był naćpany to byłby w stanie złapać jej pędzącą rękę w locie, jednak nim zdążył się poruszyć poczuł siarczyste uderzenie, a potem pieczenie na skórze. Siła z jaką dostał sprawiła że zamroczony zachwiał się, a w konsekwencji wywrócił na ziemię. Jedyne co zobaczył po otwarciu oczu to jak Lucy obraca się na pięcie i z zawrotną prędkością wybiega z zaułka.
Po minionym szoku złapał się za ostro piekącą szczękę i zaśmiał pod nosem. Jeszcze nigdy w życiu, z wyjątkiem jego matki, nie dostał w twarz od żadnej kobiety. Dobrze zapamiętał jej wyraz twarzy bo chyba po raz pierwszy doprowadził ją do płaczu. Czuł satysfakcję i szczerze? Ten ból był tego warty.
Z pociemniałego nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu.
— Fiu fiu. Jak na takie chuchro to ma całkiem niezłą parę w łapie — przyznał na głos rozmasowując równo puchnące miejsce. Nawet nie był w stanie wstać, więc po prostu usiadł i oparł się plecami o najbliższą ścianę. Rzadko kiedy to mówił bo na ogół nie odczuwał bólu fizycznego, jednak gdy znieczulenie spowodowane narkotykami stopniowo zaczęło opadać;
— Ah kurwa... Nawet boli...
C.D.N
___________
Szczerze mówiąc namęczyłam się nad tym rozdziałem, ale mam nadzieję... że chyba był ciekawszy niż poprzedni xDD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro