Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom I, Rozdział 2. Bierzesz lewą stronę czy prawą?

24 sierpnia, 1960 rok, godziny wieczorne, Los Angeles Stan Kalifornia, główna siedziba domu Fairy Tail, dokładna lokalizacja - nieznana.



Niski, starszy mężczyzna siedział za swoim dużym mahoniowym biurkiem, na którym teraz trzymał oparte obydwie nogi. W jego ustach tliło się grube cygaro. W radiu stojącym na komodzie cicho brzdąkała jakaś muzyka jazzowa. Spoglądał gdzieś na widok za oknem, rozkoszując się wieczorną panoramą miasta Los Angeles. Jego miasta.

Po chwili mocno się zaciągnął by potem z ciężkim westchnięciem wypuścić biały, gęsty dym ze swych płuc. Jego oczy wyrażały teraz skupienie i powagę. Wyglądał na zadręczonego i zmęczonego. Podrapał się po swoim siwym wąsie po czym zwrócił swe oczy otoczone starczymi zmarszczkami na trzy postacie siedzące na drewnianych zdobionych krzesłach nieopodal przy ścianie.

- Ojcze, czy coś cię martwi? Odezwał się dość wysoki, dobrze zbudowany blond włosy, młody mężczyzna.

- Nie Laxus, po prostu myślę. - odparł po chwili wyraźnie skupiony.

- Łyknij sobie trochę gorzałki, a na pewno będzie lepiej, Makarov. - wtrącił z beztroskim uśmiechem mężczyzna w średnim wieku z lekkim zarostem i burzą rudych włosów. Po czym sięgnął do stolika, na którym stało wino i parę czystych kieliszków. W międzyczasie jeszcze sobie czknął.

- Ojcze Makarovie, przecież wyraźnie widać, że coś cię trapi. Powiedz nam proszę. - odezwała się jak dotąd milcząca szkarłatno włosa kobieta przymykając oko na niestosowne zachowanie Clive.

Dreyar nic nie odpowiedział, a jedynie głośniej westchnął pod nosem. Odłożył swe palące się cygaro na wystawną szklaną popielnicę, po czym w ciszy wstał. Odgłos szuranego fotela rozniósł się po pomieszczeniu. Splótł swe dłonie za plecami, a po chwili podszedł do okna w ciszy przyglądając się widokowi za nim. Reszta bacznie go obserwowała z wyjątkiem Clive, którego w tym momencie bardziej interesowało jego drogie wino.

- Co się dzieje z naszymi dziećmi? - zapytał po dłuższej chwili dalej nie odrywając wzroku od szklanej okiennicy.

- Wszyscy pracują aktualnie w terenie Ojcze.

- Co się dzieje z Grayem?

- Jest w terenie.

- A Natsu? Jest z nim? - dopytywał.

- Tak.

- Dobrze. A reszta?

- Lisanna właśnie powinna zajmować się klientami w Babylonie. Elfman i Mira trzymają rękę na pulsie, więc bez obaw. Niedługo powinniśmy dostać od nich telefon z ważnymi informacjami. O resztę rodziny także nie powinieneś się zamartwiać. - tu odezwała się czerwonowłosa kobieta, która cały czas kątem oka zerkała na Clive.

- Dobrze... - Makarov chwilę się zamyślił. - Zawsze jestem niespokojny, kiedy nie ma ich na miejscu. - szczerze przyznał po chwili. Mówiąc to mężczyzna miał na myśli Natsu i Graya, którzy z reguły, zazwyczaj biorą najniebezpieczniejszą robotę.

- Przecież wiesz, że są jednymi z najlepszych w naszych szeregach. To w końcu twoi wychowankowie. Nic im nie grozi. Mimo że czasem się kłócą i różnią temperamentami, chłopaki dobrze o siebie dbają i się wspierają. - zapewniła po chwili kobieta siedząca na krześle niczym dama popijając herbatę imbirową, zakładając z gracją nogę na nogę.

- Mimo wszystko, ja wciąż widzę w nich moje dzieci. Proszę wybaczcie mi moje chwilowe zwątpienie. - mówiąc to przymknął swe powieki by po chwili odwrócić się do nich najpierw twarzą, a potem reszta ciała.

- Ależ oczywiście, my wszystko rozumiemy Ojcze. Troszczysz się o nas wszystkich to zrozumiałe. Ale teraz musimy porozmawiać o czymś bardzo ważnym. Myślę, że to sprawa nie cierpiąca zwłoki.

- Słucham cię, Tytanio.

- Pojawił się pewien interes, który od jakiegoś czasu z twojego polecenia śledziłam i dokładnie obserwowałam. - mówiąca to kobieta zrobiła pauzę bacznie wpatrując się w twarz Ojca, gdy ten to zauważył skinął głową na znak ze słucha i chce by kontynuowała.

- Chodzi o pewnego mężczyznę, zwanego z węższym kręgu Yorkiem. Facet żyje głównie z przemysłu narkotyków i drobnych rabunków. Jest nieszkodliwy i nie ma doświadczenia z bronią. Gdzieś w Turcji, posiada pole, na którym uprawia mak, a na Sycylii wyrabia z niego heroinę, którą następnie rozprowadza w Ameryce i po Europie.

- I co to ma oznaczać dla nas? - zapytał po chwili Laxus wyraźnie zainteresowany.

- Że facet chce od nas ochrony? - wtrącił Clave w zamyśleniu popijając co chwilę swoje drogocenne wino jednakże nawet nie zaszczycił ich swoim wzrokiem.

- Bingo. Potrzebuje od nas gotówki i ochrony za co proponuje udział w zyskach z przemytu narkotyków. Nie wiem dokładnie ile ale na pewno w grę wchodzą duże sumy. W Nowym Yorku pomaga mu pewna bogata i wpływowa osoba. Obiło mi się o uszy nazwisko Heartfilia. Nasi ludzie już węszą i próbują dowiedzieć się czegoś więcej na jego temat. Póki co na decyzję mamy niecały tydzień. Musimy szybko dać odpowiedź, zanim ta informacja dotrze do innych domów.

- Laxus co ty o tym sądzisz? - zapytał po chwili starszy Dreyar po chwili siadając w rozkroku na swoim dużym fotelu.

- Z heroiny jest niezły pieniądz. Myślę, że może się udać. - przyznał po dłuższej chwili.

- A ty co o tym sądzisz, Tytanio?

- Ja również tak uważam. Myślę, że powinniśmy w to wejść. W razie jakiś problemów, skutecznie uciszymy kogo trzeba. To może przynieść większe zyski niż inne branże. Jeśli nie my, wejdą w to inni. Może nawet parę rodzin. Mam tu na myśli głównie naszych przeciwników Oracion Seis, Grimiore Heart czy Tartaros.

- I myślisz, że temu całemu Yorkowi można zaufać? - dotąd sączący drogie wino mężczyzna zabrał swój głos, nabierając więcej powagi w głosie. Gniewnie zmarszczył swoje brwi, wpatrując się w szkarłatnowłosą kobietę.

- Sprawdziłam go od stóp do głów. Koleś jest czysty jak łza. - po chwili odparła Tytania mierząc się z Clivem na oczy.

Ojciec Makarov wyraźnie się zamyślił, ale nie odzywał się. W ciszy wysłuchiwał rozmowy co jakiś czas drapiąc się w swoje lekko zakręcone wąsy.

- Zarobią na tym, kupią większą część policjantów, polityków u samej góry, a wtedy wezmą się za nas. W obecnej chwili mamy hazard i przemysł farmaceutyczny. To najlepsze i najbardziej dochodowe branże w obecnych czasach. Ale narkotyki i używki to przyszłość. Jeżeli w to nie wejdziemy, to za piętnaście lat możemy stracić wszystko. - Co o tym sądzicie Panowie? - zakończyła Tytania bacznie ilustrując twarze wszystkich zebranych w pomieszczeniu.

- Dla mnie bomba. - pierwszy odezwał się Clive wygodniej rozsiadając się w fotelu zaczesując swoje włosy do tyłu.

- Ja też bym się ku temu skłaniał. Myślę że warto spróbować. Jak to się mówi co nas nie zabiję to wzmocni czyż nie? - mówiąc to wygodniej rozsiadł się na sporawym obitym prawdziwą skórą fotelu. - Więc co ty na to, Ojcze? - zapytał po chwili Laxus z wyczekującym spojrzeniem.

- Zgoda, macie moje pozwolenia na działanie. Wiecie, że wam ufam na, tyle że powierzyłbym wam moje życie. Jednakże mam pewne zastrzeżenie.

- Jakie? - zapytali jednocześnie Scarlet i młodszy Dreyar.

- To nazwisko Heartfilia. - powiedział jakby pod nosem, lecz wszyscy zgromadzeni go usłyszeli - Już gdzieś obiło mi się to o uszy. -mówiąc to złapał się za swoją siwą bródkę, głęboko się zamyślając.

- To pewnie tylko jakaś płotka, nic nie znacząca.../ - zaczął Laxus, ale Ojciec szybko wszedł mu w słowo.

- Mimo wszystko chcę by zajęto się tą sprawą natychmiast. - wypowiedział głośniej owe zdanie po czym swoje oczy zwrócił ku rudo włosem mężczyźnie - Gildarts, chcę byś jeszcze dziś wsiadł w samolot i poleciał do Nowego Yorku. Masz wybadać tę całą jak wy to nazwaliście „płotkę" z Nowego Yorku. Postaraj się zrobić to dyskretnie, a jak się nie da po dobroci sprzątniesz potencjalnych problematyków.

- Oczywiście, jak sobie życzysz. - odparł po chwili szyderczo się uśmiechając.

- Tylko pamiętaj, postaraj się dobrze zatrzeć ślady tak by nigdy nas o to nie podejrzano, rozumiemy się?

- Jak najbardziej, Ojcze. - odparł Clive po czym szyderczo się uśmiechnął, ukazując wszystkie swoje zęby. W jego oku pojawiła się drobna iskierka. Mężczyzna uwielbiał takie akcje, nie znosił bezczynności i siedzenia na dupie. A przydałoby się rozprostować co nieco stare kości.

***

Nadbrzeże Santa Monica, godzina około 20:00.

- Sam mnie pouczasz i narzekasz, że jestem niezorganizowany, a jak przychodzi co do czego to, co robisz? Rzygasz na pierdolony chodnik w jakimś zasranym zaułku. Coś ty jadł stary, że tak cię wzięło co? - Dragneel zapytał z ironią w głosie, śmiejąc się przy tym ze swojego wyraźnie cierpiącego przyjaciela.

- Zamknij się dobra? Musiałem zjeść coś niestrawnego, a ty od razu się mnie czepiasz! - rzucił Gray przez zaciśnięte zęby nadal pozbywając się ze swych ust resztek przetrawionego żarcia.

- Nie czepiam się, po prostu stwierdzam fakty. Rusz dupę, chcę to szybko załatwić i zająć się swoimi sprawami. - mówiąc to Natsu wypluł ze swych ust dopalonego peta po czym przygniótł go ciężką podeszwą.

- A co takiego może być ważniejsze, niż nasze zadanie co? - zapytał zdegustowany Gray, ale z trudem, bo co chwilę kaszlał jak jakiś choleryk.

Dragneel nic nie odpowiedział, tylko wbił swoją rękę w kieszeń po czym wyjął z niej swój pistolet dyskretnie trzymając go wzdłuż swojej nogi. Jego twarz wyrażała znudzenie.

- No tak pewnie przerwałem ci twoje pojebane igraszki z Lisanną. Swoją drogą przecież ty jej nie znosisz, a mimo to chodzisz do niej praktycznie cały czas. Że też nie znudziło ci się to jeszcze...

Zdegustowany Fullbuster wstał po chwili z klęczek po czym chusteczką przetarł swoje usta.

- To nie tak, że jej nie znoszę, chociaż? - zamyślony wzruszył ramionami - Sam nie wiem, to skomplikowane. - przyznał po chwili.

- Już możemy iść. - mówiąc to wyrzucił brudną, zużytą chusteczkę do kosza stojącego obok - To, co jak zwykle? Ja biorę lewo, a ty prawo?

- Dziś dla odmiany ja wezmę lewo, a ty prawo. - mówiąc to Dragneel nawet na niego nie spojrzał.

- Jak sobie chcesz, tylko pamiętaj gdyby coś się działo od razu daj znak.

- Kurwa. Gray, pracujemy ze sobą już tyle lat, że nie musisz mi tego powtarzać na każdym jebanym kroku.

- Wiesz że robię to już z automatu. Powodzenia! - rzucił mu na odchodne Fullbuster.

Natsu skinął tylko głową po czym oboje rozdzielili się. Szedł powoli, jak gdyby nic miało się nie wydarzyć. Zmierzali teraz do średniej wielkości blaszanego garażu, w którym jak ustalili jego współpracownicy znajdować się miał cel ich zadania. Członek Mafii Oracion Seis. Trzeba było to tak załatwić by nie pozostawić po sobie żadnych podejrzanych śladów. Nie mogło pozostać nic co mogłoby wskazywać na robotę Fairy Tail, bo inaczej przysporzyliby więcej roboty Erzie, jak i innym.

Dragneel sprawnie przeskoczył przez metalowe ogrodzenie po czym podszedł bliżej blaszaka, idąc teraz blisko wzdłuż metalowej ściany. Jednak nie trwało to długo, bo po chwili usłyszał czyjeś przytłumione głosy. Odruchowo kucnął. Zaciekawiony bliżej przysunął się do okna, które znalazł tuż nad swoją głową ze skupieniem zaczął tam zaglądać, ale nic nie widział, bo przeszkadzał mu jakiś wieszak z kurtkami. Jedne co widział to kawałek stołu, na którym porozwalane były zapewne narkotyki, jak i popielnica do połowy wypełniona ruskimi petami. Zapewne z przemytu. Dostrzegł nogi dwóch mężczyzn grających w karty i butelki z alkoholem. Stwierdził, że nie widział żadnej broni. Zapewne gdyby mięli ją ze sobą, leżałaby na stolę. Dwaj mężczyźni wyraźnie rozbawieni rozmawiali ze sobą co jakiś czas kaszląc od duszącego dymu papierosowego.

- Żebyś tylko widział jej minę stary. Błagała mnie o to bym puścił ją wolną i że nikomu o tym nie powie.

- Każda mówi to samo, a potem co? Pierwsze co robią to lecą na policję składać szczegółowe zeznania. Takim nie ma co popuszczać. Tylko guma i wąskie drzwi.

- Ale nie ma co dupeczkę to miała zajebistą. Takie lubię najbardziej, młode, jędrne i cycate!

- Oh stary wiem co masz na myśli. Nie ma to jak popieścić młodzieńcze cycuszki. Ja to mam taki fetysz, że odgryzam sutki swoim ofiarom, a potem wsłuchuję się w ich stłumione agonalne krzyki. No, a wracając, co w końcu z nią zrobiłeś, bo ci przerwałem?

Dragneel na to wyznanie nieznacznie się skrzywił. Odgryzanie komuś sutków i wsłuchiwanie się w ich agonalne krzyki? To go odrażało. Może i był chujem, ale do takiego czegoś nigdy by się nie posunął. Jego dłoń mocniej zacisnęła się na rączce pistoletu.

- Hahaha! Wtedy zgwałciłem te szmatę tak mocno, że z pewnością musieliby szyć jej kroczę! - usłyszał jego rechot co rusz przerywany kaszlem.

- Nie ma co Manson, kawał chuja z ciebie. Jesteś po prostu geniuszem. - wywyższał go jego domniemany wspólnik.

- Prawda? Jestem, jestem. - sam sobie gratulował.

- No, a co potem z nią zrobiłeś? Puściłeś wolno? - zapytał po chwili z hukiem odstawiając butelkę z jakimś alkoholem. - Cholera, alkohol mi dziś wyjątkowo dobrze wchodzi!

- Stary pogięło cię? Zajebałem jej pocisk w brzuch, a ciało wrzuciłem do rzeki gdy jeszcze oddychała. Na pewno minie parę dni, zanim ją znajdą, albo wcale. Staram się tak dobierać ofiary żeby nie miały rodzin ani zbyt wielu znajomych. Wiesz, żeby zgłoszenie o zaginięciu nie wpłynęło od razu po zniknięciu.

Dragneel kątem oka zerknął na mężczyznę, który nad wyraz dużo gestykulował w powietrzu. Skrzywił się nieznacznie. Gray nadal nie dał sygnału do działania. Zastanawiał się, dlaczego tak długo to trwa. Jego cierpliwość przecież miała ograniczone zasoby.

- W sumie racja, mądre zagranie. No, a skąd sprzątnąłeś tę pannę? O, Makao!! - widząc szczęście w kartach mężczyzna triumfalnie zaśmiał się pod nosem wyrzucając na stół kartę.

- Gdzieś w centrum miasta, ale dokładnej ulicy nie pamiętam. Napatoczyła mi się sama to czemu miałbym nie skorzystać? Wcześniej obserwowałem ją jakiś czas i dobrze wybadałem. Ah kurwa tym razem karty źle mi się ułożyły! - ryknął zdenerwowany po czym zmierzwił się po włosach.

- Ej, ale czy to nie jest teren Fairy Tail? Po Makale! - odparł z wyższością rzucając karty na stół.

- Może i jest, ale gówno mnie to obchodzi. W życiu nie dowiedzą się, że to ja. Nie zostawiłem po sobie ani ciała, ani śladów. W życiu mnie nie dorwą. - przyznał pewny z niekrytą wyższością w głosie po czym zaczął rechotać na całe swoje gardło. - To co druga rundka? Nie ma mowy żeby taki ktoś jak ty pokonał mnie w karty drugi raz!

W tym momencie do uszu Dragneela dobiegł odgłos pojedynczego gwizdania, dobrze wiedział co to oznacza. Gray właśnie dał mu sygnał. Najwyraźniej też musiał słyszeć ową rozmowę. Nie trzeba było mu dawać drugiego sygnału. Zamachnął się ręka po czym łokciem wybił okno wskakując do środka. Wcześniej jeszcze rączką od pistoletu pozbył się na szybko odłamków zaległego szkła. Sprawnie przeskakując wylądował na równe nogi, a szklane kawałki zaszeleściły mu pod butami. Niczego nie spodziewający się mężczyźni zerwali się na równe nogi, ale nawet nie zdążyli zareagować, bo Dragneel i Fullbuster byli od nich szybsi. Oboje złapali ich za fraki bez żadnych problemów obalili ich na ziemię, po czym mocno wykręcili im dłonie do tyłu tym samym bez zbędnej delikatności przyciskając im twarze do betonowej podłogi.

- Kurwa kto to...?! - wrzasnął wyraźnie przestraszny Manson próbując się wyszarpać, ale bezskutecznie. Dragneel trzymał go w żelaznym uścisku dosłownie wgniatając mu policzek w glebę. Usiadł na nim okrakiem po czym nawet nie raczył spojrzeć na biednego szamoczącego się Mansona. Zamiast tego ze skrzywieniem spojrzał na swojego partnera, Graya.

- Ej, jak ty tu tak szybko wlazłeś? Ja musiałem skakać przez pierdolone okno. - Dragneel z przekąsem i wyrzutami spojrzał na Graya marszcząc gniewnie swoje brwi.

- Z drugiej strony były drzwi geniuszu. - Gray z niekrytym rozbawieniem jak i dumą wskazał podbródkiem w stronę przymkniętych drzwi garażowych, a przebiegły uśmieszek nie schodził mu z ust.

- Cholera, jednak mogłem iść w prawo... - rzucił zrezygnowany Dragneel cicho przeklinając pod nosem.

- Czy my wam Panowie w czymś nie przeszkadzamy? - zapytał ten drugi leżący na podłodze tuż obok zdezorientowanego Mansona. Teraz wszyscy na niego spojrzeli.

Natsu uważnie zmierzył go po jego parszywej gębie, aż robiło mu się niedobrze gdy przypomniał sobie jego "słodkie" wyznanie.

- Oh racja, prawie o was zapomnieliśmy. To jak to tam było? Lubisz odgryzać sutki swoim ofiarom? Doprawdy brzydzę się ciebie gnido. - mówiący to Fullbuster sprzedał biedakowi idealnego prawego sierpowego prosto w twarz. Ten po chwili zaczął wić się z bólu jak wąż stękając coś pod nosem z którego teraz zaczęła lecieć czerwona ciecz, wypluwając gdzieś na ziemię swojego zęba.

- Ty chuju wybiłeś mi zęba! - odgroził się po chwili, wypluwając jeszcze na ziemię trochę krwi zmieszanej ze śliną.

- Ej ej, grzeczniej tam szczurze. A ty co Manson?- Natsu teraz swoją twarz zwrócił ku niemu, wpatrując się w jego przerażone oczy. - Taki z ciebie chojrak, a jak przyszło co do czego gryziesz piach, podoba ci się to? - mówiąc to Dragneel, który cały ten czas siedział na nim okrakiem, wbił mu swojego buta w jego policzek miażdżąc go swoją grubą podeszwą. Zaczął wykręcać Mansonowi jeszcze bardziej ręce do tyłu. Nie pierdolił się i nie silił na delikatności. Wyglądał jakby dla niego taki widok był chlebem powszednim.

- K-kim wy jesteście do chuja?! - wykrzyczał niezrozumiale po chwili, a w kącikach jego oczu zaczęły zbierać się łzy. Jego policzek był dosłownie miażdżony pod wpływem twardej podeszwy Dragneela.

- Oh? Nie mów mi, że teraz będziesz płakał jak jakaś ciota? Może jeszcze obszczasz sobie gacie? - Dragneel wyraźnie sobie z niego kpił a uśmieszek nie schodził z jego ust.

Słysząc to Fullbuster parsknął niekontrolowanym śmiechem, głośniej podciągając nosem.

- I co was tak śmieszy?

- Chcecie wiedzieć kim my jesteśmy? - zapytał po chwili Gray, który schodząc teraz z pleców mężczyzny. Złapał go za fraki i posadził na wcześniej zajmowanym przez niego krześle. Natsu poszedł w jego ślad i zrobił to samo. Obaj teraz siedzieli skuci do nich metalowymi kajdanami.

- Myślicie, że ujdzie to wam na sucho, gnoje?! - wykrzyczał wyraźnie przestraszony wspólnik Mansona. Ale co jak co, facet chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znalazł. Natsu wyraźnie się to nie spodobało, zmierzył go swoim oschłym spojrzeniem, prychając pod nosem.

- Gray, weź go tam ucisz, bo za dużo papla jęzorem. Na dodatek jego głos i ton z jakim się do nas odniósł mi się nie spodobał. - mówiąc to Dragneel podrapał się za uchem z wyraźnie znudzoną miną. Fullbuster automatycznie przyłożył swój pistolet do jego skroni po czym bez żadnego zawahania oddał jeden celny strzał. Przestrzelił jego czaszkę na wylot, a świeża krew trysnęła na ścianę za nim i na skroń bladego już ze strachu Mansona. Jego twarz bezwładnie opadła do przodu, a z jego nosa, jak i uszu zaczęła sączyć się strużka ciemnej krwi. Jeszcze przez chwilę miał drgawki, ale po paru sekundach ustały, a on zastygł w bezruchu na zawsze.

- No i chuj. A chciałem dziś uniknąć brudzenia sobie rąk - Gray z niesmakiem spojrzał na swoją spluwę, na którą skapnęło parę kropel jego krwi. Wyjął z kieszeni białą chustę po czym zaczął dokładnie przecierać swojego Beretta M9.

- Czego wy ode mnie chcecie?! - Manson zaczął szarpać się ze łzami w oczach, a na jego spodniach tam, gdzie miał kroczę pojawiła się mokra plama. Kiedy ukradkiem zerknął na swojego martwego i wykrwawiającego się kumpla był przerażony jeszcze bardziej a na jego czole pojawiły się krople potu.

- Ty stary patrz, jednak się posikał! - zwrócił uwagę śmiejący się Gray tym samym kończąc polerować swoją spluwę.

- Rzeczywiście, ale wstyd. - mówiąc to Dragneel sięgnął do kieszeni swych spodni wyjmując paczkę czerwonych Marlboro.

- D-darujcie mi życie, a będę dla was pracował, zrobię wszystko, co chcecie, tylko błagam darujcie mi życie! - zająknął się Manson.

- Problem w tym, ze zdenerwowałeś naszego Ojca, a tego się nie robi. Porywasz sobie panienki z naszych terenów, a to duży błąd. Poza tym, jesteś zwykłą płotką, która nic nie znaczy. - mówiąc to Dragneel ręką zrzucił wszystkie rzeczy ze stołu powodując niemały huk w pomieszczeniu, a potem w szerokim rozkroku wygodniej na nim przysiadł.

- Kim wy jesteście do cholery?!

- To nie istotne, ta wiedza i tak niczego ci się nie przyda. - odparł po chwili Natsu zaciągając się swoim papierosem po czym z przebiegłym uśmiechem buchał mu prosto w twarz. Ukradkiem spojrzał na wciąż krwawiące zwłoki jego do niedawna żywego wspólnika i z przekąsem stwierdził, że trzeba tu będzie trochę posprzątać.

- Te Natsu lepiej chodź zobacz co tu mam. - odezwał się po chwili Fullbuster kręcąc się po blaszaku i zaglądając do dużej zabytkowej szafy.

- Kurwa mać Gray, dopiero przysiadłem, a ty już każesz mi wstawać. - syknął pod nosem Natsu, nawet na niego nie patrząc.

- Chodź zobacz, nie pożałujesz. - dalej zachęcał.

Dragneel teatralnie przerzucił oczami po czym z głośnym westchnięciem wstał. Wolnym krokiem szedł w stronę wyraźnie zaintrygowanego Graya. Gdy już był dostatecznie blisko rzucił od niechcenia swoje spojrzenie na wspominaną wcześniej szafę i sam też się zdziwił, aż zaniemówił.

- O kurwa, czy to nie...? - mówiąc to aż spiął swoje mięśnie.

- Bingo. To heroina, w dodatku, aż dwa woreczki. - przyznał Gray z dziwnym błyskiem w oku kucając przed szufladą i zanurzając dwa palce w śnieżno białym proszku.

Dragneel zwrócił teraz swoją twarz w kierunku Mansona po czym w szybkim tempie znalazł się przy nim bez czułości kładąc swojego buta na jego kroczu. Ten wyraźnie wzdrygnął się czując nacisk na jego jądra.

- Ej, skąd to masz szmaciarzu? - mówiąc to nachylił się nad jego przerażoną twarzą, przenikliwie świdrując jego błękitne oczy.

- J-ja tylko miałem tutaj tego przypilnować! Nie mam z tym nic wspólnego, nie wiem skąd jest ten towar. - wysapał na jednym wydechu.

- Masz tutaj wysokiej jakości heroinę, nie wmówisz nam ze spadła ci z nieba. Radzę ci mówić, bo inaczej twój mały fiut zakończy swój żywot tu i teraz i jedyne czym będziesz mógł poruchać będzie twoja zafajdana wyobraźnia. - zagroził mu Dragneel tym samym mocniej uciskając podeszwą na jego zmoczone od sików kroczę.

- Dostałem ją od jakiegoś kolesia, ale nie widziałem jego twarzy, było ciemno. W dodatku nie przyglądałem mu się! Musicie mi uwierzyć! - zająknął się Manson, a kropelki potu zaczęły spływać po jego skroniach aż po sam podbródek.

Dragneel czuł, że gość totalnie nie wie kto mu ją wręczył. Że nie kłamie, ale sprawa wyglądała na dość poważną. Skoro gość jest płotką powiązaną z Oracion Seis, a w swoim posiadaniu miał coś tak potężnego jak heroina. Ojciec musi się o tym jak najszybciej dowiedzieć. Coś takiego nie miało prawo mieć miejsca w ich mieście. Nie pod ich panowaniem.

- Masz jej więcej czy tylko to, co tu? - zapytał jak dotąd milczący Fullbuster.

- Tylko to, co w szafie. Więcej nie mam, przysięgam.

- Komu miałeś ją przekazać? Bo przecież na pewno nie jest ona dla ciebie.

- Nie mam pojęcia! Miałem pilnować jej tu do północy, a potem sobie stąd iść. Nie mam pojęcia dla kogo miała być, przysięgam! - wykrzyczał zalewając się łzami.

- Dobrze się spisałeś, Manson. - mówiąc to Dragneel wstał i zakneblował mu usta grubą taśmą.

- Gray, wiesz co masz robić, ja zajmę się tym całym Masonem a ty tym nieboszczykiem. - Natsu z obrzydzeniem zerknął w stronę siniejącego z braku krwi trupa.

Fullbuster w odpowiedzi skinął głową po czym bez słowa rzucił mu kluczyki do czarnego Cadillaca. Natsu sprawnie je złapał w locie po czym wbił do tylnej kieszeni swoich spodni.

- Tylko pamiętaj, że dopiero co pucowałem tapicerkę. - ostrzegł go jeszcze Gray z poważną miną.

Dragneel nie skomentował tego. Siłą zaciągnął Mansona do zaparkowanego nieopodal samochodu, wrzucając go do sporawego bagażnika, a w międzyczasie założył mu czarny worek na głowę.

- Siedź tu spokojnie i zaczekaj. Zabiorę cię do naszego Ojca.

Mówiąc to trzasnął drzwiami po czym wsiadł do samochodu, swoją broń położył na fotelu pasażera i odjechał. Po paru chwilach w okolicy dało się słyszeć odgłos wybuchu. Swój wzrok przekierował na przednie lusterko z uśmiechem dostrzegając w jego odbiciu, kłęby czarnego dymu niosące się wysoko ku niebu. Więc jednak wszystko poszło zgodnie z planem Graya pomyślał. Po około czterdziestu minutach dojechali do celu podróży. Znajdywali się teraz na jakiś polach, kompletnym zadupiu z dala od zabudowy i miasta. W okolicy dało się słyszeć odgłos płynącej rzeki. Dragneel zabrał z siedzenia swojego Browninga po czym podszedł do bagażnika, wyszarpując z niego Mansona. Bez zbędnych delikatności pociągnął go nad strome urwisko i siłą zmusił do klęczenia na ziemi. Po chwili zdjął z jego głowy czarny worek. Jego przerażonym oczom ukazał się widok dość szerokiej, płynącej rzeki. Dobrze znał to miejsce.

- Czy to tu wrzucałeś swoje ofiary? - zapytał Dragneel nawet się na niego nie patrząc. Teraz opierając się plecami o samochód z wyraźnym skupieniem polerował lufę swojej spluwy, a w ustach trzymał papierosa.

Manson wydał z siebie niewyraźny bełkot, bo przecież miał zakneblowane usta.

- A tak, zapomniałem nie możesz mówić. Ale może to i lepiej. Twoja morda napawa mnie obrzydzeniem. No ale jednak wypadałoby dać ci się jeszcze wypowiedzieć. Mówiąc to chwilowo zaprzestał wykonywanej dotąd czynności po czym jednym sprawnym ruchem zerwał mu z twarzy grubą taśmę wraz z jego wąsami. Jego krzyk przeszył okolicę, ale i tak nikt by go tutaj nie usłyszał.

- O sorki, zapomniałem o byciu delikatniejszym. - zironizował Dragneel śmiejąc się tym samym pod nosem.

- T-tak, tutaj... - odpowiedział po chwili. Ręce nadal miał zakute w kajdanki, a nogi zakneblowane grubym sznurem.

- Fajna miejscówka. Ładne miejsce sobie wybrałeś. - przyznał po chwili Dragneel rozglądając się po terenach wokół nich. - Chociaż gdybym ja miał wybierać, gdzie chcę zdechnąć, byłoby to w ramionach jakiejś cycatej laseczki.

Manson nie skomentował jego słów. Jedyne co robił to rzucał mu przerażone spojrzenie wprost błagające o litość.

- Ta wiem, miałem cię zabrać do Ojca, ale sam widzisz. Zabłądziłem i zboczyłem z trasy. Moja intuicja doprowadziła mnie na te zadupie, ciężka sprawa co nie? - cynizm wprost wylewał się z jego ust. Blefował. Od początku nie miał zamiaru zabierać go do Makarova.

- N-nie jestem głupi, dobrze wiem jak to się teraz skończy..

- A wiesz, że nawet mi to ułatwia robotę. Zakończmy to szybko, bo śpieszę się. Przeleciałbym jakąś panienkę po drodze, a potem najebał się drogim alkoholem.

- Fajne życie musisz prowadzić... - odparł już cały spocony i rozdygotany Manson.

- Ta, nie narzekam. - mówiąc to Dragneel przeładował spluwę po czym bez zbędnych ceregieli podszedł do klęczącego Mansona. - Jakieś ostatnie życzenie? - zapytał po chwili tym samym przykładając lufę do jego lewej skroni, przymknął jedno oko jakby chciał perfekcyjnie wymierzyć w swój cel. W ustach nadal trzymał papierosa, lekko przekręcił głowę na bok.

- Pierdol się ty chu.../

- Addio. - przerwał mu zniecierpliwiony Dragneel.

Nie dane mu było dokończyć, bo w tym momencie rozległ się odgłos pojedynczego strzału. Krew trysnęła z prawej strony jego głowy po czym upadł twarzą na zimną glebę. Zdegustowany Dragneel spojrzał na niego bezuczuciowym wzrokiem po czym kapnął zwłoki, a te tocząc się spadły ze stromego urwiska by na końcu wpaść do szalejącej rzeki.

- Dziś dla odmiany miałem iść w lewo, więc dostałeś kulkę w lewą skroń. Chyba nie będziesz mi miał tego za złe co nie Manson?

Mówiąc to Dragneel wrzucił do rzeki swojego niedopalonego papierosa, odwrócił się i wsiadł do czarnego Cadillaca odjeżdżając gdzieś w swoją stronę. Nawet się nie rozdrabniał nad tym, że przed chwilą z zimną krwią zabił człowieka. Że pozbawił kogoś życia. Robił to na tyle często, że już nawet nie liczył. Stracił rachubę. Teraz myślał jedynie o tym by resztę nocy spędzić w towarzystwie jakiś panienek. Według niego życie jest zbyt krótkie, by odmawiać sobie przyjemności.

C.D.N

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro