Tom IV, Rozdział 14. Przysługa.
꧁꧂
3 miesiące później, Siedziba główna
Żaluzje w wyłożonym drewnem gabinecie były niemal całkowicie zasłonięte, dlatego panował w nim tajemniczy półmrok. Nieopodal okna znajdywało się duże biurko, za którym siedział sędziwy starzec. Nieco zgarbiony, trzymał słuchawkę od telefonu przy uchu. Palcami drugiej dłoni chwytał się za kość nosową — ostatnimi czasy cierpiał na nasilającą się migrenę, co znacznie utrudniało mu normalne funkcjonowanie.
— Całe szczęście, że z Lucy już wszystko dobrze. — Usłyszał po drugiej stronie ciepły kobiecy głos z lekkim obcojęzycznym akcentem. — Mam nadzieję, że szybko wróci do siebie.
— Pewnie jeszcze trochę czasu minie, zanim w pełni wyzdrowieje, ale to wyjątkowo dzielna dziewczyna. Poradzi sobie — szepnął strapiony, po raz pierwszy zdobywając się na delikatny uśmiech. — W porównaniu do mnie, takiego starego pryka, to jeszcze młoda krew — zaśmiał się głośniej, na co osoba po drugiej stronie odpowiedziała tym samym. — Naprawdę nie musisz się martwić Sofio, bo twój wnuk zawsze jest w pobliżu i nie zawaha się ruszyć jej na pomoc.
Makarov przelotnie zerknął na jedną z licznie ustawionych fotografii, gdzie znajdywała się cała uśmiechnięta trójka: Natsu, Lucy oraz Gray. Automatycznie poczuł rozlewające się ciepło na sercu, bo choć Dreyar był ich ''szefem'', to w rzeczywistości stanowił dla nich osobę na wzór dziadka.
— Och mój Natsu... — westchnęła przeciągle, a w zazwyczaj melodyjnej tonacji dało się wyczuć nutę przygnębienia. — Nie dzwoni do mnie za często. Chyba dalej żywi do mnie urazę za wydarzenia z przeszłości.
— Niepotrzebnie to rozpamiętujesz, Moja Droga. On jak nikt inny zawsze powtarza, że nie można oglądać się za siebie. Poza tym nie ma nikogo innego. Ty i Marco jesteście jego najbliższą rodziną. Uwierz mi, że on od dawna nie ma ci niczego za złe. Nie dzwoni do ciebie i się nie zwierza, bo wszystko trzyma w sobie. Zawsze był skryty.
— Może masz rację? Sama już nie wiem... Po prostu nie potrafię uporać się z pewnymi decyzjami, które kiedyś podjęłam. Chociaż z drugiej strony, gdybym nie zaaranżowała małżeństwa Hannah i Igneela, dziś nie miałabym takiego jedynego w swoim rodzaju wnuka, prawda?
— Chyba z wiekiem robisz się coraz bardziej sentymentalna, co? — Na usta Makarova wpełzł przebiegły uśmieszek. — Brzmisz tak, jakbyś spieszyła się na drugą stronę. — Z niemałym rozbawieniem usłyszał, jak Sofia głośno wciąga powietrze i już wiedział, że wdepnął na grząski grunt.
— Już ty lepiej nie przeginaj, Dreyar! Sugerujesz, że niezłomna Sycylijska Donna się starzeje?! — Wybuchła, a on musiał na moment odsunąć słuchawkę od ucha. Zawsze, kiedy się tak ekscytowała, to jej akcent stawał się wyraźniejszy. — Wiesz dobrze, że ja zawsze jestem młoda, a działanie czasu mnie nie dotyczy. Jeszcze jeden taki uszczypliwy przytyk, a rozkażę przygotować samolot i zjawię się w Los Angeles jutro z samego rana, a uwierz mi na słowo, tego z pewnością nie chcesz.
— Co? Nie, nie, nie! — zaprzeczył rozgorączkowany, czując dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa. — To nie będzie koniecznie. Na razie świetnie sobie radzimy!
Makarov wyobraził sobie jej wizytę i szczerze mówiąc, nie wiedział komu współczułby bardziej. Sobie, czy wszystkim jego ludziom, których Sofia zapewne kazałaby wezwać jak na poranną musztrę. Ta kobieta potrafiła być przerażająca i niezwykle surowa, bo sprawy mafijne są jej chlebem powszednim. Była na tyle dociekliwa i skrupulatna, że z miłą chęcią poznałaby całe Fairy Tail od poszewki, a tego w obecnej chwili nie chciał. Nagle usłyszał, jak rozmawia z kimś po Włosku. Mimo że Dreyar uczył się tego języka za młodziaka, to nie zrozumiał ani jednego słowa.
— Muszę już kończyć, bo mam pewne sprawy do załatwienia, a tak w ogóle nie chcę słuchać więcej lamentów na temat naszego wieku, jednakże wiedz, że z tym przyjazdem wcale nie żartowałam. Chętnie zobaczyłabym tę zdębiałą minę Natsu, haha! — Roześmiała się do rozpuku, a Dreyar mógł sobie wyobrazić ten jej przebiegły, jak u lisicy wyraz twarzy. Już otwierał usta, żeby się z nią pożegnać, ale wtem Sofia niespodziewanie odezwała się poważniejszym głosem: — Makarov... — Urwała, a mężczyzna spoważniał, czekając na ciąg dalszy. — Żarty żartami, ale uważaj na siebie, dobrze?
Skonfundowany, przez chwilę milczał, a jego palce samoistnie zacisnęły się na rączce od słuchawki. Pokiwał głową na boki, żeby odgonić od siebie dziwne myśli. I chociaż jego rozmówczyni nie mogła tego zobaczyć, uśmiechnął się pod nosem.
— Ty też Sofio — szepnął z nostalgicznym błyskiem w oku. — Trzymaj się i mam nadzieję, że niedługo znów się usłyszymy.
Makarov nie miał nawet czasu pomyśleć, bo w momencie, kiedy zakończył rozmowę, usłyszał kroki dochodzące zza drzwi oraz przeplatającą się rozmowę. Zdążył jedynie spojrzeć na zegarek, a dwie sekundy potem ktoś zapukał. Odchrząkając, odpowiedział donośne ''wejść'', a wtedy w progu wyłoniła się Lucy w towarzystwie Dragneela i Fullbustera. Na jej widok Dreyar nie mógł opanować cisnącej się na jego usta euforii. Co prawda spodziewał się jej tutaj dzisiaj, ale nie sądził, że będzie wyglądała tak dobrze. Heartfilia uśmiechnęła się do niego trochę nieśmiało, ale na swój sposób uroczo, ale to wystarczyło, by Makarov poczuł się o niebo lepiej. Oblicze jego pogodnej, a co najważniejsze zdrowej perełki był dla niego najlepszym lekarstwem. Przy niej wszelkie troski zdawały się pryskać jak mydlane bańki.
— Moja najdroższa. — Wzruszony starzec uniósł się z fotela i nie wiele myśląc, wyszedł do niej z szeroko rozłożonymi rękoma. Tylko wobec niej pozwalał sobie na takie czułości. — Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wróciłaś! Bez ciebie siedziba główna to nie to samo.
— Dziadku! — pisnęła, kiedy ostrożnie się nachyliła, by cierpiący na karłowatość mężczyzna mógł ją przytulić. Zrobił to bardzo delikatnie, uważając na okolice brzucha. Miał na względzie, że rana po tak poważnym postrzale mogła być jeszcze ckliwa, a nie chciał przez przypadek sprawić jej bólu. — Tak bardzo za wami wszystkimi tęskniłam — wyszeptała, będąc szczelnie zamknięta w jego opiekuńczych ciepłych ramionach.
— Gdy zadzwoniłaś dzisiaj z informacją, że chcesz wrócić do pracy, to bardzo się ucieszyłem, ale jesteś absolutnie pewna, że w pełni odzyskałaś siły? — zapytał, odrywając się do niej i wręcz z uwielbieniem lustrował te jej bursztynowe tęczówki, w których niejednokrotnie przepadał. Dopiero z bliska dostrzegł, że miała pod oczami drobne zaciemnienia, co szczerze go zaniepokoiło. Zmarszczył szare i nieco krzaczaste brwi, błądząc podejrzliwym wzrokiem po jej twarzy. — Może nie powinnaś się jeszcze przemęczać?
— Pff. Powiedziałem jej to samo, ale jak zwykle mnie nie posłuchała — wtrącił jak dotąd milczący Dragneel, którego mina mówiła sama za siebie, że nie jest zadowolony z jej decyzji. — Jest uparta jak koń.
— Stary, daj jej wrócić do normalności. — Stojący obok niego Gray zaśmiał się krótko i poklepał przyjaciela po ramieniu. — Jak kobieta się na coś uprze, to nie ma rady, a już szczególnie Lu. Niekiedy trzeba się dostosować i odpuścić.
— Pantoflarz się znalazł... — skwitował, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Lucy przewróciła oczami, bo całą drogę do siedziby wałkowali ten temat. Zaczynała się trochę irytować, bo wszyscy naokoło traktowali ją tak, jakby miała się zaraz rozpaść. Wprawdzie zdawała sobie sprawę, że minęła się ze śmiercią, ale dzięki Natsu przeżyła i dochodzi do zdrowia. Dlaczego więc być może niecelowo każdy przypomina jej to, o czym tak bardzo chciała zapomnieć? Może i fizyczne rany znikały, ale miała świadomość, że tych głęboko schowanych w sercu oraz psychice nie będzie łatwo się pozbyć. Tak powstałe blizny zostaną w człowieku do końca życia i nigdy się przed nimi nie ucieknie. To będzie dla niej cieniem przeszłości — brzemieniem, z którym albo przyjdzie się jej pogodzić i je zaakceptować, albo polegnie i stanie się jej przekleństwem. Zamyślona Heartfilia z odruchu zawędrowała jedną dłonią na brzuch.
Obecnie w gabinecie była tylko jedna osoba, która wiedziała o jej prawdziwym samopoczuciu i stanie, a był nim Dragneel, który przez cały czas bacznie ją obserwował. Po tym, jak tamtej pamiętnej nocy wyzbyła się barier i wyznała mu całą prawdę na temat ciąży, poczuła się jakby z jej barków spadła połowa ciężaru. To był przełom, którego chyba obydwoje potrzebowali. Przepraszał ją raz za razem, a ona pękając, przepłakała wtedy w jego ramionach prawie połowę nocy. Natsu nieustannie trwał u jej boku; gładził uspokajająco po plecach, włosach, ramionach. Po raz pierwszy w życiu ukazał jej swoje drugie niedostępne dla innych oblicze i wysłuchiwał wszystkiego z pokorą, obiecując, że już nie dopuści do podobnych wydarzeń. Przyznał, że to wszystko zaczęło się od kłótni, której to on był prowokatorem i że przez niego zapłacili za nią najwyższą cenę — życiem ich dziecka.
I choć żadne z nich nie pogodzi się ze stratą, po tamtej rozmowie poczuli, że zbliżyli się do siebie jak nigdy wcześniej. Zapragnęli spróbować zacząć wszystko od nowa i odbudować straconą przyjaźń. Lucy zgodziła się, bo mimo tego, co się stało, nie wyzbyła się uczuć wobec Dragneela. Ktoś mógłby nazwać ją głupią i wyśmiać za naiwność, ale przecież nie mogła się okłamywać... Wybaczyła mu, bo wciąż go kochała, a miłość wybacza wszystko czyż nie?
Ona jak nikt inny w to wierzyła.
Mogłaby tak dumać w nieskończoność, lecz kiedy zreflektowała się, że zmartwiony Makarov w dalszym ciągu się jej przygląda, na powrót zmusiła się do udawania. Założyła perfekcyjnie dobraną maskę, za którą skrzętnie się schowała. Nienawidziła kłamstw, brzydziła się nimi, ale przecież nie chciała sprawiać mu więcej zmartwień. Wiedziała, że przez działania Mesta mafia boryka się z poważnymi problemami, a Makarov intensywnie pracował nad ich rozwiązaniem. Wszyscy członkowie postawieni byli w najwyższy stan gotowości. Poszukiwano zdrajcy. To było priorytetem.
— Wiecie dobrze, że nie lubię bezczynności. Rozumiem wasze obawy, ale bez przesady. Mam już dość siedzenia sama jak palec w czterech ścianach, a poza tym Mystogan powiedział, że przebywanie z ludźmi dobrze mi zrobi. Rana niemal całkowicie się zagoiła, nic mi nie będzie, serio. — Westchnęła pod nosem, po czym zerknęła na biurko stojące za Dreyarem. Widniały na nim pokaźne stosy dokumentów, które najprawdopodobniej czekały na uporządkowanie. Szczerze mówiąc, ich widok bardzo ją ucieszył. Może, kiedy wpadnie w wir pracy, pomoże jej to oderwać się od rzeczywistości? — Widzę, że czeka mnie dużo nadrabiania. Chyba ktoś wymigiwał się od tego rękoma i nogami, hm? — dodała pobłażliwie, a kącik jej ust drgnął odrobinę do góry.
— Ach, tak. — Speszony Makarov złapał się za siwy wąs i z niesmakiem zerknął w tym samym kierunku. — Nienawidzę papierkowej roboty, a nie miał mi kto pomóc się z tym uporać. Laxus cały czas przebywa gdzieś poza miastem, Kinana wzięła urlop, a Erza ma urwanie głowy w policji, a o Mystoganie to nawet nie wspomnę...
— W takim razie czeka mnie sporo pracy — mruknęła, opierając dłonie na biodrach. Na szczęście nie zorientował się, że Lucy nie powiedziała mu wszystkiego i może lepiej niech tak zostanie. Nie musiał wiedzieć o ciąży. Nie chciała, by ktokolwiek wiedział. — Myślę, że uporam się z nimi w miesiąc.
— Zgoda, niech będzie. Nie umiem ci odmówić, ale masz absolutny zakaz dźwigania! Zawsze, kiedy będziesz chciała coś przenieść, masz poprosić kogoś o pomoc. — Pogroził jej palcem wskazującym i był przy tym całkowicie poważny. — Rozumiemy się młoda damo?
— Ależ oczywiście. Właśnie dlatego są ze mną Natsu i Gray, którzy zaoferowali się mi pomóc.
— W takim razie dopilnujcie, żeby się nie przeforsowywała. — Raptem starzec zwrócił się do stojących przy drzwiach mężczyzn, którzy bezzwłocznie wzięli się za przenoszenie papierów do archiwum, a było ich całkiem sporo. W porównaniu do Lucy oni nie byli traktowani z żadną taryfą ulgową. — Dwie godzinki na dobry początek i ani chwili dłużej, dobrze?
— Tak jest! — odpowiedziała pełniejsza wigoru.
Zmęczony Makarov jeszcze przez chwilę pokręcił się po gabinecie, a potem zaczął zbierać się do domu; niebawem miał po niego przyjechać kierowca. Przypomniał dziewczynie, żeby po skończonej pracy zamknęła siedzibę na klucz oraz pogasiła światła. Heartfilia zapewniła go, żeby niczym się nie martwił, bo ona o wszystko zadba. Odprowadziła go aż po witrażowe drzwi na parterze, prosząc, by po powrocie do domu wypoczywał. Będąc już na zewnątrz, Dreyar stanął przed czekającym na niego samochodem, jednak zanim do niego wsiadł, chwycił za swój kapelusz i żegnając się, delikatnie nim skinął.
Lucy posłała mu ciepły uśmiech, po czym wróciła do góry. Ku jej zdziwieniu wszystkie rzeczy były już przeniesione. Gray wyjął swój zegarek kieszonkowy i powiedział jej, że równo za dwie godziny zjawiają się tutaj i zabierają ją do domu. Zrezygnowana przewróciła oczami, ale nie mając innego wyjścia, zgodziła się. Podczas gdy ona zaszyła się w swoim ukochanym archiwum, mężczyźni zeszli na dół do części barowej. Z racji, że Kinana miała wolne, mogli śmiało się rozgościć. Fullbuster naszykował dwie czyste szklanki i wyjął butelkę whiskey na blat.
— Ostatnio ma miejsce coraz więcej niepokojących wydarzeń — zaczął, zajmując miejsce obok Dragneela, który bawiąc się srebrną zapalniczką, nieobecnie wpatrywał się gdzieś przed siebie i palił papierosa. Gray zerknął na niego kątem oka, bo od czasu postrzału Lucy zrobił się jeszcze cichszy niż zwykle. — Na niebie gromadzą się ciemne chmury, a cała mafia huczy od plotek — ciągnął dalej, niezniechęcony brakiem odpowiedzi. Wziął do ręki zimną szklankę i upił z niej dość spory łyk alkoholu. Skrzywił się nieznacznie. — Nawet wśród cywilów pojawiają się pogłoski, że coś się święci. To miasto już nigdy nie będzie takie samo.
Natsu wypuścił z ust biały obłok i ze znudzeniem obserwował, jak znika w powietrzu.
— Nic nie będzie takie jak dawniej — odpowiedział zdawkowo.
— Wysadzenie willi w powietrze i śmierć tylu naszych ludzi było ledwie przedsmakiem. — Fullbuster zauważył na blacie leżącą gazetę, po którą z odruchu się wychylił. Ściągnął brwi, bo jej nagłówek mówił o kolejnym domniemanym motywie zabójstwa rodziny Philla. Rozjuszony, zacisnął palce na gazecie i z warknięciem odrzucił ją na bok. — Według mnie to jeszcze nie koniec Natsu. Już teraz da się wyczuć napiętą atmosferę, a co będzie za parę miesięcy? Chciałbym się mylić, ale to tylko krótki oddech przed kolejną katastrofą.
Dragneel spojrzał na niego spod wpół przymkniętych powiek. W głębi siebie wiedział, że jego przyjaciel ma rację, ale nie chciał się tym teraz zadręczać. Aktualnie wszystkie jego myśli skoncentrowane były na dwóch osobach. Jedną z nich chciał chronić za wszelką cenę, a drugą bezwzględnie zabić. Uświadamiając sobie, jak w ostatnich miesiącach zmieniły się jego priorytety, zaśmiał się z samego siebie. I pomyśleć, że wszystko to za sprawą pewnej dziewczyny o bursztynowych tęczówkach, którą potrącił na pasach...
Życie potrafi drwić z ludzi.
— Ej, co ty taki zamyślony? Odpowiesz mi w końcu, czy dalej będę gadał do ściany? — oburzył się jego przyjaciel, na co Natsu wzdrygnął ramionami.
— Skup się lepiej na piciu Miętówko, bo pieprzysz głupoty — prychnąwszy, raptownie sięgnął do kieszeni spodni po paczkę czerwonych Marlboro. Chciał jak najszybciej zmienić temat, bo takie gdybanie do niczego ich nie doprowadzi. — Masz, zapal sobie, może ci ulży.
Zlekceważony Gray zmierzył go z posępną miną, ale korzystając z zaproszenia Dragneela, wsunął beżowy filtr do ust, a chwilę potem zaciągnął się upragnionym dymem.
— Jak na to, że wśród nas jest zdrajca, wydajesz się całkiem wyluzowany — mruknął, nie potrafiąc skupić się na czymś innym. — Czasy się zmieniły i mało komu można ufać. Domyślasz się kto, to w ogóle może być? Masz jakieś podejrzenia?
— Raczej nie. — Dragneel odrzekł stanowczo, choć prawda była taka, że nie było dnia ani godziny, by nad tym nie rozmyślał. Na razie nie miał nikogo konkretnego na oku, ale uważał, że to tylko kwestia czasu. Prędzej czy później komuś podwinie się noga. Był tego więcej niż pewien.
— Zawsze myślałem, że Fairy Tail działa jak w szwajcarskim zegarku. Że wszyscy jesteśmy dla siebie jak jedna wielka rodzina. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że będziemy szukać zdrajcy wśród naszych pobratymców. Może gdyby...
Podczas gdy nakręcony Gray trajkotał w kółko o tym samym, Dragneel całkowicie się wyłączył. Toczył zażartą wojnę z marami przeszłości, do których nie chciał wracać, bo jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Jeśli wierzyć słowom Mesta i Zeref faktycznie zaczyna kręcić się w okolicach Los Angeles, to miał świadomość, że przyjdzie im się zmierzyć z czymś o wiele gorszym, niż z początku zakładał. Na samo wspomnienie rodzonego brata, którego twarzy ani nawet imienia nie chciał pamiętać, odczuwał narastający gniew. Wystarczyła byle retrospekcja jego melancholijnie czarnych tęczówek, czy ten tajemniczy łagodny uśmiech, by sprawić, że w jego wnętrznościach uruchamiał się kołowrotek uczuć. Kiedyś... Wszystko było zupełnie inne. Przede wszystkim ich relacja była inna, bo mimo fachu, jakim zajmował się Igneel, stanowili pozornie normalną rodzinę...
W oczach innych Zeref od zawsze postrzegany był jako dość ekscentryczna osobowość. Nieodgadniony, zamknięty w sobie, mający skrajne zainteresowania — był po prostu dziwny. I choć często wykazywał troskę wobec swojego młodszego brata, Natsu widział go jako dość nadopiekuńczego, aczkolwiek trochę namolnego człowieka. Zawsze był za swoim młodszym braciszkiem i nie ukrywał faktu, że Natsu jest dla niego bardzo ważny. Doskonale pamiętał, jak jeszcze za czasów szkolnych, gdy uczył się, bądź zwyczajnie odrabiał lekcje, Zeref przychodził do jego pokoju i nie odstępował go na krok. Przynosił tacę z ciepłą herbatą lub posiłkiem. Proponował mu pomoc, mimo iż doskonale zdawał sobie sprawę, że miał najlepsze stopnie w klasie i nie miał kłopotów z nauką. Jak od zawsze ze wszystkim radził sobie sam, tak dla Zerefa każdy pretekst był dobry. Nie było dnia, by nie szukał argumentu, żeby spędzać z nim czas; gdzieś pójść, porobić coś wspólnie. Chciał być jak jego cień — zawsze tam, gdzie on. Wówczas tylko wtedy kiedy byli razem, Zeref ukazywał swoje drugie oblicze. Uśmiechał się w ten swój charakterystyczny sposób, żartował, dokuczał, zaczepiał, czochrał po włosach...
Czas beztroski pędził do przodu i nim się obejrzeli, zaczęli wymykać się na nocne dyskoteki albo okoliczne domówki. Jako że bracia Drganeel uchodzili za niezwykle przystojnych i mieli powodzenie u płci pięknej, często obgadywali jakieś panienki.
To właśnie Zeref nauczył go prowadzić samochód. To on przyłapał go na popalaniu papierosów w szopie. To on zdzielił go po głowie, kiedy myszkował w jego szufladach i przez przypadek znalazł magazyny dla dorosłych. To on wyszarpywał go z pierwszej poważniejszej bójki, nigdy na nic nie donosząc rodzicom. Można powiedzieć, że łączyła ich typowa braterska więź, chociaż Zeref traktował go inaczej niż innych i to powodowało w nim mieszane odczucia.
Było to dziwne, zważywszy na fakt, że wobec ojca był bardzo powściągliwy, a przy matce zachowywał się wręcz obojętnie. Przy nich zakładał na siebie najróżniejsze maski. Był małomówny, cichy, oględny, taktowny, skryty... Był zupełnie innym człowiekiem, niż jak ukazywał się, gdy byli sam na sam.
Natsu nigdy nie pojmował tej chorej zależności. Kiedyś, wabiony ciekawością zapytał go o powód, ale on jedynie uśmiechnął się lekko i ze spokojem powiedział, że tak po prostu musi być. Że nie zawsze warto jest odkrywać przed kimś swoje prawdziwe oblicze, nawet jeśli chodzi o najbliższych. Jeszcze wtedy nie wiedział, co takiego Zeref mógł mieć na myśli. Dowiedział się dopiero w dniu, w którym na jego oczach zabił ich matkę, a potem sprezentował mu tę przeklętą bliznę na biodrze...
Podczas gdy Fullbuster nieustannie ciągnął swój jakże interesujący monolog, Dragneel mocno zacisnął palce na trzymanej szklance. Dla niego powrót do przeszłości był koszmarem. Nie powodował nic innego jak chaos i mętlik w głowie. I kiedy znów zaczął nakręcać się nienawiścią do brata, poczuł szturchnięcie w ramię, które trochę go ostudziło.
— Te, zobacz, kto przyszedł.
Dopiero po jego słowach oderwał wściekły wzrok ze szklanki, na której pojawiło się drobne pęknięcie i wlepił go w stojącą postać przy witrażowych drzwiach.
— Lisanna! A co ty tutaj robisz? Ostatnio coś mało cię widujemy — zagaił Gray, widząc, że Natsu nie garnie się do powiedzenia czegokolwiek. — Słyszałem, że interes w Babylonie dobrze się kręci. Pewnie jesteś teraz mocno zapracowana, hm? — dodał z przebiegłym wyrazem, opierając podbródek ne wewnętrznej stronie nadgarstka.
— Ojciec jest u siebie w gabinecie? — zapytała, wchodząc do środka z wysoko uniesioną głową. Prychając, posłała Fullbusterowi chłodne spojrzenie, ale kiedy tylko zerknęła na zwróconego do niej bokiem Dragneela, na jej policzki wkradły się drobne rumieńce. Przypomniawszy sobie, po co tutaj przyszła, skarciła się w myślach. Trzymając w ręce sporą kopertę, pomachała nią lakonicznie w powietrzu. — Mam dla niego ważne dokumenty od Miry. Prosiła mnie, żebym dostarczyła je osobiście.
— Niestety Makarov poszedł wcześniej do domu, ale nie martw się! Na nasze szczęście Lucy wróciła już do pracy i siedzi w archiwum. Możesz jej wszystko dostarczyć, a na pewno się tym zajmie.
Niezniechęcony jej zimnym nastawieniem wobec niego, Gray posłał jej szeroki uśmieszek, który ona z drżącą powieką odwzajemniła. Od razu było widać, że ta informacja wcale jej nie ucieszyła. Grała tak samo dobrze, jak kłamała. Unosząc się dumą, odwróciła się na pięcie i z grymasem na ustach poszła w kierunku schodów, a wtedy Dragneel automatycznie przygasił peta na popielnicy i poderwał się z miejsca.
— Zaczekaj Lis. — Usłyszała za plecami jego mrukliwy głos i zbliżające się kroki. Zdziwiona, zdążyła jedynie obrócić ku niemu głowę, a mężczyzna jej marzeń stał z nią ramię w ramię. Poczuła ostry zapach wody kolońskiej, który był jego nieodzownym elementem, a od którego miękły jej kolana. — Pójdę z tobą.
Gray zaskoczony jego nagłym ożywieniem odprowadził ich bacznym wzrokiem do czasu, aż nie zniknęli mu z pola widzenia. Obydwaj byli świadomi, że młodsza Strauss jest niezwykle cięta na Heartfilię i nie wiadomo, co może strzelić jej do tej pustej tlenionej głowy. Lepiej dmuchać na zimne i nie zostawiać je sam na sam, a kto dopilnuje porządku skuteczniej niż sam Salamander? Na samą myśl, że w końcu pogodzili się z Lucy, uśmiechnął się pod nosem i upił kolejny łyk alkoholu. Czując palący posmak rozlewający się w przełyku, stwierdził, że jego przyjaciel już dawno przekroczył próg zauroczenia.
Tak, on zwyczajnie przegrał z kretesem.
꧁꧂
Tymczasem Lisanna niechętnie zapukała do uchylonych drzwi, zza których wyłaniał się wąski słup światła. Usłyszawszy zapraszający głos Lucy, weszli do sporego archiwum. Ujrzeli skupioną blondynkę, która jedną dłonią masowała się po skroni, a drugą z uporem maltretowała gumkę na końcu ołówka. Jej biurko nie miało ani grama wolnej nawierzchni; wszystko zawalone było stosami papierów, nad którymi ślęczała. Widząc zacięcie na jej twarzy oraz zmarszczony nos, Dragneel skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
— Mówiłem ci, żebyś się nie przemęczała — powiedział srogo, ale wystarczyło, żeby Lucy posłała mu ciepłe pełne pobłażliwości spojrzenie, a wtedy mężczyzna złagodniał. Zaśmiał się cicho. — Na pewno dobrze się czujesz?
Skołowana Lisanna zerknęła na niego z niedowierzaniem, bo przecież wobec niej nigdy nie wykazywał takiej troski. Zresztą, od kiedy on zachowuje się i śmieje w taki... Nietypowy sposób? Przy niej nigdy taki nie był.
O co tutaj chodzi?
— Och, daj spokój. Nie robię nic, co byłoby ponad moje siły. Po prostu mam problem z jednym dokumentem, ale to teraz nieistotne. — Lucy zbyła go i wzruszyła ramionami. — Mogę wam w czymś pomóc? — zapytała, patrząc na towarzyszącą mu białowłosą kobietę.
Wrośnięta w podłogę Strauss drgnęła i podała jej kopertę, którą natychmiast otworzyła. Przeglądała strony, wnikliwie nad czymś myśląc. Raptem wyjęła jedną kartkę i przez dłuższy moment przyglądała się jej.
— A cóż to takiego? Rachunek Graya z Babylonu za dwa lata wstecz? — Uniosła wysoko brwi, wlepiając rozbawione oczy w Lisannę. — To się jeszcze nie przedawniło?
— Długi u mojej siostry mają ważność do końca jej życia — odparła, siląc się na normalny ton głosu.
— W sumie jakoś mnie to nie dziwi. — Lucy odgarnęła przeszkadzające pasmo grzywki za ucho. — Bardziej zastanawia mnie ta niebotyczna kwota.
Lisanna dopiero teraz zauważyła, że jej blond włosy sięgają ledwo za ramiona.
— Nowa fryzura? — zagadała i oparła dłoń na wysuniętym biodrze. Nie umknął jej fakt, że Heartfilia spięła ramiona, co spowodowało u niej satysfakcję. Włosy kobiety zawsze były jej czułym punktem i domyślała się, że nie ścięła ich z własnej woli.
— Tak — wtrącił szorstko Dragneel. — To wszystko, czego potrzebowałaś? Jak widzisz Lucy ma jeszcze sporo pracy, więc...
— W porządku Natsu — odpowiedziała łagodnie, dając do zrozumienia, że sama sobie poradzi. Teraz zwróciła się do dumnej jak paw kobiety. — Czasami drobne zmiany są w życiu potrzebne, a od czego lepiej zacząć, jak nie od fryzury?
— Dokładnie. — Mężczyzna wyminął Strauss i podszedł do Heartfilii, po czym ot tak położył dłoń na czubku jej głowy i pieszczotliwie zmierzwił włosy. — Poza tym w krótszych wygląda tak samo ładnie, jak w długich, czyż nie? — dodał zaczepnie, a kącik jego ust drgnął zawadiacko do góry.
Po jego słowach oraz geście, oczy zdębiałej Lisanny przypominały dwa olbrzymie spodki, a Lucy oblała się rumieńcem aż po krańce uszu. Speszona, poderwała się z krzesła, czym rzewnie go rozbawiła, bo parsknął śmiechem. Zrobił to specjalnie!
— Przypomniało mi się, że zapomniałam jednego segregatora z gabinetu Makarova — wypaliła. — P-pójdę po niego.
Lucy, od kiedy ty się jąkasz głupia, pomyślała, karcąc się wewnątrz.
— Siedź i nie drażnij mnie. — Nagle poczuła dość przyjemny ciężar na barkach. Natsu zmusił ją, by z powrotem usiadła na krześle, a w zamian pochylił się nad nią, szepcząc jej do ucha: — Nie wolno ci dźwigać, zapomniałaś? — Jego ciepły miętowy oddech otulił jej delikatną skórę i wywołał niekontrolowany dreszcz na kręgosłupie. Szczerze? Miała kolana jak z waty i nie wiele brakowało, żeby chciała zapaść się pod ziemię. — Ja po niego pójdę. — Odsunął się od niej, zostawiając po sobie swoistego rodzaju uczucie pustki, po czym jak gdyby nigdy nic wyszedł z archiwum.
Próbując zachować pozorny spokój, Lucy wymamrotała coś pod nosem i podeszła do jednego z wielu regałów. Zagryzając dolną wargę, sięgnęła po cienką teczkę, w której uparcie czegoś szukała. Miała odrobinę przyspieszony oddech, a po jej policzkach w dalszym ciągu błąkały się rumieńce. Widać było, w jaki sposób Dragneel na nią działał, a to nie spodobało się stojącej nieopodal Lisannie.
Białowłosa obserwowała ją z mocno wyostrzonymi rysami twarzy, ale w środku aż cała się gotowała. Rozżalona, zacisnęła dłonie w pięści, bo nie mogła pojąć, co takiego ma w sobie ta cała cholerna Lucy?! Dlaczego Natsu tak jawnie okazywał jej troskę? Przecież to nie było w jego stylu! Gesty, mimika, tonacja głosu, czy wreszcie to iskrzące spojrzenie... To nie był wzrok, jakim obdarza się znajomą, czy TYLKO przyjaciółkę! Bolało ją to, bo on nigdy nie popatrzył na nią w taki sam sposób. Znają się od dziecka, spędzała z nim o wiele więcej czasu, ba, była jego kochanką i wiedziała o nim niemal wszystko! A teraz? Dragneel coraz częściej traktował ją jak powietrze i raz po raz od siebie odsuwał. Strauss nie poznawała go. Była zwyczajnie zazdrosna, bo podczas gdy on ugania się za dokumentami dla tej zdziry, dla niej był oschły i niemiły. Ignorował ją, miał po prostu w dupie. Uświadamiając sobie, ile tak naprawdę dla niego znaczy, Lisanna odczuła taką wściekłość, że aż zazgrzytała zębami.
— Potrzebujesz czegoś jeszcze?
Niespodziewane pytanie Lucy wyrwało ją z natłoku myśli. Łypnęła na zwróconą do niej bokiem Heartfilię, która przyglądała jej się w ciszy, a wtedy czara goryczy zaczęła się przelewać i Lisanna po prostu pękła. Odkąd ta blond suka pojawiła się w ich życiu, wszystko zaczęło się sypać. To ona była powodem jej problemów.
— Tak właściwie to mogłabyś coś dla mnie zrobić — syknęła, głośno wydychając powietrze.
Zdziwiona Lucy nawet nie zdążyła nic powiedzieć, kiedy rozwścieczona Lisanna pędem wyrwała w jej stronę i z całej siły pchnęła niczego nieświadomą blondynkę wprost na regał, o który boleśnie uderzyła plecami. Wydała z siebie stłumiony jęk, lecz nim złapała równowagę, Strauss chwyciła ją za włosy i jednym ruchem przewróciła na ziemię. Szarpiąc za kołnierz od jej koszuli, usiadła na niej okrakiem.
— Mogłabyś wyświadczyć mi przysługę i w końcu zdechnąć — wycedziła zajadłym tonem, a w jej oczach pojawiło się coś na wzór obłędu. Za wszelką cenę chciała chwycić ją za szyję.
— Co cię do cholery napadło?! — Heartfilia w porę złapała za jej nadgarstki, lecz teraz walczyła nie tyle, ile z opętaną szałem kobietą, ale z dającą o sobie znać raną na brzuchu i plecach.
— Ty pieprzona szmato, dlaczego nie możesz wyświadczyć mi przysługi i po prostu zniknąć?! — Nachyliła się nad nią i teraz niemal stykały się nosami. — Obyś skończyła tak samo, jak ta twoja matka!
Na jej słowa źrenice Lucy diametralnie się zwęziły. Wiedzę o tym, w jaki sposób zginęła jej mama, posiadała tylko garstka osób i na pewno wśród nich nie było Lisanny.
— Co? Skąd ty o tym wiesz?! — warknęła, czując, że osłabione ciało zaczyna odmawiać posłuszeństwa. Jej drgające ręce powoli ulegały i zaczęły się uginać, a korzystająca z okazji kobieta drasnęła ją długim czerwonym paznokciem w policzek.
Wtem w pomieszczeniu rozległ się huk uderzających o ścianę drzwi i odgłos szybkich kroków. Dragneel znalazł się za plecami agresywnej białowłosej i mocnym szarpnięciem za przedramię, pociągnął ją do pionu.
— Czy ciebie już do reszty popierdoliło?!
Parę sekund potem do archiwum wbiegł zziajany Gray, który widząc całe zajście, chwycił się za głowę i podbiegł do Lucy, pomagając jej wstać.
— Na litość boską, Lu! Wszystko w porządku?
Heartfilia z odruchu złapała się za brzuch, czując w okolicach rany rwące kłucie. Na jej twarzy chwilowo pojawiło się zdziwienie, zmieszane z bólem, bo nie spodziewała się, że po takim czasie jeszcze będzie odczuwać skutki postrzału.
— C-chyba tak — odpowiedziała rozemocjonowanym głosem, jednocześnie nie odrywając oczu od wściekłej Lisanny.
— Kiedy to ja zostałam porwana parę lat temu, nawet nie raczyłeś się pofatygować mi na ratunek, ale jeśli chodzi o nią, to zjawiasz się od razu! — wrzasnęła, szamocząc się w mocarnym uścisku Dragneela. Ciężko dysząc, nagle wbiła rozjuszony wzrok w blondynkę, którą Gray szczelniej otoczył swoim ramieniem. — Żyjesz tylko dlatego, że Natsu ciągle ratuje cię z opresji, inaczej już dawno byłabyś martwa!
Jej słowa przecięły atmosferę niczym brzytwa i wprawiły wszystkich w niemały szok.
— Czy ty w ogóle wiesz, co mówisz? — wtrącił zażenowany Gray. — Tobie już chyba faktycznie siadło na głowę!
Natsu zmierzył ją pełnym mordu spojrzeniem i zacisnął szczękę. Nie miał zamiaru dłużej tego słuchać ani tolerować jej zachowania. Tym bardziej że w przeszłości mówił jej, żeby trzymała się z dala od Lucy. W momencie, kiedy odważyła się podnieść na nią rękę, jego cierpliwość względem niej osiągnęła granicę.
— Koniec przedstawienia. Porozmawiamy sobie na zewnątrz — wycedził, chcąc wyprowadzić ją na korytarz, ale ona mocno się zaparła.
— Nie! — Prychając, wyrwała rękę z jego uchwytu i oskarżycielsko wymierzyła palcem w Heartfilię. — To wszystko wina tej wywłoki! To właśnie przez nią dzieją się takie tragedie, ale nikt tego nie widzi! W kółko tylko Lucy to, Lucy tamto, Lucy sramto... Obchodzicie się z nią jak z jajkiem!
— A co? Zazdrosna jesteś? — Nieświadomie Fullbuster dolał tylko oliwy do ognia.
— Przeklęta pupilka Makarova, zmora naszej mafijnej rodziny! Byłaś i jesteś tak dobrze traktowana tylko ze względu na swoją matkę. Gdybyś wtedy w dniu chrztu pojechała z pierwszymi gośćmi, to problem sam by się rozwiązał!
— DOŚĆ TEGO!
Nagły donośny ryk Dragneela odbił się echem od ścian archiwum, powodując we wszystkich uczucie gęsiej skórki. Zastygłe w przerażeniu kobiety spojrzały na niego z rozchylonymi wargami. Nawet Fullbuster zassał policzki i w ciszy przyglądał się jego uwidocznionej żyle na skroni. Z przymrużonych zielonych oczu bił dziki szał, a podłużna pręga na czole świadczyła o stanie najwyższej furii. Nikt nie odważyłby się mu teraz postawić... A śmiałka czekałaby rychła śmierć.
— Wychodzisz stąd i to teraz.
Ponownie złapał skamieniałą Lisannę za rękaw kurtki i tym razem skutecznie wyszarpał ją na korytarz. Nie bacząc na jej plączące się nogi i rozpaczliwe nawoływanie, żeby ją puścił, ciągnął ją za sobą aż do wyjścia z siedziby. Nie interesowało go to, co miała do powiedzenia. Chciał po prostu, żeby znikła mu sprzed oczu. Dopiero gdy byli przed budynkiem, wręcz z niekrytym obrzydzeniem zabrał swoją rękę. Zadarł podbródek i obdarzył ją swoim najbardziej pogardliwym spojrzeniem, na jakie było go stać.
— Wynoś się.
— Ale Natsu...
— Głucha jesteś? Wypierdalaj!
Strwożona jego agresywnym tonem, zacisnęła dłonie w pięści. Była zdesperowana, ale wcale nie zamierzała odpuścić tak łatwo. Nie, kiedy w grę wchodzi miłość jej życia...
— Natsu, czy ty naprawdę nie widzisz, co się z tobą stało, odkąd się z nią zadajesz?! Jak bardzo się zmieniłeś? — W jej błękitnych oczach pojawiły się łzy, które zaczęły spływać po zaróżowionych od krzyku policzkach. Nie otarła ich. — Kiedyś nie pozwoliłbyś sobie na uleganie emocjom. Śmiałeś się z czegoś tak płytkiego, ale teraz? Nie dostrzegasz tego, że robisz wszystko to, co ona zechce?! — wyrzuciła łamiącym się głosem.
— Zamilcz i przestań robić sceny — uciął stanowczo. Obrócił się bokiem i nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem. Dawał jasno do zrozumienia, że w jego mniemaniu rozmowa jest zakończona. — Trzeci raz nie powtórzę.
— Myślisz, że jestem głupia? Że nie widzę, jak na nią patrzysz? Powiedz mi, kim Lucy dla ciebie jest? Ile naprawdę dla ciebie znaczy? — Widząc, że Natsu w dalszym ciągu ją ignoruje, zdobyła się na odwagę i dwoma obszernymi krokami zmniejszyła dzielący ich dystans. Stanęła tuż przed jego nosem i pozwoliła sobie oprzeć dłonie na jego klatce piersiowej. Mężczyzna nie poruszył się, lecz mierzył ją pełnym wrogości spojrzeniem. — Powiedz mi... Czy ty ją kochasz?
Po zadanym pytaniu jego mimika nie uległa żadnej zmianie, lecz to były jedynie pozory. Lisanna wyłapała moment, w którym jego tęczówki nieznacznie drgnęły. Wyraźnie się zawahał. Była to zaledwie ulotna chwila, ale w zupełności wystarczyła. Z niekrytą goryczą zaśmiała się pod nosem i niemrawo pokiwała głową na boki, bo już wszystko rozumiała. Gorliwie chciała, żeby zaprzeczył, ale on tak po prostu odtrącił jej ręce. Wiedziała, że przegrała, chociaż dalej miała w sobie cząstkę nadziei...
— Skończyłem z tobą.
Powiedziawszy to, wyminął skonfundowaną kobietę i zniknął za drzwiami siedziby. Był cały w nerwach, bo widok leżącej i szarpanej na podłodze Heartfilii skutecznie podniósł mu ciśnienie. Miał ochotę odwrócić się i zrobić z Lisanną porządek po swojemu, ale ona nie była dla niego istotna. Teraz ktoś inny zaprzątał jego myśli. Przekroczył próg witrażowych drzwi i przystanął w miejscu, bo dostrzegł siedzącą na kanapie Lucy, która z grymasem na ustach trzymała podwiniętą do góry bluzkę. Natomiast kucający przed nią Gray sprawdzał ranę na jej brzuchu.
— Spokojnie Lu. — Zgrabnie wyprostował kolana, po czym oparł dłoń na dziewczęcym ramieniu, próbując jakoś ją pocieszyć. — Nic się nie dzieje. To tylko drobne otarcie.
Pomimo dzielącego ich dystansu Dragneel widział, że jest roztrzęsiona. Mogła zasłaniać się delikatnym uśmiechem przed ich przyjacielem, ale na niego to nie działało. Wiedział, że była przestraszona i nie zdoła tego ukryć. Nie przed nim.
— O, Natsu! — zawołał Gray, widząc, że stoi przy drzwiach jak słup soli. — Już zrobiłeś porządek z Lis? Mam nadzieję, że to ostatni jej taki wybryk.
Nic nie odpowiedział, bo nadal wpatrzony był w Heartfilię, która ostrożnie wstała z kanapy. Spojrzała na niego tymi swoimi bursztynowymi tęczówkami, a wtedy jak za sprawą magii, jego nogi same się ruszyły. Wyminął wnikliwie obserwującego go Graya i nie zwracając uwagi na nic, podszedł do kobiety i zamknął ją w swoich objęciach. Wówczas, dopiero gdy poczuł jej kruche ciało ściśle przylegające do jego oraz zapach, był w stanie się uspokoić. Tylko ona działała na niego w taki sposób. Tylko przy niej mógł ukazać rąbek swojego drugiego oblicza.
Tego trochę słabszego...
— Ostatni — mruknął cicho, zamykając powieki. Pozwolił sobie zatopić czubek nosa w jej włosach. — Zapewniam cię.
Z początku Lucy skołowana jego nagłym gestem nie wiedziała jak zareagować, lecz bardzo szybko objęła go w pasie i wtuliła się w jego ciepły tors. W tych ramionach czuła się najbezpieczniej na świecie i dla niej ta chwila mogłaby trwać wiecznie, za to Gray jeszcze przez jakiś czas miał problem z zamknięciem ust.
W tamtym momencie tylko Dragneel wiedział, że jego słowa będą miały drugie znaczenie...
꧁꧂
Siedziba główna, poranek
Na dworze ledwie świtało, a miasto aniołów powoli budziło się do życia. Przez wyłożony drewnem hol przewinęło się głośne ziewnięcie, które oznaczało, że jego właściciel jeszcze najchętniej zalegałby w ciepłym łóżku. Niemrawo przecierając śpiochy w oczach, Gray stanął przed drzwiami do gabinetu Ojca i gdy już miał w nie zapukać, usłyszał stłumione kroki, a zaraz potem klamka sama ustąpiła.
— Do widzenia Panie Dreyar, proszę dbać o siebie i niczym się nie martwić.
Zaskoczony Fullbuster uniósł brwi, kiedy w progu dostrzegł wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę w okrągłych okularach na nosie. Był elegancko ubrany, a w ręce dzierżył starą skórzaną torbę. Skinął do niego głową i wyminął z lekkim uśmiechem. Gray jeszcze przez trochę wpatrywał się w jego oddalające się plecy, bo mógłby przysiąc, że skądś go kojarzył, ale nie mógł przypomnieć sobie skąd.
— Niewyspany? Pod tym względem przypominasz mi Silvera. On też miał problem z wczesnym wstawaniem — usłyszał spokojny głos Makarova, dlatego zwrócił ku niemu twarz, a wtedy dojrzał, jak zaprasza go ponaglającym ruchem nadgarstka. — No co tak stoisz? Wejdź, wejdź. Może masz ochotę na kawę lub herbatę?
— Dziękuję, ale piłem w domu — odparł, chyłkiem rozglądając się po gabinecie. Jego uwadze nie umknął fakt, że było w nim jakoś dziwnie puściej niż zazwyczaj. — Przemeblowanie?
— Ach, tak. Widzisz, pomyślałem sobie, że przyda się odświeżyć to ponure wnętrze, dlatego zawczasu spakowałem wszystkie zdjęcia. — Dreyar poruszył się w swoim trzeszczącym fotelu i położył dłoń na sporym kartonie, który zalegał na jego biurku. — Chciałbym, żebyś zabrał je do siebie do domu i przechował je dla mnie.
Gray wbił dłoń w kieszeń i popatrzył na niego z niezrozumiałym wyrazem.
— Czemu akurat ja mam je wziąć? — spytał zdumiony, bo przecież doskonale wiedział, że Makarov traktuje je jak swojego rodzaju talizmany. — Przecież to dla ciebie niezwykle cenne pamiątki. Nie sądzę, żebym był odpowiednią osobą, no i... Mam w domu straszny bałagan — przyznał zażenowany. — Może lepiej dać je Natsu? On zawsze ma porządek.
— Skądże — mruknął, machając lakonicznie dłonią. — Interesujesz się fotografią, dlatego chcę, żebyś właśnie ty mi je przechował. Zresztą Dobrze pamiętam te piękne zdjęcie Lucy z kieliszkiem wina w dłoni, które znienacka jej zrobiłeś. — Dreyar podrapał się po siwym wąsie i podsunął spore pudło w stronę Graya. — Zarówno ono, jak i wiele innych ważnych chwil również znajdują się w środku. Nie daję ci ich na całe życie, a na jakiś czas. Po remoncie wrócą do mnie — zakończył, posyłając mu ciepły uśmiech.
— W takim razie chyba nie mam wyjścia. — Podrapał się z tyłu głowy. — Wezmę je.
Młody mężczyzna zassał policzki i bacznie spoglądał na wyraźnie zadowolonego Dona. Nie specjalnie był przekonany do tego wszystkiego, ale ostatecznie zgodził się, bo co miał zrobić? Skoro taka była jego prośba, nie mógł się sprzeciwić.
Choć tak naprawdę w głowie zapaliła mu się czerwona lampka, bo Dreyar nigdy w życiu nie robił ani przemeblowania, ani remontu.
Chwycił obiema rękami ciężki karton, a wtedy coś mu się przypomniało.
Gray nie miał wątpliwości, że rosły mężczyzna, którego mijał dziś w progu, był z kancelarii prawniczej.
Pytanie tylko, po co ktoś taki był u Makarova?
꧁꧂
Moi drodzy, przed nami jeszcze ostatni rozdział Tomu IV, który szczerze mówiąc mam już napisany :> Wyjeżdżam teraz na ponad trzy tygodnie, ale pewnie jakoś w międzyczasie go opublikuje, a potem czeka mnie wzięcie się za tom V, który będzie właściwie najkrótszym ze wszystkich. Myślę, że do końca MzT zostało plus minus 10 rozdziałów :)
PS - I jak się podobał rozdział? Ktoś ma jakieś fajne teorie spiskowe? Jakieś wizje, co się stanie? XDD Śmiało, podzielcie się nimi w komentarzach, a miód spłynie na mą duszę <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro