Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom IV, Rozdział 11. Krzyk.

꧁꧂

Juvia po raz kolejny przemywała brudną, pokiereszowaną twarz Heartfilii. Podobnie jak ona, chyba sama nie dowierzała w to, co się stało. Na policzku blondynki wykwitał porządny siniak, a zaschnięta krew pokrywała połowę jej drobnej twarzy. Lockser była przerażona tym, przez jakie piekło musiała przejść ta bogu winna dziewczyna. Wzięła do ręki wodę utlenioną i delikatnie, tak aby sprawić jej możliwie, jak najmniej bólu, przytknęła nasączony wacik do jej skroni; zasyczała, ale dzielnie to znosiła.

— Przepraszam, brwi to dość wrażliwe miejsca — szepnęła zmartwiona, oglądając rozcięcie bliżej. — Niestety rana jest na tyle głęboka, że będę musiała ją zszyć. Postaram się zrobić to najdokładniej, jak umiem, ale i tak zapewne zostanie ci po niej blizna...

Lucy spojrzała na nią z mętnym, wręcz pustym wzrokiem.

— Nie szkodzi — odpowiedziała cicho, osowiale podciągając nosem. — Dam radę...

Lockser odkaziła ostro zagiętą igłę i bez problemów zszyła rozwalony łuk brwiowy dziewczyny. Następnie przyniosła ciepłą miskę i opatrzyła jej poranione od szaleńczego biegu stopy. Zawstydzona Lucy powiedziała, że może to zrobić sama, lecz Juvia natychmiast zaprzeczyła. Pożyczyła jej wygodne buty na płaskiej podeszwie, po czym spojrzała na jej pomiętą bluzkę, na której było dużo śladów zaschniętej krwi. Domyślała się, że i pod nią kryją się obrażenia.

— Lu, możesz ją podwinąć? — Ciemnowłosej nie umknęło, że na tę prośbę Lucy dziwnie się spięła. To zachowanie zwróciło jej uwagę i wzmogło czujność. — Spokojnie. Chcę tylko obejrzeć twoje żebra i upewnić się, że są całe — dodała, posyłając jej pokrzepiający uśmiech.

Zakłopotana Lucy zerknęła ukradkiem na przedpokój, za którym kryła się kuchnia, a w niej wypalający zapewne całą paczkę papierosów Dragneel. Po upewnieniu się, że tutaj nie idzie, złapała za brzegi bluzki i niespiesznie pociągnęła ją do góry. Niebieskim oczom Juvii ukazały liczne zasinienia w okolicach żeber, ale nie tylko to... W momencie, w którym spojrzała na jej odrobinę wypukły brzuch, zastygła w bezruchu. Przytknęła dłoń do rozchylonych ust i poderwała pełen szoku wzrok.

— Lu... — zaczęła opanowana, choć wewnątrz była żywo rozemocjonowana — czy ty jesteś...? — Nawet nie musiała kończyć zdania, bo w chwili, gdy zetknęła się z błagalnym spojrzeniem Lucy, już wszystko zrozumiała.

— Proszę... — Lekko, jakby z obawą skinęła głową — nie mów o tym nikomu.

Juvia zacisnęła dłonie w pięści. Nie dość, że Heartfilia spodziewała się dziecka Mesta, to on jeszcze śmiał doprowadzić ją do takiego stanu?! Jakim trzeba być draniem i podłym bydlakiem, żeby podnosić rękę na bezbronną kobietę! Przybita, a jednocześnie rozgoryczona Lockser chciała ją jeszcze o coś zapytać, ale usłyszała szmer na przedpokoju. Spanikowana, odruchowo złapała za leżący obok koc i narzuciła go na kolana Lucy, tym samym zasłaniając dolną partię jej ciała.

Dosłownie dwie sekundy potem Dragneel stanął w futrynie, opierając się o nią biodrem oraz łokciem. Omiótł taksującym spojrzeniem siedzącą na kanapie blondynkę, a gdy tylko dostrzegł krwiaki na jej odsłoniętych żebrach, poczuł wrzącą krew w żyłach. Powiedzieć, że nosiło go jak diabli, to jak milczeć. Każdy skrawek jego ciała rwał się do działania, lecz wiedział, że na razie co nie może zostawić jej samej. Nie w takiej chwili.

— Zajebię gnoja — wysyczał przez zaciśnięte zęby. — Połamię mu kręgosłup w każdym możliwym miejscu.

— Z pewnością mu nie odpuścimy Natsu, ale teraz odstaw tę krwawą fantazję na bok — upomniała go przyjaciółka. — Lucy raczej nie chce tego teraz słuchać...

Mrucząc coś pod nosem, sięgnęła po czyste bandaże z apteczki. Wzięła do ręki jakąś śmierdzącą maść i zaczęła smarować obolałą skórę dziewczyny, która na ten dotyk nieznacznie się skrzywiła. Zainteresowany mężczyzna odbił się od framugi. Poszedł trochę bliżej, na co Juvia spięła ramiona. Natsu był przecież nad wyraz spostrzegawczy, więc bardzo szybko mógł zorientować się odmiennego stanu Heartfilii. Żeby do tego nie dopuścić, musiała jakoś odwrócić jego uwagę.

— Rety, rety, Lu. Troszkę ci się przybrało tu i ów gdzie! — palnęła, chcąc rozładować sytuację, za co mentalnie uderzyła się w czoło.

Lucy zassała policzki i zagryzła je od środka.

— Może trochę — sapnęła, uciekając wzrokiem na ścianę.

— Może trochę? — zaśmiała się z drgającą powieką. — Masz zajebistą figurę! Ja ci na przykład zazdroszczę! — Niespodziewanie rozgorączkowana Lockser zwróciła się do stojącego zaraz za jej plecami Dragneela, który najwyraźniej chciał coś powiedzieć. — No, a ty czego tu wchodzisz? Nie widzisz, że ją peszysz?! Facetom wstęp wzbroniony, dopóki jej nie opatrzę. — Pogoniła go teatralnym ruchem nadgarstka. — Wynocha, sio, sio!

Natsu jedynie zmierzył ją spod uniesionej brwi, ale o dziwo nie oponował. W sumie Juvia nie miała pojęcia, że widział Lucy całkowicie gołą i lepiej niech tak zostanie. Zerkając ostatni raz na wymęczoną dziewczynę, warknął coś niezrozumiałego pod nosem i znów udał się do kuchni. Zanim jednak wyszedł, usłyszał za sobą pełne ulgi westchnięcie Lockser, ale nie wzbudziło w nim to podejrzeń.

Usiadł przy stole i popatrzył nieobecnym wzrokiem na zapełnioną przez niego popielnicę. Był wściekły, że jego domniemania na temat Grydera okazały się słuszne. Przez tyle czasu węszył wokół niego, ale nie znalazł nic podejrzanego, co tylko potęgowało uczucie przelewającej się furii. Gdyby nie poświęcenie Plue, dzięki któremu Lucy udało się uciec, mogłoby się do dla niej skończyć o wiele gorzej, niż tylko pobiciem.

Gdy tylko usłyszał przez telefon jej zapłakany głos, jej pełne strachu słowa... Nie pamiętał, kiedy ostatnio dociskał pedał gazu do końca. Łamał każdy możliwy zakaz, ale nawet o tym nie myślał. Przymknął powieki, bo przed oczami zamajaczył mu obraz, jaki dziś zastał w budce telefonicznej; odciśnięta czerwona smuga na szybie i skulona, zakrwawiona Lucy na ziemi. Taki widok działał na niego niczym zapalnik i powodował, że wyzbywał się wszelkich ograniczeń.

Prychając, zastukał palcami w stół. Musiał się uspokoić, choć teraz najbardziej miał ochotę znaleźć odpowiedzialnego za to wszystko skurwysyna. Poprzysiągł sobie, że jak tylko dorwie go w swoje łapy, to odstrzeli mu ryj. Chociaż? Nie, taka śmierć byłaby dla niego zbyt łatwa. Byłaby wybawieniem, dlatego najpierw zabrałby go do piwnicy w siedzibie głównej, a potem wraz z Laxusem zaserwowaliby mu najgorsze tortury, na jakie byłoby ich stać. A było i to na wiele okropności.

Wydychając biały dym przez usta, wplótł szczupłe palce we włosy i jak miewał w zwyczaju, zaczesał je do tyłu. Zniecierpliwiony kończył właśnie spalać ostatniego papierosa, kiedy w progu pojawiła się przygaszona Juvia. Wyminęła go i podeszła do kuchennego blatu. Chwyciła stojącą na nim szklankę, łapczywie upijając parę łyków wody.

— To, co ją spotkało jest takie okrutne... — szepnęła gdzieś w przestrzeń. — Pewnie przez to, że jest jeszcze w szoku i nie chce się przyznać, ale wiem, że cholernie cierpi. Zaufała mężczyźnie, który okazał się jej wrogiem. Oszukiwał przez tyle czasu i grał kogoś, kim nie był. Ta zdradziecka szuja zapłaci nam za to!

— Nie musisz mi tego mówić — odparł, z trudem nad sobą panując. Zacisnął palce na srebrnej zapalniczce. — Kiedy wiozłem ją do ciebie to... naprawdę nie wiedziałem, co powinienem zrobić. A przede wszystkim, co powiedzieć.

— Natsu, Lu powinna zostać u mnie, przynajmniej do czasu, aż go nie złapiecie — zaproponowała pełna powagi, zwracając jego uwagę. — Nie ma mowy, żeby tułała się nie wiadomo gdzie, a ja będę spokojniejsza, mając na nią oko.

— To wykluczone. Pamiętaj, że dopóki ten śmieć jest na wolności, możesz stać się jego kolejnym celem, a to zbyt niebezpieczne. — Przygasił peta na popielnicy, po czym machinalnie uniósł się z krzesła, które wydało z siebie skrzypnięcie. — Wezmę ją do siebie, bo obecnie to ze mną będzie najbezpieczniejsza. Dorothy dobrze się nią zaopiekuje.

— Jesteś pewny? — zapytała zaniepokojona, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. — Wydawało mi się, że byliście pokłóceni i wiesz, martwię się tym wszystkim...

— Spokojnie. — Natsu podszedł do niej, położył ciepłą dłoń na ramieniu i delikatnie uniósł kącik ust do góry. — Wszystko będzie dobrze. Musi być, prawda?

꧁꧂

Kręcąc łagodnie kierownicą, Dragneel zjechał na ostatnią drogę, prowadzącą do jego domu. Oderwał czujny wzrok od drogi, by zerknąć na siedzącą obok Lucy, która zamyślona, patrzyła prosto przed siebie i po prostu milczała. O dziwo nie protestowała na wieść, że teraz zatrzyma się u niego, a przyjęła to ze stoickim spokojem. Dotykając opuszkami palców skroni, zmarszczyła nos i cicho zasyczała.

— Bardzo cię boli? — spytał, przerywając tę napiętą ciszę.

— Trochę — stwierdziła mizernie.

— Zaraz Dorothy się tobą zajmie.

Natsu zaparkował samochód przed domem, po czym zgasił silnik. Odpiął pas i chciał wysiąść, ale dostrzegł, że Lucy nieszczególnie się do tego zbiera. Wyglądała, jakby biła się z myślami i chciała coś powiedzieć. To sprawiło, że mężczyzna nie zamierzał wysiadać, dopóki ona nie zrobi tego pierwsza. Oparł plecy o wygodne siedzenie fotela, dając jej tym samym znak, że cierpliwie czeka. Wedle jego przewidywań, chwilę potem dziewczyna głośno nabrała powietrza.

— To wszystko moja wina — zaczęła cicho.

Dragneel popatrzył na nią pytająco, nie bardzo spodziewając się takiego wyznania. Nigdy nie był wylewnym człowiekiem i Heartfilia nie oczekiwała pocieszenia, ale wiedziała, że obecnie jest jedyną osobą, której może o tym powiedzieć. Ponownie zaciągnęła się rześkim powietrzem, próbując powstrzymać stopniowo owładające nią spazmy. Czuła, że musi przyznać się do własnej porażki, bo jedyną osobą, jaką może o to obwiniać, jest ona sama.

— Miałeś rację co do Mesta, a ja byłam tak głupia, tak ślepo w niego zapatrzona, że ci nie uwierzyłam. Byłeś pierwszym i jedynym, który od razu go wyczuł. Ostrzegałeś mnie, a ja cię nie posłuchałam. Zbyt szybko mu zaufałam i teraz dostałam nauczkę — wyznała żałośnie, wpatrując się w tapicerkę samochodu. Do jej oczu zaczęły napływać łzy, lecz szybko je otarła. — Wiesz, sądziłam, że w końcu poznałam mężczyznę, który szczerze mnie pokochał. Że w końcu zaznam w życiu jakiegoś szczęścia, a teraz okazało się, że cały ten czas, jaki z nim spędziłam, był jednym wielkim kłamstwem...

Natsu wysłuchał jej w ciszy i ani myślał przerywać, chociaż narastająca gula w przełyku utrudniała mu skupienie. Nienawidził, kiedy płakała i miał ochotę roznieść wszystko w drobny mak.

— Gdy wtedy rzucił się na mnie w szale, był taki moment, kiedy pomyślałam sobie, że tym razem się z tego nie wykaraskam — kontynuowała, nie zwracając uwagi, jak mężczyzna z każdym kolejnym słowem napinał bicepsy. — Gdyby Plue się dla mnie nie poświęcił, nie wiem, jak wyglądał finał tej szarpaniny. Tak strasznie się wtedy bałam.

Lucy bezsilnie skryła twarz w dłoniach, a Natsu mimowolnie przywołał wspomnienie uratowanego z jezdni szczeniaka. Naprawdę było mu go szkoda, bo uwielbiał tego czworonoga, ale był mu też wdzięczny za to, że tak zaciekle jej bronił. Był mądrym, niezwykle lojalnym towarzyszem, którego nigdy nie zapomni.

— Nie wracajmy już do tego tematu — warknął, być może trochę za ostro. Zrobił to niezamierzenie, ale gdy tylko się zreflektował, oparł głowę na zagłówku i z całych sił starał się nad sobą zapanować. — Teraz jesteś tu ze mną, dlatego nie musisz się już bać. Nic ci nie grozi.

— Zawsze powtarzałeś, że jestem naiwna — ciągnęła bezbarwnym głosem, nagle spoglądając na jego w pół oświetlony profil twarzy. — Teraz uświadomiłam sobie, że faktycznie taka jestem. Nie zdawałam sobie sprawy, że miłość tak łatwo jest obrócić w nienawiść. Mimo że była ona jednostronna, a co gorsza fałszywa.

Dragneel uniósł dłoń i na chwilę przysłonił zmęczone oczy.

— Nie, to nie tak. Po prostu masz... — zawahał się, lecz kiedy zerknął na nią kątem oka i dostrzegł jej przygaszone, pełne bólu tęczówki, mimowolnie poczuł się jak największy hipokryta tego świata — Po prostu masz pecha do mężczyzn.

Wtem usłyszeli jakiś hałas przed maską samochodu. Obrócili się ku jego źródła. W progu domu pojawiła się starsza kobieta ubrana w puchaty różowy szlafrok z czepkiem oraz licznymi wałkami na głowie. Stojąc w lekkim rozkroku, opierała dłonie na biodrach i patrzyła na nich wyczekująco. Jej postawa przywodziła na myśl zatroskaną mamę albo babcię. Lucy nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek ją spotkała, ale szybko połączyła fakty.

— To twoja gosposia? — spytała, czując jej baczny wzrok na sobie, co szczerze mówiąc, trochę ją peszyło.

— Można tak powiedzieć. Ma na imię Dorothy i pracowała u nas jeszcze za życia moich rodziców — wytłumaczył, wzruszając ramionami. — Jest dla mnie jak rodzina, ale niekiedy potrafi być upierdliwa, więc jeśli nie chcesz, żeby urwała mi głowę, to lepiej się pospiesz.

Heartfilia zamrugała parokrotnie, bo przecież kobieta wyglądała na bardzo sympatyczną. Obydwoje wysiedli z samochodu i stanęli na oświetlonym ganku. Natsu już otwierał usta, lecz gosposia uniosła dłoń do góry, nie dając mu dojść do słowa.

— Naszykowałam oraz wywietrzyłam pokój dla naszego nowego gościa, przebrałam czystą pachnącą lawendą pościel, a także przygotowałam gorącą kąpiel z olejkami — oznajmiła, wymijając zdziwionego Dragneela, który nie przypominał sobie, że takowe posiadał. Podchodząc do zmieszanej dziewczyny, starsza kobieta przyjrzała jej się dokładnie, po czym otoczyła ją ramieniem i uśmiechnęła się ciepło, ukazując szereg płytkich zmarszczek. — Nie wstydź się kochanie, wejdź do środka.

Dorothy otworzyła przed nią drzwi na oścież i zaprosiła parokrotnym ruchem ręki. W progu czekał łaszący się o parasolkę Happy, który gdy tylko ujrzał blondynkę, zadowolony zaczął głośno miauczeć. Nieco zagubiona Lucy zassała policzki i skorzystała z zaproszenia.

— Och, zapomniałabym! — usłyszała jej melodyjny głos za plecami. — Na blacie w kuchni czeka na ciebie ciepłe kakao, mam nadzieję, że ci zasmakuje. Tak szczerze mówiąc, to Natsu podpowiedział mi co lubisz. — Nachyliła się nad nią i posłała jej oczko.

— Dziękuję Pani.

Lucy zsunęła ze stóp buty i posłała kobiecie pełen wdzięczności uśmiech. Może to tylko złudzenie, ale miała wrażenie, że mimo braku pokrewieństwa, Dorothy w pewnym stopniu przypominała jej Sofie. Wystarczyło spędzić parę sekund w jej towarzystwie, by stwierdzić, że mają podobny temperament.

Następnego dnia Natsu wybrał się do domu Lucy. Oczywiście ona też chciała jechać, ale on stanowczo jej tego zabronił, mówiąc, że najpierw powinna dojść do siebie. Chciał oszczędzić jej tych przykrych wspomnień, bo dość miała wrażeń, jak na jeden wieczór. Spakował do walizki jej ciuchy oraz najpotrzebniejsze rzeczy. Uprzątnął cały bałagan, po czym zawinął ciało Plue w prześcieradło i zabrał ze sobą. Wspólnie z dziewczyną uznali, że zakopią go u niego na tyłach willi.

꧁꧂

Od tamtego wydarzenia minęły prawie dwa tygodnie. Lucy czuła się znacznie lepiej. Wypoczęła psychicznie, ale w głównej mierze zawdzięczała to Dorothy. Kobieta zachowywała się wobec niej jak prawdziwa babcia, której nigdy nie miała. Obydwie spędzały ze sobą dużo czasu, a energiczna staruszka od razu ją polubiła. Lucy też pałała do niej sympatią, bo była dobrą, mądrą i pełną ciepła osobą. Pokazała jej między innymi nowe triki w sztuce szydełkowaniu, za co była jej ogromnie wdzięczna. Heartfilia deklarowała pomoc przy domowych obowiązkach, ale ona srogo jej tego zabroniła. Zrezygnowana blondynka przewracała oczami, mamrocząc, że już czuje się dobrze, ale to nic nie dawało. Z braku lepszych zajęć bawiła się z rozochoconym Happym, który codziennie spał zwinięty w kłębek obok jej głowy. Oglądała telewizor albo czasami podpatrywała Dorothy w kuchni, kiedy gotowała. Przyłapana Lucy, zaczęła jej pomagać, przy okazji ucząc się przygotowywać coś, co można było nazwać pełnowartościowym posiłkiem.

Nie chciała być dla nikogo obciążeniem. Było jej zwyczajnie głupio i wstydziła się nadwyrężać gościnności Dragneela. Nie widywała się z nim zbyt często, bo zwykle wychodził z domu, gdy wszyscy jeszcze spali, a wracał na kolację. Dziewczyna nie musiała pytać, gdzie był i co robił, bo dobrze wiedziała. Wraz z Grayem szukał Mesta dzień w dzień, ale dotychczas bezskutecznie. Za każdym powrotem widziała po jego minie, że jest wściekły i rozgoryczony, ale też zdeterminowany. Zresztą nie ważne, co by mu powiedziała, on i tak nie da za wygraną — nie spocznie do chwili, aż go nie dorwie. Była świadoma, że jeśli on się na coś uprze, to żadna siła go od tego nie odciągnie. Jedyne co mogła robić, to w nadziei, każdego wieczora czekać na jego powrót. Gdy tylko z oddali dostrzegała jego nadjeżdżający samochód, oddychała z ulgą.

Fakt, że jej niedoszły oprawca grasuje na wolności, powodował, że bała się nie tyle co o siebie, ale właśnie o niego. Nigdy nie wybaczyłaby sobie, gdyby Mest jakimś cudem zrobił mu krzywdę. Wprawdzie Dragneel był wspaniale wyszkolonym człowiekiem i nie powinna w niego wątpić, ale działając przez pryzmat zaślepiającego gniewu oraz emocji, mogło dojść do nieszczęścia, a tego by nie chciała.

Ich relacje w dalszym ciągu stały pod znakiem zapytania, chociaż Lucy nie potrafiła gniewać się na niego tak jak na początku. On też jakby spuścił z tonu, a nawet zdawał się zerkać na nią z troską. Było to dziwne, zważając na fakt, że przecież dla Natsu taki przejaw emocji to oznaka słabości... Ubzdurała to sobie? A może to wina szalejących hormonów? Nie wiedziała, aczkolwiek próbowała zebrać w sobie siłę, by powiedzieć mu, że spodziewa się dziecka, jednak cały czas nie było ku temu sposobności.

Pochłonięta w zadumie, nawet nie zwróciła uwagi na ruch w okolicach żeber.

— Co on się tak dziwnie łasi do twojego brzucha? Upatrzył go sobie, od kiedy tylko u nas jesteś. Ponoć, gdy kot wykazuje nadmierne zainteresowaniem jakąś częścią ciała, może to oznaczać chorobę — mruknęła z błyskiem w oku. Dostrzegając zarumienione policzki Heartfilii, zmartwiona Dorothy, przystawiła dłoń do jej czoła. — Na pewno wszystko w porządku?

Lucy dopiero teraz zamrugała parokrotnie i z rozchylonymi ustami spojrzała w dół. Kot wręcz z namaszczanym uwielbieniem, ocierał się pyszczkiem o jej brzuch, skryty za luźną koszulką. Uniosła do góry szydełka z włóczką i zaśmiała się krótko, chcąc odwrócić od tego uwagę kobiety.

— Niedawno byłam na badaniach i jestem zdrowa jak ryba — odpowiedziała pełniejsza wigoru. Posłała jej szeroki uśmiech, na co Dorothy pokiwała głową na boki i zaaferowana złapała się za podbródek.

— Ryba? Och właśnie! — pstryknęła palcami, jakby przypominając sobie o czymś ważnym. Zrobiła to na tyle żywiołowo, że zniesmaczony kot zeskoczył z kolan Heartfilii i wybiegł z pokoju. — Tak dobrze nam się razem robiło na drutach, że zapomniałam o kolacji, ale spokojnie. Ty ucz się nowego sposobu, który ci pokazałam, a ja idę upichcić coś dobrego, zanim Natsu wróci. — Wstając z fotela, zerknęła na zegarek. Była już pora kolacyjna. — Zejdź za jakąś godzinkę, dobrze kochanie?

Lucy delikatnie skinęła głową, a po chwili została sama. Nucąc coś pod nosem, Dorothy zeszła na parter. W drodze zastanawiała się, co takiego zrobić na kolację. Może faktycznie postawić na rybę? Raptem jej uwagę przykuło tlące się światło z kuchni i jakieś złowrogie odgłosy stukania. Była pewna, że gdy z niej wychodziła, to je gasiła. Idąc przedpokojem, przelotnie zerknęła na salon, gdzie pod kanapą czaił się skulony, a raczej głęboko przerażony Happy z nastroszonym ogonem. Zdziwiona jego nietypowym zachowaniem, stanęła w progu, a wtedy rozszerzyła oczy tak mocno, że o mało nie wyleciały jej z orbit.

Dostrzegła uniesiony wysoko w powietrze nóż. Stalowe ostrze mieniło się w blasku żyrandola, tylko po to, by po chwili z impetem oraz w asyście gardłowego warknięcia, wylądować w ciele bogu winnej papryki. Dorothy zastygła w bezruchu i próbowała zrozumieć, czego właśnie jest świadkiem. Aż mowę jej odebrało, bo nie sądziła, że kiedykolwiek zobaczy Dragneela wyżywającego się na biednych warzywach. Rąbał je nożem lepiej niż w słynnej scenie łazienkowej należącej do horroru ''Psychoza'', na którym była w kinie w 1960 roku. W dodatku nieustannie mruczał coś pod nosem, przez co najpierw zwątpiła, a potem się przestraszyła.

— Tak ci będę ciało rąbał, wszystkie kości i mięśnie... Będziesz błagał o śmierć skurwielu...

Choć jego głos był cichy, wysyczane przez zaciśnięte zęby groźby śmierci bez trudu docierały do uszu Dorothy. Był tak pochłonięty wizją dzikiej zemsty, że nawet jej nie usłyszał. Kobieta zassała policzki i przegryzając je od wewnątrz, powoli, wręcz z dyskrecją wycofała się w głąb mieszkania. W jego obecnie morderczym trybie lepiej zostawić go samego, choć musiała przyznać, że tego widoku chyba nie zapomni do końca życia. Jak się tak zastanowić, to widziała w tym pewien pozytyw. A mianowicie to był najprawdziwszy dowód na to, że Heartfilia jest dla niego naprawdę ważną osobą.

꧁꧂

Lucy nadziała na widelec trochę sałatki, która po chwili trafiła do jej ust. Musiała przyznać, że smakowała obłędnie i ostatni raz jadła taką będąc na Sycylii.

— Naprawdę genialnie przyprawiona — pochwaliła rozmarzona, nie mogąc się nią nasycić. Od razu chwyciła za naczynie i dołożyła sobie dokładki. Tylko jedna rzecz zwróciła jej uwagę... — Dlaczego jest aż tak drobno pokrojona? Czy to jest właśnie tajemnica jej smaku?

Dorothy, do której pytanie zostało skierowane, wybałuszyła oczy. Odchrząknęła głośniej i głupkowato uśmiechnięta, spojrzała na Dragneela, który musiał odpiąć i poluzować aż dwa guziki przy kołnierzu koszuli.

— To już musisz pytać włoskiego szefa kuchni. Dziś pozwoliłam mu prowadzić warsztaty — odpowiedziała, posyłając jej oczko i jednocześnie ignorując mordercze spojrzenie mężczyzny. — Żebyś tylko widziała, z jakim poświęceniem je kroił — dodała, chichocząc.

Zdezorientowana Lucy przełknęła spory kęs i automatycznie spojrzała na Natsu. Choć próbował wyglądać na opanowanego, przypominał wulkan, który niebawem dokona wybuchu. Zdradzały go nerwowo stukające palce o stół i zaostrzone rysy twarzy. Postanowiła więcej nie wracać do swojego pytania, choć stwierdzenie Dorothy naprawdę mocno ją zaintrygowało. Może faktycznie ten przepis to jakaś tajna receptura rodzinna, którą nie chce się dzielić?

Kolacja minęła im w luźnej atmosferze. Lucy wróciła do pokoju i usiadła przy biurku; zawiesiła wzrok na porozrzucanych kartkach. Lubiła czasem poszkicować, a jej głównym modelem był Happy, który oczywiście całymi dniami wylegiwał się na kanapie w salonie. Sięgnęła do szuflady, po czym wyjęła z niej swój kuferek z kosztownościami. Na szczęście pod jej nieobecność dom nie został okradziony. Mest też niczego nie zabrał.

Otwierając go, zobaczyła perły swojej mamy, a zaraz pod nimi spinkę ważki, którą dostała od Natsu w dniu urodzin. Wzięła ją do ręki, chwilę się jej przyjrzała. Poruszona, przytuliła przedmiot do serca, bo pomyślał nawet o tym, żeby przywieźć jej cenne pamiątki. Wiedział, ile dla niej znaczą i to spowodowało, że poczuła się szczęśliwsza. Nieco zmęczona, spojrzała na zegarek, którego układ wskazówek mówił o późnej godzinie. Postanowiła przebrać się w piżamę i pójść spać. Z tą myślą wstała od biurka, by podejść to sporej szafy z lustrem. Zaczęła ściągać luźną bluzkę. Nie zauważyła jednak, że drzwi od jej sypialni były niedomknięte.

W tym samym czasie do jej pokoju hardo zmierzał Dragneel. Byłby głupcem, gdyby nie zauważył, że w Lucy zaszły jakieś zmiany, choć nie potrafił dokładnie określić jakie. Miał wrażenie, że zrobiła się bardziej kapryśna. Nie wiedział, jak zgrabnie to ująć... Bardziej charakterna niż zwykle? Długo się do tego zbierał, lecz zamierzał poważnie z nią porozmawiać. Nie dalej jak przedwczoraj przechodząc obok łazienki, przypadkowo usłyszał, jak wymiotowała. Nie chciał jej wtedy męczyć, ale nie dawało mu to spokoju. Dodatkowo biorąc pod uwagę ich wcześniejszą rozmowę przed kościołem o stanie jej zdrowia, miał podejrzenie, że być może dolegało jej coś poważniejszego. Chciał zaproponować, że zabierze ją do Mystogana, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości.

Zbliżając się do jej pokoju, dostrzegł wyłaniającą się z niego wąską smugę światła, a to oznaczało, że jeszcze nie spała. Już miał zapukać do uchylonych drzwi i spytać, czy może wejść, ale w zamian tego stanął jak wryty. Nieświadomie rozchylił usta, bo przed jego oczami malował się obraz przebierającej się Lucy, ale nie to zwróciło jego uwagę. Stojąc w samym staniku, dziewczyna z czułością gładziła się po charakterystycznie zaokrąglonym brzuchu. Nieświadoma jego obecności, westchnęła pod nosem, po czym wyszeptała:

— Spokojnie, jakoś sobie poradzimy i wszystko się ułoży. Zawsze będę przy tobie, moje ty słodkie maleństwo...

Natsu natychmiast pojął jej odmienne zachowanie. Teraz wszystkie te otaczające ją ''objawy'' ułożyły się w jedną logiczną całość. Poczuł dziwny niesmak, że Lucy jest w takim stanie z Mestem... Miał wrażenie, jakby coś boleśnie ugodziło go w klatkę piersiową — zawładnęła nim niewyjaśniona złość na Heartfilię, ale też jeszcze silniejszy gniew na tego sukinsyna Grydera, że tak potraktował kobietę, która spodziewa się jego dziecka. Ta informacja... To wszystko było dla niego po prostu za wiele. Po tym, co zobaczył, po raz pierwszy poczuł się martwy za życia. Zaciskając mocno pięści, wycofał się niepostrzeżenie, po czym zniknął nie tylko w ciemnościach własnego domu, ale i odmętach umysłu.

꧁꧂

Lucy stała przy oknie i z marsową miną przyglądała się otoczeniu. Tego dnia niebo było zachmurzone, a gwałtowny wiatr złowrogo świszczał w szczelinach okien. Westchnęła głęboko, bo planowała przejść się na krótki spacer z Dorothy, ale pogoda skutecznie pokrzyżowała jej plany. Zrezygnowana, puściła zasłonkę i podeszła do szafki nocnej, gdzie w szufladzie przechowywała rzeczy osobiste. Zażyła niezbędne w ciąży witaminy i popiła je wodą. Uznała, że dzisiaj jest odpowiedni moment na szczerą rozmowę.

Zrobiło jej się chłodniej, a przez ciało przebiegł mimowolny dreszcz. Nie wiedziała, czy to ze stresu, czy może z nadmiaru emocji, jakie kołowały się w jej głowie. Bała się, ale przecież nie mogła wiecznie ukrywać faktu, że spodziewa się dziecka. Automatycznie położyła dłoń na brzuchu. Pogładziła go delikatnymi ruchami, uśmiechając się przy tym czule. Już miała wziąć się za szydełkowanie, żeby rozładować napięcie, ale usłyszała wołanie Dorothy. Zeszła na dół i dostrzegła ją w kuchni. Zmywała naczynia, mamrocząc pod nosem pomysły na dzisiejszy obiad.

— Och, dobrze, że jesteś Lucy. — Lekko obróciła ku niej głowę. — Tak sobie pomyślałam, czy nie miałabyś ochoty skoczyć ze mną do miasta? Całe dnie siedzisz zamknięta w domu, a ja wymyśliłam genialne danie! Problem w tym, że nie mam odpowiednich składników.

— Z miłą chęcią! — zawołała rozochocona, bo Natsu kategorycznie zabronił jej samej wychodzić. Swoją drogą miała wrażenie, że ostatnio zrobił się jakiś inny w stosunku do niej. Unikał jej, a ona nie wiedziała dlaczego.

— W porządku — zaśmiała się, widząc jej entuzjazm — tylko ciepło się ubierz, bo na dworze taka wichura, że głowę chce urwać.

Lucy już zamierzała się odwrócić i iść na górę, ale wtem rozległo się pukanie do drzwi. Zdziwione kobiety spojrzały po sobie.

— Proszę się nie kłopotać — wtrąciła, widząc, jak Dorothy sięga po ścierkę, żeby wytrzeć mokre dłonie — ja otworzę.

Gosposia jedynie z wdzięcznością skinęła głową i wzięła się za dalsze zmywanie, a Heartfilia poszła otworzyć drzwi. Uśmiechnięta, pociągnęła za klamkę, jednak kiedy skrzydło się uchyliło i dostrzegła osobę stojącą po drugiej stronie, poczuła, jakby nogi wrosły jej się w podłogę. Zrobiło jej się słabo, a wszystko to za sprawą lustrujących ją tęczówek o odcieniu zimnej stali.

— M-mest...?

— Witaj owocowa panno.

Gdy usłyszała jego szorstki głęboki głos, z całej siły zacisnęła palce na drzwiach, które chciała szybko przed nim zatrzasnąć, ale mężczyzna postawił stopę w progu, czym skutecznie jej to uniemożliwił. Odbił je barkiem i bez problemu wtargnął do środka. Lucy nie miała szans z jego siłą, więc nie mogła zrobić nic więcej, jak z lękiem przyglądać się człowiekowi, który jak za sprawą dotknięcia magicznej różdżki, stał się jej największym wrogiem. Zamknął za sobą drzwi, posyłając jej złowrogi uśmieszek.

Gdzieś w tle Lucy usłyszała nawoływanie zbliżającej się Dorothy, ale na jakąkolwiek reakcję było za późno. Gryder wyjął zza pasa pistolet, a całe mieszkanie przeszył odgłos wystrzału zmieszany z siejącym grozę krzykiem.  

꧁꧂

Wiem wiem wiem wiem, nie bijcie! Rozdział nudny i przegadany... Flaki z olejem, ale i takie są niekiedy potrzebne :/ Wiecie, że do końca tomu IV zostały nam tylko 2 lub 3 rozdziały? A potem wchodzimy w ostatni czyli piąty i on stety bądź nie, będzie najkrótszy ze wszystkich, ale też będzie tam najwięcej akcji ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro