Epilog
10 lat później
Dean przeciągnął się i otworzył oczy. Uśmiechnął się łagodnie, zerkając na śpiącego obok Castiela. Piętnaście lat razem, a on wciąż uśmiechał się rano na jego widok – wątpił, aby to się kiedykolwiek zmieniło. Przekręcił się na bok i obserwował swojego męża. Wyglądał jak aniołek, gdy spał. Może było coś głębszego w tym określeniu? Może Castiel był jego aniołem? Gdy Dean myślał o tym, ile szczęścia dał mu jego mąż, potrafił wyobrazić sobie, że Castiel jest aniołem, którego zesłało mu Niebo. Bał się myśleć jak wyglądałoby jego życie, gdyby go nie spotkał.
Odkąd wygrał swojego pierwszego Oscara, jego kariera bardzo szybko zaczęła nabierać tempa i równie szybko zaczęła się kończyć. Przez pierwsze tygodnie było dobrze – zyskał nowych fanów, ale wielu stracił, chyba przez talk-show, w którym przyznał, że stracił dziewictwo dopiero z Castielem w wieku dwudziestu dwóch lat i przez lata kłamał na swój temat, aby wpasować się w wizerunek, które wykreowała jego menadżerka. To wyznanie wywołało ogromne poruszenie w sieci. W połączeniu z przemową Deana, po której dostał owacje na stojąco na gali Oscarów, był to początek końca – powinien był się domyślić, że te owacje wcale nie były szczere, bo show-biznes taki już był – ludzie, którzy kto kreowali byli zepsuci. Jedyną wytwórnią filmową, która chciała z nim współpracować, było WH Studios i Dean wiedział, że wynika to przede wszystkim z jego przyjaźni Jo, wiążącego ich kontraktu i faktu, że przyczynił się do sukcesu Faith oraz zdobył Oscara. Zaskoczyło go, gdy pan Harvelle zaproponował mu stałą współpracę, ale musiał przyznać, że był za nią wdzięczny. Razem z Jo zrobili już siedem filmów, z czego dwa kolejne po Faith, które miały liczne nominacje do Oscarów, ale Dean osobiście, jako aktor, żadnej nominacji już nie dostał. Dostawał mniej znaczące nagrody, raz był nominowany do Złotych Globów, ale przez ostatnią dekadę nie dostał swojej drugiej nominacji do Oscara.
Stały kontrakt z WH Studios dawał mu pewność angażu i przede wszystkim odpoczynek od domu, bo potrzebował odskoczni, aby nie zwariować, bo dwójka małych dzieci w domu to armagedon, z który codziennie musieli się mierzyć. Czasem bywało jednak uroczo, tak jak tego poranka.
Dean niepewnie przeniósł wzrok na drzwi, gdy te się otworzyły, a na jego twarzy szybko pojawił się szeroki uśmiech, bo zobaczył w nich dzieci, które skradały się do ich łóżka. Postanowił udawać, że ich nie widzi, aby nie zepsuć im zabawy. Dean był pewien, że decyzja o surogacji była jedną z lepszych decyzji, które podjęli wspólnie z Castielem, bo ta decyzja dała im dwójkę wspaniałych dzieci – synka i córeczkę.
Syn miał na imię Noah i obecnie miał siedem lat. Miał ciemne włosy i niebieskie oczy. Dean żartował, że jest kopią Castiela, bo Noah dosłownie wyglądał tak jak Castiel na zdjęciach z dzieciństwa.
Córka, Julie, była rok młodsza od swojego brata. Miała jasne blond włosy i zielone oczy, a jej rysy twarzy nieco przypominały te Deana. Liczyli na dwójkę synów, ale gdy dowiedzieli się, że jednak będzie dziewczynka, nie potrafili nie zabrać jej do domu. Dla Castiela było to przez pewien czas powodem żartów z męża – śmiał się, że ma słabsze plemniki i bardziej kobiecie geny, ale nie zmieniało to faktu, że kochał Julie.
Noah i Julie nieśli babeczkę, w którą wbili świeczkę i gdy byli już przy łóżku rodziców, zaczęli śpiewać Sto lat, budząc tym Castiela.
Dean uśmiechnął się widząc dezorientację męża, który został obudzony w tak uroczy sposób. Spodziewał się tego, bo półtorej miesiąca wcześniej, w jego trzydzieste siódme urodziny, Noah i Julie obudzili ich w identyczny sposób.
Castiel przetarł oczy i patrzył nieco zdezorientowany na dzieci, które podeszły do krawędzi łóżka, przy której jeszcze przed chwilą spał.
— Pomyśl życzenie, tato — powiedział Noah, a Castiel uśmiechnął się, zdmuchnął świeczkę i przytulił dzieci.
Nie miał zbyt wielu życzeń, bo prawda była taka, że miał wszystko, o czym mógłby marzyć.
Byli z Deanem szczęśliwi, od dwunastu lat byli małżeństwem, mieli wspaniałe dzieci, które co prawda czasem dawały im w kość, a najgorsze wciąż było przecież przed nimi, ale ostatecznie i tak byli wdzięczni za to, że je mają.
— Kocham was — powiedział, całując w głowę najpierw Julie, a potem Noah.
— My ciebie też, tato — powiedział chłopiec.
— To mąka? — spytał Castiel, przeczesując włosy syna, a chłopiec przytaknął. Castiel westchnął i wyjął świeczkę, odkładając ją na szafkę nocną, po czym podzielił babeczkę na cztery, aby każdy dostał po małym kawałku. Miły rodzinny poranek zepsuł budzik w telefonie Deana, oznajmiający, że czas, aby dzieci zaczęły szykować się do szkoły.
— Koniec tego dobrego — stwierdził Dean, podchodząc do dzieci i czochrając im włosy. — Ubierać się, zrobimy z tatą śniadanie.
Dzieci nie wyglądały na zadowolone z tego faktu.
— Musimy do szkoły? — spytał Noah.
— Tak, musicie, a ty musisz jeszcze wziąć prysznic — odpowiedział Castiel. — Słuchajcie taty i chodźcie — stwierdził, wyprowadzając dzieci – Julie do pokoju, aby się ubrała, a Noaha do łazienki, aby ten się wykąpał.
Dean uśmiechnął się, zerkając za nimi. Uwielbiał patrzeć na podejście męża do dzieci – Castiel był wspaniałym ojcem. Dean często obserwował jak zachowuje się Castiel, aby wiedzieć, co robić, gdyby na jakiś czas został sam z dziećmi, bo nie radził sobie z dziećmi tak dobrze jak jego mąż – momentami był zbyt surowy i dzieci uciekały wtedy do Castiela, który zazwyczaj skutecznie łagodził sytuację. Mimo tego, że Dean nieco gorzej radził sobie w roli rodzica niż Castiel, cieszył się, że zdecydowali się na dzieci, bo dzieciaki były wspaniałe, a oni byli szczęśliwą rodziną.
Dean przebrał się i zszedł na dół z zamiarem zrobienia śniadania, ale szybko ten zamiar porzucił na rzecz najpierw uspokojenia nerwów, a następnie sprzątania.
Kuchnia wyglądała, jakby przeszło przez nią tornado. Dean cieszył się, gdy spędzali z dziećmi weekendy w kuchni na rodzinnym gotowaniu, dzięki czemu uczyli dzieci gotować i piec, ale Julie i Noah widocznie zapomnieli o posprzątaniu. Nie był to zresztą pierwszy raz.
Mąka była w zasadzie wszędzie, czego mógł się spodziewać po tym jak zobaczył włosy Noah. Babeczek było więcej, co było urocze, ale to był jedyny miły akcent – było kilka rozbitych jajek, sporo śladów po masie na ciasto, co było pewnie efektem miksowania ciasta.
Stwierdził, że zacznie od zbierania zbitych jajek, których na szczęście nie było aż tak dużo, bo tylko trzy. Zwinął je w ręcznik papierowy, ścierając rozlane białka i żółtka, po czym starł też ślady rozchlapanej masy. Gdy i tym się zajął, poszedł po odkurzacz, aby pozbyć się mąki i akurat wtedy zszedł Castiel.
— Co tu się stało? — spytał, trochę zdezorientowany widokiem, który zastał.
— Nasze dzieci się stały — odparł Dean, odpalając odkurzacz, aby pozbyć się mąki. To na teraz – potem będzie musiał jeszcze umyć podłogę, aby nic się nie kleiło. Wieczorem przyjeżdżali rodzice Castiela w związku z urodzinami ich starszego syna. Rodzice Deana też byli zaproszeni, ale John nie dostał wolnego w pracy, więc postanowili przyjechać dopiero w weekend. Sam i Gabriel pracowali, a Gabriel miał następnego dnia jakąś ważną rozprawę, więc nie mogli przyjechać. Antonio i Elijah byli w Nowym Jorku, na planie filmu Jo, w którym grali. Charlie była tam z nimi. Meg była natomiast w zaawansowanej ciąży, więc nie chcieli, aby jechała w takim stanie kilka godzin z Phoenix do Los Angeles. Alex był w Kanadzie, na planie serialu, w którym obecnie grał. To wszystko mocno ograniczyło liczbę gości, ale może to nawet dobrze? Dzięki temu, że przyjeżdżali tylko rodzice Castiela z Akobelem, nie musieli tak bardzo się stresować i gotować niezliczonej ilości jedzenia w obawie, że go zabraknie.
— Pomogę ci — zaproponował Castiel, a Dean wystawił rękę, aby uniemożliwić mu przejęcie odkurzacza.
— To twoje urodziny, nie ma mowy — stwierdził. — Jak chcesz to możesz zacząć robić śniadanie, ale do sprzątania nie pozwolę ci się dotknąć.
Castiel wywrócił oczami, wyminął rękę Deana i podszedł do męża, ale nie po to, aby wyrwać go odkurza, bo nie chciał porannej kłótni, a po to, żeby go pocałować. Bał się, że gdy dorosną znudzą się sobą i rozwiodą, ale wcale się na to nie zanosiło – po kilkunastu latach razem wciąż kochali się tak samo jak na początku, jeśli nawet nie mocniej.
— Chyba jeszcze tego nie mówiłem, ale wszystkiego najlepszego, skarbie — powiedział Dean, powodując szeroki uśmiech u Castiela, kolejny tego dnia. — Prezent dam ci później.
— Dean, wy jesteście najlepszym prezentem...
— Cas, mówisz to od siedmiu lat.
— Bo to prawda.
Dean wywrócił oczami i znowu go pocałował. Miał wrażenie, że z każdym rokiem jest między nimi coraz lepiej. Wiedzieli o sobie właściwie wszystko, bardzo często porozumiewali się bez słów, tworzyli zgrany duet i przede wszystkim byli razem szczęśliwi.
Deanowi naprawdę zależało na tym, aby jak najdłużej utrzymać szczęście rodziny, dlatego mimo, że Castiel teoretycznie powinien badać się co pół roku, wciąż kazał mu chodzić do lekarza co miesiąc, tak na wszelki wypadek. Póki co nie było nawrotu nowotworu, co dawało im nadzieję, że Castiel jest w tej części pacjentów onkologicznych, którzy po pokonaniu raka mogą cieszyć się zdrowiem, bez nawrotów choroby. Mimo wszystko, Dean chciał mieć pewność, że jego mąż jest zdrowy.
Castiel odsunął się od męża i wziął się za krojenie chleba na kanapki – głównie dla dzieci do szkoły. Szybko zrobił kanapki i zapakował, przy okazji nastawiając palnik na patelnię, aby zrobić jajecznicę dla siebie i Deana – dzieci były uparte, że na śniadanie mogą jeść tylko płatki na mleku, a dodatkowo mleko ma być zimne, więc Castiel nie miał tu zbyt wiele do zrobienia.
Julie zeszła w trakcie smażenia jajecznicy, Noah, gdy Castiel nakładał ją na talerze.
— O, posprzątane — skomentował chłopiec, jakby zaskoczony, że bałagan, który wcześniej zrobili z siostrą, zniknął.
— Tak — odparł Dean, który w międzyczasie skończył odkurzać i odniósł odkurzacz. Aktualnie robił kawę dla siebie i Castiela oraz kakao dla Julie i Noaha.
Nie chciał być zły na dzieci, ale sprzątanie z rana naprawdę było ostatnią rzeczą, o jakiej marzył. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że on bardziej dawał rodzicom w kość, gdy był w ich wieku.
Zjedli rodzinne śniadanie, Castiel zapakował dzieciom kanapki do plecaków i pożegnał się z Deanem, który odwiózł Julie i Noaha do szkoły.
Castiel w tym czasie postanowił zignorować upartość Deana i umył podłogę w kuchni. W międzyczasie odebrał też kilka telefonów od przyjaciół i części rodziny. Pierwsza zadzwoniła Meg, potem Charlie, Jo, Alex, Antonio, Elijah... Miał wrażenie, że wszyscy zmówili się, aby dzwonić jeden po drugim z samego rana, bo przez resztę dnia telefonów było mniej – dopiero popołudniu zadzwonili Jack, wujek Gregory i Sam z Gabrielem.
Dean dał mu na urodziny nowego laptopa – najnowszy model na rynku, bo uznał, że przyda mu się do pracy. Castiel ucieszył się z nowego laptopa, ale najlepszym prezentem była dla niego wieczorna kolacja, do której zasiadł razem ze swoim mężem, dziećmi, rodzicami i bratem. Przypominając sobie czasy, gdy był praktycznie sam, czuł się wdzięczny. Cieszył się z tego, jak wyglądało jego życie. Z perspektywy czasu stwierdził, że Bóg mógł zesłać na niego raka, ale nie po to, aby go ukarać, a żeby zjednać jego rodzinę – gdyby nie zachorował, prawdopodobnie nigdy nie odzyskałby kontaktu z rodzicami. Jako nastolatek i młody dorosły cierpiał bardzo dużo, obaj z Deanem cierpieli zanim się poznali i w pierwszym latach ich związku, ale teraz, gdy obaj odnaleźli siebie, gdy Castiel miał wspaniałego męża, z którym doczekał się dzieci, a ich rodziny stały się jedną wielką rodziną, był po prostu szczęśliwy. I miał nadzieję, że będzie tak szczęśliwy do później starości.
A/N
Dziękuję (więcej w posłowiu, bo nie chcę się tu rozpisywać).
Playlista do Męża jest dostępna na Spotify jako Mąż [Destiel AU] z grafiką z okładki. Link zostawiam w komentarzu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro