Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Ludzie prawie zawsze robią wielkie zamieszanie w związku z małżeństwem, jakby to zmieniało całe życie, a Castiel nie zauważył większej zmiany w swoim życiu, ani nawet w samym związku z Deanem. Nazywał go swoim mężem, Dean często nazywał go teraz "panem Winchesterem", nosili obrączki i mieli jakieś tam uprawnienia prawne, których nie do końca rozumieli, bo i nie musieli z nich jeszcze korzystać – poza tym wszystko było po staremu.

Nauka do egzaminów zabierała Castielowi większość wolnego czasu, więc Dean trochę odciążał go w obowiązkach. Plan dnia Deana był wręcz monotonny. Rano wychodził biegać z Miracle, czasem zabierając ze sobą Castiela – zależało, o której chłopak zaczynał zajęcia na uczelni. Po bieganiu zazwyczaj jedli razem śniadanie, po którym Deanowi zdarzało się zawieźć męża na uczelnię, bo chciał to robić, póki wciąż był w domu. Po odwiezieniu Castiela, Dean jechał na siłownię, bo skoro Jo uprzedziła go, że będzie miał sporo scen bez koszulki, to chciał dobrze w nich wyglądać. Po siłowni nie miał co robić, dlatego zaczął gotować i sprzątać – z nudów. A Castiel to doceniał, bo Dean mógł naprawdę robić cokolwiek i szukać kiepskich wymówek, byle tylko nie pomagać w domu. 

Po premierze filmu Miłości w Mieście Aniołów, który swoją drogą na otwarciu okazał się minimalnie bardziej dochodowy niż przypuszczali, miał kilka tygodni wolnego. Premiera filmu odbyła się na początku maja, a zdjęcia do kolejnego filmu miały ruszyć w drugiej połowie lipca. Niedługo, bo na przełomie maja i czerwca miał pomagać Jo przy castingach do ważniejszych ról, a potem teoretycznie mógłby wyjechać gdzieś z Castielem – odkąd byli razem, nie wyjechali nigdzie na dłużej niż kilka dni i zazwyczaj były to wyjazdy w związku z konwentem. W tym roku Dean poprosił Crowleya o przerwę w konwentach i to dawało mu pierwszy od lat wolny czerwiec, który chciał wykorzystać odpowiednio. Może powinni polecieć na spóźniony miesiąc miodowy? Niekoniecznie musiał być to przecież miesiąc jak wynikało to z nazwy – mogli lecieć gdzieś na tydzień, może dwa, aby odpocząć od Los Angeles.

Dzień przed ostatnim i najważniejszym dla Castiela egzaminem, Dean w końcu miał więcej zajęć w swoim planie dnia – miał pojechać do wytwórni, aby omówić parę kwestii w związku z kolejną produkcją i odebrać scenariusz. Jo uznała, że w końcu, po ostatecznych poprawkach, może mu ten scenariusz pokazać, bo do tej pory widział pojedyncze sceny i tylko trochę rozmawiali o filmie, przez co uzgodnili, że w przypadku włosów Deana peruka nie jest dobrym pomysłem, więc powinien te włosy zapuścić i z tych rozmów wywnioskował przede wszystkim to, że sceny nie będą nagrywane według kolejności w scenariuszu, a zgodnie z długością włosów, co sprawiało, że będą po tym scenariuszu bardzo mocno skakać. Nie spodziewał się jednak, że spotkanie potrwa kilka godzin.

Gdy wrócił do domu, Castiel już tam był i siedział na kanapie z laptopem na kolanach i notatkami obok, widocznie skupiony. Miracle w spokoju spał na swoim posłaniu, które albo sam przestawił na dywan obok kanapy, albo Castiel mu w tym pomógł.

Dean podszedł do Castiela, stanął za kanapą i pocałował go w głowę, po czym lekko poczochrał jego włosy, co spowodowało uśmiech na twarzy chłopaka, który na moment oderwał się od notatek i spojrzał na swojego męża.

— Jak spotkanie? — spytał, bo mimo skupienia na swojej sesji, wciąż orientował się w tym, co u Deana.

— Od jutra będę miał lekcje śpiewu — stwierdził, okrążając kanapę i siadając obok Castiela, rozkładając się wygodnie.

Moment, w którym mu o tym powiedzieli zdecydowanie był najgorszym punktem całego spotkania, ale nie kwestionował tej decyzji, bo jeśli faktycznie miał śpiewać w filmie, a te zajęcia miały pomóc, to postanowił zaufać w tej kwestii producentom, szczególnie, że dostał zgodę na to, by niektóre z zajęć były online, co nie przekreślało pomysłu z wyjazdem, z którego propozycją czekał aż jego mąż otrzyma wyniki wszystkich egzaminów, aby mieć pewność, że zdał i nie będzie musiał uczyć się na poprawę.

Castiel zmarszczył brwi na informację o lekcjach śpiewu. Może nie był wielkim znawcą muzyki, ale nie sądził, aby Dean śpiewał na tyle źle, aby potrzebował takich lekcji.

— Przecież umiesz śpiewać.

Dean westchnął i zerknął na niego nieco zrezygnowany. Wiedział czemu chcą, aby brał te lekcje, ale nie był do nich zbyt optymistycznie nastawiony.

— Tak, ale nie na tyle dobrze, żeby brzmieć jak prawdziwy wokalista, a mam tak brzmieć. Nie rozumiem czemu Jo kazała mi zaśpiewać to bez przygotowania. Nikt nie da rady zaśpiewać tego bez przygotowania, na litość boską...

— Ale zaśpiewać co? — spytał, przerywając mu.

Somebody to Love — odparł Dean, słyszalnie zrezygnowany — koncertowo to zjebałem.

Castiel spojrzał na niego zdezorientowany. Przecież Somebody to Love nie było piosenką George'a Michaela.

— Czemu kazali ci zaśpiewać piosenkę Queenu? Przecież nie grasz Freddiego Mercury'ego.

— Nie, ale Jo uznała, że moment, w którym George śpiewa Somebody to Love na koncercie w hołdzie Mercury'emu jest ważny. Nie rozumiem czemu, ale pewnie dowiem się jak to przeczytam — stwierdził, wskazując na scenariusz, rzucając go od niechcenia na stolik. — Zamawiamy pizzę?

— Już to zrobiłem — poinformował go i spojrzał na zegarek. — Powinna być za kilka minut.

Dean przytaknął i skupił całą swoją uwagę na Castielu, który wrócił wzrokiem do notatek.

Zastanawiał się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby się nie poznali – ostatnio dość często o tym myślał. Wątpił, aby poznał kogoś innego, więc pewnie byłby sam z Miracle. Wracałby właściwie do pustego domu, więc pewnie z irytacji i samotności prędzej czy później uznałby, że jednak częściowo wróci do rodziców. O ile nie odbiłoby w międzyczasie z tej samotności. To nie brzmiało jak dobre życie. Dean potrzebował kogoś, kto go kocha i Castiel był tym kimś. Castiel był tym, który potrafił czekać na niego czasem do późnej nocy, aby pokazać, że mu zależy. Castiel zdecydowanie dopełniał jego świat i był powodem, dla którego Dean już dłużej nie musiał martwić się o samotność. I wierzył, że już nigdy nie będzie musiał się o to martwić.

— Co? — spytał Castiel, wyłapując na sobie wzrok Deana.

Dean w odpowiedzi uśmiechnął się do niego.

— Nie mogę patrzeć na mojego męża?

Castiel spojrzał na niego z uśmiechem.

— Możesz.

— No właśnie! Więc patrzę i podziwiam.

Castiel pokręcił głową, trochę rozbawiony, ale i rozczulony.

Może jednak od ślubu coś się zmieniło? Może ślub miał coś wspólnego z tym, że z każdym kolejnym dniem kochał go coraz bardziej?

Odłożył laptopa i podniósł się, aby chwilę później usiąść Deanowi na kolanach. Dean przez cały czas nie spuszczał z niego wzroku i patrzył na niego całkowicie zauroczony swoim mężem.

— Nawet nie masz pojęcia ile szczęścia mi dajesz — powiedział Dean, obejmując go ramionami.

— Trochę wiem — stwierdził Castiel, całując go, a Dean bez zawahania odwzajemnił pocałunek, po którym Castiel oparł głowę na ramieniu Deana, a Dean na ramieniu Castiela. — Kocham cię.

— Ja ciebie też, Cas — odparł, delikatnie muskając skórę jego szyi. — Mógłbym cię już nigdy nie puszczać.

Castiel uśmiechnął się szeroko i wplótł dłoń we włosy Deana, zaczynając lekko je gładzić.

— W końcu by ci się znudziło.

— Nieprawda. Nic co związane z tobą nigdy mi się nie znudzi.

Castiel poczochrał Deanowi włosy i złożył delikatny pocałunek na jego karku, powodując tym uśmiech Deana, który bardzo wyraźnie poczuł na swojej szyi, przy której ten wciąż miał wargi.

— Chciałbym, żeby zawsze tak było, wiesz?

— Jak? — spytał Dean.

— Żebyśmy byli razem i szczęśliwi.

— Będziemy, Cas. Zadbam o to.

— Ale wiesz, że prędzej czy później zaczniemy się kłócić, tak?

Dean westchnął. Nie był naiwny – wiedział, że to, że przez pierwsze półtorej miesiąca po ślubie ani razu się nie pokłócili, nie oznacza, że już nigdy do tego nie dojdzie.

— Wiem, ale poradzimy sobie z tym. Umiemy rozmawiać. Myślę, że obaj trochę dojrzeliśmy od tamtej sytuacji. Poza tym dostaliśmy solidną nauczkę. Po prostu jak juz dojdzie do kłótni to musimy rozmawiać, bez uciekania i informowania o tym świata. Kłótnie będą, obaj o tym wiemy, ale jesteśmy dorośli i wierzę, że damy radę poradzić sobie z tym jak dorośli.

Castiel wtulił się w niego mocniej. Chciał, aby tak było. Dean miał rację – byli dorośli, a z ich rozstania rok temu obaj wyciągnęli wnioski. Zachowali się wtedy jak dzieci, jakby mieli po może czternaście lat. Żaden z nich nie chciał przechodzić przez coś takiego po raz kolejny. Zresztą szło im dobrze – od tamtej sytuacji faktycznie więcej rozmawiali, gdy tylko pojawiał się jakikolwiek zalążek, który z czasem mógłby doprowadzić do kłótni. Dzięki temu było dużo lepiej i obaj to czuli, ale podświadomie obaj czuli też, że to nie potrwa wiecznie.

— Po prostu boję się, że to się kiedyś skończy...

— Chwila chwila — przerwał mu Dean. — Skarbie, nie mamy intercyzy i mimo, że z przyjemnością oddałbym ci kilka milionów, jeśli jakimś cudem kiedyś się rozstaniemy, to uważam to za dodatkowy motywator, aby zawsze o ciebie walczyć.

Castiel podniósł głowę i spojrzał na Deana.

— Nie chcesz intercyzy tylko po to, aby zmotywować się do tego, aby jednak się ze mną nie rozwodzić?

— Nie — powiedział trochę niepewnie, bo zorientował się, że zabrzmiało to trochę źle i nie tak, jakby chciał. — Po prostu zdaję sobie sprawę, że po którejś kłótni mogę kiedyś pomyśleć, że mam cię dość, ale wtedy przypomnę sobie, że dostaniesz jakoś połowę mojego majątku i jeśli faktycznie będę miał cię wtedy dość to pomyślę, że nic ci nie dam, więc będę wolał się pogodzić niż walczyć z tobą w sądzie. Trick na ewentualnego przyszłego dupkowatego mnie.

Dean powiedział to ostatnie zdanie takim tonem, że Castiel nie potrafił powstrzymać śmiechu.

— Nie jesteś dupkiem, Dean.

— Teraz nie, ale nie ufam przyszłemu sobie. Ciężko przewidzieć jaki będę za kilkanaście lat. Ale jednego jestem pewien.

— Czego?

— Że bez względu na to jaki będę, będę cię potrzebował. Oszaleję bez ciebie. Showbiznes to bagno, potworne bagno i kiedyś mnie wchłonie, jeśli zostanę z tym sam.

— Nie zostaniesz sam — obiecał, patrząc mu łagodnie w oczy. — Nigdy cię nie zostawię, słyszysz?

Dean spojrzał mu w oczy z szerokim uśmiechem. 

Czy był uzależniony od Castiela? Chyba trochę był. Owszem, był w stanie wyobrazić sobie kilka tygodni rozłąki, ale nie potrafił wyobrazić sobie tego, aby miał go w jakikolwiek sposób stracić. Nie chciał już żyć bez niego, nie wyobrażał sobie życia bez niego i nie chciał sobie takiego życia wyobrażać.

Czasem bał się, że trochę przesadza z tym przywiązaniem, ale prawda była taka, że Castiel dosłownie zmienił jego życie na lepsze i w pewnym stopniu go uratował. Może nie dosłownie ocalił mu życie w momencie złego zdarzenia, bo Dean nie myślał o samobójstwie, ani nikt nie próbował go zabić, ani też nie groził mu tragiczny wypadek, ale ocalił jego życie w dłuższej perspektywie – Dean był pewien, że gdyby Castiel nie pojawił się w jego życiu, a jego kariera rozwijałaby się w zbliżony sposób, to wszystko by go przerosło. Był praktycznie pewien, że bez nikogo obok, stopniowo coraz bardziej pogrążałby się w mroku samotności, aż w końcu doprowadziłoby to do czegoś, co miałoby bezpośredni wpływ na jego karierę i docelowo życie – mógłby wrócić do ćpania, wpaść w alkoholizm, przełamać się i uprawiać przygodny seks, aby stłumić cierpienie spowodowane samotnością, a gdyby robił to pijany lub naćpany to raczej nie myślałby o zabezpieczeniu i mogłoby się skończyć różnie. Dlatego zawsze będzie powtarzał, że Castiel w pewien sposób przyczynił się do ocalenia mu życia. Dlatego będzie się upierał, że potrzebuje go w swoim życiu. Wiedział, co najbliższy film zrobi z jego życiem i karierą, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i nie było to coś, z czym da radę poradzić sobie sam.

— Mam nadzieję, bo nie chcę żyć bez ciebie — powiedział, znowu go całując.

Tym razem pocałunek był niestety krótszy, bo przerwał go dźwięk domofonu.

Castiel westchnął. Naprawdę nienawidził, gdy cokolwiek lub ktokolwiek przerywał im pocałunek.

— To pewnie pizza — stwierdził, wstając i ruszył w stronę drzwi, po drodze biorąc dwudziestodolarowy banknot – za pizzę zapłacił zamawiając, ale uważał, że dostawcy należy się jednak napiwek. 

Miał rację – przed drzwiami stał dostawca z pudełkiem pizzy. Castiel podziękował mu, odbierając pizzę i wręczył mu banknot, za który dostawca mu podziękował i pożegnali się, a Castiel z pudełkiem wrócił do Deana.

— Nie myłeś rąk, prawda?

Dean wywrócił oczami.

— A ty zawsze to samo... — westchnął. — Już idę, tato — stwierdził, przechodząc kilka metrów do zlewu w kuchni. Castiel wolałby, aby Dean umył ręce w łazience, ale postanowił tego nie skomentować

— To ja ciebie powinienem nazywać tatą jak już ktoś kogoś — odparł, powodując ten łobuzerski uśmieszek na twarzy Deana.

Castiel otworzył pudełko pizzy i sam też poszedł umyć ręce, bo jednak dotykał pieniędzy, a nie wiadomo kto ich wcześniej dotykał i jaką miał wtedy higienę rąk – Castiel miał to wpojone od dziecka, bo mama zawsze straszyła go, że ktoś dotykał pieniędzy dłońmi, których nie umył po podcieraniu się – okrutne, ale podziałało.

Usiedli obok siebie i sięgnęli po pizzę, jedząc w stosunkowej ciszy – nie włączyli telewizora, bo nie uważali tego za potrzebne.

— Masz już wyniki poprzednich egzaminów? — spytał Dean, ciekaw jaka jest szansa na wyjazd, a Castiel przytaknął.

— Tak. Same piątki, możesz być dumny. 

Dean uśmiechnął się i faktycznie był dumny – podobała mu się świadomość, że Castiel dobrze radzi sobie na studiach, które mu opłacał. 

— A ten ostatni egzamin? Kiedy będziesz wiedział czy zdałeś?

Castiel lubił, gdy Dean pytał go o rzeczy, o które normalnie powinni pytać rodzice. Ale on nie miał rodziców, a raczej nie miał z nimi kontaktu, którego mimo wszystko mu brakowało i Dean wyraźnie to wyczuwał, próbując na swój sposób wypełniać mu tę lukę.

— Zdam na pewno, bardziej zależy mi na tym, na ile go zdam, bo chciałbym pisać pracę dyplomową u tego prowadzącego.

— Będę udawał, że wiem co to znaczy — powiedział cicho Dean, bo nie miał bladego pojęcia o tym, jak wyglądają studia.

Nigdy nie myślał o studiach i wątpił, aby kiedykolwiek na nie poszedł, szczególnie, że testy licealne z nauczaniem domowym, łączonym z karierą napisał na tyle tragicznie, aby nie przyjęła go nawet najsłabsza uczelnia w kraju, nieważne ile by im nie zapłacił, a nawet gdyby ktoś jakimś cudem go przyjął to raczej pożegnałby się z edukacją na tym poziomie najpóźniej po jednym semestrze. Nie był nawet do końca pewien czy liceum ma zdane, czy nie – średnio go to obchodziło, bo zawsze pilnowała tego jego mama, a on jakoś nie miał do tego głowy, gdy był trochę młodszy – teraz głupio było mu o to zapytać.

— Aby oficjalnie ukończyć studia trzeba napisać pracę, którą pisze się kilka miesięcy — zaczął tłumaczyć Castiel. — Pracę pisze się u jednego z wykładowców, który pomaga w pisaniu pracy. Wykładowca ma limit studentów, którym może pomagać, więc dostanie u niego piątki by mi to ułatwiło. 

Dean skinął głową i spojrzał na Castiela z nadzieją w oczach, bo wszystko wskazywało na to, że mogą jechać na wakacje. 

— Czyli na pewno zdasz?

Castiel przytaknął.

— Nie wiem co by się musiało nie stać, żebym nie zdał. A co?

Dean wyprostował się i przełknął kawałek pizzy, który miał obecnie w ustach.

— Chciałem z tym poczekać, aż wszystko zdasz, ale skoro mówisz, że zdasz to co powiesz na wakacje?

Castiel zmarszczył brwi.

— Wakacje? Dean, my nigdy nie byliśmy na wakacjach.

— No właśnie. Nie chciałbyś gdzieś wyjechać?

Przez moment Castiel milczał. Chciał wyjechać gdzieś z Deanem na wakacje, a nie przez konwent, ale nie był pewien tego, gdzie chciałby pojechać – wiedział, że stan konta Deana pozwala im na spędzenie wakacji gdziekolwiek na świecie i to paradoksalnie utrudniało sprawę, bo wybór był dużo większy niż przy budżecie przeciętnego Amerykanina.

— Pierwszym co przychodzi mi do głowy są Hawaje.

Dean zmarszczył brwi, jakby trochę zaskoczony tak oczywistym wyborem.

— Hawaje?

Castiel przytaknął.

— W dzieciństwie uwielbiałem Lilo i Stich i marzyłem o wyjeździe na Hawaje, ale moich rodziców nigdy nie było na to stać...

Lilo i Stich? Tylko mi nie mów, że masz słabość do Elvisa, o której nie wiedziałem.

— Kiedyś miałem, już mi przeszło, ale nadal lubię słuchać jego muzyki — wyznał.

— Okej, więc możemy lecieć na Hawaje. Jeśli tego chcesz.

— Chcę — potwierdził, uśmiechając się do Deana. — Ale kiedy?

— Mamy wolny czerwiec. Możemy lecieć na dwa tygodnie. Trochę wakacje, trochę miesiąc miodowy... Poproszę rodziców, aby zajęli się Miracle.

— Moglibyśmy zabrać go ze sobą. Hawaje chyba nie mają zakazu przewozu zwierząt. Obama był tam z psami.

Dean pokręcił głową.

— Mają restrykcyjne zasady. Wątpię, aby to był dobry pomysł. Byłoby weselej z nim, ale boję się, że na lotnisku poinformują nas, że Miracle nigdzie dalej nie idzie. Po co nam ten stres? I nam i jemu.

Castiel westchnął, bo Dean miał rację. Nie chciał zostawiać Miracle, bo przywiązał się do psa, ale zabieranie go dla własnego widzi mi się na Hawaje, co wiązałoby się prawdopodobnie z ogromnym dla zwierzaka stresem, nie było najlepszym pomysłem i ciężko było nazwać to odpowiedzialną decyzją – lepiej będzie mu przez te kilkanaście dni z rodzicami Deana.

— Dobrze. Dasz radę się tym zająć czy...?

— Zajmę się wszystkim — zadeklarował Dean, a Castiel przytaknął. 

Dokończyli jeść pizzę i zajęli się swoimi sprawami – Castiel wrócił do nauki, a Dean zajął się czytaniem scenariusza. Dean siedział prawie prosto, wyciągając nogi na stolik, a Castiel usiadł bokiem, opierając się o Deana, który objął go, uznając, że jedna ręka mu wystarczy. Deanowi zdecydowanie przyjemniej było czytać scenariusz, obejmując Castiela, a Castielowi przyjemniej było uczyć się do jutrzejszego egzaminu, opierając się o Deana i czując jego przedramię na swoim brzuchu.

Czytając scenariusz, Dean uświadomił sobie jak mało w rzeczywistości wiedział o historii George'a Michaela. Jeśli Jo niczego nie zmyśliła to już na etapie sceny z koncertu pamięci Freddiego Mercury'ego, który był trochę przed połową scenariusza, zrozumiał jego zachowanie przez kolejne lata. Zrozumiał to zachowanie, bo pewnie sam by się tak zachował. Zaczął dostrzegać więcej podobieństw między sobą i Georgem Michaelem niż wcześniej i dotarło do niego, że Jo nie dała mu tej roli tylko przez lekko podobny wygląd, dobre ruchy i umiejętności wokalne – ona wiedziała, że Dean poczuje tą historię i dlatego będzie w stanie dobrze odegrać tę rolę. Musiała to wiedzieć, bo była jedną z tych osób, które znały go najlepiej.

W pewnym momencie Dean zabrał rękę z brzucha Castiela, aby przetrzeć twarz, więc Castiel spojrzał na niego i zorientował się, że jego mąż przeciera łzy.

— W porządku? — spytał, a Dean przytaknął.

— Tak, po prostu... — zaczął i wziął głęboki oddech. Czasem, mimo wszystko, wciąż ciężko było mu mówić szczerze o uczuciach, nawet przed Castielem, ale wiedział, że tłumienie tego w sobie nie pomoże. — Uświadomiłem sobie, że rozumiem go bardziej niż trochę, że jest między nami więcej podobieństw niż trochę. Słyszałem o tych pięciuset kochankach, ale nie rozumiałem czemu zachowywał się w ten sposób. Do teraz. Gdybym przeszedł z tobą to co on...

— Mówisz o Anselmo? — spytał Castiel, przerywając mu, bo wątpił, aby jego mąż był w stanie kontynuować w tym stanie, a Dean przytaknął.

Castiel kojarzył to imię tylko dlatego, że kiedyś miał wręcz niezdrową obsesję na punkcie George'a Michaela i wyczytał w internecie, że wokalista miał chłopaka o imieniu Anselmo, którego poznał na koncercie w Brazylii i z którym spędził najszczęśliwsze miesiące życia, co powtarzał krótko przed własną śmiercią. Po pół roku związku dowiedzieli się, że Anselmo ma AIDS, na które wkrótce umarł. 

Historia George'a i Anselmo była na swój sposób podobna do ich historii – młody celebryta zakochuje się w fanie. Różnica była taka, że George był starszy, gdy poznał Anselmo niż Dean, gdy poznał Castiela i kariera Deana była jednak na nieco innym poziomie. George twierdził też, że od razu wiedział, że Anselmo odmieni jego życie, a Castiel nie był pewien co czuł Dean, gdy go poznał, ale musiał coś poczuć, skoro tak szybko i całkowicie z własnej woli dał mu swój numer. Nie dziwił się więc, że Dean mniej lub bardziej świadomie zaczął porównywać te historie, ale wątpił, aby wynikło z tego coś dobrego.

— Dean, ja nie mam AIDS...

— Wiem, ale chodzi o to, że gdybym stracił cię w jakikolwiek sposób... — przygryzł wargę i zrobił krótką pauzę, bo nie był pewien co powinien powiedzieć, aby być może nie przestraszyć Castiela swoimi słowami. — Nie wiem czy kiedykolwiek bym się pozbierał.

Castiel splótł ich dłonie i spojrzał na Deana. Rozumiał go. Jasne, że go rozumiał – sam nie był pewien jak by sobie poradził, gdyby Dean odszedł. 

— Już to dzisiaj przerabialiśmy, Dean. Nie stracisz mnie. Nigdy. Aż będziemy starymi dziadkami i będziesz miał mnie serdecznie dosyć.

Dean zaśmiał się cicho i spojrzał czule na Castiela. Wiedział, że Castiel jest zdrowy – badał się częściej niż ktokolwiek inny, kogo znał, ale mimo to miał jakieś dziwne przeczucie. Złe przeczucie. 

Przytulił Castiela, ale to nie pomogło – to uczucie pozostało i miał wrażenie, że wręcz się nasiliło. Czytając scenariusz poczuł, że przeżyje coś podobnego i miał nadzieję, że jego intuicja się myli, ale przecież tak rzadko się myliła. 

Próbował pozbyć się tej myśli, ale wciąż czuł ten dziwny niepokój – zupełnie, jakby to uczucie nie chciało dać mu spokoju. Miał nadzieję, że to tylko przez to, że miał dość wysoki poziom empatii i po prostu wczuł się w sytuację George'a, a to uczucie szybko minie.

A/N

No i ruszamy z częścią trzecią. Według streszczenia będzie liczyć 20 rozdziałów + epilog. Jeśli chodzi o długość to dokładnie ciężko mi zadeklarował, ale na pewno będzie to ponad 50 tysięcy słów. Tempo raczej szybkie – możecie liczyć na kilka rozdziałów tygodniowo.

Co do fabuły - będzie jeden (może dwa – drugiego nie jestem jeszcze pewna czy opiszę, czy nie) rozdział z opisanym 18+ (stąd publikuję tę część z oznaczeniem „dla dorosłych"), a w pewnym momencie tego ff raczej przydadzą Wam się chusteczki, więc możecie już zacząć je szykować.

Co do muzyki w mediach to w tej części będzie zdecydowana przewaga George'a Michaela (na 21 piosenek w mediach łącznie 16: 11 piosenek jako George Michael, 3 z Wham!, 1 cover, 1 pół-cover), bo uznałam, że skoro będzie się tu przewijał jego wątek, a jego muzyka pasuje do fabuły to będzie to fajne rozwiązanie, szczególnie, że przy okazji przybliżę Wam o czym jest kilka z jego piosenek. Oprócz George'a Michaela w mediach pojawi się 5 piosenek innych wykonawców. Playlistę tradycyjnie podrzucę Wam na koniec, bo ta muzyka serio zawiera spojlery.

Next prawdopodobnie jutro.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro