2. Mury wrogości
Oliver Wood kroczył sprężyście w kierunku wieży Gryffindoru. Po uczcie powitalnej zagadał się z Minerwą McGonagall na temat nadchodzącego sezonu Quidditcha i jego planów z tym związanych. Zachęcony rozmową nucił pod nosem i kreślił w głowie nowe układy i kombinacje na boisku.
Było już późno, więc korytarze całkowicie opustoszały, a dźwięk jego kroków odbijał się echem po pustych przestrzeniach zamku. Wspiął się po krętych schodach pokonując po trzy stopnie na raz i zatrzymał jak wryty pod portretem Grubej Damy, który strzegł pokoju wspólnego gryfonów. Zamkniętego na cztery spusty! Przejechał ręką po włosach, zostawiając na głowie wyrażający oszołomienie swoją głupotą nieład. No pięknie! Przecież nie znał hasła! Stał przed ukrytym wejściem do pokoju dłuższą chwilę, zastanawiając się, czy nocleg na korytarzu byłby całkowicie szalonym pomysłem, kiedy usłyszał za sobą czyjeś kroki. No i po kłopocie. Był uratowany. Już się zdążył ucieszyć, a na jego twarzy pojawił się uśmiech ulgi, kiedy zza kamiennej ściany wyłoniła się...
— Prefekt Leanne Doherty we własnej osobie! — mruknął sam do siebie, a uśmiech spełzł mu z twarzy i pacnął o podłogę. Niemal usłyszał plaśnięcie. Dziewczyna z kolei chyba dosłyszała jego słowa, bo rzuciła mu nienawistne spojrzenie.
— Co tu tak stoisz jak ostatnia sierota? Nie zapisałeś sobie hasła na karteczce i zapomniałeś? — prychnęła z jedną brwią uniesioną do góry.
— Zawsze byłaś taka złośliwa, czy akurat trafiłem na niesprzyjający czas w miesiącu? — zapytał, lustrując ją wzrokiem. Miała lekko spuchnięte oczy i zaczerwienione policzki, co sugerowało, że musiała przed chwilą płakać. Zarumieniła się jeszcze bardziej, a z jej złotych oczu niemal posypały się iskry.
— A ty zawsze byłeś taką łazęgą? — odpowiedziała pytaniem na pytanie. — Myślałam, że kto jak kto, ale kapitan drużyny powinien być bardziej rozgarnięty — zakpiła, a Wood zacisnął zęby ze złości. Co za wredna, mała wampirzyca!
— Będziemy tu tak stali całą noc rywalizując na komplementy, czy podasz wreszcie to hasło?
— Chyba w twoich snach, Wood. Quidditch przez wieki — wysyczała, a portret zazgrzytał i odsłonił dziurę w ścianie.
Oliver parsknął krótkim śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
— No i co cię tak bawi? — prychnęła znowu, przedostając się zgrabnie przez wejście do środka.
— Idealne hasło, wprost wymyślone dla ciebie — zaśmiał się. — Zawsze będzie ci poprawiać humor, kilka razy dziennie — zaśpiewał jej niemalże do ucha, przeciskając się przez przejście tuż za nią. Znów owionął go ten ulotny, pudrowy zapach, wzbudzający w nim dziwne uczucia. Był zaskakująco przyjemny przez co w ogóle nie pasował do Leanne.
— Tak czy inaczej, dzięki... — zaczął, spontanicznie próbując zakopać topór wojenny.
Dziewczyna jednak pomaszerowała przez pokój, nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem. Zamiast tego dołączyła do siedzących w kącie przyjaciółek. Oliver stał przez chwilę wpatrzony w jej plecy, kiedy poczuł czyjeś ręce ciągnące go na środek pokoju wspólnego.
— Fred! George! Co wy wyprawiacie!? — zaprotestował, próbując wyswobodzić się z ich uścisków.
— Nie jęcz, Wood! Ten rok będzie nasz! Dawaj na mównicę!
Z pomocą Lee Jordana wpakowali go na stolik przed kominkiem, po czym zaczęli głośno skandować jego nazwisko. Reszta Gryfonów ochoczo poszła w ich ślady, zbierając się wokoło w ciasny okrąg. Cały pokój zatrząsł się od miarowo wypowiadanego słowa "Wood, Wood, Wood, Wood, Wood!". Brzmiało to niczym okrzyki bitewne jakichś nieokrzesanych wikingów. Oliver chcąc nie chcąc uśmiechnął się szeroko i podniósł rękę, uciszając tłum kolegów i koleżanek.
— Dziękuję! Dziękuję wam, że tak jak ja witacie z radością nowy sezon! — zawołał, a wszyscy najpierw zareagowali radosną wrzawą aplauzu a potem umilkli, wpatrzeni w kapitana drużyny w oczekiwaniu na to, co takiego im powie tym razem. Od kiedy został kapitanem, co roku po uczcie powitalnej raczył ich krótszą bądź dłuższą przemową w pokoju wspólnym. Gryfoni go uwielbiali, pomimo tego, iż pod jego wodzą nigdy nie udało im się zdobyć upragnionego Pucharu Quidditcha. Nie tracili jednak wiary i wciąż mieli nadzieję, że tym razem się uda. Każdy wiedział i szanował to, że Wood wkłada w prowadzenie drużyny całe serce. No może prawie każdy.
Jedna osoba nie włączyła się w tę ogólną falę radości. Wypatrzył ją w tłumie, a ich spojrzenia skrzyżowały się na krótką chwilę. Leanne wciąż nadąsana przewróciła oczami, zakładając ręce na piersiach i kręcąc głową. Wood postanowił nie zwracać uwagi na jej humorki. W końcu co go obchodzi jej opinia? To tylko jedna dziewczyna z jakiegoś powodu obrażona na Quidditch. Cała reszta rozumiała lub podzielała jego miłość do tego sportu. Ucieszył się widząc, że w przeciwieństwie do swojej przyjaciółki, Katie Bell uśmiechała się, słuchając jego słów z widocznym zadowoleniem. Odchrząknął i ciągnął dalej swą przemowę, starając się nie spoglądać w stronę Leanne.
— Jak wiecie, przede mną ostatni rok nauki w Hogwarcie, a tym samym ostatni sezon. To oznacza, że mam jedną, jedyną szansę na zdobycie Pucharu. I obiecuję wam, że zrobię wszystko, by zrealizować ten cel! Jestem przekonany, że cała moja wspaniała drużyna mi w tym pomoże! — zawołał, a bliźniacy zagwizdali przeciągle, wzbudzając kolejne salwy śmiechu i okrzyki. Niektóre z młodszych dziewcząt, które stały najbliżej zasłoniły uszy.
— Quidditch to nie tylko treningi czy wygrane mecze! — kontynuował chłopak, ogarniając wzruszonym spojrzeniem wpatrzone w niego twarze. — Quidditch to także, a może przede wszystkim, nasza wspólna sprawa! To coś, co nas łączy, niezależnie od przegranej czy wygranej. Wasze wsparcie i zaangażowanie ma ogromne znaczenie! Bez was żaden mecz nie miałby sensu! Dziękuję wam za to i zawsze będę o tym pamiętał, nawet po opuszczeniu Hogwartu — zakończył lekko drżącym głosem, a wszyscy (poza jedną osobą) odpowiedzieli mu gromkimi brawami i okrzykami wyrażającymi poparcie.
— Jesteś wielki, Wood! — krzyknęły jakieś dziewczyny z czwartego roku, a Oliver poczuł, że się czerwieni. Szybko zeskoczył ze stolika i przyjął butelkę kremowego piwa od Lee Jordana.
— Stary, ale masz gadane! — zawołał zduszonym głosem chłopak, obejmując go ramieniem za szyję. — Wszystkie dziewczyny pożerały cię wzrokiem.
— Daj spokój — żachnął się Wood, lecz nie mógł zaprzeczyć, było to wszystko całkiem przyjemne.
Łyknął spory haust piwa, a kremowy płyn przyjemnie rozlał się po całym jego ciele, odprężając go i skutecznie poprawiając mu nastrój na resztę wieczoru. Dołączył do chłopaków i zatopił się w swoim ulubionym fotelu. Czas upływał im pod znakiem kolejnych opróżnionych butelek kremowego piwa i wakacyjnych opowieści. Kiedy Lee Jordan relacjonował im reakcję swojej mamy na zakup najnowszej tarantuli do pajęczej kolekcji, Wood kątem oka dostrzegł jakiś ruch w rogu salonu. To Leanne właśnie opuszczała pokój wspólny, kierując się do sypialni dziewcząt.
— Zaraz wracam — mruknął Oliver, odstawiając pustą butelkę po piwie na stolik, lecz koledzy wcale nie zwrócili uwagi na jego zachowanie, pochłonięci opowieścią Lee Jordana.
Wood ruszył pomiędzy fotelami i stolikami za czarnowłosą dziewczyną. Właśnie otwierała drzwi, za którymi z obu stron piętrzyły się schody, po jednej do dormitoriów dziewcząt, po drugiej dla chłopców.
— Leanne! — zawołał, przez co dziewczyna zatrzymała się wpół kroku, z jedną nogą postawioną na pierwszym stopniu schodów. Odwróciła się do chłopaka, lustrując go podejrzliwym spojrzeniem lekko zmrużonych oczu.
— Czego znowu chcesz, Wood?
Oliver postanowił nie owijać w bawełnę.
— Dlaczego płakałaś? — zapytał wprost, uważnie śledząc wyraz twarzy Leanne.
— Nie twój interes — odburknęła odwracając się i, jak gdyby nigdy nic, kontynuując wspinanie się po schodach.
— A właściwie to czemu tak bardzo nie znosisz Quidditcha? — wypalił bez namysłu. — Musi być jakiś powód!
Dziewczyna przystanęła, ale nie odwróciła się. Wood wpatrywał się w jej smukłe plecy schowane częściowo za taflą błyszczących, czarnych włosów.
— Tak, jest powód... Właśnie zawraca mi gitarę i wydziera się na mnie u stóp schodów — odparła oschle.
— No nie powiesz chyba, że to ja obrzydziłem ci ten sport? — Nie dawał za wygraną, ciekaw prawdziwego powodu jej niechęci.
— Mam się nie wtrącać w sprawy, o których nie mam zielonego pojęcia, pamiętasz? Więc z łaski swojej, Wood, daj mi spokój i nie wtrącaj się w moje — powiedziała, po czym znów zaczęła wspinać się na górę.
Oliver pokręcił głową, częściowo urażony, a częściowo zaintrygowany tajemniczym zachowaniem dziewczyny. Po raz kolejny poczuł w nozdrzach ten otulający, puchaty zapach, co jeszcze bardziej go zirytowało.
Zastanawiał się, co tak naprawdę skrywało się za murami wrogości, które wokół siebie dziewczyna postawiła niczym twierdzę. Dziwiło go, że pragnął sforsować te mury. I bardzo chciał jej uświadomić, że myli się co do Quidditcha. Najbardziej jednak był ciekaw, co takiego wywołało w tych nieprzeniknionych złotych oczach łzy już pierwszego dnia nauki w Hogwarcie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro