1. Nieoczekiwany przeciwnik
Oliver Wood rozsunął drzwi przedziału, w którym siedziało już kilku Gryfonów.
— Czołem drużyno! — zawołał na wejściu, po czym przywitał się z każdym z osobna mocnym uściskiem dłoni. Popatrzył po uradowanych twarzach swoich kolegów. Bliźniacy Weasley wytarmosili go zdrowo, ku uciesze nieodłącznego kompana ich bandy, Lee Jordana. Stęsknił się za tymi leniwcami. A niech to tłuczek strzeli! Chyba na starość robił się sentymentalny.
— Jak tam wakacje? Trenowaliście codziennie, tak jak wam kazałem? — zapytał, rzucając im surowe, trenerskie spojrzenie.
Pociąg już zdążył się rozpędzić i teraz mknął gładko mijając przedmieścia Londynu. O szybę wagonu zabębniły pierwsze krople deszczu.
— Daj spokój, Wood! Jeśli kiedykolwiek będziesz musiał nam kazać grać w Quidditcha, to chyba nie nazywamy się Weasley.
— Dobra, dobra! Przypomnę wam to jutro rano, kiedy nie będę mógł was zwlec z łóżek — zaśmiał się Oliver, jednak zacisnął bezwiednie szczękę. Tak bardzo mu zależało na tegorocznym zwycięstwie! Bardziej niż na czymkolwiek innym. Nawet owutemy nie były tak ważne. Nic nie mogło przyćmić jego marzenia pielęgnowanego w sercu od lat.
— Przypominam chłopaki, że to moja ostatnia szansa na zdobycie Pucharu, więc żadnych głupich numerów — dodał, a w jego głosie nie było słychać już żartobliwego tonu.
— Spokojnie jak na wojnie, kapitanie! Mamy przecież Pottera! Tym razem musi się udać — pocieszył go Lee, klepiąc przyjaźnie po ramieniu.
— Mam nadzieję — mruknął Oliver, ponownie zaciskając nerwowo mięśnie szczęki.
Tak bardzo był zdeterminowany, żeby jego wieloletnie marzenie wreszcie się ziściło. Nie chciał znów oglądać zawiedzionych twarzy Gryfonów, a szczególnie Minerwy McGonagall. Jak ona to przeżywała! Chyba jako jedna z nielicznych osób rozumiała jego emocje z tym związane, bo sama całkowicie je podzielała. Cieszył się, że mógł liczyć na wsparcie opiekunki domu. Mało tego! Czuł, że i sam Dumbledore w milczeniu wspiera ich dążenia do zdobycia Pucharu. Jak mógł nie włożyć w to całego serca, skoro tyle osób, na czele z samym dyrektorem, wiernie im kibicowało? Postanowił, że w tym roku poświęci o wiele więcej czasu i sił na opracowanie nowych rozwiązań, wdrożenie ich na boisku i treningi. Tak. Będą trenować do upadłego. Zetrą tym wężom uśmieszki z twarzy. Cholerny Malfoy i jego Nimbusy 2001 od tatusia. Mały wkupywacz... Talentu za grosz...
Gryfoni nie mieli nawet w połowie tak dobrych mioteł, co Ślizgoni. Nadrabiali jednak sprytem, brawurą i oczywiście każdorazowym, perfekcyjnym przygotowaniem strategii. To wyrównywało ich szanse. Ale jak widać nie na tyle skutecznie, żeby wreszcie zdobyć upragnione trofeum. Gryfoni już od siedmiu lat nie zwyciężyli. Oliver całym sobą czuł, że najwyższy czas przełamać tę złą passę.
— Puchar będzie nasz! — zawołali równocześnie bliźniacy, a Wood obdarzył ich rozbawionym, ale i lekko wzruszonym spojrzeniem. Będzie mu brakowało tych rudych nicponi... Nagle drzwi przedziału rozsunęły się, ukazując dwie ciemnowłose dziewczyny.
— Cześć, Katie! — zawołał Fred.
— Cześć, Leanne — dodał George, wychylając się zza Freda i uśmiechając się łobuzersko do przybyłych dziewcząt.
— Cześć chłopaki — odezwała się Katie, przywołując na twarz nieco nerwowy uśmiech. — My tylko na chwilę, Wood. Chciałam zapytać od razu, bo widzisz... Będziesz w tym roku organizował nową rekrutację do drużyny?
— Jeszcze nie wiem, chyba nie ma takiej potrzeby, bo skład jest pełny — odparł Oliver lekko zdziwionym tonem. — A czemu pytasz? Coś się stało?
— Wiesz, nie zrozum mnie źle, zastanawiałam się nad rezygnacją... — bąknęła Katie, oblewając się szkarłatnym rumieńcem.
— Że co?! — zapytał Wood, powstając gwałtownie z miejsca. — W całym domu nie znajdę tak dobrej zawodniczki jak ty! Nie rób mi tego! — zawołał, a po chwili zaczął dopytywać. — Niby z jakiego powodu chcesz rezygnować? Powiedz, że żartujesz!
Katie Bell zarumieniła się jeszcze bardziej, widocznie zmieszana. Wood patrzył na nią, a nadzieja gasła w jego oczach. Nie żartowała. Naprawdę chciała odejść. Dziewczyna założyła nerwowo ciemny kosmyk włosów za ucho i kontynuowała koślawo swoje tłumaczenia.
— W tym roku mamy SUMy. Nie mogę tego zawalić, Wood. Sam wiesz ile czasu zajmują treningi. Poza tym rozgrywki są strasznie stresujące i wyczerpujące, zwłaszcza kiedy... — urwała, rzucając szybkie spojrzenie na towarzyszącą jej Leanne.
— Kiedy co? — wszedł jej w słowo Oliver, coraz bardziej rozeźlony i rozgoryczony jej postawą.
— Kiedy tak ciśniesz — dokończyła, nie patrząc mu w oczy. —Treningi pięć razy w tygodniu... Nie dam rady.
— Katie, jeśli będziesz potrzebowała przerwy na naukę, to bez problemu! Tylko nie rezygnuj! Obiecuję, że jakoś to wszystko pogodzimy. Mogę nawet zmniejszyć liczbę treningów do... Do czterech razy w tygodniu. Co ty na to?
Katie spojrzała na niego bez przekonania, jednak w końcu z westchnieniem pokiwała głową. Jej przyjaciółka Leanne stała obok oparta o drzwi, z rękami założonymi na piersiach i miną wyrażającą czyste niezadowolenie. Nie umknęło to uwadze Wooda.
— Leanne, coś ty jej nagadała? To twoja sprawka, tak? — warknął w stronę dziewczyny.
— Ja nic nie muszę mówić. Katie sama wie, że wyniki w nauce są o wiele ważniejsze niż w sporcie i jeśli zależy jej na SUMach, to musi wybrać, nie da się tego połączyć — odpowiedziała wyniośle, zdmuchując z twarzy jakiś zabłąkany kosmyk.
Oliver Wood aż zachwiał się w miejscu z oburzenia. Popatrzył z mieszaniną niedowierzania i złości na czarnowłosą dziewczynę, z którą uczęszczał do Hogwartu tyle lat. Razem chodzili na prawie wszystkie zajęcia. Leanne Doherty tak jak on była teraz na siódmym roku, ale przyjaźniła się z młodszą od nich Katie Bell ze względu na bliskie pokrewieństwo. Ich mamy były siostrami.
— Doherty, nie wtrącaj się do spraw mojej drużyny, jasne? — warknął, celowo zwracając się do niej po nazwisku. — Nie masz zielonego pojęcia o Quidditchu, więc się nie mieszaj, a wszyscy z Gryffindoru będą ci wdzięczni, w tym ja najbardziej — rzucił, siadając z powrotem na miejscu i wyciągając z torby Piłki w przestworzach, ostatnio jego ulubioną pozycję w temacie Quidditcha. Czuł na sobie palące spojrzenie czarnowłosej dziewczyny. Był w szoku. Nigdy nie podejrzewałby jej o taką ignorancję, jeśli nie zdradę. Wręcz przeciwnie, była najlepszą uczennicą na roku i wszyscy od początku zastanawiali się, dlaczego nie trafiła do Ravenclawu. Więc powinna mieć chyba trochę oleju w głowie! Prychnął z niesmakiem, kiedy obie dziewczyny opuściły przedział. Nastała cisza, którą przerwał dopiero po kilku pełnych napięcia chwilach Lee Jordan.
— Słyszeliście to? Wyniki w nauce są o wiele ważniejsze niż w sporcie — odezwał się chłopak, przedrzeźniając złośliwie Leanne.
Bliźniacy zaczęli wzdychać i stroić głupie miny, udając, że zarzucają długimi do pasa włosami i zakładając w dziewczęcy sposób ręce na piersiach.
Za oknem w oddali rozbłysły błyskawice, a niosący się po pastwiskach grzmot sprawił, że szyby zadrżały w okiennicach.
— Dobra, dajmy już temu spokój — uciszył ich Wood, bo nie był w nastroju na żarty.
Sam nie wiedział, dlaczego cała ta sytuacja tak nim wstrząsnęła. Przecież Katie ostatecznie nawet nie zrezygnowała, dała się przekonać. Ale ta Leanne... To jej wyniosłe i pełne pogardy spojrzenie tak go zdenerwowało. Nie interesuje się Quidditchem? Świetnie, nie musi oglądać meczów ani brać udziału w kibicowaniu. Ale niech nie wtrąca tego swojego ładnego noska w sprawy, o których nie ma żadnego pojęcia. Chwila... Czy on przed chwilą pomyślał, że Leanne ma ładny nosek? To jakiś absurd. Nie w głowie mu takie rzeczy. Nie miał czasu na dziewczynę, a na pewno nie taką jak Leanne. Wszystkowiedząca królowa śniegu. Istotnie, taka właśnie była. Jej kruczoczarne, proste jak druty, długie włosy kontrastowały z mlecznobiałą cerą i malinowymi ustami. Urodę miała niczym wampir, zresztą jak widać charakterek też.
Tylko te oczy... W ogóle nie pasowały do reszty. Były jasnozłote, niczym znicz. Dobre sobie! Jakby się dowiedziała, do czego porównał kolor jej oczu, to zapewne skrzywiłaby się z odrazą.
Nigdy nie przypuszczał, że jakaś dziewczyna może mu aż tak zaleźć za skórę, i to pierwszego dnia szkoły. Do tego gryfonka! Chyba trafiła do ich domu przypadkiem. Inaczej jak wytłumaczyć fakt, że nie lubiła Quidditcha? Czysty przypadek. Ba! Wręcz pomyłka. Ciekawe czy można zgłosić reklamację do Tiary Przydziału... Z chęcią by to zrobił, a potem z satysfakcją obserwował jej przenosiny, na przykład do Slytherinu! Tam by się nadawała ta mała wampirzyca. A nie do chwalebnego domu lwa, gdzie sport był jednym z jego filarów. Zresztą co ona mogła wiedzieć o Quidditchu? Przecież sport to nie tylko bezsensowny wysiłek fizyczny, ale też wspólne emocje, praca zespołowa, pasja! Ta dyscyplina uczyła wytrwałości, przeżywania zarówno zwycięstw, jak i porażek. No ale widocznie czarnowłosa dziewczyna tego nie rozumiała. Albo nie chciała dostrzec tej wartości, którą on sam widział w tym szlachetnym sporcie.
Ekspres do Hogwartu sunął z zawrotną prędkością pośród pól i pastwisk. Wood wyobrażał sobie, jak wspaniale byłoby wsiąść na miotłę i szybować ponad tymi złotymi połaciami falujących pagórków pokrytych dojrzałym zbożem, goniąc słońce, zanim zajdzie za horyzont, grać do upadłego, do ostatnich sił...
— To jak? Robimy wieczorem imprezę powitalną? Możemy szybko skoczyć do Miodowego po jakieś kremowe piwko — zaproponował Fred, a George z radością potarł dłonie.
— No pewnie! Trzeba rozkręcić towarzystwo! — zawtórował im Lee.
Wood milczał, nie włączając się w planowanie wieczoru. Jakoś nie miał ochoty na imprezy.
— Daj spokój, Wood. Nie mów, że się dąsasz z powodu tego, co powiedziała Leanne. Co cię obchodzi jej zdanie? Olej to — powiedział w końcu George, widząc niewyraźną minę przyjaciela.
— Sam nie wiem... Po prostu nie rozumiem, jak można coś takiego powiedzieć o Quidditchu. Myślicie, że naprawdę tak sądzi?
— Chyba tak — odezwał się Fred. — Słyszałem, jak kiedyś dyskutowała z Alicją Spinnet o sensowności rozgrywek w trakcie roku szkolnego. Twierdziła, że to strata czasu i ewentualne rozgrywki można organizować dla chętnych podczas wakacji.
Wood prychnął z niedowierzaniem. Wcale się nie zdziwił. Dobrze, że nikt nie brał pomysłów tej wampirzycy na poważnie.
— A widzieliście, żeby kiedykolwiek przyszła obejrzeć chociaż jeden mecz? — zapytał Lee, a wszyscy chłopcy zgodnie pokręcili głowami.
Nagle pociąg szarpnął, a bliźniacy wylądowali na podłodze. Nawet nie spostrzegli się, że za oknem zapadł już zmierzch. Czyżby już dojeżdżali do stacji Hogsmeade?
— Co jest grane? Przecież jeszcze za wcześnie. Dlaczego się zatrzymujemy? — zapytał Lee Jordan, ale nikt mu nie odpowiedział. Żarówka przy suficie zaskrzypiała złowrogo i zgasła, przez co wszystko pogrążyło się w nieprzeniknionym mroku. Oliver poczuł, że zrobiło mu się dziwnie zimno i smutno.
— Pójdę zobaczyć, co się dzieje — mruknął, zapalając różdżkę i rozsuwając drzwi. Oświetlił pusty i cichy korytarz. Dziwne, zawsze ktoś był na zewnątrz. Chociażby prefekci.
Nagle coś zamajaczyło w ciemności. Usłyszał za sobą nawoływanie bliźniaków. Wytężył wzrok i przestąpił kilka kroków w stronę ciemnej, skulonej przy oknie postaci. Kiedy padło na nią światło z jego różdżki, westchnął z ulgą.
— Doherty, czemu się tutaj czaisz? — zapytał, podchodząc bliżej i rozglądając się wokoło.
Leanne nie odpowiedziała, opierając się całym ciałem o okno. Wood zauważył, że była dziwnie rozstrzęsiona, a wzrok miała nieobecny.
— Wszystko w porządku? — zapytał, pochylając się i zaglądając w jej złote oczy. Były zaszklone i przygasły, tak jakby dziewczyna przed chwilą płakała.
— Nie... Nic, ja tylko wracałam od Katie do przedziału prefektów. Zostawiłam w bagażu swoją różdżkę. Nagle zrobiło się tak ciemno i... Przestraszyłam się — powiedziała cicho, a Oliver nie mógł oprzeć się wrażeniu, że coś przed nim ukryła.
— Odprowadzić cię? — zapytał z dziwną mieszaniną troski, irytacji i niechęci. A może czegoś jeszcze? Przyznał się sam przed sobą, że zmartwił się porządnie, widząc dziewczynę w tak opłakanym stanie. Nie do wiary! Perfekcyjna królowa śniegu w opałach. Obrócił się, słysząc za plecami jakiś hałas.
— Chyba coś się dzieje w jednym z przednich wagonów — mruknął sam do siebie, kiedy do jego uszu dobiegły jakieś niezidentyfikowane glosy. Tak jakby ktoś krzyczał, wołał...
— Pójdę sprawdzić, co to — oznajmił, ale zatrzymał się w pół kroku zdziwiony, kiedy poczuł rękę dziewczyny na swoim przedramieniu.
— Nie... Nie zostawiaj mnie — wyszeptała Leanne. Była jeszcze bardziej blada niż zwykle. — Nie za dobrze się czuję — wyjaśniła słabym głosem, oddychając ciężko i opierając jedną ręką o ścianę, a drugą o ramię Olivera. Podtrzymał ją bo poczuł, że dziewczyna ledwo stoi na nogach.
— Leanne! Tylko mi tu nie mdlej! — powiedział, szczerze zaniepokojony jej stanem.
Dziewczyna zachwiała się. Jej twarz przybrała odcień pergaminu, usta zrobiły się sine. Niewiele myśląc chwycił ją i bezceremonialnie wziął na ręce. Był silny i wysportowany, więc taki ciężar nie stanowił dla niego większego problemu, zwłaszcza że dziewczyna do potężnych nie należała, wręcz przeciwnie. Co to dla niego takie chucherko. Skierował nogi do swojego przedziału. Z trudem oświetlał sobie drogę światłem z różdżki.
— Chłopaki, zróbcie miejsce — sapnął, rozsuwając nogą drzwi, po czym władował się z prawie nieprzytomną Leanne na rękach do środka. Odłożył ją ostrożnie na siedzisko i z niepokojem obserwował, jak Leanne odchyliła głowę na oparciu, oddychając głęboko i zamykając oczy. Drżała na całym ciele. Co jej się stało? Chłopcy popatrzyli po sobie ze strachem. Sami poczuli się dziwnie. Nawet bliźniacy stracili ochotę na żarty, a Lee Jordan się zasępił. Wood był jeszcze bardziej poważny niż zwykle.
Po kilku minutach pełnej napięcia ciszy światło w przedziale znowu oświetliło wnętrze ciepłym blaskiem, a Leanne otworzyła oczy i spojrzała prosto na Olivera. Zarumieniła się i wyprostowała, nerwowo wygładzając szatę.
— Dziękuję za pomoc. To chyba przez tę pogodę... Nie lubię burzy — mamrotała, poprawiając lekko potargane włosy. Niespodziewanie wstała z miejsca i zachwiała się lekko, przez co była zmuszona oprzeć rękę na kolanie Wooda. — Przepraszam — bąknęła i przeniosła rękę na klamkę drzwi przedziału. Ciągle jednak starała się w trzymać wyprostowane plecy i głowę wysoko. Cała Leanne.
— Odprowadzę cię — rzucił Wood, także powstając z miejsca, jednak Leanne pokręciła głową.
— Nie trzeba, znam drogę — Machnęła szczupłą dłonią, której biel kontrastowała z rękawem szaty.
— Nie dyskutuj, Doherty. Przypominam, że dopiero co ledwo nie zemdlałaś na korytarzu — powiedział Wood, wyprowadzając dziewczynę na zewnątrz.
Kroczyli w milczeniu wzdłuż przedziałów, w których wszyscy uczniowie bez wyjątku mieli niewyraźne miny. Słychać było ich wystraszone szepty. Dotarli w milczeniu do przedziału prefektów. Oliver miał wrażenie, że cienka nić porozumienia, którą poczuł, kiedy niósł półprzytomną Leanne w ramionach pękła tak nagle, jak się pojawiła. Co za dziewczyna...
— Percy, Leanne trochę gorzej się poczuła... — odezwał się do prefekta Gryffindoru i kolegi, z ktorym dzielił dormitorium od początku nauki w Hogwarcie. Nareszcie się do czegoś przyda pan Mądrala.
— To nic takiego — próbowała mu przerwać Leanne, ale Percy obojgu im wszedł w słowo.
— Nie dziwne, skoro do pociągu wtargnął dementor! To skandal! Złamanie wszelkich procedur i reguł bezpieczeństwa! Aż cud, że nikomu nic się nie stało. Podobno tylko Harry Potter zemdlał.
Oliver spojrzał przelotnie na Doherty. Ta zacisnęła usta i odwróciła wzrok. Mógłby przysiąc, że wstydziła się swojego zasłabnięcia. Tak jakby czyniło ją to w jakiś sposób gorszą. Pewnie bała się, że okazanie słabości zburzyło tworzony latami wizerunek idealnej pani prefekt. Ale dlaczego on w ogóle zaprzątał sobie nią myśli? Kiedy zorientował się, że Leanne zniknęła za drzwiami przedziału prefektów, pożegnał się naprędce z Percym i ruszył dziarsko z powrotem do kolegów.
Miał dziwne przeczucie, że ten rok będzie inny, niż wszystkie poprzednie. Westchnął i pociągnął mocniej nosem. Jego szaty przesiąkły słodkim zapachem Leanne. Do stu wściekłych tłuczków! Teraz nie przestanie o niej myśleć przez cały wieczór. Tak. Nie mógł wyrzucić z głowy tej dziewczyny tylko i wyłącznie z powodu jej perfum. To na pewno przez te cholerne perfumy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro