PROLOG
Tego wieczora było spokojnie. Na tyle by nie prognozowało tego co miało się wydarzyć za parę chwil. Próbowałam bezskutecznie uspać swojego synka, który nie kwapił się na sen. Harry był już uparty i miewał humorki. Zapewne po mnie. Nie pomagało nic. W końcu postanowiłam się poddać i pozwolić małemu sobie poraczkować. Pilnowałam więc go czekając równocześnie na swojego ukochanego męża James'a. James pracował jako auror w Ministerstwie Magii. Był w tym na prawdę świetny i był zawsze doceniany za swoją cudownie wykonaną zawsze pracę. Według zegarka powinien już wrócić. Ciekawa byłam co mu dziś tak długo schodziło. Może poszedł na piwo do Syriusza? To mogło być możliwe. Często się to zdażało, że tych dwoje ze sobą dalej figlowało. Nie miało już sensu proszenie by tego nie robił albo chociaż by robił to rzadziej. James Potter był po prostu wolnym duchem i do tego bardzo beztroskim. Podziwiam go za to. Ja nie potrafię być spokojna przez pewną przepowiednię wygłoszoną przez profesorkę w Hogwarcie. W tej strasznej przepowiedni było, że chłopiec narodzony w lecie był w wielkim niebezbieczeństwie. Bałam się tego. Harry był idealnie w tym kryterium. Owszem wiedziałam, że Logbbotomowie też mieli dziecko z tego samego okresu, ale Czarny Pan stwierdził że to chodzi o naszego syna. Skąd to wiem? Ponieważ na spotkaniu Zakonu Feniksa doniósł o tym Severus Snape. Czarodziej ten był kiedyś moim najlepszym przyjacielem. Do czasu gdy nie nazwał mnie najgorszym słowem w świecie czarodziejów. Szlama często to do mnie wracało i wywierało na mnie to samo okropne uczucie. Mimo, że minęło już dużo czasu i Severus za to przepraszał mnie wiele razy nie potrafiłam mu przebaczyć. Nagle rozległ się odgłos przekręcającego się klucza w zamku. wzięłam więc szybko Harry'ego na ręce i czekałam, aż mój mąż wejdzie do domu. W końcu się pojawił. Od razu ściągnął kurtkę i powiesił ją na wieszaku. Potem podszedł do mnie i ucałował mnie namiętnie. Przyjęłam ten pocałunek z radością, ale byłam na niego lekko zła. Potem ucałował Harry'ego w czółko i potarmosił mu włosy, które tak jak i u niego były w nieładzie.
- Witaj, kochanie_ Powiedział z uśmiechem.
Spojrzałam na niego srogo.
- Czemu znów tak późno?- Spytałam.
James lekko się wzdrygnął jak zawsze gdy coś przeskrobał, a ja używałam tego tonu.
- Wybacz, najdroższa. Syriusz jak zwykle zaprosił mnie na piwo.
- James- Westchnęłam- Dlaczego nie odmówiłeś? Dobrze wiesz jaka jest nasza sytuacja- Powiedziałam zmartwiona patrząc na synka z lekkim strachem za każdym razem gdy o tym myślałam.
- Naprawdę przeprasza, Lily.- Powiedział ze skruchą w głosie.
Pokręciłam głową nie zdolna by robić mu już pogadankę o jego lekkkomyślności.
- Już dobrze nic się nie stało.- Powiedziałam kładąc Harr'ego do kojca obok stolika jadalnego.
Następnie przytuliłam James'a, który też objął mnie mocno. Następnie znów mnie ucałował.
- Lily.. Naprawdę cię przepraszam. Wiem, że swoim zachowaniem nie pokazuję, że się martwię ale zapewniam cię, że tak jest moja droga.
- Wiem, James. Wiem.- Powiedziałam łagodnie. Tak bardzo go kochałam. Tak samo jak naszego syna. Bardzo się bałam o naszą trójkę. Stracenie, któregoś byłoby aż nazbyt bolesne.
- Obiecaję ci kochanie, że zrobię wszystko by was chronić. was oboje.- Powiedział poważnie.- Nie pozwolę was skrzywdzić. Nigdy.
- Wiem, James. Nie o to się martwię. Boję się tego, że nas oboje zabije a potem Harr'ego.
- Lily... Musisz mi coś obiecać. Jeśli kiedykolwiek powiem ci, że masz wziąść Harr'ego i uciekać zrobisz to.
- Nie zostawię cię samego.
- Lily- Spojrzał na mnie mega poważnie i ze wzrokiem, że nie żartuje.- Zrobisz to. Bez względu na wszystko masz uciekać z naszym synem choćby nie wiem co.
W oczach pojawiły mi się łzy. Wiedziałam, że James zrobi wszystko by ochronić mnie i naszego syna. Musiałam więc mu przysiąść. Jednak nie potrafiłam tego powiedzieć i po prostu skinęłam głową. James tułił mnie w ramionach i ocierał łzy. Kochał mnie tak samo mocno jak ja jego. Bał się o mnie i Harr'ego tak samo jak ja o nich. Prawda bywał beztroski, ale w jego oczach widać było oznaki lekkiego strachu, oraz bitewną naturę by nas chronić.
Nagle niebo przecięła błyskawica. Podskoczyłam gwałtownie czując jak po plecach przebiegł mi dreszcz. James odsunął mnie delikatnie i gestem ręki kazał mi nie zbliżać się do okna gdy zaczął obserwować otoczenie. Widziałam gdy nagle zbladł po chwili gdy się odwrócił z powrotem. jego oczy były pełne strachu.
- Lily bierz natychmiast Harr'ego i uciekaj tylnymi drzwiami!- Wrzasnął spanikowany biorąc malca w ramiona i całując go w czółko.- Kocham cię Harry. Bardzo cię kocham.- Podał mi go następnie i ucałował mnie znów usta. Wiedziałam, że to już ostatni taki pocałunek.
- James...- Powiedziałam z płaczem jego imię.
- Uciekaj, Lily. Pamiętaj, że was kocham- Powiedział stojąc z różdżką w dłoni. Sama też ją wyciągnęłam.
- My też cię kochamy, James- Powiedziałam czułym głosem wiedząc, że zaraz się popłaczę. Następnie biegiem złapałam koc którym dokładnie owinęłam naszego syna a na siebie załozyłam kurtkę. Następnie również w tym samym tępem ruszyłam na tył domu. Otwarłam pośpiesznie drzwi i szybko je zatrzasnęłam biegnąc za gęstwinę drzew przy domu. Postanowiłam obesrwować. Nie potrafiłam tak po prostu jeszcze zniknąć. Starałam się wierzyć, że może James przeżyje i zdąży go osłabić. Jednak zauwazyłam że dom pochłonęłą biała i zielona poświata. Biała musiała pochodzić od James'a. To za pewne było zaklęcie, które go miało osłabić. Według donosów Snape'a tylko jedno zaklęcie było w stanie to zrobić. Zielona za pewne była od Voldemorta. Krzyki ustały ale nikt nie wychodził. To oznaczało tylko jedno. Łzy leciały mi ciórkiem gdy patrzyłam nasz dom. Dopiero płacz małego mnie otrząsnął. Bez jakich kolwiek już spojrzeń na dom po prostu się teleportowałam na Grimmauld Place 12. Zapukałam szybko i niemal od razu wpadłam w ramiona Syriusza.
- Lily... co się stało na Merlina.
- Napadł na nas.- Powiedziałam roztrzęsiona.
Syriusz gwałtownie pobladł.
- James?- Spytał mimo, że domyślał się już odpowiedzi.
- Nie żyje.- Wyszeptałam płacząc jeszcze bardziej.- Nie żyje. Nie żyje!!
Przyjaciel objął mnie ramieniem mocno uważając na swojego chrzęśniaka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro