Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|Wybacz Kropeczko|

Jego źrenice zaczęły się rozszerzać. W płucach zaczynało brakować powietrza. Gardło zaczęło przypominać pustynię. A serce wybijało niespokojny rytm. By później powoli zacząć się uspokajać.

-M...Marinette- wyjąkał odwracając głowę w stronę dziewczyny

-Jestem tu...-uśmiechnęła się smutno głaszcząc dłonią policzek modela

-Przepraszam Kropeczko. Obiecałem Ci przecież, że...-spojrzał granatowowłosej w oczy, w których od razu zobaczył zbierające się łzy

-Nie masz za co przepraszać Kotku. To nie twoja wina.- pogładziła policzek chłopaka ponownie, chcąc uspokoić siebie, i blondyna.

-Mam za co...- powiedział z wyrzutem, po czym znowu rozszerzył źrenice.

Poczuł coś. Poczuł energię, prąd. Elektrowstrząs rozszedł się po całym jego ciele. Zaczął odpływać. Był rozdzielany, między jednym światem, a drugim. To napawało go jeszcze większym lękiem. Bał się. Nie chciał jej tracić. Nie chciał jej zostawiać, samej. Mieli przecież przed sobą całe życie, czemu więc jego żywot miał tak szybko się skończyć? Tak wiele spraw zostało niewyjaśnionych. Mogli zmienić tak wiele, uratować tyle serc, naprawić tyle błędów. Czy właśnie tak ma zakończyć się ich wspólna historia?

Czemu los w tak brutalny sposób postanowił rozdać swoje karty?

Szorstkie powietrze zaczęło drapać go w nos, a lekki podmuch wiatru roztrzepał jego blond włosy. Słyszał jak go wołają, słyszał krzyk, stukanie paznokci o blat, głębsze, nerwowe, zachłanne branie oddechów. Słyszał nawet dźwięk spadających łez, które pięknie tańczyły na policzkach jego przyjaciół, rodziny i jego Biedronki. 

To właśnie z nią najtrudniej było mu się pożegnać. Kochał ją od pierwszej chwili kiedy ją ujrzał. Chciał odkryć kim naprawdę jest, a tak naprawdę ona cały czas była tuż obok niego. Ba, on ją cały czas odtrącał. Zadawał taki sam ból. Wiele razy podziwiał ją za jej odwagę, wytrwałość czy cierpliwość. Podziwiał, a później łapał, czy ratował przed upadkiem z paru metrów. Między Biedronką a na pozór zwykłą Marinette było tyle różnic, przynajmniej tak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka- a gdyby przyjrzeć im się dokładniej, to od razu te dwie postacie zlewały się w całość. 

Widział ją w samych superlatywach, tak jak media. Ale to on, jako jedyny, ją najlepiej poznał. To on wysłuchiwał jej parogodzinnych opowiadań o tym, ile razy się spóźniła w danym miesiącu przez obowiązki bohaterki, czy tłumaczenia różnicy między turkusowym, a błękitnym, czy morskim. A teraz? Teraz miało tego wszystkiego zabraknąć. Ot tak, jak za pstryknięciem palcami. Po prostu. 

-Pamiętaj Biedronsiu, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą w moim świecie...-wyszeptał z trudem łapiąc kolejny wdech. 

-Będę pamiętać, Kotku...-parę łez spłynęło z jej policzków wprost na nos chłopaka, lecz obaj to zbyli. Liczyło się tylko jedno, co będzie dalej?

***

-Mistrzu! Mistrzu Fu!- małe, zielone stworzonko wyglądem przypominające żółwia podleciało do staruszka. Wyglądało na bardzo zmartwione czymś, co w połączeniu z jego rozmiarami wzbudzało jednocześnie smutek, jak i wzruszenie.

-O co chodzi Wayzz? Coś nie tak?- Fu odwrócił się, przez co mógł swobodnie patrzeć w oczy swojego kwami

-Wyczuwam złą energię, Mistrzu.- powiedział leciutkim głosikiem żółwik, czym również zmartwił staruszka

-W jakim sensie złą, mój mały przyjacielu?- uśmiechnął się lekko starzec podchodząc do starej szkatułki

-Sam nie wiem. Ale myślę, że chodzi o Nooroo. Coś się z nią dzieje...-wyjaśnił zieloniutki 

-Wiesz dobrze, jak wygląda sytuacja z nią.- wyszeptał po chwili myślenia- Jest zaginiona od paru dobrych lat.

-To prawda, ale Mistrzu co jeżeli Władca Ciem się zbliża? Czy Biedronka i Czarny Kot dadzą sobie radę w dwójkę?- zagadnął, podlatując do swojego opiekuna

-Nie dadzą Wayzz, na pewno nie dadzą rady we dwójkę...-starzec spuścił głowę, a przytłaczające myśli jeszcze bardziej go dobiły 

-Wiesz co robić, Panie...

-A co jeśli znowu popełnię ten sam błąd? Nie chcę stracić kolejnych towarzyszy, kompanów. A to co się stało z Nooroo tylko umacnia mnie w przekonaniu, że lepiej jest dobrze wszystko przemyśleć, niż działać pochopnie i żałować tego przez resztę życia...-Hawajczyk zaczął naciskać kolejne guziczki, a po chwili pokazała mu się cała szkatułka 

-Mistrzu, to nasz obowiązek. I jeżeli faktycznie Władca Ciem przybędzie, to musimy być przygotowani na wszystko, nawet na najgorsze...

-To będzie wyjątkowo trudny czas dla Paryża...- staruszek nagotował równo trzy pudełeczka- A co jeśli nie dadzą rady? Co wtedy?- dwoje mądrych oczu spojrzało na latające stworzenie, wyczekując odpowiedzi

-Wtedy zostaną godnie pochowani, i zapamiętani przez Paryżan jako bohaterowie. Jako bohaterowie, którzy się nie poddali, i walczyli do końca...-kwami również spojrzało na swojego kompana, tym samym nawiązując kontakt wzrokowy

-Tak samo jak oni.- mężczyzna z smutkiem wymalowanym na twarzy popatrzył na starą fotografię rodzinną, a łzy zaczęły powoli zbierać się w kącikach jego oczu- Moi dziadkowie, wujkowie, kuzyni, a nawet rodzice. Oni wszyscy walczyli o to samo, o wolność i bezpieczeństwo mieszkańców. I co dostali w zamian? Pamięć? Współczucie, czy może parę, marnych łez?

-Mistrzu, to, że oni zmarli nie znaczy, że to samo musi spotkać kolejnych posiadaczy.- stworzonko zasiadło na ramieniu osiwiałego już mężczyzny 

-Wiem, ale to jest jak zła passa, trwa bez końca i czeka na opuszczenie kurtyny. A to zapewne nigdy nie nastąpi...- wzrok strażnika spoczął na jednym, szczególnie ważnym dla niego zdjęciu. 

Byli tam jego dziadkowie, rodzice, wujkowie i cała reszta rodziny. Wszyscy z uśmiechami na twarzy in radością w oczach. Ten dzień miał być taki sam, jak wszystkie inne dni. Spokojny, spędzony na rześkim, świeżym powietrzu. Był koniec sierpnia, a na Hawajach trwało huczne wesele. Cała okolica zebrała się aby zobaczyć, to pamiętne dla każdego z nich wydarzenie. 

Za mąż wychodziła chyba najpiękniejsza, najmilsza i najmądrzejsza dziewczyna, jaką znał Fu. Jako piętnastoletni chłopak był często zbywany, przez prawie wszystkich. Lecz ona zawsze miała dla niego czas, zawsze potrafiła go wysłuchać, nawet jeżeli chodziło o głupie kwiatki, które- według chłopaka- rosły za blisko siebie. I tak, w dniu własnego ślubu, gdzie wszystko kręciło się wokół niej, a ona sama myślała tylko i wyłącznie o  ucieczce z tego mętliku, kiedy zobaczyła czarnowłosego chłopaka, z zieloną bransoletą wręcz podskoczyła z radości na jego widok. Wzajemnie się wspierali, rozmawiali o wszystkim, obiecywali niemożliwe. Byli dla siebie ważni. I choć często się kłócili, to łączyła ich niezwykle oryginalna więź, której nie sposób było przerwać. 

-Siostrzyczko!- powiedział radośnie widząc młodą kobietę, ubraną w białą hawajską suknię

-Braciszku! Jak dobrze Cię widzieć! Stęskniłam się za te parę dni!- ją również rozpierała energia, i radość 

-Droga do Chin była strasznie męcząca, ale było warto. Dużo się tam zmieniło, odkąd się wyprowadziliśmy. Babcia zaczęła sadzić coraz to nowsze rośliny, a Nooroo jej pomaga jak tylko może.- zaśmiał się chłopak. 

-Minęło już tyle czasu odkąd skończyła się wojna, moglibyśmy spokojnie tam wrócić!- oburzyła się dwudziestolatka 

-Oj Fin, źle Ci tu jest? Hawaje są piękne, i chodź jesteśmy tu tylko zagubionymi Chińczykami, to tu także jest nasz dom.- wyjaśnił chłopak uśmiechając się w stronę siostry

-Mój dom jest w Chinach, braciszku.- prychnęła poprawiając swoje czarne jak noc włosy

-Nasz dom jest tam, gdzie jest nasze serce. Dlatego, mimo iż mieszkamy wiele kilometrów dalej, pamiętamy o nim. I zawsze będziemy znać drogę...-powiedział spoglądając na siostrę

-Dobrze powiedziane.- uśmiechnęła się lekko- A nie wiesz gdzie jest Tata? Miał mi przynieść bukiet, a coś go nie widzę.- zapytała patrząc na swojego braciszka

-Nie widziałem go odkąd tu wróciłem. Może poszedł do lasu? Albo na plażę, tam rosną piękne kwiaty. Mam go poszukać?- zagadnął ochoczo

-Byłabym wdzięczna.- poczochrała chłopaka po głowie- Tylko uważaj na siebie, braciszku.- puściła chłopakowi oczko, po czym zniknęła zza białymi drzwiami od jej pokoju.

Fu szybko zbiegł po schodach, i ówcześnie chwytając za swoją torbę wyszedł na zewnątrz. Doskonale znał ten teren, wiedział na co uważać, czego unikać. Ciągle się rozglądał dookoła siebie w poszukiwaniu swojego ojca. Jego tata był średniego wzrostu, miał takie same, wręcz czarne oczy, oraz charakterystycznego dla jego osoby wąsa. 

Po półgodzinnej wędrówce w gęstym lesie chłopak zaczął nawoływać swojego rodzica. Lecz na nic się to zdało. Czarnowłosy biegł dalej, pędził ile sił w nogach przed siebie. Wiedział jakie niebezpieczeństwa czyhają na takich jak on, czy jego ojciec, przez co strasznie się bał. Mimo to biegł dalej, a jego kwami dodawało mu otuchy.

Wtedy obok jego skroni przeleciała strzała. Potem kolejna, a za nią następne. Rozpoczął się ostrzał. Zdezorientowany chłopak został zmuszony do ucieczki, i jak najszybszego ukrycia się. Na szczęście znalazł porządną kryjówkę, gdzie mógł spokojnie przeczekać najazd. Nie wiedział co się stało, i jak długo to potrwa, ale dla własnego bezpieczeństwa postanowił nie wychodzić z swojej kryjówki aż do poranka. 

-Wayzz coś nie tak?- spytał lekko zmartwiony widząc mimikę zielonego przyjaciela 

-Musimy po nich wracać...- odpowiedziało kwami wpatrując się mądrymi oczyma w zielony las

-Po nich?

-Po resztę moich przyjaciół. Chodźmy im prędzej, tym lepiej.

  Wyruszyli ponownie tą samą drogą co dzień wcześniej. Mijali wiele strzał wbitych w drzewa, konary, czy glebę. Z każdym krokiem ich odwaga coraz bardziej się zmniejszała, lecz mimo to szli dalej. Aż w końcu dotarli, a to co zobaczyli totalnie nimi wstrząsnęło. 

Wszędzie leżały zwłoki, czy też konający ludzie. Z wbitymi strzałami. Domy się paliły, a w oddali było słychać straszliwe krzyki. Obaj zaczęli szukać poszczególnych członków rodziny Fu, lecz efekty były marne. Poszli dalej dokładnie lustrując każdą twarz. Wtedy, nagle znaleźli. Najpierw matkę, później zaginionego ojca, potem wujków, ciotki, kuzynów i kuzynki, a na końcu Finn, siostrę i jedną z ważniejszych osób w życiu młodego Fu. Wszyscy byli martwi...





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro