Kyungsoo dopijał swoją herbatę unikając wzroku wyższego jak ognia. Nadal uważał, że to co zaczęło się rodzić pomiędzy nimi powinno zostać zdeptane w zarodku. Jongin nie powinien marnować się przy nim, kiedy miał żonę i dziecko potrzebujące stale uwagi swoich rodziców. Mężczyzna patrzył wszędzie byleby nie na uśmiechniętą od ucha do ucha twarz przyjaciela. Pocierał swoje bose stopy o siebie by zabić czymś czas. Również jego myśli szalały przez to co stało się niecałe pięć minut wcześniej. Zdecydowanie serce nie współgrało z rozumem, przez co brunet odczuwał tak sprzeczne emocje.
- Soo nie myśl tak dużo. Wszystko jest bardziej prostsze niż dwa dni temu. Czy nie tego chciałeś? Bym cię zaakceptował, a nawet pokochał? Może kocham cię jest za mocnym słowem jak na teraz, ale nie oznacza to, że między nami nic nie ma!
Szatyn spojrzał swoimi szczenięcymi oczami w stronę starszego i uśmiechnął się od ucha do ucha. Zrozumienie tego co się działo przez ten cały czas w sercu hyunga, zajęło Kimowi niemal dwie nieprzespane noce. Chociaż uważał, że i tak nie odkrył wszystkiego. Był zafascynowany tym jak miękkie usta przed chwilą całował, w jak delikatne włosy zanurzył palce, o jak jedwabistą w dotyku skórę zahaczał. Jego ciekawość mówiła by brnął w to nawet jeśli nie widział końca. Nawet jeśli miałby stracić Wendy. Jego intuicja nie myliła się odnośnie przyszłości, więc czemu teraz miał przestać w nią wierzyć?
- Nini, proszę cię.- Kolejne westchnięcie opuściło usta bruneta.- Jesteś jedynie ciekaw jak to jest, nie myślisz trzeźwo. Później będzie za późno, a ja nie chcę byś cierpiał przeze mnie. Ugh, nie chcę byś później wypłakiwał się na moim ramieniu, że tęsknisz za Wendy.
Kyungsoo nigdy nie przypuszczałby, że podejmie taką decyzję. Poświęcenie się jeszcze bardziej dla Jongina i jego związku z Wendy, było dla niego niemożliwe, a jednak to teraz robi. Oddaje tej kobiecie wszystko co kocha. Wiedział, że nic z tego nie będzie miał. Jednak wizja płaczącego za nią młodszego była wystarczająca, by poświęcić się i pozwolić by ponownie się pogodzili.
- Zresztą ja cię kocham Nini, ty jedynie myślisz, że możesz mnie kiedyś pokochać. Nigdy nie miałeś czytać tego listu. Namieszał ci jedynie w głowie. Proszę zapomnij o moim żałosnym zachowaniu z wczoraj oraz o tym pocałunku. Nie daj zaburzyć sobie moją osobą swojego życia. Nadal będę twoim przyjacielem, będę cię wspierał w każdej chwili. Jednak twoje miejsce jest przy Wendy. Wraz z Jongjoo.
Brunet wstał i ruszył w stronę sypialni. Chciał zamienić koc, którym był przykryty chłopczyk na swoją kołdrę. Bał się, że malec mógłby się przeziębić. Jednak nie dane mu było nawet wyjść z kuchni. Poczuł dłonie oplatające jego talię oraz ciepły oddech na szyi. Wzdrygnął się, a po jego skórze przeszedł dreszcz. Chciałby móc cofnąć czas, jednak było już za późno.
- Nie chcę. Nie chcę, by Wendy teraz nam przeszkodziła. Wystarczająco już namieszała wcześniej. Gdybyś tylko mi powiedział wcześniej.- Jongin musnął wargami kawałek szyi starszego tuż pod uchem.- Jongjoo i tak zostanie ze mną. Będzie też przeszczęśliwy gdybyśmy się razem spotykali, uwierz mi.
Kyungsoo westchnął i obrócił się ku młodszemu. Przygryzł wargę patrząc to na usta to w oczy wyższego od siebie szatyna. Jego pragnienia i serce pchały go do mężczyzny, przyciągały niczym magnes. Brunet spiął się i odwrócił wzrok. Po chwili jednak poczuł głowę przyjaciela w zagłębieniu swojej szyi. Dopiero teraz dotarło do niego, jak bardzo zmęczony może być Jongin. D.o oplótł ramiona mężczyzny i prawą dłonią zaczął przeczesywać włosy szatyna.
- Chodź, powinieneś się przespać. Przyniosę wam kołdrę.
Kim mruknął i podniósł głowę. Przetarł pięścią lekko opuchnięte oczy. Wiedział, że to jego druga nie przespana noc. Nawet nie protestował, kiedy Kyungsoo posadził go na najbliższym krześle i zniknął za drzwiami swojej sypialni. Jongin widział jak mężczyzna odkrywa Jongjoo i w zamiast koca przykrywa go ciepłą kołdrą. Następnie starszy machnął ręką, by szatyn zbliżył się.
D.o czekał cierpliwie na przyjaciela, aż ten podejdzie do niego. Mężczyzna próbował położyć Kima do łóżka jednak ten opierał się.
- Chcę spać z tobą Kyungsoo.
Brunet ponownie musiał wytrzymać szczenięce spojrzenie młodszego. Jako, że od zawsze nie miał serca odmawiać nikomu bliskiemu, po chwili niepewnie skinął głową na znak, że się zgadza. Jakaś jego cząstka wręcz krzyczała, że nie powinien już bardziej mieszać się do życia Jongina, ale druga część radowała się niczym małe dziecko. Kyungsoo pozwolił, by to jego weselsza strona przejęła kontrolę, chociażby na chwilę. Mężczyzna złapał delikatnie rękę przyjaciela i splótł palce. Wewnętrznie powstrzymywał się, aby nie krzyknąć. Marzył o tej chwili tak długo. Pociągnął za sobą szatyna i razem udali się do sypialni, aby w końcu trochę odpocząć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro