Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom I: Rozdział I

      Brunet siedział w fotelu i czytał jedną ze swoich ukochanych książek. Po całym męczącym tygodniu w pracy taki rodzaj rozrywki w zupełności go relaksował. Ciszę w pomieszczeniu  co jakiś czas przerywały odgłosy stukania klockiem o klocek. Niedaleko mężczyzny bawił się pięcioletni chłopiec, budując zamek dla swoich rodziców. Kyungsoo obiecał swojemu przyjacielowi opiekę nad swoim chrześniakiem. Nie widział w tym niczego złego. Kochał tego malca jak swoje własne dziecko.

Jongjoo był idealną kopią swojego ojca. Pełne, ale niezbyt nabrzmiałe usteczka znajdowały się pod małym zadartym lekko noskiem. Oczy przykrywały gęste i czarne rzęsy, a włosy lśniły. Dziecko uniosło główkę w górę i z uśmiechem patrzyło na bruneta.

- Wyjku pomógłbyś mi wybudować wieżę dla mamy?

Kyungsoo rozczulił się na widok tych szczenięcych oczu i uśmiechnął się szczerze. Jego uśmiech nie był wymuszony tylko przy dwóch osobach, Jonginie i jego synu. Zatrzasnął książkę po czym odłożył ją na stolik do kawy stojący obok fotela. Podniósł się i udając staruszka zajął miejsce obok malucha, którego śmiech można było słyszeć w pomieszczeniu.

- Dlaczego akurat wieżę?

Jongjoo spojrzał na bruneta zamyślony. Paluszkiem dotykał swoich ust myśląc nad odpowiedzią. Ten gest był identyczny do tego jaki wykonywał w takich sytuacjach Jongin, przez co Kyungsoo na chwilę zamarło serce. Zdawał sobie sprawę z tego jak oni są do siebie podobni, jednak unikał faktu, że gdyby nie było Wendy, ten malec, którego tak bardzo kochał, nie istniałby. 

-Mamusia dużo pracuje, więc wieża będzie jej miejscem pracy. My z tatusiem będziemy się bawić razem na dole, a ty wyjku gotowałbyś nam pyszne obiady.

Kyungsoo zaśmiał się i zaczął łaskotać chrześniaka. W pomieszczeniu słychać było jedynie śmiech malca i bruneta.

    Dochodziła godzina dwudziesta trzecia, a Jongina i Wendy nadal nie było. Jongjoo już dawno wykąpany, najedzony i uśmiechnięty smacznie spał w ciepłych, opiekuńczych ramionach Kyungsoo. Mężczyzna powoli również zasypiał oglądając nudny program kulinarny. Gdzieś z tyłu głowy martwił się o swojego przyjaciela. W końcu mogło im się coś stać.

Brunet wzorkiem odszukał koc i sięgnął po niego tak, aby nie zbudzić Jongjoo. Opatulił malucha jednym skrawkiem materiału, a siebie drugim po czym wtulił malucha mocniej w swoją klatkę piersiową. Uśmiechnął się, kiedy chłopczyk zacisnął mocniej swoje piąstki na materiale jego koszulki. Ułożył go bardziej wygodnie w swoich ramionach i sam położył głowę na poduszkę.

Zasypiając odhaczał w głowie co dzisiaj zrobił. Posprzątał mieszkanie po zabawie z Jongjoo, pozmywał po kolacji i obiedzie, wstawił pranie z ciemnymi rzeczami chłopca, po czym je rozwiesił. Czując, że zadbał o tego malca najlepiej jak umiał zamknął oczy chcąc śnić o czymkolwiek innym, niż śmierć matki. Dręczyło go to od trzech miesięcy niczym fatum.

Jego spokój szybko jednak został zakłócony przez mocne trzaśnięcie drzwiami. Brunet usłyszał odgłos szpilek na parkiecie, a tuż za nimi lakierki Jongina. Uchylił powieki, widząc jak Wendy cała zapłakana z złością rzuca butami w męża.

- Nie obchodzi mnie to! Kto zostanie z Jongjoo?! Wiesz, że pracuję!

Kim westchnął ciężko i złapał za nadgarstek dziewczyny. Przyciągnął ją do siebie, po czym przytulił z całej siły. Podbródek oparł o jej głowę, a ręka sunął po jej plecach. Jednocześnie mruczał obniżonym głosem uspokajające słowa. Kyungsoo wiedział, że ostatnio za często się kłócą, a na tym wszystkim cierpi maluch, który teraz ślinił koszulkę brunetowi. 

- Poproszę Kyungsoo. To tylko weekend.

Mężczyzna uśmiechnął się blado i potarł ramiona Wendy. Kątem oka zauważył jak jego przyjaciel wstaje i układa na kanapie chłopczyka, przykrywając go po samą szyję. Szturchnął swoją żonę i wskazał na bruneta palcem.

- Może zapytamy go od razu co?

Kobieta westchnął, ale przytaknęła na propozycję męża. Z wspaniałym, a zarazem sztucznym, uśmiechem podeszła do D.o i położyła rękę na jego ramieniu. Bez wstydnie wystawiła złączone wargi jak do pocałunku w stronę mężczyzny i zacmokała w powietrzu. Chciała być jak najmilsza, byleby tylko brunet zgodził się na zostanie z jej dzieckiem. Idealnie pomalowane na krwistą czerwień usta unosiły się w sztucznym uśmiechu po każdym wypowiedzianym zdaniu. Brunet nie rozumiał ani słowa z tego radosnego świergotu, którym raczyła go Wendy. Dopiero Jongin zdołał wytłumaczyć Kyungsoo o co go prosiła jego żona.

- Zostałbyś na ten weekend z Jongjoo? Mam nagłą delegację, a Wendy pracuje.

Mężczyzna w środku był zły na kobietę, że wolała pracować niż zajmować się własnym synem. Pomimo gniewu, uśmiechnął się promiennie i przytaknął. Spędzenie weekendu z malcem zawsze kończyło się mnóstwem śmiechu i radosnego czasu spędzonego wspólnie. Kimowi kamień spadł z serca słysząc, że jego skarb ma z kim zostać. Nienawidził go zostawiać w weekendy samego. Jednak jego szef wrobił go w przymusową delegacje do Busan. Jongin z szczęścia przytulił swojego przyjaciela i jak za dawnych lat poczochrał go po włosach, psując mu fryzurę jeszcze bardziej.

- Dziękuję Kyungsoo. Właśnie, masz może jeszcze tą książkę, którą kupiłem ci w drugiej klasie liceum na urodziny? Chciałem ją przeczytać, ale nigdzie nie mogę jej znaleźć.

Brunet nie musiał nawet długo myśleć. Miał każdą rzecz jaką dostał od Jongina. Pomimo licznych przeprowadzek i zgubieniu niektórych rzeczy, miał wszystko to co przyjaciel mu podarował.

- Przyjdź jutro po pracy to dam ci ją, w sumie od razu możesz przywieźć Jongjoo.

Jongin uśmiechnął się i poklepał delikatnie ramię przyjaciela. Zawsze uważał, że ktoś tak lojalny u jego boku to skarb.

***

Miłego poniedziałku słoneczka!
Dbajcie o siebie i do zobaczenia tutaj za dwa tygodnie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro