Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16: Trust

Przekroczyłam frontowe drzwi i skierowałam się do mojej szafki. Otworzyłam ją i chwyciłam kilka książek.

Szkoła była kompletnie pusta. Ale była dopiero 7:30. Pierwsza lekcja rozpoczynała się o 8:15, więc miałam 45 minut wolnego.

Lepsze to niż jak być spóźnionym. Uśmiech wkradł się na moje usta, kiedy myślami wróciłam do dnia gdy Harry obudził mnie za późno i spóźniliśmy się do szkoły.

Ale ten uśmiech zniknął wkrótce po tym jak dostrzegłam czyjąś postać wyłaniającą się z rogu. Moje oczy się rozszerzyły napotykając wzrokiem jego, wzrokiem Charliego.

Zaczęłam iść w stronę schodów. Słyszałam dźwięk kroków za mną, to nie było biegnięcie, ale chodzenie. Zastanawiałam się co mnie najbardziej przeraża. Przyśpieszyłam i ruszyłam pustym korytarzem łapiąc za każdą klamkę, ale żadna ani drgnęła. Pośpiesznie szłam dalej i w mgnieniu oka otworzyły się drzwi i ktoś chwycił moje ciało, wciągając do małego schowka.

Drzwi zatrzasnęły się i otoczyła mnie ciemność.

-Co do cholery...- gdy słowa opuściły moje usta, czyjaś ręka mi je zasłoniła.

Zaczęłam panikować i przygryzłam dłoń powodując, że uścisk się zacieśnił. Ten człowiek w dalszym ciągu ograniczał moje ruchy i po chwili zorientowałam się, że uchyliły się drzwi.

-Nie możesz się wiecznie ukrywać Charlotte- zagruchał lekko Charlie. Podszedł i stanął na wprost mnie. A potem zwyczajnie odszedł.

Nie mógł o mnie zapomnieć, stał centralnie przede mną! Było ciemno, ale drzwi nadal były wystarczająco otwarte dla przenikającego się światła...

On musiał mnie zauważyć, prawda?

Cóż, nie musiał, ponieważ wyszedł i zamknął za sobą ciężkie drewniane drzwi.

Ręka tej osoby wciąż mocno zakrywała moją buzię. Oderwałam ją od siebie swoimi dłońmi.

-Kim ty do cholery jesteś i co ty sobie wyobrażasz?- spytałam ostro mając trochę przyciszony ton odkąd Charlie mógł się kręcić gdzieś w pobliżu.

-Zamknij się- po tym mogłam wywnioskować, że to był on i mi rozkazuje podchodząc do drzwi.

-Nie, nie zamknę się- zagestykulował ręką w powietrzu, że mam być cicho. Posłałam mu piorunujące spojrzenie, którego oczywiście nie mógł ujrzeć. Ale wzbudziło moją frustrację.

Lekko uchylił drzwi rozglądając się wokoło. Błyskawicznie sprawdził korytarz. Podążyłam za nim.

-Twoja dłoń na serio strasznie śmierdzi- powiedziałam krzyżując ręce, gdy on w tym czasie się rozglądał.

-Ty nie masz kutasa pod presją.

-A kim ty kurwa jesteś?- spytałam zmieszanym tonem.

Zaprzestał rozglądaniu się i podszedł do mnie.

-Wiesz, naprawdę powinnaś przestać narzekać i być bardziej wdzięczna, ponieważ uratowałem ci tyłek. I zrobiłem to dwa razy.

To był Daniel. Moje oczy otworzyły się szeroko, a usta chciały coś powiedzieć, ale nic się z nich nie wydobyło. Po prostu stałam tak oniemiała. Nie zaniemówiłam, bo on o tym mi powiedział. Zaniemówiłam, ponieważ to był on. Gdy tak staliśmy w ciszy, zaczęłam dostrzegać jego cechy.

Ciemna, gruba oprawa jego czekoladowych oczu. Jego oczy pasowały do koloru skóry, która była delikatna. Jego wargi zaciśnięte były w prostą linię, czysta złość skierowana we mnie, ale mogłam dostrzec linie śmiechu, które oddalone były mile stąd. Beanie podtrzymywała jego włosy, a jego czarna koszula wyglądała na nim świetnie.

-Więc?- spytał szorstko.

-Dzięki- splunęłam, zanim mój mózg zechciałby zaprotestować, a moja wewnętrzna mądrala miała ochotę spotkać się z jego. Jego usta rozciągnęły się w małym uśmieszku.

-Myślę, że powinniśmy stąd wyjść- powiedział, a ja skinęłam.

-Moglibyśmy pójść do Maple Grove.

Czy on ma jakąś obsesję na punkcie tego miejsca? Albo on planuje mnie kurwa zamordować i na końcu wrzucić mnie do rzeki? Zamiast tego uśmiechnęłam się odganiając myśli.

-Oh. Nie wiem czy mogę, mogłabym wtedy przegapić klasów...-

-Oh. Rozumiem. Jesteś grzeczna-grzeczna, mój błąd- powiedział unosząc ręce w geście obrony.

-Nie jestem grzeczna-grzeczna...- zaczął iść w stronę schodów.

-Oh, z pewnością nie jesteś- odpowiedział beznamiętnie.

Podążyłam za nim w kierunku schodów.

-Nie jestem. Zaufaj mi ten jeden raz- powiedziałam, gdy wyszliśmy z budynku.

-Dlaczego powinienem ci zaufać jeśli nie pokazałaś mi tego ostatnim razem, gdy powiedziałaś, że można to zrobić?- spytał wpatrując się we mnie uważnie.

-Ponieważ nie wiedziałam kim jesteś, ile masz lat i w jaki sposób ty cokolwiek o mnie kurwa wiesz...-

-Nazywam się Daniel Frost i mam 18 lat- skinęłam nadciągając kurtkę i zakrywając się nią ciaśniej.

-I znam cię odkąd skończyłaś 17 lat- uniosłam brwi i znowu byłam oniemiała. Wydawał się być taki opanowany.

-Może powinniśmy usiąść?- skinęłam.

-Tak możemy- mruknęłam, gdy zajęliśmy miejsce na ławce w parku.

-Harry miał na ciebie oko przez całą jedenastą klasę- zaczął, a jego słowa uderzyły we mnie jak balon z wodą w chłodny dzień; nieoczekiwanie i nieprzyjemnie.

-Założę się, że wiesz o tym jak Harry przystawiał się do Taylor, kiedy ona była z Aidenem...-

-Myślałam, że Aiden to kuzyn Taylor?

-Nie. Aiden był najlepszym przyjacielem Taylor w szkole, ale potem to się skończyło. Kochał ją bardziej, niż kiedykolwiek ona jego, obecnie ona go już nie kocha. Tylko w braterski sposób- skinęłam. Czego jeszcze nie powiedział mi Harry?

-Taylor wyprowadziła się od Aidena, Austina i Toniego do Harrego. Aiden natychmiast znienawidził Harrego, ponieważ faktem było to, że on wiedział, że Harry wykorzystywał Taylor do- sama wiesz do czego- przytaknęłam szybko.

Cisza zapadła między nami na moment i ponownie zaczął mówić.

-Harry zgwałcił Taylor po tym jak ona odmówiła...

Byłam zaskoczona.

-Harry nie zrobiłby tego, nie mógłby. Znam go- zebrałam się w sobie aby coś odpowiedzieć.

-Harry taki nie jest, wiem, że nie zrobiłby tego, ponieważ- on po prostu tego nie zrobił.

Ale zrobił, przypomniałam sobie o tamtej nocy w namiocie. On próbował czegoś ze mną i kiedy odmówiłam, zezłościł się i kontynuował. I potem dosłownie go odepchnęłam, żeby przestał. Ale ja nadal nie mogłam uwierzyć, że Harry zgwałcił Taylor.

Nie.

Po prostu nie.

-Kto powiedział, że Taylor tego nie chciała, tylko że odmówiła.

-Tony i Aiden byli na drugim roku razem z Harrym i Kate. Tony, Aiden i reszta z ich gangu...- przerwałam mu.

-Gdzie mieli gang?

-W Alley Runners. Tak czy inaczej w Seattle- skinęłam na kolejny kawałek nowo przyswojonej informacji.

-Zaczęli grozić Kate słowami, listami, sygnałami, językiem migowym. Potem oni...- przerwałam mu i pokazałam mu żeby ominął tą część. Przytaknął widocznie rzeczywiście zasmucony.

-Wzmocnili zastraszanie i Harry skupił się na tym aby rozpierdolić Runnersów po tym co zrobili Kate i kompletnie zapomniał o pocieszaniu jej. Zabiła się kilka tygodni później.

-Harry przez to zamknął się w sobie- przymknęłam lekko powieki wyobrażając sobie przygnębionego Harrego. Te myśli były powodem wzbierania się u mnie łez.

Nienawidziłam widzieć Harrego smutnego. Nie znosiłam. Patrzenie na jego rozpacz było gorsze, pragnę, aby nigdy nie przechodził przez ten ból. Ale jednocześnie, chcę, ponieważ zasłużył na to. Po prostu, nie wiem. Harry coś mi zrobił, sposób w jaki mówi, język jego ciała, wszystko związane z nim mnie wkurzało. Ale w tym właśnie czasie, sprawiało, że kochałam go jeszcze bardziej.

_________________________________________________________________________________

troszkę się porobiło i Harry znowu jest zły :P

no to do następnego Miśki xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro