Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11: Vulnerable

Obudził mnie dźwięk szurania koło mojej głowy. Podniosłam się gwałtownie napotykając twarz Harrego.

-Boże. Przyprawiłeś mnie o atak serca, ty chuju- powiedziałam przeczesując palcami włosy.

-Dzień dobry tobie również- odpowiedział, a ja przewróciłam oczami i odchyliłam kołdrę.

Kołdra, która nas okrywała zeszłej nocy.

Nas, czyli jego i mnie. Jego i mnie razem. Pod kołdrą.

Wspomnienia z zeszłej nocy uderzyły mi do głowy

Pozwoliłam mu się obejmować. Pozwoliłam mu się uspokoić i wrócić do snu. Pozwoliłam sobie mu zaufać. Pozwoliłam sobie być znowu wrażliwym na niego. I kiedy byłam wrażliwa, mógł zrobić wszystko. Mógł trzymać mnie w transie tak jak on kilka nocy temu. I te myśli po prostu mnie przerażały.

Spojrzałam na niego, a mimika jego twarzy mówiła mi, że był zdezorientowany.

-Wszystko w porządku?

Wstałam i zaczęłam iść w kierunku drzwi.

-Gdzie idziesz?- zawołał po mnie.

-Do domu?- spytałam oskarżycielskim tonem.

-Musimy iść do szkoły- powiedział.

-Nie no ale na serio?

Mogłam zobaczyć irytację w jego spojrzeniu.

-Nie zachowuj się tak.

-Nie mów mi co mam robić- odpowiedziałam ostro. Szybko, ale nie za szybko. Potarł twarz w frustracji i ciszy.

-Idę- powiedziałam i otwarłam drzwi wychodząc. Ku mojemu zdziwieniu, nie zatrzymał mnie.

Szłam korytarzem do windy. Nacisnęłam przycisk z pierwszym piętrem i czekałam aż drzwi powoli się zamkną. Tylko, że zanim to zrobiły, wsunęła się w nie ręka i odciągnęła je.

Byłam w tak wielkim szoku, że nie mogłam się ruszyć, ponieważ.

To był Charlie.

-Zrobię ci krzywdę, jeśli zrobisz krok do przodu- powiedziałam szorstko próbując ustać na ziemi. Ale mój głos trzęsł się kiedy mówiłam.

-Nie można tak po prostu przejechać się windą bez żadnych zagrożeń?- zapytał zarozumiale, gdy się przybliżył.

Szum jego butów o podłogę był bardzo znajomy.

I nagle myśl uderzyła mi do głowy.

-To ty mnie wczoraj śledziłeś- powiedziałam, a uśmiech pojawił się na jego twarzy.

-Rozwiązałeś zagadkę, Scooby- odpowiedział, gdy winda się zatrzymała. Zrobiłam krok i wyszłam na hol.

-Więc Scooby mnie zostawia?- zapytał z tym samym głupawym uśmieszkiem. Przyśpieszyłam kroku na ulicy.

-Tak, właśnie na to wygląda- powiedziałam wchodząc do metra.

Charlie stał, kiedy chwyciłam się metalowej poręczy. Pojazd ruszył, a uśmiech Charliego pozostał na jego ustach dopóki nie znikł mi z przed oczu.

Zamknęłam powieki w uldze. Musiałam przyznać, że Charlie przerażał mnie jak cholera. Wszystko co o nim wiedziałam to, to że był nieprzyjazny. Jego cienkie, popękane wargi, frapujące, szare oczy i wyraźna linia szczęki sprawiały, że był jednocześnie oszałamiający i obrzydliwy. On był jak z tego jednego bractwa na uczelni w którym byli ci popularni. Ale nie dla sportu, dla zabawy albo jako wzór społeczny. Ale dla jego wyglądu, obok jego wyglądu nie wiedziałam kim był. Mogłeś wypowiedzieć jego imię i nikt nie wiedziałby o co chodzi, ale kiedy opiszesz go każdemu, dokładnie będziesz wiedział kim on był. Był groźnym nauczycielem z którym nie chciałbyś zostawać sam, albo dziecko, które poszło do gimnazjum, a nie uprawia sportu, nie uczestniczy w żadnym klubie, albo z nikim nie rozmawia.

On był zwyczajnie straszny i dawał mi sprzeczne sygnały.

Wróciłam do rzeczywistości i przebrnęłam przez tłum ludzi docierając na przystanek. Stałam pomiędzy prawdziwą hipsterką ze Starbucks'kim frappe w jej ręce, a biznesmenem, który na mnie dziwnie patrzył. Oparłam się biodrem o metalową poręcz i rozejrzałam się dookoła. Ujrzałam grupkę chłopaków i dziewczyn, którzy rozmawiali i spoglądali na mnie. Szeptali między sobą. I nic na to nie mogłam poradzić, ale wydawało mi się, że mówią o mnie.

Jeden z nich odszedł od reszty. Jego opalona skóra wydawała się płonąć, a jego czarna czapka lekko opinała włosy. Wpatrując się we mnie podszedł.

-Jesteś Charlotte?- zapytał, a ja nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Pomyślałam, że będę się na niego patrzeć tak jakbym nie mówiła po angielsku.

To znaczy, że mogłabym być włoszką albo kimś innym.

-To zależy- odpowiedziałam. Chaos panował w mojej głowie. Stłumił śmiech, więc założyłam, że przyjął 'to zależy' jako tak.

-Ty jesteś Charlotte Harrego?- spytał bardziej serio.

-Nie. Mam na myśli. W pewnym sensie. Cóż. Byłam- zacinałam się. Poczułam jak moje policzki robią się czerwone, kiedy metro się zatrzymało. To było dla mnie niezręczne, więc się odezwałam:

-Muszę już iść- i wyszłam stamtąd całkowicie.

Poczułam jak zimny wiaterek uderza w moją twarz i to wydawało się być ochłodą dla moich policzków. Dlaczego zachowałam się jak idiotka przy tak atrakcyjnym chłopaku? Dlaczego ja myślę o tym jak się zachowywałam na litość boską? Chłopak zadał mi pytanie, czy moje imię to Charlotte i czy byłam Charlotte Harrego! On nie wyglądał jakby był zaangożawany w jakimś gangu. On nie wyglądał jakby się zadawał z takim kimś jak Harry, albo Aiden. Tak czy inaczej, to nie ma znaczenia. W tym momencie, potrzebowałam być czujna i świadoma Charliego.

Charlie wydawał się być bardziej szkodliwy niż Aiden.

A Aiden groził mi, że mnie zabije.

_____________________________________________________________________________

niestety ale od jutra rozdziały będą pojawiać się co kilka dni więc jutro raczej się nie pojawi :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro