Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To zwykła iluzja - III

          — To tak... — przeciągnęłam nieco znudzona tą żmudną wędrówką tuż pod drzwi mieszkania — Nie wolno ci niczego dotykać, a broń cię boże odprawiać swoich jakichkolwiek czarów, jasne? Na dobrą sprawę nie powinieneś robić nic poza staniem w mieszkaniu — rzuciłam mu krótkie spojrzenie, które pokwitował kiwnięciem głowy.

     Wepchnęłam dłoń do kieszeni kurtki. Lekko zaniepokojona brakiem kluczy sprawdziłam wszystkie w kolejności, od najczęściej używanych do tych najmniejszych schowków. Jednak moje poszukiwania nie zdążyły ubiec jego uwadze, co ukazał szybkim wychyleniem szczupłych palców przed moje ramię.

          Nasze oczy napotkały się momentalnie. — Brak kluczy do drzwi? Kiepska sprawa.

          — Niekoniecznie — delikatne postukiwanie o drzwi rozniosło się w powietrzu. — Możliwe, że pani Mirabelle jeszcze jest w środku, bo inaczej będę zmuszona ją odwiedzić w jej własnym domu... parę ulic dalej. A ty stałbyś tutaj pod drzwiami bez celu i–

          — Jeślibym ładnie poprosił to zabrałabyś mnie ze sobą? — nie musiałam odwracać wzroku, by wyczuć ciepły uśmiech na jego ustach.

          — Nawet nie mam wyjścia, poza tym–

     Po chwili uchylone drzwi ukazały za sobą właśnie nikogo innego, jak panią Mirabelle (co nie powiem, uradowało mnie poniekąd). Słysząc zapewne całą rozmowę wyciągnęła pomarszczoną dłoń i szarpnęła mój nadgarstek rzucając między palce klucze. Wysoki mężczyzna nie wiadomo kiedy, prześlizgnął się obok nas do mieszkania, nachyliłam głowę ku stronie staruszki przy okazji pilnując kroki blondyna.

          — Dziękuję za pomoc, ale teraz muszę już... powitać gościa.

          Szare tęczówki przeszywającym wzrokiem poruszyły moje obawy, uścisnęła lekuchno mą dłoń i rzekła oddalając kroki ku schodom: — Jesteś w dobrych rękach, jak mniemam. Nie martw się, wysłuchaj go do samego końca.

     Zaniepokojona zacisnęłam klucze w dłoniach. Dochodzi mnie pewny domysł, czyżbym ja kiedyś wcześniej nie otrzymała podobnych słów pod swoim adresem? Może zwyczajnie mi się wydaje? Nieświadomie odprowadziłam staruszkę zbitym z tropu wzrokiem do samochodu, który od razu ruszył z miejsca, znikając pośród zielonkawych drzew. Oparłam plecy o barierkę mając nikłą nadzieję, że wszystko co teraz może się przydarzyć będzie jedynie tylko wymysłem mojej wybujałej wyobraźni.
     Tymczasem co otrzymuję? Głuchy trzask dochodzący właśnie z wnętrza któregoś z pokoi, błagam, oby tylko się nie wywalił i czegoś nie stłukł.
     Prędko zatrzasnęłam drzwi mierząc wzrokiem korytarz, zostawił buty jak widzę. Uczyniłam to samo zrzucając z siebie zbędną kurtkę, przechodząc obok wejścia do sypialni. Cichy mamrot dochodził właśnie stamtąd.

          Pchnęłam drzwi, gdzie od razu ujrzałam nienaruszoną pościel na łóżku oraz całkowity porządek. — All of Love, gdzie ty jesteś?

          Nieco zaskoczona poprowadziłam swoje przeczucie do kuchni, co było świetnym pomysłem, gdyż mężczyzna siedział grzecznie na krześle. Obrócił głowę w stronę wejścia, w którym stałam zrezygnowana — To chyba nie żaden problem, iż siedzę tutaj, a w nakazie zabroniono mi tej czynności? — pospiesznie poderwał się z miejsca widząc moją reakcję.

     Ignorując kompletnie pytanie zdążyłam zgarnąć po drodze ze stołu filiżankę po poprzednim gościu, odstawiając ją do zlewu oraz rozpoczęłam przygotowanie do przyjęcia kolejnego gościa – morderczego krwiożercy z niebywałym entuzjazmem do wszystkiego. Westchnęłam od czasu do czasu zerkając na krwiste tęczówki, będące obiektem mojego zainteresowania.

          — Myślałam, że będziesz nieco bardziej nieokrzesany, a tu proszę... — pstryknęłam guzik czajnika, poświęcając mu w ten czas największą uwagę. — Jesteś dosyć spokojny.

          — W przeciwnym wypadku wyrzuciłabyś mnie stąd nim zapragnąłbym przekroczyć próg tego budynku, [T/I]... — jego wzrok, kuszący do czegoś co mogłoby zwieść mnie z każdej logicznej drogi i sensu tego spotkania, nie ustawał w swoich gestach, zgrabnym krokiem zbliżył się do stołu. — Ciekawi cię moje przybycie, czyż nie o to właśnie chciałaś zapytać?

     Nie wiedziałam w zupełności, jak mam poprowadzić dalszą rozmowę, a co dopiero przemyśleć uważnie każdą jego odpowiedź. Ponownie ruszył kilka kroków w moją stronę, lekko wytrącona złapałam za – wciąż wiszący na mojej szyi – zegarek. Zostałam dosłownie przyparta do blatu nie mając jakiejkolwiek drogi ucieczki, zmrużonym wzrokiem świdrował moją lękliwą posturę. Gładka dłoń zetknięta z moim uchem, nasze twarze dzieliły zupełnie minimalne jednostki odległości. Strach przeszył moje ciało na wskroś; o co może mu chodzić do cholery!?
     Bez słowa przymknęłam powieki, licząc w tym momencie na jego... łaskę? Łaskę pozostawienia mnie w nienaruszonym stanie i spokoju. Co o dziwo nie mogłam otrzymać, czując chłodne mrowienie w okolicy swojej szyi, uporczywie irytujące.

          — Otwórz oczy — rozweselony głos wampira nie brzmiał tak blisko, jak mi się mogło wydawać. — Chyba znowu nie uległaś strachowi przede mną?

     Wzniosłam powolnie powieki, czując momentalnie strzał prosto w serce, które swoim prędkim biciem zasygnalizowało nagłą ospałość ciała. W bezruchu patrzyłam na postać chichoczącego blondyna, zakrywającego dłonią usta. Krwistoczerwone tęczówki wysokiego mężczyzny pobudziły kolejne myśli, zawitały wyblakłe wspomnienia.
      Przeszywające ukłucie w głowie; nabrałam wdech w płucach, kiedy niespodziewanie zawirował mi świat przed oczami. Przyłożyłam dłoń do blatu łapiąc w ostatniej chwili swój ratunek. Zmarszczyłam brwi tuż po pomocy wampira, który już z mieszanymi emocjami na twarzy pochwycił moje ramię prowadząc prędko do stołu.

          Usadawiając na miejscu starał się nie spuszczać ze mnie wzroku, jednak będąc ciągle nieświadoma tego co mówię i robię wysunęłam ku niemu gniewny gest zaciśniętej pięści. — Gadaj co ty tutaj za czary odprawiasz, już...!

     Westchnął odwracając wzrok, jakby karcąc w myślach samego siebie, za to co zrobił. Zmarkotniał, dostrzegał swój błąd. Wiedział, coś, o czym ja nie miałam bladego pojęcia. Zdążyłam dostrzec szybkie spojrzenie z uśmieszkiem starające się wybronić jego osobę z zaistniałego zdarzenia.

          Pstryknął palcami chichocząc. — Nie śmiałbym nic zrobić...!

          — Że co proszę? — niespodziewanie ziewnęłam. — Przecież przed paroma chwilami nie byłam śpiąca! Niech no tylko poczuję się gorzej przez ciebie, a już cię–

     Nie zdążyłam nawet skończyć wywodu. Opadłam na stół i tym samym w podświadomości zdałam sobie sprawę z tego, iż wpuszczenie go do swojego mieszkania było równie fatalne w skutkach, jak i samo stracenie przytomności w obecności wampira.

~—◇—◇—~

     Otworzyłam szeroko oczy chcąc od razu wykrzyknąć dalszą część groźby skierowanej do wysokiego blondyna... którego już przy mnie nie było. Skołowana rozejrzałam się wkoło, co to za miejsce owiane jakąś mroczną tajemnicą? Jakiś sen? Wszędzie panowała ciemność, lazurowe podłoże usłane czerwonym i postrzępionym płótnem, będącym jednocześnie kurtyną sunącą wzdłuż sufitu. Ściany bogate w złotawe ozdobniki. Pomieszczenie mogłoby przypominać dla wielu losowo zapytanych osób nic innego, jak samą komnatę jakiegoś zamku. Parę chwil utwierdziło moje przekonanie, iż nie jestem tutaj sama, obce odgłosy zaciągnęły moją osobę za jeden ze śnieżnobiałych filarów tuż za kurtyną.

          — ...Nie popieram twoich uczuć co do tej śmiertelnicy bracie, lecz jestem skłonny przyznać, iż roztropnie popełniłeś używając swoich zaklęć — obcy, ociężały głos stawał się z każdą chwilą coraz bardziej wyraźniejszy. — W szczególności, kiedy ona sama zaproponowała–

          — Tu nie chodzi o jej decyzję, zrobiłem to, bo nie mógłbym niczemu innemu zaradzić, by była bezpieczna — niespodziewanie sylwetka dobrze znanego mi wampira uchyliła się ku mnie, zaskoczona zerknęłam w jego stronę, lecz on jakby patrząc wprost nie dostrzegał nikogo poza swoim towarzyszem. — Tyle, że teraz dostrzegłem swój błąd i... chcę to naprawić.

     "Czy to... All of Love!? O czym on mówi, a w zasadzie... do kogo?" — wysunęłam rękę w stronę wampira machając nią przed oczami blondyna, nie reagował.

     Nie kryjąc swojej ciekawości wstąpiłam na krwistoczerwony dywanik, jednocześnie zerkając na rozmytą sylwetkę postaci. Kim on jest, czyżby to była dla niego jakaś bliższa rodzina? Każdym kolejnym sposobem dostrzeżenia mrocznej postaci tylko nabywałam niepewności co do tego miejsca. Sylwetka mężczyzny rozpłynęła się pod postacią sporej kałuży smoły, która w mgnieniu oka oplotła moje stopy. Wyraźne łuki danej materii tylko unieruchomiły wszystkie kończyny mego skrępowanego, przez "sznury", ciała. Szamotaninie nie było końca, próbowałam nawet wezwać jedyną osobę stojącą zaledwie parę kroków dalej. Bezskutecznie. Rozbite spojrzenie przewiercało mnie na wylot; czerwone tęczówki oczu wyrażały żal, jakby tym razem dostrzegając moją osobę.

          Sytuacja wymykała się powoli spod kontroli, a ja mając już tego wszystkiego dosyć krzyknęłam nagle: — All of Love, co się tutaj wyprawia i gdzie ja do jasnej cholery jestem!? Mówiłam, żebyś nie używał swoich zaklęć na mnie, masz się tym zająć i to już!

          — Drugi raz nie popełnię tego samego błędu... — rzekł, gdy po chwili poczułam natychmiastową ulgę.

     Szarpnęłam rękoma uwalniając się od nieznanej mazi, której smugi pojedynczo spływały po ubraniu. Osłabione i bezbronne w tym momencie wyglądały znacznie lepiej niż pod poprzednią formą. Wzniosłam wzrok na miejsce, gdzie powinien stać jegomość, lecz już go tam nie było, znowu zniknął tak samo jak i się zjawił?
     Marszcząc brwi udałam, iż nic tutaj nie zaszło ruszając na obeznanie miejsca, bądź i nawet świata, w którym się obecnie znajduję. Za długim, dostojnym korytarzem ukazała się wręcz lukrowana kraina, miodem i mlekiem oblana. Ogród przypominał jeden z tych, w których wszyscy żyją szczęśliwie, ale czy wolno mi tak powiedzieć o tym ogrodzie? Wypadałoby się przekonać.

     Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to huśtawki, powolnie bujane wiatrem, a na nich kilka książek. Chodniki przyprószone białymi płatkami kwitnących drzewek. Wszystko wygląda tak spokojnie, zbyt spokojnie...

          — Hej, _____! — stłumiony głos rozbrzmiał za moimi plecami.— Nie uciekaj, poczekaj na mnie!

     Za swoimi plecami ujrzałam nikogo innego jak samą siebie, mająca ledwie paręnaście lat. Dziewczynkę biegnącą za czymś co stało przede mną, przyglądałam się jej w zdezorientowaniu. Naprawdę byłam kiedyś takim beztroskim dzieckiem? Śmignęła obok mnie z prędkością silnie wiejącego wiatru. Nim spostrzegłam mała już bujała się na jednej z huśtawek odpychając stopami niezdarnie od podłoża. Chichotała coraz szybciej machając bosymi stopami, gdy podeszłam niepewnym krokiem coś jakby olśniło moje myśli. To miejsce, już wiem gdzie jestem... przed oczami frunął motyl, którego wskazała "młodsza ja" mówiąc tym razem coś, czego nie dane było mi usłyszeć. Poruszała ustami, widziałam jak wysuwa do niego dłoń, a dwubarwne skrzydła osłoniły chudziutką dłoń.

          "Nie wierzę... przez tyle lat...". — [T/I], twój kochany wujek wrócił! — odwróciłam prędko głowę, by móc znów ujrzeć tym razem znajomą mi twarz.

     Dziewczynka poderwała się z huśtawki ciągle utrzymując ozdobne zwierzątko. Biegnący w jej stronę mężczyzna już po chwili wylądował w jej ramionach ściskając i szepcząc jej do ucha parę słów. Spoglądałam na sylwetki radosnych postaci nie rozumiejąc, dlaczego ukazał mi się akurat ten obraz z przeszłości. Kujące uczucie smutku przedarło moje serce wpół. 

          — Skąd ja się tutaj wzięłam... czy to jakaś iluzja, która z czasem zniknie, gdy się obudzę? — spuściłam wzrok na kwiecisty chodnik, to wszystko nie ma najmniejszego sensu.

          — Jesteś tutaj, w swoich wspomnieniach, które dawno zostały pogrzebane — wzniosłam wzrok na mężczyznę. — Celowo zostałaś tutaj przysłana.

          Zbliżył krok ciągnąc za sobą dłoń dziewczynki. — Dlaczego cię widzę? Przecież ty już dawno...

          Uśmiechnął się minimalnie dotykając palcami mego ramienia — Weź ją, pytaj o co zechcesz, gdyż odpowie na każde twoje pytanie — przekazał mi rękę młodej osóbki, przymknęłam oczy nieco zirytowana ciągłymi wypowiedziami rodem z jakiegoś dennego filmu.
Co teraz? Mam tak po prostu rozmawiać ze sobą z przeszłości? Przecież to szaleństwo! Odrętwiałe nogi sprowadziły myśli na inny tor, mrugnęłam w zdumieniu, gdy sylwetka mężczyzny zniknęła bez śladu. Gdzie on uciekł?

          — Zabiorę cię stąd, ale pod jednym warunkiem — usłyszałam oschły głosik, bez słowa przytaknęłam gestem poświęcając jej całą uwagę. — Okaż swoje zainteresowanie komukolwiek podczas przeprawy przez wspomnienia, to jest tutaj istotne.

     Silne szarpnięcie nadgarstka nagle zbiło mnie z tropu, dziewczynka ruszyła w stronę długiego chodnika pędząc razem ze mną. W głowie już dudniły miliony pytań, przyprawiające o gęsią skórkę na ciele. Niespodziewanie nastała ciemność. Wszelkie źródła bijącego blasku przygasły; nie ma już niczego, zniknęło pełne spokoju miejsce. Postukiwanie kawałków drewna rozniosło się wkoło, szelest kartek papieru, rzuty kamieniami do zbiornika wody.

          Nieprzyjemny chłód przeleciał przeze mnie owijając się na moim ramieniu niczym wąż. — Odsłonię twoje oczy... powiedz mi co widzisz, i czy pamiętasz skądś to miejsce.

     W ciągu kilku chwil byłam w stanie ujrzeć kolejne ciekawe dla oka zjawisko. Dym niosący pod sufitem pokoju, obitego drewnianymi deskami od wewnątrz, wszystko to, co nie posiada zbytniej wartości w moim przekonaniu. Dostrzegłam też parę lichutkich mebli stojących w rogach ścian, stalowe regały ledwie utrzymujące kilkusetstronicowe tomy książek. Ruszyłam w stronę ogromnego obrazu leżącego tuż przy drzwiach. Otworzyłam szerzej oczy przypominając sobie, gdzie moje stopy właśnie stąpają.
     Skrzypnięcie drzwi poprowadziło mój wzrok na nie, skąd nagle wbiegły dwie osoby łączące swoje ręce, złowróżbnie obijając się o ścianę.

          — Przyprowadziłaś mnie tutaj żebym patrzyła na scenę walki? — rzuciłam wredne spojrzenie młodszej osobie, która siedziała na jednym z regałów. — Chociaż bardziej dziwi mnie fakt, że jesteś młodszą wersją mnie i zamierzasz to wszystko oglądać.

          Wywaliła język mamrocząc coś pod nosem. — Przypatrz się uważnie i siedź cicho!

     Zignorowałam odzywkę, ale postąpiłam zgodnie z jej wolą. Spojrzałam na mężczyznę, który okładał raz po raz pięściami plecy oraz dolne partie ciała swojego przeciwnika. Wyglądało na to, że walka dopiero nabiera tempa. Do słuchu docierały tylko nikłe słowa, wyzwiska kierowane w stronę ich obydwu, powalony pociągnął za sobą nieznaną mi sylwetkę kopiąc brutalnie w sam środek klatki piersiowej. Jak tak dalej pójdzie, to jeden z nich zaraz tutaj wykituje.

          — Naprawdę będę musiała się w to wtrącić? — odwróciłam do niej wściekłe i paraliżujące spojrzenie. — Chcesz bym okazała komuś jakieś uczucie? Może współczucie dla tego mężczyzny, który zaraz będzie przypominał zgniecione, kwaśne jabłko!

          — Na pewno nie chcesz zobaczyć co się zaraz wydarzy? To nie ma nic wspólnego z tymi mężczyznami, za chwilę będzie jeszcze ciekawiej, gdy–

          — Nie interesuje mnie to... zabierz mnie stąd, już! Nie zamierzam ich godzić w żaden sposób!

          Zaśmiała się głośno, wysunęła palec w moją stronę z podejrzanym uśmiechem.  — Wrócisz tutaj następnym razem, ale tak szybko się stąd nie wydostaniesz, [T /I]!

     Śmiech, to była ostatnia rzecz jaką wyłapały zmysły tuż po upadku na twarde podłoże...

~—◇—◇—~

     Mruknęłam pod nosem ze zmęczenia, ciało wydawało się zbytnio ociężałe, jak przed tymi wymyślnymi zdarzeniami. Próba poderwania ciała do pionu zakończona sukcesem wraz z pomocą podpartej dłoni za plecami. Ciekawe, gdzie tym razem jestem...? Ściany mojej sypialni utkwiły mnie w przekonaniu, iż wszystko zdążyło wrócić do normy. No nareszcie.
     Wzniosłam wzrok na uchylone drzwi, cisza i spokój. Lekko zaniepokojona brakiem jakichkolwiek odgłosów przycisnęłam dłoń do czoła, zrzucając z siebie pościel ruszyłam do wyjścia. Żadnych szeptów ani nic, jakby zupełnie nie było tutaj nikogo poza mną, a przecież dałabym sobie głowę uciąć, iż z kimś dzieliłam ostatnie godziny. Zegar wyraźnie wskazywał na późną porę, wręcz na sam środek ciemnej nocy. Świadomość zawróciła mnie po rozum do głowy; no tak, przecież był tutaj ten wampir. Pewnie się stąd zawinął nim cokolwiek zdążyłam z niego wydusić siłą...

          — Cholera, mam kaca czy co? — masując skronie weszłam do kuchni z nadzieją na jakikolwiek ratunek od uciążliwego bólu. — All of Love...? 

     Ślad po nim zaginął; zarzuciłam dłonie na kark, wróci jeszcze? Czy kiedykolwiek go zobaczę? Czas pokaże. Za przymkniętymi powiekami panowała ciemność, kojarząca się z końcem wszystkiego co posiadamy. Nicość, zło w czystej postaci. Wszystkie stereotypy przekraczają granicę kłamstwa na stałe usadawiając swoje stanowisko na fotelu fałszerstwa.
     Dwa dni temu nie miałam nawet pojęcia o istnieniu jakichkolwiek nadprzyrodzonych istot, a dzisiaj? Rozmawiałam z wampirem, zapraszając go do mieszkania na pogawędkę. Zaśmiałam się pod nosem na samą myśl o nim. Krwistoczerwone ślepia wpatrujące się we mnie z uwagą, gdy wypowiadam każde słowo, ostre kły układające się w naturalnie szczery uśmiech... jak niesprawiedliwie zostałeś skreślony przez swoje wampirze "ja". Tylko, dlaczego nic o tobie nie wiem, nie zapytałam wprost... choć miałam niejedną okazję, by to zrobić.
Uchyliłam powieki kładąc dłoń na karku, wbijając wzrok w sufit. Pod palcami czułam tylko skórę, zdając sobie sprawę, iż podziałam kolejną rzecz (skromnie włączając w to nieśmiertelną istotę).

     "Później się tym zajmę, teraz priorytetem jest odnalezienie tego zabawnego blondyna" — zamachnęłam dłonią za sobą opierając się plecami o meble.

     Sunęłam palcami po blacie kuchennym, jednak coś stanęło na drodze tej czynności, a tym czymś była zwykła różowa kartka papieru. Rozwinęłam pogięty liścik, staranne pismo od razu przykuło mój wzrok, nie mogąc oprzeć się pokusie zaczęłam czytać.

          — "Myślałem, że robię dobrze czyniąc w ten sposób, jednak uświadomiłaś mnie w porę swoim zachowaniem. Przepraszam, więcej się to nie powtórzy" — zagięty róg kartki sugerował dodatkowy zapis, który szybko zauważyłam. — "PS Byłbym wielce szczęśliwy, gdybyś nie straciła do mnie sympatii".

     Mimowolnie na moją twarz wpełzł uśmiech, czego powodem było maleńkie serduszko dorysowane tuż pod koniec zdania... All of Love, chyba zaczynam się oswajać z twoją wyjątkową osobowością.

          — I nawet nie próbuj tego zepsuć... — dodałam z uśmiechem na ustach, gdy nagle poczułam zapach kwiecistych perfum z karteczki, naprawdę to zrobił.

~~~~~~
(a /n) muszę przyznać, że jestem dumna z końcówki tego rozdziału, bo w końcu akcja jakoś nabiera tego głębszego przekazu fabuły.(^v^)więc... czekam na opinie. ^^
ostatnio biorę się za pisanie, wiecie, egzaminy minęły, więc jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! piszcie kochani kiedy chcecie następną część, mogę dodać nawet na drugi dzień~. (jak się ma w drafcie na zapas, to się można rozrzucać B).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro