3.
Budzik niemiłosiernie wyrwał mnie z najprzyjemniejszej czynności jaką jest sen. Zwlekłam się leniwie z łóżka i pocierając oczy, ruszyłam do łazienki. Odświeżyłam się i umyłam włosy. zdając sobie sprawę, że to może ostatni raz w tym tygodniu kiedy mam czas na coś innego niż praca i sen. Wyszczotkowałam zęby i wytuszowałam rzęsy, ówcześnie je podkręcając. Założyłam czarne dżinsy i czarną koszulkę z logiem AC/DC, a na nogi wsunęłam moją słabość – skarpetki w tęczowe jednorożce. Przetarłam spierzchnięte usta i posmarowałam je balsamem. Wysuszyłam włosy i ułożyłam je na szybko, pryskając się jednocześnie perfumami.
Wyszłam z łazienki i włączyłam express do kawy. Wsadziłam bułkę do tostera, a na patelni rozbiłam jajko. Położyłam ser i szynkę na ciepłej bułce, a na górę wrzuciłam jajko sadzone. Ucięłam szczypiorek stojący na parapecie i posypałam nim górę kanapki, uprzednio doprawiając ją pieprzem. Zadowolona przyłożyłam swoje dzieło druga częścią bułki i wgryzłam się ambrozję bogów.
– Kurwa mać! – zaklęłam, kiedy spojrzałam na zegarek, pijąc kawę. Zegar pokazywał, że jeżeli za siedem minut nie pojawię się w FBI, to dostanę taki opierdol, że ja pierdole. W biegu złapałam skórzany plecak i założyłam kaburę z bronią na udo, a odznakę przypięłam do paska. Założyłam skórzaną kurtkę, zasznurowałam glany i zbiegłam dwa piętra w dół uprzednio zamykając drzwi do mieszkania. Wsiadłam na ścigacza i założyłam kask, który zgarnęłam w ostatniej chwili z przedpokoju. Odpaliłam Kawasaki i wyjechałam z parkingu podziemnego włączając się do ruchu.
Wbiegłam do gabinetu zapisanego w aktach przekazanych przez Michaela, kiedy na zegarze wybiła ósma. Joe westchnął cicho i wskazał mi miejsce obok Zoe, które szybko zajęłam aby nie wkurwiać go jeszcze bardziej. Poza di Angelo i Thomsonem w sali siedział również Payne z głupim uśmiechem i piętnastu agentów znanych mi tylko z widzenia.
– Dobrze. Skoro jesteśmy już wszyscy chciałem zacząć od przedstawienia się wszystkim. Może ja zacznę. Nazywam się Joseph Thomson, mówcie mi Joe i jestem głównym dowodzącym oddziału B78 oraz nadzoruje grupę 78 – powiedział Thomson, a potem spojrzał na mnie wyczekująco, co uznałam za zabawne, gdyż jeszcze wczoraj chciał abym zamknęła ryj i nie odzywała się najlepiej do końca życia.
– Aidana Mormont, mówcie jak chcecie, tylko nie Dany i Dana – zaczęłam posyłając Payne'owi mordercze spojrzenie, a szatyn wysłał mi całusa w powietrzu – jestem głównym dowódcą akcji w terenie i wywiadu oddziału B78 – skończyłam, a niektórzy z obecnych na sali wymienili kpiące spojrzenia. Nie skomentowałam tego, tylko pozwoliłam spokojnie przedstawić się Michaelowi, który okazał się głównym informatykiem w naszym oddziale. Następna w kolejce była Zoe, która swoją wypowiedzią wbiła wszystkich w podłogę.
– Agent Suzanne di Angelo, główny analityk i psycholog tego oddziału, więc na początku wyjaśnijmy sobie jedno. Mnie i moją koleżankę nie ruszą szowinistyczne żarty, ale proszę was, panowie. Jesteśmy w poważnej rządowej instytucji, więc komentowanie naszej płci czy wieku jest tak bardzo nie na miejscu jak to tylko możliwie – oznajmiła kobieta, a między agentami przebiegł pomruk jakiejś zgody. Potem po kolei przedstawiali się członkowie zespołu, ale jakoś nieszczególnie zwracałam uwagę na wypowiadane imiona, bo wszyscy noszą identyfikatory, przez co mogłam dość szybko określić imię współpracownika. Musiałam tylko spamiętać, kto należy do jakiego pododdziału, a reszta to były nic nie warte litery.
– Zacznijmy od tego, że w tym gabinecie będą spotykać się tylko główni dowódcy. Pododdziały będą mieć własne biura, a pododdział terenowy będzie mieć dwa połączone z racji na swą liczebność. Fierro rozdaj teczki – polecił, a wysoki chłopak o czarnych włosach z zielonymi końcówkami rozdał wszystkim teczki w trzech różnych kolorach–żółtym, czerwonym i zielonym. Kiedy praktykant położył przede mną żółtą teczkę uśmiechnęłam się widząc napis "PODODDZIAŁ TERENOWO-WYWIADOWCZY".
– Na pierwszej stronie macie dane organizacyjne. Zapoznajcie się z nimi teraz, a potem udajcie się do wyznaczonych biur. Na tej samej stronie macie adres email na który dostaniecie dzisiejsze zadania od swoich przełożonych. Dowódcy zostają, a reszta rozejść się–rozkazał Joe, a ja uśmiechnęłam się widząc, jak moi podwładni opuszczają salę. Jaki to piękny rzeczownik w liczbie mnogiej "podwładni". Chuj z tym, że wszyscy moi "podwładni" są starsi ode mnie o parę lat, ale ta władza...
– A więc tak. Suzanne, twoi ludzie zajmują się tworzeniem planu akcji na wyścigi. Michael przygotowujecie sprzęt i obserwujecie Dark web. Aidy, wy zajmiecie się obserwowaniem i wyszukiwaniem informacji o potwierdzonych członkach Lupi oraz wyszukiwaniem nieznanych nam członków. Często będziecie działać w terenie, obserwując danych członków Lupi. Opisy zadań dostaniecie na maile, więc nie martwcie się, ale pracę w swoich zespołach musicie rozłożyć sami. Maile i nazwiska oraz skrócone akta współpracowników znajdują się w teczce, więc sami zdecydujcie o charakterze przydzielonego zdania. Nasza praca będzie prowadzona wspólnie z dwoma innymi oddziałami– A78 i C78. My jesteśmy B78, bo pracujemy na drugą zmianę, A78 na pierwszą, a C78 na trzecią. O ósmej, szesnastej i o północy następuje przekazanie zmian na której muszą być obecni wszyscy dowodzący ze wszystkich pododdziałów grupy 78–powiedział Joe, a jęknęłam na myśl o nieprzespanych godzinach – Przekazanie zmiany będzie trwać maksymalnie piętnaście minut, więc spokojnie zdążycie się wyspać przed swoją zmianą. Na razie to tyle. Czy są jakieś pytania? – zapytał Thomson, ale nikt się nie odezwał, więc szef odesłał nas od biur.
Weszłam do biura i uśmiechnęłam się widząc przestronne pomieszczenie z pięcioma stanowiskami pracy. Na każde stanowisko składało się duże biurko, laptop, komputer stacjonarny, drukarka, regał z segregatorami i pudełko z artykułami biurowymi. Podeszłam do biurka oznaczonego moim nazwiskiem, na którym znajdowały się dwa dodatkowe komputery i laptopy. Zajęłam miejsce na fotelu na kółkach, a wcześniej pozbyłam się podkładki pod lędźwie, której zwyczajnie nienawidziłam. Poustawiałam monitory pod odpowiednim dla siebie kątem i ogarnęłam biurko pod swoje potrzeby. Zalogowałam się do bazy FBI przykładając identyfikator do czytnika, a na kolejny laptopie otworzyłam maila. Westchnęłam otwierając teczkę i zalogowałam się na podanego maila.
– Zajebie cię Payne. Przysięgam na moje Kawasaki – parsknęłam cicho, patrząc na hasło, które brzmiało DanyMatkaSmoków2839. Niby hasła do tego typów kont generowały się automatycznie, to jednak Payne postanowił sobie zażartować w dość kiepski sposób, ale ja szybko zmieniłam hasło.
Odetchnęłam, odchylając się na fotelu, kiedy kliknęłam enter, wysyłając ostatniego maila. Spojrzałam na zegarek i przymknęłam oczy zdając sobie sprawę, że zmianę kończę dopiero za sześć i pół godziny, przez co rozbolała mnie głowa. Potrząsnęłam nią i przeciągnęłam się zabierając się do pracy. Moim zadaniem było wynalezienie szczegółów o głównym szefie w klice w Waszyngtonie. Lupi nazywało swoich przywódców Alfami, a kliki Watahami, więc zajęłam się poszukiwaniem Alfy Watahy w Waszyngtonie. Swoja drogą te nawiązania do wilków były tak częste, że aż się zastanawiałam co przyświecało założycielowi. Przez swoją dociekliwość sprawdziłam jeszcze raz Anthony'ego Hoopera. Okazało się, że mężczyzna znalazł w lesie młodego wilka we wnykach i bardzo zżył się ze zwierzakiem któremu nadał imię Zeus. Niektóre źródła spekulowały, że to dlatego, że Zeus rzucił się zasłaniając swojego pana, co skończyło się śmiercią wiernego wilka Hooper nadał nazwę gangowi. Inne twierdziły zaś, że to dlatego, że zanim gang przyjął swoją nazwę, często ludzie nazywali ich tymi z wilkiem, lub po prostu wilkami ze względu na towarzysza przywódcy. Anthony był nie do końca zrównoważonym człowiek, a Zeusa wychował na krwiożerczą bestię posłuszną swemu panu, która była jednocześnie katem i obrońcą mężczyzny.
– Matko Smoków! Przerwa na kawkę, bo zaraz nam tu padniesz trupem i kto będzie nam robił średnią przekleństw – krzyknął Payne, a ja oderwałam się od zajęć patrząc na mężczyznę, który wszedł do mojego biura wraz z grupą praktykantów. Moi podwładni z radością oderwali się od biurek i odebrali napój bogów od praktykantów. Za nimi z kawą w dłoni weszła Suzanne, która wyglądała jak po przejściu huraganu. W jej zmierzwionych włosach znajdowały się ścinki papieru, a ubrania były nadzwyczajnie pogniecione i jakby rozwiane wiatrem.
– Przeszło jakieś tornado o którym nie wiem? Wyglądasz fatalnie – skomentowałam, a di Angelo posłała mi mordercze spojrzenie.
– Jeden z debili - analityków, Halfborn, chciał włączyć klimę, ale coś zjebał, choć nie wiedziałam, że to możliwe na taką skalę i w naszym biurze powstało tornado. Uciekając przed wiatrem kopnął, kurwa, niszczarkę! – warknęła zirytowana kobieta wyciągając z włosów skrawki zniszczonych papierów, przez co prawie oplułam się swoją kawą. Payne zachichotał jak mała dziewczynka, przez co zaśmiałam się jeszcze głośniej, a di Angelo mruknęła coś o "popierdolonych dzieciach w FBI". Oparłam się jedną ręką o biurko, a drugą starałam powstrzymać kawę przed rozlaniem.
– Proszę pani. Mam raporty na temat kliki w Waszyngtonie – jakiś agent o ulizanych blond włosach podszedł do naszej trójki i wyciągnął w moja stronę teczkę. Uniosłam brwi na zwrot jakiego użył, ale tylko kiwnęłam głową i położyłam teczkę na biurko. Suzanne zaśmiała się głośno, a Michael spojrzał na mnie uniżonym spojrzeniem.
– Pani? Nie wiedziałem, że taka stara jesteś! – zaśmiał się Payne, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.
– Proszę pani, pani się tak nie denerwuje, bo pani zaraz mi oczy wydłubie. Angie ratuj! Pani Mormont się zdenerwowała! – krzyknął piskliwym głosem Payne, a ja zmroziłam go wzrokiem.
– Wypierdalaj. Wypierdalaj w tej chwili! – krzyknęłam dziwiąc się do jakiego stopnia potrafi mnie wkurzyć ten pierdolony agencik. Informatyk uniósł dłonie i wyszedł z mojego biura, a ja oparłam się o biurko i przymknęłam oczy.
– Wyglądasz jakbyś serio chciała go zabić – stwierdziła di Angelo, a ja skierowałam na nią wzrok spod przymrużonych oczu. W mojej głowie rozwijały się niepokojące scenariusze o różnych rodzajach śmierci i torturach, ale szybko odebrałam kontrolę mojemu prawdziwemu " ja".
– Nawet nie wiesz jak bardzo – westchnęłam, a blondynka uniosła delikatnie kącik dopijając kawę, co mnie nieco zdziwiło, bo zazwyczaj reakcja wyglądał w ten sposób "Jesteś pojebana, idź się leczyć". Wstałam z blatu i odstawiłam kubek obok innych opróżnionych naczyń i usiadłam za biurkiem opierając dłonie na podłokietnikach.
– Idziesz ze mną na strzelnicę po zmianie, aby trochę się odstresować? – zaproponowała di Angelo, a ja pokiwałam głową. Blondynka wyszła z biura wymieniając się ze mną numerem telefonu, a ja zajęłam się swoim zajęciem, zapoznając się z raportem ulizanego agencika.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro