Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18.

– Oderwijcie się na chwilę od swoich zajęć – zwróciłam się do podlegającemu mi oddziałowi, a wszyscy spojrzeli na mnie.

– Przeprowadzamy akcję w terenie, a Thomson dostał polecenie z góry aby wymieszać składy oddziałów. Za chwilę wszyscy dostaniecie na skrzynkę wiadomość o nowym przydziale i wszyscy zmienicie biuro. Był miło być dowódcą tego oddziału – powiedziałam nienaturalnie chłodnym i wyprutym z emocji głosem. Nikt nie zadawał pytań, tylko wszyscy otworzyli pocztę i rozpoczęli pakowanie.

– Do widzenia pani Mormont – zwrócił się do mnie blondyn wychodząc z biura, a ja uniosłam kącik ust również się żegnając. Podeszłam do biurka i uruchomiłam laptopa obserwując pakujących się towarzyszy. Zalogowałam się na skrzynkę i otworzyłam najnowszego maila od Payne'a.

Aidana Callie Mormont numer identyfikacyjny 962015K. Dowódca jednostki operacyjnej 78 AW. Przydział biura W78 piętro 6. Członkowie grupy: J.Dart, J.McKinley, M.Smith, V.Snow, C.Swann, D.Smith, C.Madson, J.Greenwood, G.Anderson, H.Tremblay, D.White, P.Smith, J.Wang, H.Jefferson, T.Swift i E.Walker.

Westchnęłam poirytowana zmianą biura i spakowałam swoje rzeczy. Ruszyłam na szóste piętro i po paru minutach znalazłam biuro W78. Weszłam do środka i uśmiechnęłam się widząc podłużne pomieszczenie ciągnące się przez jakieś piętnaście metrów. Po obu stronach stało równolegle do siebie osiemnaście biurek, a vis a vis do wejścia stało największe w całym pomieszczeniu. Po lewej stronie pomieszczenia za każdym biurkiem znajdowała się okno, a na suficie znajdowały się podłużne światła ledowe. Ruszyłam do największego biurka i mimochodem czytałam nazwiska na tabliczkach przy biurkach. Zauważyłam, że przy dwóch pierwszych biurkach nie było tabliczek Usiadłam za swoim biurkiem i z zadowoleniem zauważyłam, że mam świetny widok na całe biuro. Za plecami miałam okno, a po obu stronach okna wysokie regały z segregatorami. Położyłam swojego laptopa na biurku i podłączyłam go do monitorów i wyjęłam z pudełka swój kubek. Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś expressu, gdy nagle zauważyłam wnękę w ścianie z aneksem kuchennym.

– Kurwa mać – mruknęłam pod nosem, kiedy drzwi biura się otworzyły a do pomieszczenia wszedł niski szatyn o wodnistych oczach z kartonem w ręku, którego rozpoznałam jako Halfborna.

– Dzień dobry – powiedział wesołym tonem i podszedł do biurka po mojej lewej. Zaczął rozkładać swoje rzeczy nucąc piosenkę "Shake it off" od Taylor Swift. 


– BW78 zostaje dziś na nadgodzinach. Jesteście do tyłu z planem, więc niestety nie mam wyjścia – powiedział Thomson, który wcześniej wezwał mnie do swojego biura. Przeklęłam swoją grupę analityków i wysłałam wiadomość do wszystkich.

– Na jak długo? – zapytałam, a Joe wzruszył ramionami i odpowiedział, że aż nie zrównamy się z resztą grupy 78. Wyszłam z jego gabinetu wkurwiona do granic możliwości. Postępy naszego oddziału były zależne tylko i wyłącznie od pięciu osób. Walker, Swift, Wang, Smith i pierdolony Jefferson zjebali po całości. Przez nich cały oddział musiał zostać na nadgodzinach, a reszta nie miała za dużo do roboty, jeżeli przyszła druga zmiana. Musieliśmy się zająć raportami i czekać, aż oni łaskawie dogonią resztę.

Wpadłam do biura W mi od razu zderzyłam się ze wściekłymi spojrzeniami oddziału. Ignorując pracowników, przeszłam na środek sali i usiadłam na krześle przy okrągłym stole.

– Analitycy do mnie, reszta wypierdalać – warknęłam, a agenci posłuchali bez mrugnięcia okiem. Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się za ostatnim człowiekiem rozejrzałam się po pozostałych.

– Przedstawcie mi proszę wasze postępy w przygotowaniu naszego planu – powiedziałam zachowując spokój, a Ethan Walker szybko podbiegł do swojego biurka.

– Albo jednak się rozmyśliłam. Swift! Powiedz mi proszę, jakim cudem jesteśmy tyle w plecy? Co wy kurwa robiliście przez cały dzień?! Musze za was świecić oczyma u Thomsona, a szanowni panowie analitycy opierdalają się cały dzień! Wiecie co tu robimy? Cały oddział BW78 musi siedzieć tu na dupie, dopóki nie skończycie planu. Aż tak trudno zrozumieć jedno proste zadanie?! – krzyknęłam, a analitycy spojrzeli po sobie zmieszani.

– Ale przecież to tak tylko taki projekt... – powiedział Smith, a ja zmroziłam go spojrzeniem. Kit, który wcisnęłam im dzisiejszego ranka był nie do końca przekonujący, więc musiałam ich trochę nastraszyć.

– Bliżej temu do testu. Najsłabsi wylatują, bo Wray zarządził czystki i po prostu ten, kto nie wyrabia, wypierdala. Ten projekt to twoja przyszłość – warknęłam, a agenci spojrzeli na mnie lekko przerażeni, nie wiedząc, czy żartuję.

– Lepiej się wyróbcie, inaczej powiem wszystkim dlaczego tu siedzimy. Czas start, a ja idę pohasać sobie wesoło po korytarzach – powiedziałam i wyszłam z pomieszczenia znowu ignorując pytania podwładnych.

Jeszcze raz przejrzałam raporty, starając się nie zasnąć przed biurkiem. Dochodziła dwunasta, a analitycy jeszcze nie nadrobili naszego planu, więc cały oddział BW78 przysypiał w biurze.

– Idę zamówić pizzę. Chce ktoś? – zapytałam, ale nikt z członków oddziału nie wyraził takiej chęci, więc sama wyszłam z pomieszczenia. Wolała nie przeszkadzać analitykom w pracy, rozmawiając o mojej pepperoni, więc stanęłam sobie w korytarzu i wybrałam numer do całodobowej pizzerii. Byłam głodna i cholernie zmęczona, a szesnasta godzina  pracy zbliżała się nieubłaganie. Zapowiadało się, że zostaniemy całą dobę, więc nie byłam zbyt optymistycznie do tego nastawiona. Nie dość, że też potrzebowałam chwili odpoczynku od pracy, to jeszcze wisiało nade mną widmo wezwania od Lupi. Nie brałam ze sobą telefonu od gangsterów, bo byłoby to idiotyczne z mojej strony. Komórka leżała sobie bezpiecznie w lodówce, nie odnaleziona przez Julię Hobbs. Mieli się kontaktować ze mną co jakiś czas, ale od ostatniego spotkania, nie dostałam od nich żadnych wiadomości. Nie zamierzałam się z nimi kontaktować dobrowolnie. Wolałam poczekać na ich ruch, ponieważ nie byłam skłonna do wyjawienia wszystkich tajemnic FBI bez konkretnego polecenia.

Dostałam wiadomość od dostawcy, abym wyszła, ponieważ nie chcą go wpuścić, więc zeszłam po schodach. Opuściłam budynek i ruszyłam w stronę samochodu z kawałkiem pizzy zamontowanym na dachu. Z pomarańczowego auta wysiadł wysoki mężczyzna w czapce z logiem pizzerii ubrany cały na czarno.

– Należy się piętnaście dolarów, ale chuj mnie obchodzi, czy zapłacisz. Co ty tu kurwa robisz o tej godzinie? – zapytał Chonsu, unosząc głowę, przez co zobaczyłam jego twarz i błyszczące niebezpiecznie niebieskie oczy. Odsunęłam się lekko do tyłu i odruchowo położyłam dłoń na kaburze z bronią.

– Nadgodziny – powiedziałam, a blondyn pokręcił głową, a jego diabelny chichot przyprawił mnie o dreszcze.

– Selene, Selene, Selene! Malutka Selene ... Następnym kurwa razem, racz wysłać chociaż jebaną wiadomość na temat twoich pierdolonych nadgodzin. Jak skończysz to pierdolenie, to prosto do nas. Thot nie jest zachwycony, a wkurwiony on, nie jest na szczycie listy twoich marzeń, uwierz mi. Dostawca nieprzytomny, więc uznaj, że na koszt firmy – zaśmiał się blondyn i wcisnął mi do rąk pudełko z pizzą. Zasalutował niedbale i wsiadł do samochodu, odjeżdżając z piskiem opon.

Usiadłam na krześle w pustej stołówce i otworzyłam pudełko. Ze zdziwieniem zauważyłam, że na pizzy leży karta kredytowa. Uniosłam ją do góry i od razu rzuciłam ją z powrotem na stół. Grafika przedstawiała dwójkę młodych ludzi i małą dziewczynkę, a właścicielem karty był Ashton Mormont. To należało do mojego brata, a czarne krzyżyki na oczach jego i jego rodziny były jasną groźbą ze strony gangsterów.

Joe przejrzał raport moich analityków i pokiwał głową zadowolony z rezultatów.

– Dogoniliście, a nawet przegoniliście inne oddziały grupy 78. Anuluję wasze nadgodziny, ale niestety. Swoją zmianę zaczynacie za piętnaście minut. W dupie mam to, że masz ledwo żywy zespół, zostajecie. Może to ich nauczy dyscypliny – poinformował Thomson, a jęknęłam niezadowolona. Trzydzieści dwie godziny pod rząd w jebanej pracy, a potem do Lupi, aby sprostać chuj wie czemu. No po prostu zajebiście. Kocham swoje życie.

– Nie musisz się stawić na przekazaniu zmiany, bo jutro akcja i chcę mieć przytomnego dowódcę. Tak, cofam twój zakaz czynnego brania udziału w akcjach, ale musisz być zamaskowana – polecił Joseph, a ja skinęłam głową. Byłam lekko zaskoczona decyzją Thomsona. Po ostatniej akcji mnie zawiesił mnie w pracy w terenie, mówiąc, że jest to zbyt niebezpieczne i błędnie ocenił moje umiejętności. Potrafiłam rozpoznać gdy ktoś kłamie i ze zdziwieniem stwierdziłam, że Thomson nie mówił prawdy. Bał się o mnie, co było dla mnie niezrozumiałe, ale delikatnie mnie to wkurwiało, choć starałam się mieć to gdzieś.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro