Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16.


Thot wprowadził mnie do pokoju na pierwszym piętrze w którym siedziało już siedem osób. Pokój był trochę mniejszy od głównego salonu i znajdowały się w nim dwie kanapy, duże biurko z fotelem, dwa fotele przed biurkiem i parę regałów za nim. Pomieszczenie tak jak poprzednie nie miało okien, więc wszędzie znajdowały się lampy rzucające światło na ciemne ściany.

– A więc to jest ten piesek! – zawołała Mara Drobkins zeskakując z oparcia kanapy i uśmiechnęła się do mnie wesoło – Nanna jestem, a ty? – zapytała wyciągając dłoń w moim kierunku, a Thot pacnął ją po wyciągniętej dłoni. Kobieta uśmiechnęła się ironicznie do Alfy i również walnęła go w ramię, tylko już z większa siłą.

– Ludzie to jest Aidana Mormont, ale możecie do niej mówić Selene – zaczął Jones, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.

– Skąd ci się do kurwy nędzy wzięła jakaś Selene? – zapytałam poirytowana zachowaniem O.G, a Jason uśmiechnął się i poprawił włosy. Dopiero teraz dostrzegłam atrakcyjność mężczyzny w pełnej okazałości. Czarne włosy i jasno zielone oczy połączone z zadziornym uśmieszkiem nadawały mu wygląd boga od którego nosił pseudonim.

– Musiałem ci wybrać jakiś pseudonim, a Selene jest akurat wolna i spoko – wzruszył ramionami i pociągnął mnie za nadgarstek do fotela przy biurku. Obrócił fotel w kierunku ludzi i polecił mi na nim usiąść, a ja niepewnie wykonałam polecenie widząc rozbawienie na twarzach zgromadzonych. Gdy tylko oparłam dłonie na podłokietnikach metalowe zabezpieczenia zamknęły się na moich nadgarstkach i kostkach.

– Co do kurwy?! – zaklęłam próbując się uwolnić, a Jones położył mi palce na ustach. Nie wiele myśląc ugryzłam gangstera, który odskoczył jak poparzony machając palcem, a obecni w pomieszczenie głośno się zaśmiali. Mara śmiała się chyba najgłośniej wskazując z rozbawieniem swojego szefa i klepała się po udach, a karłowaty mężczyzna podtrzymywał ją również chichocząc.

– Kurwa mać! Pies z wścieklizną! Ale do rzeczy słońce i nie gryź mnie już więcej, jasne? – powiedział klepiąc mnie drugą ręką po policzku, a ja westchnęłam będąc bezsilna w takiej sytuacji.

– No to może wszyscy przedstawimy się naszemu pieskowi. Gula zaczniesz? – zapytał Thot zwracając się do rudowłosej lekarki siedzącej na brzegu jednej z kanap.

–  Gula, ale my już się poznałyśmy, prawda? – rudowłosa mrugnęła do mnie wkurwiając mnie samym swoim istnieniem. Brunetka o ciemnej karnacji przedstawiła się jako Skadi, czarnoskóry chłopak młodszy ode mnie to Tsuki, karzeł o blond włosach nazywał się Chang, kobieta o mocno kręconych włosach i ciemniejszej karnacji przedstawiła się jako Lupa oraz Loran – brunet o jasnej karnacji . Oprócz w nich w pomieszczeniu znajdowała się Nanna i Cassandra Jackson, która przestawiła się jako Diana.

Thot przeszedł za moje plecy i odchylił mnie z całym fotelem do tyłu tak, że mogłam spojrzeć mu w oczy, a luźna koszulka podwinęła się pokazując mój brzuch. Harry zaśmiał się cicho i postawił mnie z powrotem do przodu. Zdziwiłam się, bo myślałam, że zielonooki zareaguje obrzydzeniem na ranę na brzuchu, ale najwidoczniej taki wygląd nie był dla niego odstraszający.

– Za chwilkę pójdziesz z Tsukim do garażu i wyjmiesz wszystkie nadajniki podrzucone do samochodów–zaczął Jones, a ja uniosłam palec na tyle ile mi pozwalały zabezpieczenia tego jebanego fotela. Pomysł Harry'ego od razu spisałam na straty. Zbyt szybkie "odnalezienie" nadajników mogło zwrócić uwagę szefostwa, a ja nie wyszłabym z takie gówna obronną ręką. Tylko ja znałam dokładną lokalizację nadajników, a Joe nie był taki głupi, za jakiego uważałam go na początku naszej znajomości.

– Lepiej przypiąć je do innych samochodów i wywieźć daleko od bazy, a czasami nimi pojeździć, aby nie zbudzić podejrzeń – stwierdziłam, a Lupa pokiwała głową i klepnęła Thota w ramię.

–Piesek dobrze gada, ale do kurwy nędzy Thot! Mamy ją w garści, a ty i tak się bawisz w jakieś kajdanki, więc powiedz mi po jaką cholerę? Kreci cię to?–prychnęła kobieta, a Thot wcisnął guzik na oparciu fotela.

– Cholernie – skomentował żartobliwie, kiedy wstałam pocierając nadgarstki. Posłałam Jonesowi znaczące spojrzenie rozbawiona jego częstymi, jednoznacznymi komentarzami, a czarnowłosy posłał buziaczka w moim kierunku.

– Weź nie pierdol Jassie! Musimy się skupić na robocie, bo piesek musi wiedzieć co ma robić, a Chellie napisała, że mają wezwanie do pracy – przerwała Cassandra odczytując wiadomość na telefonie. Czarnowłosy jęknął i posłał mi smutny uśmiech, a potem roześmiał się głośno. Po dłuższej chwili spędzonej z gangsterem mogłam śmiało powiedzieć, że facet nie jest do końca normalny.

– Ty masz jakieś odchyły? Diana dobrze mówi. Po co ja tu jestem? – zapytałam zakładając dłonie na piersi.

– Nazwisko gościa, który zrobił nalot, w którym złapali Dianę i Nan – powiedział Thot, a mój telefon się rozdzwonił. Uniosłam palec i wyjęłam urządzenie z tylnej kieszeni.

– Kurwa mać. Cicho bo dzwoni mój szef – poleciłam i włączyłam aplikację do zmieniania lokalizacji odbierając połączenie.

– Cześć Aidy. Przyjedź jak najszybciej do biura. Megan znalazła jeden z głównych magazynów Lupi w Waszyngtonie i musimy przygotować obławę na piątek za dwa dni, bo potem mogą go przenieś. Ta rozmowa jest tajna. Nie będziecie wiedzieć wszystkiego, tylko poszczególne zadania, a każdy z analityków przygotuje część planu. Mamy kreta i to bliżej niż się wydaje –wydyszał Joe, a po jego urywanym oddechu wywnioskowałam, że gdzieś biegnie.

– Daj mi czterdzieści minut, bo jestem na granicy miasta, a broń i odznakę mam w domu –powiedziałam klucząc między prawdą, a półprawdą i rozłączyłam się, nawet się nie żegnając.

– Będzie obława, ale jeszcze nie wiem na który magazyn – wyjaśniłam, a Jones zaklął pod nosem. Podszedł do biurka i wyciągnął z niego dość stary telefon jeszcze z klawiszami i bez lokalizacji GPS, więc nie do namierzenia.

– Masz tam numer mój, Chonsu, Nan, Diany, Tsuki, Changa, Guli i Lorana. Dzwoń jak się czegoś dowiesz do kogokolwiek, kto odbierze, a jakbyś chciała się pierdolić to tylko do mnie – Thot mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja przewróciłam oczami odbierając komórkę od czarnowłosego.

– Nan masz dwadzieścia minut aby odwieźć ją do domu i tu wrócić, więc wybierz zabawkę –zwrócił się do Drobkins, a gangsterka przewróciła oczami i wzięła kluczyki z wieszaka, który dopiero teraz dostrzegłam na ścianie. Wisiało na nim z dwadzieścia kolorowych kluczyków do aut, a ja przeszłam obok niego idąc za kobietami nie zauważając jego istnienia.

– Tylko mi go nie rozpierdol Nan! – krzyknął jeszcze za nami Thot, a niebieskowłosa uśmiechnęła się szeroko.

– Specjalnie zarysuje! – odkrzyknęła otwierając drzwi, a Thot zaklął w akompaniamencie śmiechu reszty gangsterów.

Mara wyprowadziła mnie przez salon, a ja starałam się ignorować odgłosy dochodzące z burdelu. Wyszłyśmy przed budynek, a Drobkins ruszyła na prawo w przeciwną stronę z której przyjechałam dwadzieścia minut temu. Weszłyśmy między drzewa, a za nimi na polance stał olbrzymi magazyn. Nanna uniosła dwa palce, potem dodała dwa i zamknęła pięść, a na koniec pokazała środkowy palec, a zielone kropki laserów zniknęły z naszych ciał. Blaszany budynek okazała się rajem w którym mieściło się dwadzieścia sportowych aut genialnej jakości.

– Bierzemy to cudeńko – poinformowała mnie Mary wskazując na granatowe Porsche 911 GT3, a ja uśmiechnęłam się zadowolona

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro