Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14.


Uporczywe pikanie stopniowo wybudzało mnie ze snu. Zamrugałam powiekami i otworzyłam oczy. Uderzyła we mnie biel pomieszczenia więc odruchowo przyłożyłam dłoń do oczu. Zorientowałam się że jestem w szpitalu, więc spróbowałam się podnieść. Szarpnęłam ręką i usiadłam prosto, ale bandaże zasłaniały mi częściowo pole widzenia. Chyba uszkodziłam jakiś wenflon wpięty do mojej dłoni, bo urządzenie obok mnie wydało z siebie ostrzegawczy pisk. Jęknęłam pocierając czoło dłonią, a po chwili do mojego pokoju wpadła niska lekarka o długich, rudych włosach.

–Dobrze, że się obudziłaś, ale po cholerę wyrwałaś wenflon? Thot kategorycznie zabronił cię zabijać lub uszkadzać–mruknęła kobieta podpinając z powrotem urządzenie, a ja spojrzałam na nią zszokowana. Lekarka uniosła palec do ust i mrugnęła szybko, a do pomieszczenia weszła Zoe razem z Josephem. Pani doktor uśmiechnęła się na pożegnanie i spuściła głowę mijając agentów przy drzwiach.

–Ale nas wystraszyłaś, suko. Szczerze mówiąc, wyglądasz okropnie–stwierdziła di Angelo zajmując krzesło obok mojego łóżka. Posłałam jej sarkastyczny uśmiech wciąż oszołomiona obecnością gangsterki w szpitalu. Szef szturchnął rozbawioną blondynkę w ramię i wypytał o moje samopoczucie.

–Będziesz musiała złożyć zeznania. Wolisz raport pisemny, czy rozmowę ze mną, a potem ktoś spisze dyktafon?–zapytał Thomson, a ja westchnęłam bawiąc się fragmentem szpitalnej pidżamy.

–Wolę się wygadać. Nie widzi mi się opisywanie tego za pomocą klawiszy–stwierdziłam uśmiechając się kpiąco, a Joe położył mi pocieszająco dłoń na ramieniu–Możemy ogarnąć to po wyjściu ze szpitala? Czuje się strasznie, a chce wrócić do domu–wyjaśniłam usprawiedliwiając to, że muszę spreparować przebieg porwania, tak aby nie wydać tego, że zostałam kretem. Joe pokiwał głową i chciał coś powiedzieć, ale dostał wezwanie od Wray'a, więc musiał wyjść. Zoe posłała mi zadziorny uśmiech i położyła nogi na moim łóżku.

–Wiesz, że masz przeciętą na pół twarz? Po tym zostanie blizna i to masakryczna. Trudno będzie ją przykryć–oznajmiła kobieta, a ja pokiwałam głową. Zdawałam sobie sprawę z tego, co mi zrobił Chonsu, ale jakoś szczególnie nie przejmowałam się tym. Mój ojciec od małego wpajał mi do głowy, że blizny to powód do dumy i najpiękniejsze trofeum. Sam miał blizny po zimnej wojnie, ale nie próbował ich zakrywać.

–Blizny to trofea, które należy nosić z dumą. Pokazują, że choć było trudno, to przetrwaliśmy i daliśmy radę, więc nie należy zakrywać swoich sukcesów. Nawet nie będę próbowała jej zakryć–oznajmiłam kładąc dłoń na opatrunku znajdującym się na mojej twarzy. Zoe podniosła się z fotela i poprawiła spluwę w kaburze.

–Ciekawe podejście. Zawołałam doktor Caterinę, aby mogła z tobą porozmawiać na temat twoich obrażeń i opatrunków–oznajmiła blondynka i wyszła z pomieszczenia, a ja przymknęłam oczy starając się skupić. Rudowłosa kobieta ponownie weszła do pomieszczenia uśmiechając się szeroko i stanę opierając się o moje łóżko z zapisanymi kartami w rękach.

–Cześć Aidy. Chonsu nie pokiereszował cię tak bardzo, a kwas nie był aż taki żrący jak zazwyczaj, więc uważam, że Thot cię lubi. Jutro dostaniesz wypis, a w czwartek masz być gotowa na gości. Thot uwielbia cappuccino, a Chonsu wypije najmocniejszą kawę jaką masz–zaczęła kobieta, a ja mierzyłam ją nienawistnym pojrzeniem.–Opatrunek na brzuchu zmieniaj cztery razy dziennie i noś przynajmniej przez tydzień. Ten na twarzy ci jutro  zdejmę i będziesz smarować tą maścią dwa razy dziennie–Caterina przeszła na typowo medyczne porady informując, że wszystko jest zapisane w karcie, a ja zastanawiałam się ile jeszcze zwyczajnych obywateli jest członkami gangu. Logiczne było to, że mają szpiegów wśród mundurowych i federalnych, ale ciekawiła mnie ilość zamaskowanych wrogów między mijanymi na ulicy ludźmi.

–A i jeszcze jedno. Nie noś opatrunków w czwartek i ubierz się na czarno. Goście będą o dziewiętnastej–brązowooka mrugnęła porozumiewawczo i zaśmiała się cicho wychodząc z mojej sali szpitalnej.

–Kurwa mać–zaklęłam i opadłam bezwładnie na łóżko wzdychając. Rozważyłam wszystkie możliwe opcje i tylko jedna kończyła się dobrze–musiałam pójść na układ z Lupi. Każda próba zawiadomienia o niebezpieczeństwie kogokolwiek najprawdopodobniej skończyła by się źle, a nie mogłam narazić na niebezpieczeństwo Ashtona. Mimo, że brat nienawidził mnie z całego serca, miałam lekki sentyment do łączących nas więzów krwi. Tylko on mi pozostał na świecie z całej rodzinki, więc nie zamierzałam zezwolić na jego śmierć z mojej winy. Musiałam zrobić to każe mi Lupi, nie było innej opcji.

***

–Dzięki Angie–rzuciłam do blondynki, która przyniosła mi torbę z ubraniami. Kobieta posłała mi kpiący uśmiech i rzuciła torbę na moje łóżko. Weszłam do łazienki szpitalnej i odpięłam zamek torby. Wyjęłam ręcznik, żel pod prysznic oraz inne przybory toaletowe. Wzięłam prysznic i wysuszyłam włosy za pomocą suszarki, którą Zoe również wsadziła do torby. Założyłam czarną koszulkę z długimi rękawami, a na nią koszulkę zespołu Nirvana. Na nogi wsunęłam czarne dżinsy z przetarciami i zapięłam je w pasie grubym paskiem. Pomalowałam rzęsy, a usta przejechałam balsamem i ułożyłam jako tako włosy. Zasznurowałam buty, a na plecy zarzuciłam czarną kurtkę FBI.

–Odwieźć cię do domu?–zaproponowała di Angelo kręcąc kluczykami na palcu, a ja pokiwałam głową. Catarina z uśmiech podała mi wypis, na którego odwrocie było napisane "Cappuccino, mocna. 19". Posłałam jej ironiczny uśmiech, a rudowłosa kobieta śmiejąc się cicho odeszła w kierunku swojego gabinetu.

Weszłam do sali zebrań i zajęłam miejsce przy pustym stole. Oparłam nogi o krawędź stołu i jeszcze raz przećwiczyłam w głowie plan wydarzeń. Spojrzałam na zegarek i przymknęłam oczy przygotowując się psychicznie na spotkanie za równe jedenaście godzin i piętnaście minut. Nikt z Lupi nie skontaktował się ze mną od trzech dni, ale nie wiem skąd, wiedziałam, że słowa Cateriny są wiarygodne.

–Wieczna spóźnialska przed czasem? Jestem zszokowany. A tak serio. Jak się czujesz Mormont?–zapytał Blake, który wszedł do sali i zajął miejsce obok mnie. Uśmiechnęłam się patrząc w przestrzeń i obróciłam malutki breloczek rewolweru na bransolecie.

–Znośnie, Johanson–odparłam i posłałam brunetowi udawany uśmiech, który niebieskooki odebrał jako szczery gest.

–Dany! Miałaś na mnie kurwa zaczekać przed wejściem i miałyśmy iść na kawę, suko jedna!–do sali wpadła Zoe już od progu krzycząc w moja stronę. Zakryłam lewe ucho, które było zwrócone w kierunku drzwi i prychnęłam pokazując kobiecie środkowy palec.

–Spierdalaj, blondie–rzuciłam uśmiechając się kpiąco, a di Angelo usiadła na krześle obok mnie i oparła nogi o stół. Zoe nawinęła kosmyk włosów na palec i uśmiechnęła się do mnie flirciarsko.

–Przyznaj, że chciałabyś mieć takie włosy Mormont–stwierdziła blondynka uśmiechając się wyzywająco, a ja prychnęłam i obrzuciłam ja krytycznym spojrzeniem.

–Jebło cię coś w łeb di Angelo? Myślisz, że chciałabym aby nie odróżniano mnie od starej szczotki?–zapytałam retorycznie, a Zoe sprzedała mi prawy sierpowy w lewe ramie–Co ja ci mówiłam o agresji, kiedy nie masz argumentów?–rzuciłam oddając cios blondynce.

–Chyba jasno kurwa mówiłem, że macie się nie bić! Do jasnej cholery, Mormont! Trzy dni temu zostałaś skatowana, a teraz napierdalasz się z di Angelo dla zabawy ?!–krzyknął Joseph wchodząc do sali, a ja złamałam pięść wymierzoną przez Zoe i posłałam szefowi uśmiech.

–Ale to ona zaczęła!–krzyknęłam równo z Zoe i obie zaczęłyśmy się śmiać wskazując się palcami. Thomson przyłożył zrezygnowany dłoń do czoła i przejechał nią w dół przez całą twarz.

–Gorzej niż dzieci, ale do rzeczy kurwa. Mormont po przekazaniu zmiany idziemy spisać raport z twojego porwania, a Johanson rozdzieli zadania w terenowej B78. Informatycy śledzą samochody, a analitycy ogarniają następny ruch Lupi i szukają dogodnego dnia do obławy. Jakieś informacje, które są pilne?–zapytał Thomson rozpoczynając zebranie, ale nikt z A78 się nie odezwał–Rozejść się. Mormont! Idziemy do mojego gabinetu–polecił Thomson, a ja unosząc dłonie w obronnym geście ruszyłam za szefem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro