Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13.

Zamrugałam oczami wybudzając się z lawiny wspomnień i spojrzałam na telewizor, na którym leciały reklamy. Spojrzałam na zegar ścienny i powoli wstałam z kanapy, wiedząc, że mam czterdzieści minut na stawienie się w biurze, a miałam ochotę na spacer. Zgarnęłam z krzesła kurtkę, powyciągałam sprzęt do nagrywania i zarzuciłam ją na plecy. Wzięłam telefon oraz torbę ze sprzętem od Michaela i wyszłam z mieszkania ówcześnie zamykając drzwi na klucz. Włożyłam słuchawki do uszu i zbiegłam na parter puszczając jakąś playlistę. Wyszłam na ulicę i ruszyłam niespiesznie w kierunku biura. Na ulicach nie było takiego ruchu jak w dzień, choć o trzeciej w nocy kwitł biznes półświatka. Minęłam dilerów sprzedających towar w jednej z bram i ze zniesmaczeniem przeszłam nad zalanym w trupa mężczyzną leżącym pod barem. Teoretycznie mogłam zamknąć dilerów i wypisać facetowi mandat, ale miałam wyjebane na pomniejsze sprawy. Moim celem byli szefowie tych płotek.

–Ej! Lala! Chodź się z nami zabawić!–krzyknął pijany facet opierający się o framugę drzwi baru, a jego najebani kumple przytaknęli ze śmiechem. Zignorowałem zaczepki faceta przewracając oczami i nie zatrzymując się minęłam mężczyznę. Poczułam dłoń ściskającą mój pośladek i odruchowo złapałam wykręcając nadgarstek napastnikowi. Bez problemu powaliłam najebanego typa i odcisnęła go do ziemi opierając nogę o jego lewą łopatkę.

–Znowu ty?! Przyznam że jesteś seksowna, ale już drugi typ leży kiedy mam zmianę, a to tylko dlatego, że przechodzisz–usłyszałam znany mi śmiech, a ochroniarz którego poznałam na wyjściu z Zoe  podszedł do mnie z założonymi rękami. Posłałam mu uśmiech i „delikatnie" kopnęłam delikwenta w wątrobę.

–To oni zaczynają!–zaprotestowałam unosząc dłonie w obronnym geście.

–Jasne–prychnął rozbawiony bramkarz, który widocznie pracował na parę zmian w różnych klubach.

–Na razie, mięśniaku–żartobliwie zasalutowałam i ruszyłam dalej w miasto, zostawiając jęczącego typa na ziemi z ochroniarzem. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc w wystawie sklepowej jak bramkarz nieostrożnie podniósł mężczyznę i gwałtownie wrzucił go z powrotem do klubu.

Poruszałam się dość często uczęszczaną ulicą, ale droga nią zajmowała o piętnaście minut dłużej, więc zdecydowałam się na skrót. Skręciłam w jedną z ciemniejszych uliczek i spokojnie ruszyłam dalej. Rzadko korzystałam z tego skrótu w nocy, ale mus to mus. Usłyszałam szmer więc odruchowo położyłam dłoń na broni w kaburze na udzie. Śmietnik po lewej stronie uliczki zatrząsnął się, a spod niego wyskoczył zaniedbany szary kot i odbiegł za róg. Parsknęłam śmiechem swobodnie wkładając ręce do kieszeni i kopnęłam kamyk leżący na drodze.. Zbliżałam się już do wylotu z uliczki skupiona na tekście piosenki od Nirvany i nie przyglądałam się uważnie otoczeniu. Kiedy dwie ubrane na czarno postacie nagle zagrodziły mi drogę wyjęłam słuchawki z uszu jednym szarpnięciem i sięgnęłam dłonią do kabury. Za dwiema pierwszymi postaciami wyszły jeszcze trzy kolejne, a w dłoniach napastników błysnęły pistolety. Szybko oszacowałam swoje szanse i zaczęłam się wycofywać z dłonią na Glocku. Natrafiłam plecami na czyjś tors, a silna ręka objęła mnie w pasie. Złapałam za pistolet i zamierzałam wyciągnąć go z kabury, ale ręka oplatająca mnie w pasie złapała mnie również za nadgarstek.

–Nie radzę Alisha. Albo raczej Aidana–wychrypiał Jason Jones do mojego ucha i przycisnął moje ciało do swojego. Przełknęłam ślinę wiedząc, iż Alfa zna moje prawdziwe dane, a moje ciało zesztywniało wiedząc, że nikt nie da rady mi pomóc. FBI nie wiedziało gdzie jestem, w telefonie miałam blokadę przeciwko namierzaniu, a w uliczce byłam sama.

–Do zobaczenia słońce–szepnął Thot i przycisnął mi do twarzy szmatkę nasączoną najprawdopodobniej chloroformem. Chwilę próbowałam walczyć, ale substancja szybko mnie odurzyła i straciłam przytomność.

Ktoś wylał na mnie wiadro wody, a w pomieszczeniu rozległy się śmiechy przerywane jedynie moim krztuszeniem. Chciałam przetrzeć twarz dłonią, ale poczułam, że mojej ręce są spięte kajdanami nad moją głową. Klęczałam na betonowej podłodze przypięta łańcuchami do sufitu, a dookoła mnie znajdowały się zamaskowane postacie.

–Kurwa mać! Mówiłem, że jest moja! Czego do kurwy nędzy nie zrozumieliście!–usłyszałam krzyk, a zza drzwi z lewej strony pomieszczenia wyłonił się Jason Jones wraz z Chonsu. Gangsterzy zamilkli i odsunęli się przepuszczając swojego szefa. Thot podszedł do mnie i ujął moją twarz jedną dłonią.

–Szkoda, że taka śliczna twarzyczka marnuje się w psiarni. Chons! Podaj mi nóż! Nasza koleżanka jest za bardzo ubrana!–zaśmiał się czarnowłosy, a blondyn psychicznie się uśmiechając wręczył Alfie nóż. Zielonooki nucąc nieznaną mi melodię sprawnie obrócił nóż w dłoni i jednym ruchem rozciął moją koszulkę.

–Losna, Aglibol. Podciągnijcie ją do góry–polecił Jones, a dwóch mężczyzn przeszło za mnie. Usłyszałam brzęk łańcucha, a kajdany podciągnęły mnie do góry tak, że wisiałam sporo nad ziemią. Jason gwizdał cicho bawiąc się nożem i nagle bez ostrzeżenia przesunął ostrzem po moim ramieniu.

–Wkurwia mnie kłamstwo i wkurwia mnie psiarnia, a ty słońce spełniasz obydwa warunki–mruknął przesuwając nóż na mój brzuch, gdzie zrobił mały znaczek x ostrzem. Starałam się nie krzyczeć, wiedząc, że o to chodzi gangsterowi, ale z moich ust wyrwał się cichy jęk. Thot rozciął moje spodnie, przez co zostałam w samej bieliźnie.

–Jak z tobą skończę, chłopcy się tobą odpowiednio zajmą–skomentował, a ja zamarłam. Rzuciłam okiem na stojących pod ścianą gangsterów i aż przeszedł mnie dreszcze obrzydzenia.

–Po chuj się pakowałaś na te wyścigi, słońce. Teraz zginiesz w magazynie wcześniej wyruchana przez trzydziestu gości, a Wray dostanie twoje śliczne ciałko w kawałkach. Po co ci to było, Aidy?–zapytał Jason i gwałtownie się ode mnie odsunął lustrując mnie wzrokiem.

–Chonsu twoja kolej. Zadawaj pytania, a ja sobie usiądę słuchając odpowiedzi. Nasz szpieg nie ma wszystkich informacji, bo nie ma wystarczających uprawnień, ale dowódca grupy wywiadowczej raczej je posiada. Tylko jej nie oszpecaj za bardzo, bo przed chłopakami ja się zabawię–powiedział Jones siadając na krześle i oblizał wargi.

–Chuja wam powiem. Uwierz, że żadne tortury mnie nie przekonają–prychnęłam, kiedy blondyn podszedł do mnie z kijem bejsbolowym.

–Takiej odpowiedzi oczekiwałem–uśmiechnął się Chonsu i zamachnął się kijem w mój brzuch. Uderzenie było cholernie mocne, więc syknęłam, ale uśmiechnęłam się do Thota kpiąco, a wtedy blondyn przypierdolił mi jeszcze z większą siłą. Mimowolnie krzyknęłam, a na twarzy Jasona odmalowała się satysfakcja.

–Następny ruch Wray'a–zapytał Chonsu, a ja pokręciłam głową z uśmiechem, choć brzuch strasznie mnie napierdalał.

–Jeb się–warknęłam, a gangster przyjebał mi kijem tym razem w tył ud. Jęknęłam, a Chonsu ponowił cios.

–Nie mam kurwa pojęcia!–krzyknęłam, ale blondyn nie zaprzestał okładania mnie po nogach. Znalazł sobie kolejne miejsce i teraz uderzał na przemian w uda i w brzuch. Oszczędzał moją twarz, co mnie dziwiło, ale nie zastanawiałam się nad tym. Zadawał różne pytania, które były wręcz podejrzliwie dobrane. Krzyczałam z bólu, ale żadne moje odpowiedzi nie wydawały się gangsterom satysfakcjonujące. Byłam wkurwiona i to cholernie, bo wiedziałam, ze źle wymierzony cios może mnie zabić. Ból pulsował w każdym skrawku mojego ciała, a ja siłą woli zachowywałam przytomność. Gangster przypiął do mnie klipsy i raził prądem, a potem przypalił mi skórę zapalniczką. Chonsu przerzucił się na nóż i teraz nacinał moje ręce i brzuch. Uniósł dłoń do mojej twarzy i przejechał nożem od prawej brwi przez środek twarzy aż do lewego kącika ust. Odkorkował jakąś butelkę i wylał biały płyn na ranę na brzuchu. Zaczęłam krzyczeć, kiedy kwas zaczął palić mój brzuch i szamotać się w więzach, a Chonsu spokojnie zmył kwas z mojego brzucha.

–No nie wiem kurwa! Uważają mnie za głupią gówniarę, więc rzadko mówią mi coś co nie jest związane ściśle z moją grupą–wysiłek spowodowany utrzymaniem przytomności znacznie osłabił mój głos.

–Wierzę ci słońce–zaśmiał się Thot przykładając dłoń do mojej twarzy– bo nasz kret mówi to samo. Kolejny szpieg nam nie zaszkodzi. Mam lepszy pomysł niż orgia i zabicie cię. Od dzisiaj pracujesz dla nas. Mówisz nam o każdej akcji, łapance czy choćby kontroli–powiedział Jason, a ja pokręciłam głową rozbawiona.

–Chyba cię pojebało, skarbie. Nie zmusicie mnie. Nie macie jak–zaśmiałam się, a wtedy Thot podsunął mi pod nos tablet z nagraniem na żywo. Zamarłam widząc obraz z mieszkania mojego brata w Londynie. Ashton wraz ze swoją żona i malutką córeczka siedzieli na kanapie nic nie podejrzewając. Skłamałabym mówiąc, że brat nic dla mnie znaczy, więc gangsterzy mieli mnie w garści. Westchnęłam i pokiwałam głową, a Thot poklepał mnie po policzku.

–Grzeczna dziewczynka. Psy właśnie nas namierzyły, więc my się zbieramy, a ty nie piśnij słówkiem o naszej umowie. Jeżeli się wygadasz, dowiem się o tym i Ashie, Sarah oraz malutka Dorothe umrą najgorszą z możliwych śmierci. Pa słońce–Jason pomachał mi palcami i wybiegł wraz z gangsterami z pomieszczenia. Usłyszałam dźwięki syren policyjnych i kilka strzałów, ale po chwili odgłosy wystrzałów ucichły. Usłyszałam szybkie kroki i drzwi zostały wywarzone, a do środka wpadli tajniacy.

–Widzę agent Mormont–krzyknął któryś do radia, a dwóch tajniaków odpięło moje kajdany i owinęło kocem termicznym.

–Przenosimy agent Mormont do karetki. Mormont odbita. Akcja zakończona sukcesem–słowa mężczyzn docierały do mnie jak przez mgłę, a po chwili straciłam przytomność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro