Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11.

Dziewięcioletnia dziewczynka uniosła Glocka kalibru 12. z tłumikiem i niepewnie wymierzyła do zająca siedzącego niedaleko.

– Nie wiem czy trafię, tato – szepnęła cicho dziewczynka do barczystego mężczyzny w ubraniach moro stojącego obok niej. Wysoki brunet położył dłoń na ramieniu córki i poprawił uchwyt na broni.

– Dasz rady Aidy. Pamiętasz jak wczoraj wszystkimi nabojami trafiłaś w środek tarczy? Teraz też dasz radę. Z której strony wieje wiatr? – zapytał mężczyzna również szeptem nie spuszczając wzroku z zająca na polanie. Brunetka spojrzała kątem oka na rękaw zawieszony na patyku nieopodal i skorygowała ułożenie pistoletu widząc, iż wiatr wieje z prawej strony. Wzięła cichy wdech i poprawiła uchwyt na broni patrząc na zwierzę. Zając przemieścił się delikatnie, więc dziewczynka lufą podążyła jego tropem. Znajdowała się tylko dziesięć metrów dalej, ale ofiara nie widziała ukrytych między gałęziami sosny ludzi. Szarooka wypuściła powietrze i nacisnęła pewnie spust. Nie rozległ się strzał, ale huk metalu uderzającego o metal, a zając rzucił się do ucieczki. Brunetka upadła na ziemię, a jej ojciec doskoczył do niej przerażony. W lewym policzku dziewczynki, tuż poniżej oka tkwił odłamek metalu. Mężczyzna widząc, że z policzka spływa mała strużka krwi podniósł wciąż przytomną córkę i wyszedł spomiędzy sosen. W miejscu gdzie znajdował się chwilę temu zając znajdowały się stare wnyki, które zostały rozwalone przez nabój, a odłamek trafił małą Aidanę.

– Odłamek rozwalonej przez przypadek wnyki wbił mi się do policzka, ale to było dawno. Przyzwyczaiłam się już do niej – stwierdziłam dotykając palcem miejsca w którym znajdowała się blizna.

– Dodaje ci charakteru – stwierdziła przeczesując moje włosy grzebieniem, a ja uśmiechnęłam się patrząc w przestrzeń.

– Spodziewałam się, że powiesz, że dodaje mi brzydoty. Wszyscy się ze mnie śmiali, że blizny oszpecają . W szkole nie mogłam powiedzieć prawdy o rykoszecie i wnykach, więc mówiłam, że się wywróciłam na rozbite szkło, przez co dostałam łatkę ciamajdy do której nie warto podchodzić – powiedziałam kpiącym tonem i spojrzałam w lusterko, które podała mi kobieta.

– Znośnie – stwierdziłam, a Zoe trzepnęła mnie grzebieniem po głowie i podała skórzaną kurtkę motocyklową.

– Nie obrażaj moich umiejętności! Jest genialnie! Payne! Załóż jej kamerkę i mikrofon w kurtce! – krzyknęła di Angelo, a agent przypiął mi wymienione przedmioty do kurtki.


Poprawiłam katanę i przeczesałam włosy palcami kładąc okulary na czubku głowy. Uśmiechnęłam się do Payne'a, który po raz ostatni sprawdzał ułożenie kamerek, mikrofonu i słuchawek na moim ciele. Zoe przewróciła oczami i odsunęła Michaela stając przede mną.

– Nie wiedziałam, że będąc w FBI będę dawać rady dotyczące wyglądu. Włosy ci się zaplątają w noski okularów – stwierdziła ironicznie kobieta wyciągając okulary z moich włosów i zaczepiła je o kieszonkę kurtki. Przewróciłam oczami, kiedy blondynka poprawiała niewidoczne zagięcia na kurtce.

– No to teraz jesteś gotowa na wyścigi. Czuje się jakbym szykowała przyjaciółkę na randkę. Teraz powiem jak typowa laska z Facebooka, jak przyjaciółka idzie na randkę" Szczęścia kochana!"– pisnęła sarkastycznie di Angelo unoszą dłonie w geście radości, a ja zaśmiałam się z jej zachowania.

– Idziesz Mormont? – zapytał Blake podchodząc do mnie, a ja udałam, że go nie rozumiem.

– Kto to "Mormont"? Jestem Alisha Tarly i nie znam żadnych Mormontów – użyłam danych wprowadzonych parę tygodni temu do baz FBI i policji jako przykrywki na dzisiejsze wyścigi. Johanson przewrócił oczami poirytowany i bezceremonialnie pociągnął mnie za łokieć w kierunku wyjścia ewakuacyjnego. Przed drzwiami czekał Joseph z założonymi na piersiach rękami i bardzo poważną miną.

– Jak wyjdziecie stąd to idziecie...

– Do swoich mieszkań i za dwie godziny wyjeżdżamy – przerwałam szefowi delikatnie zirytowana ciągłym powtarzaniem planów – Joe wiem co mam robić, a cytując Zoe "Jak zniszczysz mój kurewsko idealny plan, to powieszę cię za kostki na maszcie flagowym przed biurem", więc ani mi się śni coś spierdolić. Wspominała też o paleniu włosów – dodałam, a Thomson przetarł ręką twarz wzdychając.

– Rozumiem, ale to naprawdę ważna akcja w porównaniu z moimi poprzednimi. I cholernie niebezpieczna. Uważajcie na siebie – polecił spokojnie otwierając drzwi ewakuacyjne. Blake wyszedł przede mną i spokojnym spacerkiem ciemnymi już uliczkami stolicy ruszył do swojego mieszkania. Uśmiechnęłam się do Joe'a wkładając słuchawki do uszu i wyszłam parę minut po brunecie w rytmie piosenki Smells Like Teen Spirit zespołu Nirvana.

– Możesz ruszać Mormont – z czytania książki wyrwał mnie głos Michaela w uchu, więc z szerokim uśmiechem zdjęłam nogi ze stołu. Zamknęłam książkę i wstałam z kanapy. Złapałam kask i założyłam kurtkę kierując się do wyjścia. Zamknęłam drzwi do mieszkania i zbiegłam po schodach do garażu. Wsiadłam na motocykl zakładając kask i odpaliłam maszynę.

– Jadę – rzuciłam krótko ruszając i wyjechałam na ulice Waszyngtonu. Mijałam liczne samochody, które na widok szybkiego pojazdu przezornie ustępowały mu drogi ze względu na rozwijanie się półświatka. Ludzie po prostu się bali ekskluzywnych pojazdów bardziej niż ognia, a więc jak byłeś posiadaczem szybkiego ścigacza czy auta miałeś tak jakby "konto premium" i jeździłeś jak szybko chciałeś.

Po paru minutach wyjechałam z Waszyngtonu i ruszyłam drogą stanową na miejsce wyścigów. Wjeżdżając do lasu musiałam delikatnie zwolnić, ale w oddali usłyszałam dudniąca muzykę. Wyjechałam na asfaltowy parking wylany na polanie pośrodku lasu. Z jednej strony parkingu odchodziła droga w kierunku małego miasteczka, a z naprzeciwka wyłaniał się asfalt prowadzący z tego samego miasta. Zatrzymałam się używając małego driftu pomiędzy Audi, a podrasowaną Mazdą i zdjęłam kask. Rozejrzałam się szeroko uśmiechnięta podekscytowana widokiem wszystkich samochodów i ludzi. Wysoka rudowłosa dziewczyna ubrana w skąpą sukienkę uczyła inne skąpo ubrane koleżanki jak rozpoczynać wyścigi, paru gościu popisywało się autami w których w bagażnikach posiadali głośniki, a w niektórych miejscach ludzie tańczyli breakdance. W moim kierunku od razu podążyła dziewczyna o jaskrawo różowych włosach z dwoma napakowanymi mężczyznami przy boku.

– Cześć skarbie, zgubiłaś się? Masz fajną maszynkę, ale prędkości w jakie wchodzimy niedoświadczonych mogą zabić – zrobiła usta w podkówkę, ale po chwili roześmiała się głośno wyciągając z kieszeni niebieskiej kurtki notatnik i telefon.

– Imię, nazwisko i dwa patole, jeżeli chcesz się ścigać, a jak nie, to wypierdalaj – ton różowowłosej zmienił się diametralnie kiedy odblokowała telefon i zmierzyła mnie oceniającym spojrzeniem. Zaśmiałam się przewracając oczami i spokojnie nasunęłam okulary na oczy podając jej dwa tysiące dolarów.

–Nie bój się o moje życie, bo wystarczająco dużo razy otarłam się o śmieć. Alisha Tarly, a ty skarbie?–zapytałam prześmiewczo dając nacisk na zdrobnienie użyte w ostatnim zdaniu. Dziewczyna parsknęła wpisując na telefonie moje dane, a ja kątem oka dostrzegłam logo policyjnej bazy danych. Uśmiechnęłam się półgębkiem widząc jak wyskoczyło moje zdjęcie w policyjnej kartotece w zielonym uniformie.

–Proszę proszę! Siedziałaś pół roku za mandaty, a na swoim koncie masz trzy stówy na liczniku na autostradzie! Nieźle, choć nie wiem jak cię złapali przy takiej prędkości–gwizdnęła dziewczyna wpisując moje nazwisko do notatnika, a ja uśmiechnęłam się cwanie widząc iż spreparowana kartoteka podziałała.

–Spisali numery, jak nawracałam uciekając. Odpowiesz mi jak masz na imię, skoro i tak już mnie wpisałaś na listę?–zapytałam ironicznie stukając paznokciem w czarny notatnik dziewczyny, a ta z uśmiechem psychopatki schowała go do kieszeni.

–Mówią na mnie Soma. Jedziesz w trzecim wyścigu, zapowiem cię nazwiskiem. Idź zwiedzać czy coś, bo widzę że jesteś pierwszy raz w takim miejscu i ciekawość aż cię rozwala na kawałki. Baw się dobrze Tarly! –różowowłosa niedbale zasalutowała i odeszła wraz z gorylami w kierunku Johansona, który przed chwilą dotarł na miejsce.

–Doskonale Mormont–pochwalił mnie Joseph przez słuchawkę, a ja powstrzymałam uśmiech idąc w kierunku najbliższym maszyn. Uniosłam dłoń do ust symulując ziewnięcie i poprawiłam kołnierz z mikrofonem.

–Idę porozdawać prezenty–zironizowałam szeptem mówiąc do mikrofonu zamontowanego w rękawie i zatrzymałam się przy najbliższym samochodzie. Niebieski Nissan Skyline r34 pomalowany w czarne płomienie prezentował się dość ładnie, chodź nie pociągały mnie samochody jego typu. Opierając się plecami o bok samochodu, obok Nissana stał wysoki brunet w okularach. Uśmiechnął się widząc mnie jak wpatrywałam się w jego samochód i odepchnął się od samochodu stając na przeciwko mnie.

–Co jest lala? Nie jesteś ubrana jak dziwka od nas, ani jak w ogóle dziwka, więc kim jesteś?–zapytał lustrując mnie wzrokiem, a ja posłałam mu ironiczny uśmiech.

–Masz jakieś nitro czy cokolwiek w tym wozie? Bez tego nie dojedziesz nawet jako ostatni–zironizowałam widząc inne samochody, które bez problemu osiągały dwie stówy na rozgrzewkę, a ten jechał maksymalnie dwieście trzydzieści o ile pamięć mnie nie myli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro