Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10.

Budzik zadzwonił o ósmej rano, wyrywając mnie z płytkiego snu. Przetarłam oczy, siadając prosto na łóżku. Westchnęłam cicho i z pomocą pilota odsłoniłam zasłony w sypialni. Zmrużyłam oczy, gdy promienie kwietniowego słońca nieprzyjemnie zaświeciły w moją twarz. Wyciągnęłam rękę, aby schować oczy przed drażniącym blaskiem i powoli wstałam z łóżka. Skierowałam się do łazienki, wymijając torbę z ubraniami na zmianę i wzięłam chłodny prysznic, na pobudzenie pracy mózgu. Mój procesor mózgowy ciągle odrzucał wiadomość, że dzisiaj wieczorem na swojej czarnej bestii pojadę na najprawdziwsze wyścigi.

To właśnie dzisiaj miałam razem z Johansonem pójść się ścigać wśród najniebezpieczniejszych gangsterów w obu Amerykach. Powinnam czuć się przerażona, spięta albo zestresowana, ale ja czułam wyłącznie rozpierającą mnie radość i podekscytowanie. Marzyłam o prawdziwych wyścigach od pierwszej poważnej przejażdżki motocyklem i nie doczekałam spełnienia marzenia. Teraz miałam taką szansę, a myśl o tym, że ma to być poważna akcja FBI znajdowała się gdzieś z tyłu głowy.

Wysuszyłam włosy i porządnie wyszczotkowałam układając je w miarę swobodnie. Założyłam czarne dresy, tego samego koloru koszulkę z logiem AC/DC i umyłam zęby. Posmarowałam usta pomarańczowym balsamem, nałożyłam na twarz krem nawilżający i wytuszowałam rzęsy. Opuściłam łazienkę i weszłam do kuchni z zamiarem przygotowania śniadania.

– Ja pierdole! – krzyknęłam, łapiąc się za serce, kiedy Zoe wyskoczyła na mnie zza wyspy kuchennej. Oparłam się o lodówkę, jedną ręką wciąż trzymając się za serce i rzuciłam tarzającej się ze śmiechu po podłodze blondynce rozbawione spojrzenie. Wyciągnęłam do niej dłoń, a di Angelo przestała się śmiać i chwyciła moją dłoń. Pociągnęłam ją do góry i postawiłam do pionu, a kobieta machinalnie poprawiła swoje gęste loki.

– Dobrze, to skoro się pośmiałyśmy, powiedz mi jakim kurwa cudem jesteś w mojej kuchni? – zapytałam beztrosko wkładając kanapki do tostera. Zaczęłam robić jajka sadzone pilnując aby nie przypalić bułek, a Zoe zaczęła swoją poruszającą historię o tym jak włamała się za pomocą wytrychu do mojego mieszkania. Wyciągnęłam bułki z tostera i położyłam na nich ser, który zaczął się topić i szynkę udając, że słucham paplaniny Zoe o ciuchach. Jajko się zrobiło więc położyłam je na górze dzieła i posypałam szczypiorkiem. Postawiłam na wyspie i podeszłam do expressu wciskając odpowiedni guzik. Złapałam kubek z gotową kawą i odwróciłam się w kierunku Zoe.

– Teraz to już kurwa przegięłaś – warknęłam widząc jak kobieta kończy jeść moją kanapkę i odstawiając kawę rzuciłam się w jej kierunku. Zoe zaśmiała się głośno i uniknęła moich rąk, które miały jeden cel–zabić. Warknęłam uderzając w drzwi łazienki za którymi Zoe zamknęła się ułamek sekundy wcześniej. Westchnęłam i wróciłam do kuchni, powtarzając przygotowanie najlepszej kanapki na świecie.

Wysiadłam z samochodu Zoe i oparłam ręce o biodra, przyglądając się pracującym robotnikom. Blondynka pomachała mi torbą z ubraniami na wieczorne wyścigi, wychodząc z nowo zakupionego Audi. Uśmiechnęłam się, łapiąc torbę i ruszyłam w kierunku biura szybkim tempem. Wyminęłam robotników kiwnęłam głową w kierunku Lily na recepcji.

– Możesz kurwa zaczekać? Gdzie ty tak zapierdalasz? – usłyszałam krzyk Zoe, więc delikatnie zwolniłam i posłałam blondynce kpiące spojrzenie.

– Kondycja już nie ta, co di Angelo? – skomentowałam lustrując ją rozbawionym spojrzeniem, a Zoe wystawiła mi środkowy palec. – Co tak ostro Angie?– zaśmiałam się, ale przestałam kiedy zarobiłam cios w wątrobę od blondynki. Syknęłam i zamierzałam jej oddać ciosem w ramię, ale Blake, który stanął między nami zablokował mój cios. Posłałam mu urażone spojrzenie wspierając się ręką na jego ramieniu i oparłam drugą na drugim ramieniu bruneta.

– No cześć – uśmiechnęłam się przenosząc ciężar na ręce i wyprowadziłam delikatne kopnięcie w Zoe utrzymując się na rękach. Wylądowałam na podłodze zdejmując ręce z ramion Johansona i puściłam oczko zdezorientowanemu brunetowi. Uchyliłam się przed ciosem blondynki i zaśmiałam się dźwięcznie robiąc przejście w tył zamiast kolejnego uniku.

– Jeżeli nie masz argumentów, to nie bij, Angie, bo to oznaka wielkiego niżu intelektualnego – skomentowałam, a blondynka zatrzymała stopę wymierzoną w mój splot słoneczny. Poprawiła włosy prychając i rzuciła w moim kierunku podniesioną z ziemi torbę, którą odstawiłam przed kopnięciem. Papierowy przedmiot nie doleciał wystarczająco daleko i rączka odbiła się od mojej ręki lądując na podłodze. Uśmiechnęłam się kpiąco schylając po torbę i poczułam czyjąś rękę na pośladku.

– Przepraszam! To było niechcący! – usłyszałam przerażony głos jakiegoś praktykanta, więc przywołując na twarzy chęć mordu wyprostowałam się. Za mną stał wysoki chłopak o blond włosach i zielonych oczach, ale takich wyblakłych. Trzymał w ręce jakieś papiery, a na podłodze leżały teczki. Zoe zaczęła się głośno śmiać i oparła się o Johansona, próbując zachować jako taką równowagę.

– Powiedz mi, jaki przypadek sprawia, że maca się obcą kobietę i to jeszcze w tak bezczelny sposób? – zapytałam, starając się zachować poważny, choć w środku dygotałam z powstrzymywanego śmiechu. Blondyn uroczo się zarumienił i zaczął prędko się tłumaczyć, że tylko sięgał po teczki, które upuścił, ale tego mój organizm już nie zdzierżył. Roześmiałam się głośno opierając dłonie o kolana, a speszony blondyn wymamrotał jeszcze jakieś przeprosiny i odszedł w kierunku windy.

Westchnęłam, pocierając skronie i ponownie przesunęłam wzrokiem, po zapisie planu akcji, który znałam już na pamięć. Zoe wraz z George'em i Oscarem dopracowali plan do perfekcji, a sama operacja była w moim przekonaniu banalnie prosta, ale analitycy maglowali z nami go po raz enty przez ostatnie cztery godziny. Razem z Blake'iem mieliśmy pojechać na wyścigi i wkręcić się w tłum. Ja miałam się ścigać, a Blake głównie dbać o moje bezpieczeństwo, co mnie delikatnie bawiło, ale nie ja ustalałam plan działania. Na miejscu mieliśmy się zjawić o dziesiątej wieczorem i zostać tak długo, jak to tylko możliwe, aby nie wzbudzić podejrzeń. Naszym głównym zadaniem było podrzucanie nadajników do maszyn, wyłapywanie imion, ogólne pozyskiwanie informacji tak, aby nie dać się złapać.

– A ty? Jaką bestię zabierasz? Chyba nie tę kupę złomu, którą jeździsz? – zapytałam mierząc rozbawionym spojrzeniem Johansona i zarzuciłam nogi na biurko. Brunet spiorunował mnie spojrzeniem i coś burknął o jakimś skonfiskowanym Nissanie, którego narkotykowi zgarnęli miesiąc temu na nalocie.

– Zoe! Skończ! Powtarzasz nam to samo setny raz. Ja idę tędy, Blake wraca tamtędy – przerwałam kobiecie wskazując drogi na mapach. – Wracamy do swoich mieszkań, a po trzech godzinach do biura – dokończyłam, a blondynka westchnęła.

– Dobra niech ci będzie. Ale jeśli zjebiesz mój kurewsko idealny plan to spalę ci włosy i powieszę za kostki na maszcie flagowym przed biurem, rozumiesz? – zagroziła di Angelo, a ja uniosłam ręce w obronnym geście uśmiechając się szeroko. Zoe wycelowała we mnie długopisem dając do zrozumienia, że potrafi się posunąć do spełnienia groźby, a ja posłałam jej buziaka w powietrzu. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie zachowując powagę, ale nie wytrzymałyśmy i roześmiałyśmy się głośno. Reszta agentów siedzących z nami przy stole spojrzała sceptycznie na śmiejącą się psychicznie blondynkę, ale nie skomentowali naszego dziwnego zachowania. Spojrzałam na zegarek i posłałam Zoe znaczące spojrzenie. Kiwnęłam głową, a blondynka powtórzyła mój gest i obie wstałyśmy jednocześnie.

– My idziemy się ogarnąć, bo za trzy godziny mamy być gotowe, a ja muszę założyć te wszystkie ustrojstwa. Payne! Idziesz z nami – klepnęłam w ramię Michaela i podniosłam z biurka papierową torbę z ubraniami. Informatyk przygotował wcześniej pudło z mini mikrofonami, nadajnikami, kamerkami i tego typu rzeczami, bez których miałam się nie ruszyć z biura. Weszłam do gabinetu informatyków, który był przyciemniony i oddzielony ściankami działowymi dzięki czemu łatwo było się przebrać. Stanęłam obok biurka Payne i zsunęłam przez głowę bluzę zostając w samym bezrękawniku.

– Ty z nami zostajesz, jeżeli rozumiem – zapytałam ironicznie widząc, że Michael stoi jak skamieniały obok biurka z pudłem w rękach.

– Ymm...przepraszam. J-już idę – Payne zająknął się podczas odpowiedzi i obrócił na pięcie wychodząc z oddzielonej części biura. Zaśmiałam się cicho ściągając bezrękawnik.

– Zajebisty. Gdzie kupiłaś? – zapytała Zoe wskazując na czarny sportowy stanik z jaskrawo żółtymi wstawkami i podała mi czarne body bez rękawów. Ściągnęłam spodnie i zapięłam to cholernie niewygodne do zakładania, ale idealne do ścigania cholerstwo.

– Chyba w Adidasie, ale nie jestem pewna – odpowiedziałam zakładając na stopy jaskrawo żółte skarpetki. Blondynka zawołała Payne'a, a mężczyzna zamontował mikrofon pod ramiączkiem body i nadajnik w ściągaczu skarpetki. Przezornie umieścił jeszcze nadajniki w drugiej skarpetce i drugi mikrofon na ramieniu. Założyłam skórzane spodnie i ciężkie buty do jazdy na motocyklu, a Payne również w butach umieścił nadajnik.

–Już mi gorąco–stwierdziłam wskazując spodnie, a di Angelo parsknęła śmiechem rozkładając kosmetyki do makijażu.

–To nie zakładaj kurtki, bo nam zdechniesz. Michael przynieś drugie krzesło, albo ty suko usiądź na biurku–poleciła Zoe z uśmiechem zajmując miejsce na obrotowym krześle. Uniosłam ręce w obronnym geście i usiadłam na krzesełku przyniesionym przez Michaela. Blondynka wykonała mi standardowy makijaż, choć do zwykłej kreski eyelinerem dodała jaskrawo żółte wykończenie i dokleiła mi rzęsy.

– Skąd masz tę bliznę pod lewym okiem? – zapytała Zoe rozjaśniając mi kosmyki włosów jednodniową farbą, a ja przygryzłam wargę. Przypomniałam sobie ćwiczenia z ojcem, te bardziej wymagające i niekoniecznie bezpieczne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro