10.
Budzik zadzwonił o ósmej rano, wyrywając mnie z płytkiego snu. Przetarłam oczy, siadając prosto na łóżku. Westchnęłam cicho i z pomocą pilota odsłoniłam zasłony w sypialni. Zmrużyłam oczy, gdy promienie kwietniowego słońca nieprzyjemnie zaświeciły w moją twarz. Wyciągnęłam rękę, aby schować oczy przed drażniącym blaskiem i powoli wstałam z łóżka. Skierowałam się do łazienki, wymijając torbę z ubraniami na zmianę i wzięłam chłodny prysznic, na pobudzenie pracy mózgu. Mój procesor mózgowy ciągle odrzucał wiadomość, że dzisiaj wieczorem na swojej czarnej bestii pojadę na najprawdziwsze wyścigi.
To właśnie dzisiaj miałam razem z Johansonem pójść się ścigać wśród najniebezpieczniejszych gangsterów w obu Amerykach. Powinnam czuć się przerażona, spięta albo zestresowana, ale ja czułam wyłącznie rozpierającą mnie radość i podekscytowanie. Marzyłam o prawdziwych wyścigach od pierwszej poważnej przejażdżki motocyklem i nie doczekałam spełnienia marzenia. Teraz miałam taką szansę, a myśl o tym, że ma to być poważna akcja FBI znajdowała się gdzieś z tyłu głowy.
Wysuszyłam włosy i porządnie wyszczotkowałam układając je w miarę swobodnie. Założyłam czarne dresy, tego samego koloru koszulkę z logiem AC/DC i umyłam zęby. Posmarowałam usta pomarańczowym balsamem, nałożyłam na twarz krem nawilżający i wytuszowałam rzęsy. Opuściłam łazienkę i weszłam do kuchni z zamiarem przygotowania śniadania.
– Ja pierdole! – krzyknęłam, łapiąc się za serce, kiedy Zoe wyskoczyła na mnie zza wyspy kuchennej. Oparłam się o lodówkę, jedną ręką wciąż trzymając się za serce i rzuciłam tarzającej się ze śmiechu po podłodze blondynce rozbawione spojrzenie. Wyciągnęłam do niej dłoń, a di Angelo przestała się śmiać i chwyciła moją dłoń. Pociągnęłam ją do góry i postawiłam do pionu, a kobieta machinalnie poprawiła swoje gęste loki.
– Dobrze, to skoro się pośmiałyśmy, powiedz mi jakim kurwa cudem jesteś w mojej kuchni? – zapytałam beztrosko wkładając kanapki do tostera. Zaczęłam robić jajka sadzone pilnując aby nie przypalić bułek, a Zoe zaczęła swoją poruszającą historię o tym jak włamała się za pomocą wytrychu do mojego mieszkania. Wyciągnęłam bułki z tostera i położyłam na nich ser, który zaczął się topić i szynkę udając, że słucham paplaniny Zoe o ciuchach. Jajko się zrobiło więc położyłam je na górze dzieła i posypałam szczypiorkiem. Postawiłam na wyspie i podeszłam do expressu wciskając odpowiedni guzik. Złapałam kubek z gotową kawą i odwróciłam się w kierunku Zoe.
– Teraz to już kurwa przegięłaś – warknęłam widząc jak kobieta kończy jeść moją kanapkę i odstawiając kawę rzuciłam się w jej kierunku. Zoe zaśmiała się głośno i uniknęła moich rąk, które miały jeden cel–zabić. Warknęłam uderzając w drzwi łazienki za którymi Zoe zamknęła się ułamek sekundy wcześniej. Westchnęłam i wróciłam do kuchni, powtarzając przygotowanie najlepszej kanapki na świecie.
Wysiadłam z samochodu Zoe i oparłam ręce o biodra, przyglądając się pracującym robotnikom. Blondynka pomachała mi torbą z ubraniami na wieczorne wyścigi, wychodząc z nowo zakupionego Audi. Uśmiechnęłam się, łapiąc torbę i ruszyłam w kierunku biura szybkim tempem. Wyminęłam robotników kiwnęłam głową w kierunku Lily na recepcji.
– Możesz kurwa zaczekać? Gdzie ty tak zapierdalasz? – usłyszałam krzyk Zoe, więc delikatnie zwolniłam i posłałam blondynce kpiące spojrzenie.
– Kondycja już nie ta, co di Angelo? – skomentowałam lustrując ją rozbawionym spojrzeniem, a Zoe wystawiła mi środkowy palec. – Co tak ostro Angie?– zaśmiałam się, ale przestałam kiedy zarobiłam cios w wątrobę od blondynki. Syknęłam i zamierzałam jej oddać ciosem w ramię, ale Blake, który stanął między nami zablokował mój cios. Posłałam mu urażone spojrzenie wspierając się ręką na jego ramieniu i oparłam drugą na drugim ramieniu bruneta.
– No cześć – uśmiechnęłam się przenosząc ciężar na ręce i wyprowadziłam delikatne kopnięcie w Zoe utrzymując się na rękach. Wylądowałam na podłodze zdejmując ręce z ramion Johansona i puściłam oczko zdezorientowanemu brunetowi. Uchyliłam się przed ciosem blondynki i zaśmiałam się dźwięcznie robiąc przejście w tył zamiast kolejnego uniku.
– Jeżeli nie masz argumentów, to nie bij, Angie, bo to oznaka wielkiego niżu intelektualnego – skomentowałam, a blondynka zatrzymała stopę wymierzoną w mój splot słoneczny. Poprawiła włosy prychając i rzuciła w moim kierunku podniesioną z ziemi torbę, którą odstawiłam przed kopnięciem. Papierowy przedmiot nie doleciał wystarczająco daleko i rączka odbiła się od mojej ręki lądując na podłodze. Uśmiechnęłam się kpiąco schylając po torbę i poczułam czyjąś rękę na pośladku.
– Przepraszam! To było niechcący! – usłyszałam przerażony głos jakiegoś praktykanta, więc przywołując na twarzy chęć mordu wyprostowałam się. Za mną stał wysoki chłopak o blond włosach i zielonych oczach, ale takich wyblakłych. Trzymał w ręce jakieś papiery, a na podłodze leżały teczki. Zoe zaczęła się głośno śmiać i oparła się o Johansona, próbując zachować jako taką równowagę.
– Powiedz mi, jaki przypadek sprawia, że maca się obcą kobietę i to jeszcze w tak bezczelny sposób? – zapytałam, starając się zachować poważny, choć w środku dygotałam z powstrzymywanego śmiechu. Blondyn uroczo się zarumienił i zaczął prędko się tłumaczyć, że tylko sięgał po teczki, które upuścił, ale tego mój organizm już nie zdzierżył. Roześmiałam się głośno opierając dłonie o kolana, a speszony blondyn wymamrotał jeszcze jakieś przeprosiny i odszedł w kierunku windy.
Westchnęłam, pocierając skronie i ponownie przesunęłam wzrokiem, po zapisie planu akcji, który znałam już na pamięć. Zoe wraz z George'em i Oscarem dopracowali plan do perfekcji, a sama operacja była w moim przekonaniu banalnie prosta, ale analitycy maglowali z nami go po raz enty przez ostatnie cztery godziny. Razem z Blake'iem mieliśmy pojechać na wyścigi i wkręcić się w tłum. Ja miałam się ścigać, a Blake głównie dbać o moje bezpieczeństwo, co mnie delikatnie bawiło, ale nie ja ustalałam plan działania. Na miejscu mieliśmy się zjawić o dziesiątej wieczorem i zostać tak długo, jak to tylko możliwe, aby nie wzbudzić podejrzeń. Naszym głównym zadaniem było podrzucanie nadajników do maszyn, wyłapywanie imion, ogólne pozyskiwanie informacji tak, aby nie dać się złapać.
– A ty? Jaką bestię zabierasz? Chyba nie tę kupę złomu, którą jeździsz? – zapytałam mierząc rozbawionym spojrzeniem Johansona i zarzuciłam nogi na biurko. Brunet spiorunował mnie spojrzeniem i coś burknął o jakimś skonfiskowanym Nissanie, którego narkotykowi zgarnęli miesiąc temu na nalocie.
– Zoe! Skończ! Powtarzasz nam to samo setny raz. Ja idę tędy, Blake wraca tamtędy – przerwałam kobiecie wskazując drogi na mapach. – Wracamy do swoich mieszkań, a po trzech godzinach do biura – dokończyłam, a blondynka westchnęła.
– Dobra niech ci będzie. Ale jeśli zjebiesz mój kurewsko idealny plan to spalę ci włosy i powieszę za kostki na maszcie flagowym przed biurem, rozumiesz? – zagroziła di Angelo, a ja uniosłam ręce w obronnym geście uśmiechając się szeroko. Zoe wycelowała we mnie długopisem dając do zrozumienia, że potrafi się posunąć do spełnienia groźby, a ja posłałam jej buziaka w powietrzu. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie zachowując powagę, ale nie wytrzymałyśmy i roześmiałyśmy się głośno. Reszta agentów siedzących z nami przy stole spojrzała sceptycznie na śmiejącą się psychicznie blondynkę, ale nie skomentowali naszego dziwnego zachowania. Spojrzałam na zegarek i posłałam Zoe znaczące spojrzenie. Kiwnęłam głową, a blondynka powtórzyła mój gest i obie wstałyśmy jednocześnie.
– My idziemy się ogarnąć, bo za trzy godziny mamy być gotowe, a ja muszę założyć te wszystkie ustrojstwa. Payne! Idziesz z nami – klepnęłam w ramię Michaela i podniosłam z biurka papierową torbę z ubraniami. Informatyk przygotował wcześniej pudło z mini mikrofonami, nadajnikami, kamerkami i tego typu rzeczami, bez których miałam się nie ruszyć z biura. Weszłam do gabinetu informatyków, który był przyciemniony i oddzielony ściankami działowymi dzięki czemu łatwo było się przebrać. Stanęłam obok biurka Payne i zsunęłam przez głowę bluzę zostając w samym bezrękawniku.
– Ty z nami zostajesz, jeżeli rozumiem – zapytałam ironicznie widząc, że Michael stoi jak skamieniały obok biurka z pudłem w rękach.
– Ymm...przepraszam. J-już idę – Payne zająknął się podczas odpowiedzi i obrócił na pięcie wychodząc z oddzielonej części biura. Zaśmiałam się cicho ściągając bezrękawnik.
– Zajebisty. Gdzie kupiłaś? – zapytała Zoe wskazując na czarny sportowy stanik z jaskrawo żółtymi wstawkami i podała mi czarne body bez rękawów. Ściągnęłam spodnie i zapięłam to cholernie niewygodne do zakładania, ale idealne do ścigania cholerstwo.
– Chyba w Adidasie, ale nie jestem pewna – odpowiedziałam zakładając na stopy jaskrawo żółte skarpetki. Blondynka zawołała Payne'a, a mężczyzna zamontował mikrofon pod ramiączkiem body i nadajnik w ściągaczu skarpetki. Przezornie umieścił jeszcze nadajniki w drugiej skarpetce i drugi mikrofon na ramieniu. Założyłam skórzane spodnie i ciężkie buty do jazdy na motocyklu, a Payne również w butach umieścił nadajnik.
–Już mi gorąco–stwierdziłam wskazując spodnie, a di Angelo parsknęła śmiechem rozkładając kosmetyki do makijażu.
–To nie zakładaj kurtki, bo nam zdechniesz. Michael przynieś drugie krzesło, albo ty suko usiądź na biurku–poleciła Zoe z uśmiechem zajmując miejsce na obrotowym krześle. Uniosłam ręce w obronnym geście i usiadłam na krzesełku przyniesionym przez Michaela. Blondynka wykonała mi standardowy makijaż, choć do zwykłej kreski eyelinerem dodała jaskrawo żółte wykończenie i dokleiła mi rzęsy.
– Skąd masz tę bliznę pod lewym okiem? – zapytała Zoe rozjaśniając mi kosmyki włosów jednodniową farbą, a ja przygryzłam wargę. Przypomniałam sobie ćwiczenia z ojcem, te bardziej wymagające i niekoniecznie bezpieczne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro