Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18 - razem ( rozdział końcowy)

Luz

Minął już miesiąc od upadku wieży w zamku Cesarza oraz od odzyskania przez nas portalu. Wszystko powoli wraca do normalności. No...prawie wszystko. Zacznijmy jednak od początku.

Kiedy tylko się obudziłam dzień po wszystkim czułam jak dosłownie wszystko mnie piecze i boli. Eda od razu wraz z Kingiem przy mnie byli i zaczęli mi o wszystkim powoli opowiadać. W tym wszystkim jednak brakowało mi cały czas jednej osoby która by przy mnie była. Mam tu na myśli pewną fioletowowłosą wiedźmę o którą od razu zaczęłam wypytywać. Eda jednak od razu kazała mi jeszcze trochę odpocząć zanim zacznę ponownie zadawać te mniej istotne pytania. Zdziwiło mnie to że nie chcieli mi od razu odpowiedzieć ale wiedziałam że teraz liczy się dla nich moje zdrowie.

Minął więc tydzień. Czułam że już odzyskałam prawie wszystkie siły więc zaczęłam wychodzić z domu. Była więc to idealna szansa aby w końcu spotkać się z Amity. Musiałam wiedzieć czy aby na pewno wszystko u niej w porządku oraz ogólnie co z nią. Tak więc, taki był pierwszy cel mojej wyprawy. Stawiłam się przed jej domem o południu pukając jednak zamiast Amity otworzyli mi Edric i Emira.

- Luz! Jak dobrze cię widzieć! - obydwoje ucieszyło się na mój widok.

- Was również świetnie widzieć - uśmiechnęłam się do nich - jest może Amity? Chciałabym się z nią zobaczyć...

Rodzeństwo spojrzało po sobie bardzo niepewnie na chwilę odwracając wzrok gdzieś w bok. Nie rozumiałam o co im może chodzić. Czy Anity coś się stało? A może nie chce mnie widzieć?

- Wiesz...teraz to chyba nie jest dobry pomysł.... powiedziała niepewnie Emira - ale jestem pewna że już niedługo spotkacie się w szkole.

Też chciałam w to wierzyć jednak nawet po kolejnym tygodniu nie spotkałam jej w szkole. Willow i Gus po mojej opowieści o napadzie na zamek Cesarza powiedzieli mi że nie widzieli Amity tak długo jak ja. Wydawało mi się to conajmniej dziwne.

W tym tygodniu również Cesarz wydał oświadczenie o tym że sprawcami napadu na zamek są jakie dzikie wiedźmy. Nie wymienił nas po imieniu ale także nie wspomniał o tym że ktoś chciał wykraść portal i klucz. Najwidoczniej był to jego sekret bo jak się okazało sama Lilith nic nie mówiła ani nie wiedziała o portalu. A bywała conajmniej kilkanaście razy u Edy aby cały czas zwerbować ją do Covenu. Na te chwilę więc mogliśmy się poczuć bezpiecznie. Przynajmniej po części. Tylko sam Belos wie kim byliśmy i co chcieliśmy zrobić i czy się nam to udało. Nikt z jego strażników więc nie wie o fakcie że chce on otworzyć portal do świata ludzi ani nie wie po co.
Wychodzi więc to na naszą korzyść.

Chciałam się więc podzielić tym razem z Amity. Postanowiłam ponownie wybrać się do niej z wizytą.
Niepewnie stanęłam przed ogromnymi drzwiami willi mając szczerą nadzieję że może tym razem to ona mi otworzy.
Westchnęłam więc głęboko starając się uspokoić oddech po czym zadzwoniłam dzwonkiem.

Chyba jednak moje prośby zostały wysłuchane ponieważ już po chwili stała przedemną fioletowowłosa wiedźma z zaskoczona miną.

- Luz!? - zdziwiona upuściła trzymane przez siebie książki - co ty tu robisz? - zapytała zbierając książki które jej przed chwilą spadły. 

- Chciałam cię odwiedzić i dowiedzieć się co z tobą. Nie ma cię już od dwóch tygodni w szkole a ostatnio gdy tu byłam podobno nie mogłaś ze mną chwilę porozmawiać...- powiedziałam starając się ukryć smutek w moim głosie.

Złotooka spuściła niepewne głowę odgarniając z twarzy włosy oraz przyciskając podniesione książki do piersi.

- Możesz teraz wejść....- powiedziała cicho zapraszając mnie do środka.

Delikatnie uśmiechnęłam się przekraczając próg jej domu.
Od razu skierowaliśmy się do jej pokoju. Chyba nikogo poza nami tu nie było jednak i tak bardziej komfortowo będzie u niej w pokoju. Nie przepadam szczerze mówiąc przebywać w tak ponurych miejscach jak salon rodzinny Blightów.

Pokój Amity mieścił się na górnym piętrze. Było to spore pomieszczenie w którym mieścił się jeden wielki regał na książki, łóżko które stało pod oknem, biurko,szafa, półki oraz dość spory miękki dywan.

Usiadłyśmy więc na łóżku przez chwilę milcząc i nie wiedząc co powiedzieć. Amity zaczęła nerwowo ściskać nic leżący na jej łóżko s ja natomiast starałam się podchodzić do wszystkiego ze spokojem i zrozumieniem. Po chwili  postanowiłam się odezwać jako pierwsza.

- Więc...jak się czujesz? Z tego co wiem od bliźniaków to również conajmniej kilka dni przespałaś...

- Ciężko było trochę ukryć ten fakt przed rodzicami...- westchnęła - nie wiedzą że wtedy w zamku również w tym uczestniczyłam. Edric i Emira pomogli mi to jakoś zamaskować ale i tak nie jest mi łatwo.

- Czemu nie chodzisz do szkoły? Wszyscy zastanawiają się co się stało...

- Powiedzieliśmy rodzicom że mam gryfią grypę. Z tego tak szybko nie da się wyleczyć więc postanowili mnie przytrzymać w domu conajmniej na dwa tygodnie. W sumie....też nie chce zbytnio zbliżać się do innych...- powiedziała wstając i podchodząc w stronę okna.

- Ale... dlaczego? - byłam zdziwiona jej zachowaniem.

Amity ewidentnie coś przedemną ukrywała i bała mi się o tym powiedzieć.
Mnie jednak i tym razem ciekawość zrzerała od środka. Szczególnie że martwiłam się o nią. Na jej prawej ręce cały czas był bandaż.
Gdzieniegdzie miała jeszcze plastry lub inne opatrunki. Najwidoczniej po bitwie z cesarzem będzie miała jeszcze na długo sporo ran. Byłam jednak pewna że nie tylko o to może jej chodzić. Tu chodziło o cis kompletnie innego. Nie było to widoczne na pierwszy rzut oka.

- Nie domyślasz się...? Aż dziwne że tu w sumie jeszcze przyszłaś...- westchnęła z iskierkami smutku w oczach.

- Amity...naprawdę się o ciebie martwię - mówiąc to podeszłam do niej chwytając ją za ręce - powiedz mi po prostu o co chodzi... Cokolwiek to by nie było ja...zawsze będę przy tobie. Nie chce aby cokolwiek nas ponownie rozdzieliło....- ostatnie słowa powiedziałam że szczególną pewnością.

- Nie chce ci zrobić znowu krzywdy Luz...- cofnęła się o krok puszczając moje ręce.

- C-co? - cały czas nie wiedziałam o co może chodzić.

- To przezemnie o mało co nie zginęłaś! - po policzkach dziewczyny spłynęło kilka łez - wiem że to Belos mną kontrolował...i wiem że to przez niego ale to JA ciebie skrzywdziłam. Przezemnie mogłaś zginąć! Nie udało się wam zdjąć w pełni ze mnie zaklęcia.... Belos w każdej chwili ponownie może przejąć nademną kontrolę a wtedy....ja...ja nie wiem czy uda mi się ponownie jej oprzeć...- powiedziała ze łzami w oczach.

Wiedziałam że Belos zawsze mimo wszystko będzie nam komplikował życie ale teraz, przesadził. Definitywnie przesadził. Nie pozwolę mu aby przez niego Amity odemnie odeszła bojąc się że zrobi mi ponownie krzywdę.
Szczególnie że nie jest to jej wina.

- Amity, to nie jest twoja wina. Nie jestem na ciebie zła za to co zrobiłaś...to wina Belosa. I dobrze wiesz że mógł i może rzucić to zaklęcie na każdą inną wiedźmę. Potrzebuję cię abyś była przy mnie. Tak samo jak ty potrzebujesz mnie...- mówiąc to mocno ją przytuliłam.

Dziewczyna po chwili zrobiła to samo już na dobre się rozpłakowując. Zaczęłam jak gładzić po placach również czując napływające do moich oczu łzy. Chciałam być silna dla niej ale w tamtym momencie kompletnie się rozkleiłam podobnie jak i ona. Najwidoczniej stres z ostatnich problemów musiał já mocno wykończyć.

- Kocham cię Luz....nic tego nie zmieni...jesteś chyba najlepszym co mnie w życiu spotkało...wtedy w lesie gdy cię poznałam...heh...chyba naprawdę warto wtedy było się z tobą wtedy powykłucać...

Po tych słowach bez wahania po prostu ją pocałowałam. Przez chwilę niepewnie jednak po chwili w jak największej rozkoszy i szczęściu. Amity również oddała pocałunek nie przestając mnie trzymać za rękę.
Była to naprawdę magiczna chwila. Poczułam jakby świat staniał kompletnie w miejscu.

Gdy tylko skończyłyśmy aby nabrać powietrza, Amity oparła swoje czoło o moje rozkoszując się tą chwilą.

- Ja również uważam że jesteś najwspanialszą rzeczą jaka mnie spotkała w całym moim życiu...kocham cię Amity Blight....- wyszeptałam w jej stronę - gdy tylko będziemy przy sobie, to damy radę cesarzowi. To jeszcze nie koniec.

- Pokonany go...jestem tego pewna...

- Tylko i wyłącznie razem...

Koniec

Cóż by wam tu powiedzieć no...ta końcówka zostawia taki trch niedosyt moim zdaniem 😅 i w sumie czysto teoretycznie mogłaby być z tego 2 część...czyż nie? No i okej, myślałam nad tym. Długo. Ale doszłam do wniosku że na te chwilę zrobię sobie przerwę z pisaniem ( głównie dlatego że nie mam teraz zbytnio na to czasu )  Jestem jednak tak na 70% pewna że być może za kilka miesięcy zmobilizowała bym się do napisania 2 części. Oczywiście jeśli byście chcieli ale z tym to później.
Póki co, to koniec ʕ ꈍᴥꈍʔ.
Za chwilę tu się jeszcze pojawią podziękowania dla niektórych osób oraz kilka innych informacji ( ͡°ᴥ ͡° ʋ).

A teraz żegnam i pozdrawiam ❤️




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro