Rozdział 9 Pomocna dłoń
Amity
Drugi sezon powoli dobiegał końca i obfitował w wiele zwrotów akcji, które znaliśmy, ale mimo upływu czasu ciągle robiły na nas wrażenie.
Nie wiem czy, to przez sentyment czy przez to, że nie oglądałam później zbyt wielu seriali, bo zwyczajnie nie miałam czasu, ale The Owl House zawsze będzie dla mnie wyjątkowy.
Koniec ostatniego odcinka 2 sezonu nadszedł jak to zwykle w takich sytuacjach bywa nagle. To się stało nagle
Towarzyszyły nam temu mieszane emocje. Z jednej strony cieszyliśmy się, że nasze postaci ewoluują, dorastają i stają się takimi jakimi być powinny. Przynajmniej większość.
A z drugiej strony każdy kolejny odcinek przybliżał nas do niechybnego końca tej przygody. Zwłaszcza, że 3 sezon jest najkrótszy, ale najbardziej intensywny ze wszystkich, więc postanowiliśmy zrobić krótką przerwę.
Każdy mówił co się mu podobało, a co nie oraz czy od czasu pierwszego obejrzenia coś się w tej kwestii zmieniło.
Zmieniła się tylko dwie rzeczy. My oraz to w jaki sposób patrzymy na całą tą historię, która wbrew temu co się kiedyś mówiło pomogła wielu osobą dostrzec, że każdy ma prawo do szczęścia i dzielenia go z osobą, którą sam wybierze i to pomimo faktu, że inni mogą być temu nieprzychylni to jednak trzeba próbować, bo inaczej nic się nie zmieni.
Po krótkiej przerwie wróciliśmy do oglądania 3 sezonu i mimo, że oglądałam go kilka razy zwroty akcji ciągle potrafiły mnie zaskoczyć, a sam finał pozostawiał pewien niedosyt, że mogło by być coś dalej, ale ja wiedziałam, że nie ma nic, chociaż kto wie...
Było już dość późno, ale przy dobrej zabawie czas szybko mija, ale w końcu mogliśmy odetchnąć i iść do mojego pokoju na górę gdzie były przygotowane materace dla moich gości.
- To chyba teraz wypada się położyć co?- zaśmiała się Luz.
- No...z wiekiem już nie można tak mocno imprezować.
- Imprezować może nie, ale może popatrzymy na gwiazdy?- spytałam stojąc przy oknie.- Dzisiaj jest wyjątkowo dobra widoczność.
Po otwarciu okna nasza czwórka oparła się o parapet i każde z nas szukało jakiegoś konkretnego gwiazdozbioru, co było całkiem zabawne, ale zmęczenie musiało nas w końcu dopaść i padliśmy jak muchy.
To był udany dzień.
Rano obudziłam się obok luz która trzymała mnie za rękę, a kontem oka dostrzegłam, że Gus i Willow gdzieś zniknęli, ale jakoś mnie to nie martwiło, bo mogłam tak leżeć cały dzień.
Spojrzałam na sufit i nawet jego widok mnie cieszył, bo czułam, że znów wszystko jest tak jak kiedyś, albo przynajmniej podobnie.
Wtedy mój telefon zadzwonił i aby go odebrać musiałam puścić Luz, ale nie byłam z tego powodu zadowolona, więc liczyłam, że powód tego telefonu jest chociaż ważny.
To była Emira.
- Oby to było ważne- warknęła, przecierając jednocześnie oczy.
- Jeśli jaśnie pani się wyspała to sugeruje, aby wzięła pani swoją drugą połówkę i przywlekła tu swoje cztery litery, bo śniadanie czeka tak jak twoi przyjaciele.
Zerknęłam na telefon.
- Już po 10?!- Stwierdziłam ze zdziwienia i od razu się przebudziłam.
- A to niespodzianka co?- zaśmiała się.- Dobra zbierajcie się bo czekamy.
- Hej. Luz.
Luz otwarła oczy i powoli usiadła na krawędzi łóżka.
- Głodna jestem.- Oznajmiła.
- To się dobrze składa.- Roześmiałam się serdecznie.- Śniadanie czeka.
- Daj mi chwilę. Ogarnę się i już idę.
Pokiwałam głową i sama postanowiła nieco doprowadzić się do porządku.
Później kiedy obie zeszłyśmy na dół było już po śniadaniu. Zostały co prawda porcje dla nas, ale po odgłosach zorientowałam się, że pozostali czyli Willow, Gus oraz moje rodzeństwo byli w salonie.
Nie przejmując się tym zabrałyśmy się za jedzenie, a kiedy już kończyłyśmy nagle wpadła Emira trzymająca w ręku telefon, a na twarzy malował się szeroki uśmiech. Szerszy niż za zwyczaj.
- Jest akcja!- krzyknęła podekscytowana.- Dzwoniła Iris, że w miejskim ośrodku kultury organizują kiermasz i... trzymajcie się mocno chcą abyś ty i Luz wzięła w nim udział, bo pieniądze pójdą na przytułek który prowadzi Eda! Czy to nie świetnie? A wy jako najlepsze absolwentki ze swojego roku dodalibyście temu kiermaszowi więcej prestiżu. Co wy na to?
- Zawsze chętnie pomogę swojej cioci.- Zadeklarowała Luz.- Zwłaszcza, że ma do tego powołanie, a jej podopieczni ją uwielbiają.
Emira spojrzała na mnie.
- Czy muszę coś dodawać?
- Więc jedzcie i pakujcie swoje przybory oraz jakieś rysunki, które chcecie sprzedać, a tata za chwilę wróci i was zawiezie.
Oczywiście dyskusja z moją siostrą nie wchodziła w grę.
Spakowałam swoje materiały potrzebne do rysowania, a było ich tyle, że spokojnie wystarczyło dla mnie i Luz a gdyby się ktoś uparł to dla 20 innych osób, ale aż tyle ze sobą nie brałam, bo i po co?
Tata przyjechał po 20 minutach od chwili kiedy Emira ogłosiła nam wiadomość, że znów będziemy rysować i to w szczytnym celu.
Kiedy spakowałyśmy wszystko do auta, ruszyliśmy w drogę, a sam tata opowiadał o wczorajszym pokerowym wieczorze gdzie byli wszyscy rodzice moich przyjaciół i Luz.
Ogólnie to walka toczyła się pomiędzy Iris a Edą, które miały największe doświadczenie i im akurat karta szła najlepiej.
Tata usprawiedliwiał słabą grę, że albo ma się szczęście w kartach albo w miłości, a jemu akurat poszczęściło się w tym drugim.
Sama uznałam te słowa za urocze i uśmiechnęłam się, a kątem oka widziałam, że Luz również.
- No więc...- kontynuował tata.- Był remis i ostatnie rozdanie wszystko albo nic i wygrała Eda, ale pech chciał, że cieszyła się za bardzo i wypadły jej dwie karty z rękawa no i wygrała Iris. Normalnie byłbym zły, ale graliśmy dla zabawy i ogólnie było bardzo wesoło. I już planujemy kiedy to powtórzyć.
Dobry nastrój taty udzielił się też nam, bo całą drogę miałyśmy dobry humor.
Sam kiermasz był całkiem spory i przyciągnął sporo ludzi, a nasze stoisko miało całkiem fajny napis. "Wspieraj miejscowych artystów."
Prócz naszej dwójki była jeszcze taka jedna dziewczyna z pierwszego roku, która nazywała się Laura. Całkiem ogarnięta jak na swój wiek.
Ogólnie to sprzedałyśmy wszystkie nasze prace, a dodatkowo ludzie zamawiali u nas swoje portrety, portrety osób na którym im zależy czy też portrety ulubionych zabawek ich dzieci.
Ponieważ jeden chłopiec chciał, zrobić swojemu misiowi prezent na urodziny więc poprosił mnie abym mu go narysowała i był bardzo szczęśliwy z efektu końcowego, a ja nie miałam serca bać od jego rodziców za to pieniędzy, ponieważ jeden z prowadzących obok nas stoisko chłopaków powiedział, że zna ich i są bardzo porządnymi ludźmi, ale ich syn nie może znaleźć przyjaciela bo inne dzieci się go bały, a skoro nie mógł go znaleźć to go sobie wymyślił. Strach ten był spowodowane faktem, że nie ma jednego palca, oraz 30% jego ciała jest pokryte oparzeniami wynikających z pożaru jaki miał miejsce ponad rok temu.
Było mi go żal, ale nie wiedziałam jak mu pomóc dlatego więc włożyłam w ten rysunek całe serce i umiejętności, bo chociaż tyle mogłam dla niego zrobić i liczyłam, że któregoś dnia inni zaakceptują jego inność, a jeśli nie to chociaż znajdzie jedną osobę, którą będzie mógł nazwać przyjacielem.
Kiermasz dobiegał powoli końca, a Luz musiała wrócić do domu pomóc w czymś swojej ciotce więc zostałam sama z Laurą, ale i ona musiała iść, bo przyjechali po nią jej rodzice.
W wyniku tajnego głosowania i chyba z faktu, że nikt nie spodziewał się aż takiego sukcesu kiermaszu, to ja miałam dostarczyć walizkę z pieniędzmi do przytułku Edy, który znajdował się 5 ulic dalej. Ogólnie motywowano to tym, że nikt nie zwróci na mnie uwagi, że jestem godna zaufania itd. Prawda była taka, że 98% osób, które prowadziły stoiska były osobami, które w ten czy inny sposób przewinęły się przez przytułek Edy.
Chodziło o zaufanie, a wiecie jak to się mówi: Każdy zapewnia, że by tego nie zrobił, ale nie może być tego pewien, bo nigdy nie miał w rękach takiej ilości pieniędzy, a to rodziło pokusy, a by co nieco nie przywłaszczyć.
Pokusy na które ja podobno jestem odporna, bo rodzice są bogaci, więc nie połaszę się na takie "drobniaki"
*Ogarnę to* pomyślałam, ale w chwili kiedy wręczono mi walizkę w której było ponad 50 000$ moja pewność siebie nieco zmalała. * Ładnie mi drobniaki.*
Wzięłam głęboki wdech i udałam się na przystanek tuż obok ośrodka kultury, ale pech chciał, że o tej porze autobusy nie jeżdżą, a taksówki ani widu ani słychu.
Wtedy podjęłam najgłupszą decyzję jaką mogłam podjąć i postanowiłam iść pieszo. Myślałam, że w 20-30 się uwinę i będzie git. Może by i było git, ale było już ciemno, a ja dotarłam do miejsca, które cieszyło się kiepską reputacją
Idąc do przytułku do którego zostały mi jeszcze dwie ulice, mijałam ludzi, którzy mi się nie podobali. Wyglądali na zbirów i awanturników i członków gangów ulicznych, którzy kontrolowali dzielnicę przez, którą przechodziłam.
Gdyby nie fakt, że jest to najkrótsza droga, a ja się śpieszyłam to w życiu nie postawiłabym tutaj nogi, a już na pewno nie o tej porze, ale musiałam mieć nadzieję, że jakoś to będzie.
- Dobry wieczór pani.- Odezwał się głos mężczyzny, który wyszedł zza winkla jednego z budynków.
Nie odpowiedziałam, bo zrozumiałam, że nie było to kulturalne powitanie tylko wstęp go czegoś znacznie gorszego.
Mężczyzna złapał za walizkę, którą miałam, a że był silniejszy to jednym szarpnięciem wyrwał mi ją z rąk, ale dzięki relaksowi złapałam ją drugą ręką i chwilę się z nim siłowałam.
- Spokojnie!- krzyknął napastnik.- Chodzi mi tylko o walizkę.
- Pomocy!- zawołałam.- Niech ktoś mi pomoże!
Upadłam na ziemię, ale nie puściłam walizki, ale w przypływie adrenaliny kopnęłam go w twarz tak mocno, że głowa odskoczyła mu w tył.
Jęknął z bólu, a gdy wyprostował kark, krew z nosa zlała mu górną wargę i podbródek. Wypuścił uchwyt walizki z rąk, ale ja widziałam w jego oczach furię, więc przygotowywałam się na jego atak. Na moje nieszczęście pojawili się jego koledzy i moja sytuacja ze złej zmieniła się w beznadziejną.
- Jak długo można wyrywać walizkę jednej głupiej długouchej dziwaczce!- warknął jeden z nowo przybyłych.
Wtedy zorientowałam się z kim mam doczynienia. Byli to ci sami chuligani, którzy kiedyś naśmiewali się z moich uszów, ale teraz byli starsi i należeli do gangu, który kontrolował tą ulicę.
Bałam się jak nie wiem co i zastanawiałam się czy gdybym oddała im tę walizkę, to faktycznie daliby mi spokój? Teraz jednak czekałam na to co ci zwyrodnialcy zrobią, ale wiedziałam, że bez walki się nie poddam.
- Stać!- rozległ się głos dobiegający z drugiego końca ulicy.
- Sykes, mamy towarzystwo!- powiedział jeden z mężczyzn stojących na czatach, a potem on i jego kompan odwrócili się w kierunku z którego szedł do nich nieznajomy.
Pierwszy z nich ściskał pałkę, a drugi długi nóż. Kilka metrów przed nimi nieznajomy zwolnił krok.
- Chryste, ale olbrzym, co?- rzucił pierwszy rabuś do towarzysza.- Będzie miał dalej do ziemi, mocniej o nią rąbnie.
Nieznajomy był faktycznie od nich większy o prawie dwie głowy.
- Naprawdę myślicie, że dacie radę mnie powalić?- zapytał nieznajomy i zaczął się śmiać.- Możecie próbować chłopaki, ale twardsi od was próbowali i jak widzicie nie udało się im. Więc który pierwszy?
Słysząc to obaj wyraźnie się wystraszyli, przestępując z nogi na nogę. W tym momencie ten który chciał mi wyrwać walizkę spojrzał na mnie i warknął.
- Leż!
Nie chciałam go słuchać, ale tak się bałam, że nie mogłam się ruszyć.
Wszyscy trzej rzucili się na nieznajomego w tym samym momencie. Nieznajomy zrobił unik przed nożem i zamachnął się pałką teleskopową, która pojawiła się jego dłoni, trafiając dwóch napastników jednego w ramię, a drugiego w żebra.
Siła uderzenia odrzuciła ich w tył, a nieznajomy wbił pięść w twarz napastnika z nożem, wybijając mu przy okazji kilka zębów, a kiedy ten padł na ziemie, jego towarzysze natarli na niego na nowo.
Nieznajomy uchylił się przed kastetem i wprawił w ruch własną pałkę, łamiąc broń przeciwnika i pozbawiając go władzy w ręce. Potem odwrócił się do tego z kastetem i ruchem pałki posłał go na ziemie by po chwili zmiażdżyć mu dłoń.
Obaj napastnicy turlali się po ziemi, jęcząc uciskając zranione miejsca.
- Uwaga!- krzyknęłam.
Nieznajomy odwrócił się w tej samej chwili gdy facet z wbitymi zębami miał zamiar rzucić w niego z ziemi nożem, ale zanim zdążył to zrobić, to coś we mnie wstąpiło i przyładowałam mu z całej siły w głowę walizką, a on zwinął się z bólu.
- Niebezpiecznie jest chodzić samej po nocy z taką ilością pieniędzy..
- Co to za pytanie?- zdziwiłam się.
- Odpowiem na nie, ale gdzie indziej.- I ruszył w kierunku jednej z uliczek dając mi znak, abym poszła za nim.
Nie powinnam tego robić, ale uratował mi prawdopodobnie życie.
- Teraz możemy porozmawiać.- Odparł .
Mogłam mu się teraz lepiej przyjrzeć, chociaż miał kaptur na głowie i zasłoniętą twarz, to było w nim coś znajomego, albo godnego zaufania. Nie wiem jak to nazwać.
- A co z tamtą trójką?- spytałam.
- Za chwilę zgarną ich odpowiednie organy, a dowody jakie dostaną pozwolą im wsadzić ich na parę ładnych lat.- W tonie nieznajomego dało się usłyszeć dumę.
- A...pan kim jest?
Nieznajomy zaśmiał się.
- Nie poznajesz starych znajomych.- Po tych słowach ściągnął kaptur oraz odsłonił twarz.
- Alex?!- wydusiłam.- A co ty tutaj robisz?!
- Załatwiam w mieście swoje sprawy.- Odparł jak gdyby nigdy nic.
- Pranie zbirów też się do nich zalicza?
- Nie. Chociaż mój wujek się tym zajmował. Przynajmniej do czasu, aż nie wyjechał do Anglii, a że potrafię to i owo, a miejscowe zbiry to przygłupy więc czasem pomagam osobą w potrzebie takim jak ty.
- Zakładam, że nie jesteś tutaj przypadkiem?
- Nie.- Potrząsnął głową.- Eda dzwoniła, że miałaś u niej być, ale kiedy usłyszała, że idziesz pieszo poprosiła mnie abym się za tobą rozglądnął. Wiedziałem, że jeśli chcesz szybko dotrzeć do jej domu, to pójdziesz tą częścią miasta, co było dość głupie, ale dobrze się skończyło. No przynajmniej dla ciebie.
- Jestem ci winna spore podziękowania.- Uśmiechnęłam się.
- To nic.- Machnął ręką.- Wy też mi pomogłyście, a ja zawsze pomagam przyjaciołom w potrzebie. Więc teraz chyba możemy iść do Edy co? Bo dalsza droga już nie jest tak niebezpieczna, ale na wszelki wypadek pójdę z tobą.- Zaproponował, a w jego słowach było sporo racji.
Zgodziłam się na jego ofertę, bo jeszcze dygotałam ze strachu o swoje życie.
Na miejscu czekały na mnie Eda i zatroskana Luz, która na mój widok rzuciła mi się na szyję.
- I jesteśmy- oznajmił zadowolony Alex.- Było trochę strachu, ale daliśmy radę co nie Amity?
Pokiwałam głową, ale z tym "daliśmy" to trochę przesadził, bo ja pomogłam tylko trochę, ale i tak czułam ulgę, że już dotarłam na miejsce.
- Jeśli jeszcze kiedyś będziesz potrzebować pomocy, to dzwoń. Eda ma mój numer i drugi raz omijaj dzielnice takie jak ta w której cię znalazłem. Do następnego.- Powiedział i pewnym krokiem udał się w sobie tylko znaną stronę.
Eda w podzięce odwiozła mnie do domu i bałam się co powiem rodzicom, więc wstrzymam się z tymi rewelacjami do rana
Odpowiedź na nominację od: @_laureta_ spod jej rozdziału wypadek przy pracy
1 Czarno białe łaty.
2 powyżej kostki
3 biały
4 Słuch tak talent niekoniecznie.
5 powyżej oczekiwań
6 introwertykiem
7 nie
8 dopóki nie patrzę w dół to nie.
9 przypadek.
10 nie znam aż tyle osób xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro