Rozdział 3 Sen prawdę ci powie
Luz
Kiedy wróciłam do domu, od razu przebrałam się co, przy moim zmęczeniu wcale nie było takie proste, a kiedy to zrobiłam, położyłam się do łóżka.
Samo zmęczenie było spowodowane głównie tym, że dopadł mnie jet lag no i też nie miałam za bardzo ochoty spać, bo bardzo ekscytowałam się powrotem do domu, a kiedy to opadło, wynik mógł być tylko jeden. I zanim zdążyłam, położyć głowę na poduszce, zasnęłam.
Sen przyszedł nagle i przywołał do mnie wspomnienia z mojej podróży do sanktuarium Lakshmana.
Pamiętałam te uczucia, które mi wtedy towarzyszyły i to bardzo dobrze.
Kiedy tam dotarłam oślepiające bóle w karku i plecach zastygły. Zmarły. Można by to porównać do wspinaczki po nagiej ścianie skalnej i wyjścia na szczyt z ruchomych mgieł i chmur na zimne światło słońca oraz przenikliwe rozrzedzone powietrze z miejsca, gdzie można iść już tylko w dół...albo sfrunąć.
Widziałam siebie, jak schodziłam w kierunku miasta. Ostrzegano mnie, abym zaczekała jeszcze 2 godziny na zebranie się większej grupy, ale nie chciałam tego robić. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w mieście, by z niego dotrzeć na lotnisko i wrócić do domu, ale nie pamiętam dlaczego? Co takiego ciągnęło mnie z powrotem do domu? Albo kto? Te wspomnienia były obecnie poza moim zasięgiem.
I wtedy zdarzył się wypadek. Pamiętam, jak się pośliznęłam i spadłam ze szlaku, a później była tylko ciemność.
Kolejnym wspomnieniem, jakie do mnie wróciło, był moment gdzie, byłam sama w jasno oświetlonym pomieszczeniu w powietrzu, unosił się ostry zapach spirytusu medycznego, a gdzieś obok piszczało urządzenie monitorujące prace mojego serca. Próbowałam poruszyć ręką, ale nie mogłam, zobaczyłam za to, że drugą rękę mam podpiętą do kroplówki.
Wtedy urządzenie zaczęło pikać głośniej, co zapewne oznaczało wzrost mojego pulsu. Czułam się jakbym, oglądała film. To jednak było moje wspomnienie, ale dlaczego teraz do mnie wróciło? Czyżby tylko sen mógł mi w tej chwili dostarczyć odpowiedzi?
Jaki nie byłby tego powód to, nie miałam wyboru jak tylko patrzeć, co stanie się dalej. Widziałam jak moje przeszłe ja, sprawdza, dlaczego boli mnie głowa i moment, kiedy dowiaduje się, że mam zszytą głowę, a ilość szwów świadczyła, że nie było to takie zwykłe zranienie, ale coś dużo poważniejszego.
Wtedy przybiegł ktoś z personelu pewnie zaalarmowany piskiem urządzenia monitorującego pracę serca. Mężczyzna, jaki się pojawił miał około 40 lat i miał zmierzwioną czarną brodę oraz sumiaste wąsy w tym samym kolorze, a z jego oczów, które były widoczne spod krzaczastych brwi, widać było w nich troskę wymieszaną ze zmartwieniem.
- Co się stało? Gdzie ja jestem?- wymamrotałam.- Czy ja miałam jakiś wypadek?- Pytanie było dość głupie z perspektywy czasu, ale wiedziałam, że to wspomnienie było ważne, inaczej mój mózg nie przywołałby go aż z taką dokładnością, ale dlaczego?
Brodaty doktor spojrzał na mnie i wybiegł na korytarz, prawdopodobnie wołając kogoś na pomoc. Była to dobra okazja, aby obejrzeć dokładniej sterylne otoczenie.
W tej konkretnej sali stało tylko jedno łóżko. Nie widziałam, żadnych kwiatów ani kartek, a jedynie szare puste pomieszczenie, w którym liczba elementów została ograniczona do minimum.
Zobaczyłam za to, że na pobliskim krześle były moje ubrania, które zostały starannie złożone i umieszczone w plastikowej torbie, a obok była moja walizka oraz plecak, które były umazane błotem oraz rysami, które prawdopodobnie powstały po tym, jak moje rzeczy spadły wraz ze mną.
Spojrzałam powoli w kierunku okna znajdującego się po przeciwnej stronie niż krzesło i zobaczyłam noc oraz fragment własnego odbicia, ale zdawało mi się obce blade i wyniszczone co tylko potwierdzało, że miałam poważny wypadek. Z korytarza doszły do mnie głosy, co świadczyło, że ktoś tu za chwilę będzie.
Lekarz wrócił, ale tym razem w towarzystwie kobiety. Na oko była ledwo po trzydziestce, czyli niewiele starsza ode mnie. Chociaż mogło się to wydawać niewiele to w tych dziwnych czasach wiek, był kwestią dyskusyjną, bo nie każdy czuł się na tyle lat ile faktycznie miał. Lekarka miała na sobie biały lekarski strój i jasnobrązowe włosy spięte w koński ogon, który podskakiwał przy każdym jej kroku.
- Jestem doktor Elizabeth Green.- Przedstawiła się w progu, posyłając mi przyjazny uśmiech.- Będę tej nocy pomagać dr. Rishiemu.
Na jej słowa delikatnie skinęłam głową.
Wysoka i smukła doktor Green poruszała się zdecydowanym krokiem osoby wysportowanej. Nawet tak ubrana wyglądała elegancko i pomimo braku makijażu skóra na jej twarzy wydawała się niesamowicie gładka, jeśli nie liczyć niewielkiego pieprzyka znajdującego się nad górną wargą, blisko prawego kącika ust.
Spojrzenie jej niebieskich oczów było niezwykle przenikliwe, jakby widziała w swoim życiu znacznie więcej niż przeciętna osoba w jej wieku, ale jak mogło być inaczej? Była bowiem lekarką, więc na pewno sporo widziała.
- Dr. Rishi nie mówi zbyt dobrze po angielsku- dodała, stając obok niego.- Dlatego właśnie poprosił mnie, abym pomogła w wypełnieniu pani karty przyjęć. I jeśli to panią interesuje, to jestem Brytyjką i przyjechałam tutaj w ramach wolontariatu.- Obdarzyła mnie kolejnym ciepłym uśmiechem oraz zaspokoiła moją ciekawość odnośnie do tego, dlaczego tak dobrze rozumiem to, co mówi.
- Bardzo dziękuję.- Wydusiłam.
- Zatem...-zaczęła bardziej profesjonalnym tonem.- Jak się pani nazywa?
Potrzebowałam krótkiej chwili na zebranie myśli.
- Luz Noceda.- Odpowiedziałam.
Zaświeciła mi latarką w oczy, co nie należało do przyjemnych rzeczy. Zrobiła to pewnie po to, aby sprawdzić, czy wypadek nie wpłynął na mój wzrok lub na coś innego.
- Zawód?
Tę informację przypomniałam sobie po kilku sekundach.
- Jestem artystką i na ogół pracuję na zlecenie.- Odparłam, a moja odpowiedź brzmiała lepiej niż gdybym powiedziała: brak stałego miejsca pracy.
Dr. Elizabeth opuściła latarkę i jeszcze przez kilka chwil coś zapisywała w mojej karcie pacjenta.
- Mogę zapytać, jak tutaj trafiłam?- odezwałam się, przerywając chwilową ciszę.
- Z tego, co wiem, znaleźli panią schodzący do miasta mnisi wraz z grupą wracających z sanktuarium turystów, ale gdyby nie pewien mężczyzna najprawdopodobniej nikt by pani nie znalazł i wykrwawiłaby się tam pani na śmierć.
- Wiecie, kim on był?- zapytałam zaskoczona jej odpowiedzią.
- Chyba był Amerykaninem tak jak pani, ale jak tylko upewnił się, że jest pani bezpieczna, pożegnał się z pozostałymi i poszedł w swoją stronę, a kiedy spytali go o imię, on odpowiedział, że jest tylko dobrym Samarytaninem, który pomógł bliźniemu w potrzebie.
- Dobry Samarytanin?- powtórzyłam, zdziwiona.
-Tak.- Dr Green pokiwała twierdząco głową.- I to całkiem dobra metafora i na swój sposób ma coś w sobie z rycerskich opowieści.- Uśmiechnęła się ponownie.
Prawdopodobnie gest nieznajomego bardzo jej zaimponował. Pomoc nieznajomej jeszcze w tym kraju nie należała do rzeczy oczywistych, więc rozumiałam zachwyt dr Green.
- No dobrze. Wracajmy do dalszych pytań.- Dr Green odzyskała szybko powagę i spojrzała na mnie z kolejnym pytaniem na ustach.- Coś panią boli?
- Tylko głowa.- Odparłam. Dr Green złapała mnie za nadgarstek i zaczęła mierzyć mi puls.- Pamięta pani, co się stało?
- Pośliznęłam się i spadłam. Nie wiem jak głęboko, ale nic więcej nie pamiętam, bo chwilę później straciłam przytomność i ocknęłam się tutaj.
Lekarka pokiwała ze zrozumieniem głową i wróciła do notowania.
- Wie pani, jaki mamy dzisiaj dzień tygodnia?
-Eee...piątek? Pamiętam, że wtedy opuszczałam sanktuarium Lakshmana.- Odpowiedziałam, bo to akurat pamiętałam całkiem dobrze.
- Wie pani, gdzie jesteśmy?
- Pewnie w szpitalu, ale nie wiem w jakim mieście.- Powiedziałam bez zastanowienia, bo w końcu gdzie indziej miałabym trafić z urazem głowy?
- Czy ma pani ktoś, kogo powinniśmy zawiadomić?
- Mam, ale na razie nie widzę takiej potrzeby.- Odparłam, ale tak naprawdę chciałam, aby przy mnie ktoś znajomy. Na przykład Amity. Ale dlaczego właśnie o niej pomyślałam? Zadałam samej sobie to pytanie. Znałyśmy się, ale...czułam, że było coś więcej...coś, co wyleciało jej z głowy, ale teraz nie mogła w żaden sposób sobie tego teraz przypomnieć.
W pewnej chwili poczułam przemożny strach. Nie tylko o sobie, ale i o innych. Czułam, że podczas tego upadku straciłam coś naprawdę cennego, ale gdy tylko próbowałam sobie przypominać co to było, czułam ból, a przynajmniej tak mi się zdaje.
O tym mogło świadczyć nagłe przyśpieszenie bicia mojego serca połączone z piszczeniem maszyny monitorującej pracę mojego serca. Próbowałam się podnieść, ale dr Green szybko położyła dłoń na moim mostku tym samym, zmuszając mnie do pozostania w pozycji leżącej, zerknęła na dr. Risha, który zaczął coś przygotowywać. Dr Green pochyliła się nade mną i powiedziała:
- Stany lękowe są czymś normalnym po urazach mózgu. Musi się pani uspokoić. Żadnych gwałtownych ruchów. Proszę leżeć i odpoczywać, a wszystko będzie dobrze. Wróci pani do zdrowia, ale to potrwa.
Dr Rishi podszedł ze strzykawką w dłoni i wstrzyknął całą jej zawartość do kroplówki. Doskonale wiedziałam, że były to środki uspokajające.
- To pomoże się pani odprężyć i zniweluje ból, jaki pani czuje. Proszę spróbować się przespać, a jeśli będzie czegoś pani potrzebować to, przy bocznej listwie łóżka ma pani przycisk, który wystarczy nacisnąć, a ktoś do pani przyjdzie. Po tych słowach wraz dr. Rishim opuściła salę, gasząc za sobą światło.
Wspomnienie rozmyło się, a kolejne zajęło jego miejsce. Dalej znajdowałam się w tej samej sali co wcześniej, ale był już dzień, a stojąca obok mnie dr Green mówiła:
-Nic pani nie będzie. Wyniki są dobre.- Dodawała mi otuchy przyjaznym tonem.- Zdiagnozowaliśmy u pani amnezję wsteczną to normalne po urazach czaszki. Może mieć pani problem z przypomnieniem sobie niektórych wydarzeń, ale nie potrafię stwierdzić, jakich dokładnie. Mózg jest bardzo skomplikowaną "maszyną" jeśli mogę to tak ująć, a według badań nie doznał pani trwałych uszczerbków na zdrowiu.- Zamilkła na moment.- Pamięta pani jak mam na imię?
- Dr. Elizabeth Green.- Odpowiedziałam bez chwili zawahania.
- Widzi pani? Pamięta pani wszystko, jak trzeba.- Uśmiechnęła się życzliwie. Jutro wypiszemy panią ze szpitala i wróci pani do domu i w pani podróży będzie towarzyszył dr. Amar Dash. Neuropsycholog, który tak się szczęśliwie składa ma w pani kraju sympozjum, więc w razie czego udzieli pani pomocy, ale to raczej nie będzie potrzebne.
Ostatnie słowa dr. Green sprawiły, że wizja się rozpadła, a ja nagle poderwałam się z łóżka. Moje nagłe poderwanie się sprawiło, że King, który leżał na moich nogach z piskiem, zeskoczył na ziemię. Po chwili kiedy ogarnęłam, że to był tylko sen, usiadłam na krawędzi łóżka i pogłaskałam Kinga po głowie.
- Wybacz mały. Zły sen.- Powiedziałam, próbując go przeprosić.
Chociaż to mogło wydawać się głupie, że przepraszam psa, ale King zawsze wydawał się rozumieć wszystko, co się do niego mówi.
Sięgnęłam po telefon i włączyłam go ponownie, ponieważ podczas mojej rocznej podróży robiłam to zawsze przed snem, aby oszczędzać baterię, a kiedy telefon się włączył, zapikał kilkakrotnie, co oznaczało, że pojawiły się powiadomienia, że ktoś próbował się ze mną skontaktować.
Po pobieżnym sprawdzeniu, kto to mógł być, okazało się, że była to w większości Willow, Amity oraz jeden telefon od Gusa.
Przecierając oczy, zerknęłam przy okazji, która godzina i okazało się, że jest kilka minut po jedenastej, co oznaczało, że spałam prawie 16 godzin, ale była niedziela więc nic strasznego się nie stało.
Kiedy już wstałam i rozprostowałam kości pierwszym miejscem, do jakiego skierowałam swoje kroki była łazienka, ponieważ wczoraj walnęłam się na łóżko, właściwie tak jak stałam. Po dłuższym pobycie w łazience i doprowadzeniu się do stanu bliskiemu normalnemu ubrałam się w świeże ciuchy, a tamte cisnęłam na stertę rzeczy do prania.
Przez ostatni rok moja higiena nieco kulała, zwłaszcza gdy zwiedzałam mniej cywilizowane z krajów Azji, ale i tak bawiłam się nieźle, chociaż nie wiedziałam, dlaczego ta podróż trwała tak długo. Było to bardzo frustrujące, że nie mogłam sobie przypomnieć czegoś, co zdawało się bardzo istotne, ale teraz mogłam udać się na śniadanie i liczyć, że sobie wszystko przypomnę.
- Dzień dobry.- Powiedziałam, wchodząc do kuchni, a kiedy spojrzałam na stół, czekały na mnie... muffinki?
- Dzień dobry.- Odpowiedziała Eda, odwracając się w moją stronę.- Długo dzisiaj spałaś.- Zauważyła.
Miała rację, bo nigdy tak długo nie spałam. Nie ważne jak bardzo byłam zmęczona, ale tak jak byłam zmęczona wczoraj nie była nigdy w życiu.
- Stęskniłam się za swoim łóżkiem i domem oraz za tobą i Kingiem. Za wszystkimi.- Powiedziałam z uśmiechem i usiadłam przy stole.- A co to za okazja, że na śniadanie są muffinki?
- Bananowo- orzechowe.- Dodała, co już sam o sobie mówiło, że to wyjątkowe śniadanie.- Twoje ulubione.- Ostatnie zdanie wyjątkowo mocno podkreśliła, co wprawiło mnie w małe zaskoczenie, bo bardzo rzadko mogłam liczyć na tak pyszne śniadanie.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Edą?!- zaśmiałam się, sięgając po jedną z muffinek.
- Chciałam być miła.- Odparła oburzona moimi zarzutami.- Dawno cię nie było, więc uznałam, że to dobra okazja.- Dodała, patrząc jak, wcinam ze smakiem muffinkę.Eda sięgnęła po dzbanek z kawą i nalała ją do swojej szklanki, a później do mojej.
- Na rozbudzenie.- Powiedziała, podsuwając szklankę.
- Dziękuję.- Odrzekłam i sięgnęłam po szklankę z kawą. Nie było milszego początku dnia niż pyszna kawusia i muffinki.
- Wiesz...- zwróciłam się do Edy.- Miałam dziwny sen...
- Och.- Oparła podbródek na dłoniach i spojrzała na mnie z wyraźną troską.
- Opowiesz mi o nim? Zrobiłam, o co prosiła i opowiedziałam jej wszystko. Z najdrobniejszymi szczegółami takimi jak zapach czy strach, jaki czułam. Nieźle jak na kogoś, kto ma amnezję wsteczną, czy jak to się tam nazywało.
Eda zrobiła wielkie oczy, bo sama była pod wrażeniem.- A jak tam twoja głowa?
- Nawet nie boli- odparłam.- Tylko te szwy są irytujące- powiedziałam, dotykając delikatnie palcem jednego z nich.
- Za tydzień ci je zdejmą, a do tego czasu powinnaś zażywać lekarstwa.
* A no tak lekarstwa...*Pomyślałam.
Wczoraj byłam tak zmęczona, że nie pamiętałam, że w drodze do domu Eda wstąpiła do apteki, aby wykupić recepty, jakie dostałam na drogę.
Eda podsunęła mi dwie tabletki oraz szklankę wody, a ja bez namysłu wzięłam obie do ust i popiłam, aby mieć to za sobą.
- Kolejny raz musisz je wziąć przed snem.
- Będę pamiętać.- Westchnęłam, ale potem pomyślałam, że to tylko przez tydzień więc do przeżycia.
- Masz jakieś plany na dzisiaj?- zapytała.
- W sumie...- zamyśliłam się na chwilę.- Moi przyjaciele do mnie dzwonili, więc chyba dzisiaj spotkam się z nimi.
- To dobrze- Eda uśmiechnęła się życzliwie, co już samo w sobie było dla mnie dość dziwne, bo ona rzadko się tak do mnie uśmiecha. No, chyba że czegoś chce, ale nie tym razem.
Sięgnęłam po telefon, aby wysłać wiadomość, że dzisiaj możemy się spotkać, a na odpowiedź nie musiałam długo czekać, bo wszyscy z wielkim entuzjazmem chcieli spędzić ze mną czas. Muszę przyznać, że może wycieczka po Azji była spoko, ale nic nie mogło się równać ze spędzeniem czasu z takimi przyjaciółmi jak moi!
No i jak wam się podobał ten rozdział :3? Piszcie ^^ Tutaj bowiem miałem okazję nieco się pobawić.
Ten i następny rozdział specjalnie dla mojej ulubionej czytelniczki @_laureta_ na drogę publikacja 08.08.2021 5:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro