Rozdział 10 Nigdy więcej o tobie nie zapomnę!
Luz
Kilka dni później sobota
Dzień zaczął się całkiem inaczej niż wszystkie wcześniej od mojego powrotu. Kiedy wstałam jak zawsze, przywitałam Kinga, który każdej nocy wiernie mnie pilnował za co jestem mu bardzo wdzięczna, a później standard, szybki prysznic, ogarnięcie ubrania, śniadanie, rozmowa z ciocią i co dalej?
Przy śniadaniu rozległ się dźwięk telefonu, ale tym razem nie był on mój tylko Edy.
- O Alexe. Co słychać?- Zapytała.- Czekaj dam cię na głośnik i powtórz to jeszcze raz.
- Cześć Luz.
- Hej Alex. Jeszcze raz dzięki za uratowanie Amity. Jestem ci bardzo wdzięczna.
- Nie ma o czym mówić.- Zaśmiał się.- Jednak sprawa, w jakiej dzwonię ma z tym pewien związek.
- Jaki?
- Powęszyłem tu i ówdzie, popytałem i okazało się, że kradzież pieniędzy była zaplanowana od samego początku, ale ci, którzy ją planowali, nie przewidzieli, że wyznaczą do tego Amity, więc dlatego dali znać kumplom, którzy ją wtedy napadli i ogólnie zatrzymano w tej sprawie kolejne trzy osoby, a mówię ci to dlatego, że jeśli zadawałaś sobie pytanie, dlaczego padło na nią, to teraz już wiesz. Przypadek, ale wszystko jest już pod kontrolą.
- Dzięki za informację- odezwała się Eda.- Do usłyszenia innym razem.
- Trzymajcie się. I do następnego.- Odparł i się rozłączył.
Wiadomości były dobre, więc poczułam pewną ulgę, że Amity nic już nie grozi.
Po śniadaniu czułam się inaczej. Moje myśli były bardziej klarowne niż jeszcze tydzień temu, przypominałam sobie detale z przeszłości, takie jak wypadek, Amity, wspólne, wyznanie miłości, jakie miało miejsce po jej cudownym oceleniu i to, że przed moim wyjazdem nieco ponad rok temu to uczucie zaczynało się powoli wypalać.
Teraz jednak czułam, że to uczucie zaczyna łapać drugi wiatr, którego obie tak bardzo potrzebowałyśmy.
To, co przeżyłyśmy wspólnie od czasu mojego powrotu, pokazało mi, że Amity naprawdę mnie potrzebuje, a ja potrzebuje jej.
Wiedziałam jednak, że nie mogę ot, tak wpaść do niej i powiedzieć: Hej Amity! Wszystko już pamiętam! Byłyśmy parą i znów możemy być. Będzie spoko i ogólnie wszyscy są za.
Już samo myślenie o tym brzmiało głupio, a co dopiero, gdybym powiedziała to na głos. Żenada.
Zastanawiałam się co robić i przyszedł mi do głowy pomysł, żeby poradzić się osoby, której nigdy wcześniej o to bym nie prosiła. Jednak wstrzymałam się z tym nieco, ponieważ było jeszcze wcześnie, bo wybijała dopiero 9:30, więc uznałam, że zadzwonię po obiedzie.
Godzina 14:00
Westchnęłam ciężko i wybrałam numer, pod który chciałam zadzwonić wcześniej, by po chwili usłyszeć:
- Hej Luz! Co tam słychać?!
Tak z reguły zaczynały się rozmowy z Emiri, ale obecnie tylko ona może mi pomóc, bo wiem, że zawsze kibicowała naszemu związkowi, nawet jeśli nie mówiła tego na głos. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest jeszcze Edric, ale umówmy się, że on nie jest osobą, która zna się na związkach, bo z dwójki bliźniaków zawsze Emira górowała nad nim na każdym polu.
- W porządku.- Odparłam.- Mam do ciebie pytanie.
- Tak?
- Wolałabym porozmawiać w cztery oczy. Masz teraz czas?
- W soboty akurat mam go pod dostatkiem. Gdzie chcesz się spotkać?
- Miejski park. Za godzinę. Dasz radę?
Emira przez chwilę milczała, jakby nad czymś myślała.
- Dam radę.- Oznajmiła.- Widzimy się na miejscu.- Po tych słowach rozłączyła się.
Ja westchnęłam ciężko, licząc, że nie popełniłam błędu, ale jak się powiedziało A to, trzeba powiedzieć B oraz całą resztę alfabetu.
Na szczęście Eda wyszła, więc nie musiałam się jej spowiadać dokąd i po co wychodzę, bo pewnie próbowałaby mi sprzedać jedną ze swoich złotych rad, albo niechcący by się komuś wygadała, więc los mi póki co sprzyjał.
Po krótkiej przejażdżce autobusem dotarłam do parku, a że miałam jeszcze trochę czasu, postanowiłam trochę po nim połazić.
Była ładna słoneczna pogoda, ostatnia fala upałów się skończyła. Lekki wiaterek dawał przyjemne uczucie chłodu, co sprawiało, że w parku było sporo osób, które korzystały, ile się dało z pogody.
Przechadzając się po parku, widziałam ludzi w różnym wieku oraz nastroju.
Jedni cieszyli się życiem razem, ze swoimi przyjaciółmi bądź rodziną, kolejni patrzyli młodych tęsknym wzrokiem, wspominając młodzieńcze czasy, a jeszcze inni siedzieli samotnie, pogrążenie w zakurzonych zakamarkach swojego umysłu, próbując odnaleźć sens dalszego istnienia.
Wiedziałam to wszystko, bo kiedy byłam w sanktuarium Lakshmana, spotkałam wszystkie typy ludzi i każdy z nich szukał odpowiedzi.
Ja znalazłam swoją dopiero teraz lub bardziej przypomniałam sobie, że Amity jest odpowiedzią, której szukałam. Osobą, która sprawiała, że byłam szczęśliwa, kompletna, ale przewrotny los chciał, aby o tym zapomniała, ale znów pamiętam i muszę jej jakoś wynagrodzić to, że ją zostawiłam, a ona mimo to ciągle na mnie czekała.
Usiadłam na ławce i przywołałam wszystkie wspomnienia od naszego pierwszego spotkania we wspólnej klasie, przez wspólny projekt, bal i całą resztę wydarzeń, które miały miejsce. Mimo iż minęło raptem 7 lat to, czułam się jakby to, było w innym życiu.
Nagle poczułam na ramieniu dotyk czyjejś dłoni.
- Nie śpij, bo cię ukradną.- Zażartowała Emira i usiadła obok mnie.- Co to za sprawa, o której nie można rozmawiać przez telefon?- zapytała, przechodząc od razu do sedna.
- Moja pamięć wróciła.- Odparłam.
- To świetnie!- ucieszyła się.- Amity już wie?
- Jeszcze nie i w tej sprawie chciałam z tobą porozmawiać.
- Zamieniam się w słuch.- Emira rozsiadła się wygodnie na ławce i czekała, aż wyrzucę z siebie to, co mam do powiedzenia.
- Czy Amity lubi coś poza rysowaniem?- zapytałam, bo nigdy tak naprawdę jej o to nie pytałam. Wiedziałam, że lubi rysować, czytać książki o Azurze, ale nie wiedziałam, czy to wszystko, bo kiedy zostałyśmy parą, to po prostu nie widziałam potrzeby o to dopytywać.
- Wiesz...teraz kiedy o to pytasz, to raczej nie ma nic poza tym, co was łączy. Wiesz rysowanie, Azura.- Odparła.- Jednak nie wiem, czy ci mówiła, ale kawałek za naszym domem znajduje się niewielkie jezioro, gdzie w młodości zabierali nas rodzice, byśmy razem karmili kaczki i łabędzie, które po nim pływały, a z czasem Amity polubiła to miejsce do tego stopnia, że ukrywała się tam przed nami, ale wiesz jak to, bywa z rodzeństwem. Zawsze cię odnajdzie.
Zaśmiałam się i przypomniałam sobie, że Amity wspominała kiedyś o tym jeziorku, ale nigdy tam z nią nie byłam, bo zawsze miałyśmy coś innego na głowie.
- Możesz spróbować być romantyczna. Wiesz świece jakiś ładny wiersz te sprawy.
- Teoretycznie bym mogła, ale pytanie, czy Amity by się to spodobało?
- Spodobałby się jej nawet zwykły kamień, zawinięty wstążkę, byleby to był prezent od ciebie. - Oznajmiła stanowczo.
Coś w tym było, ale wiedziałam, że stać mnie na coś więcej niż kamień.
- Podrzucisz mnie do domu?- zapytałam.
- Jasne, a co?
- Mam dla Amity prezent. Tak jakby. To skomplikowane.- Powiedziałam, próbując się nie wygadać.- I będę potrzebowała twojej pomocy.
Na te słowa Emiri zaświeciły się oczy.
- Oczywiście, że ci pomogę!- powiedziała stanowczo i złapała mnie za ramkę i zaczęła ciągnąć w kierunku samochodu, którym tutaj przyjechała.
Kilkudziesięciu minutach byłam już w domu.
Edy na szczęście nie było, a King spał w kuchni, więc mogłam zabrać się za poszukiwania mojego prezentu.
Wbiegłam do pokoju i zaczęłam przewracać wszystkie swoje rzeczy.
- Gdzie to jest?- mruknęłam zdenerwowana.- Pamiętam, że gdzieś to było.- Na ziemi lądowały kolejne przedmioty i ubrania.
- Jest!- ucieszyłam się z faktu, że moja pamięć jednak całkiem nieźle działa.
Z dna jednej z szuflad wyciągnęłam srebrny łańcuszek z zawieszkami w kształcie liter "A" i "L".
Był to ten sam łańcuszek, który dałam Amity, kiedy spytałam ją, czy oficjalnie zostanie moją dziewczyną, a który zgubiła tuż przed moim wyjazdem.
Może to zrządzenie losu, że ten naszyjnik był początkiem naszego związku, a teraz może pomóc mi go odbudować i uczynić go jeszcze lepszym.
Schowałam go do kieszeni i nim dotarłam do samochodu Emiri, kilkukrotnie upewniałam się, czy medalion ciągle jest w kieszeni i na szczęście był.
Ostatniej rzeczy, jakiej potrzebowałam, byłoby zgubienie go gdzieś po drodze.
Nim pojechaliśmy do domu Amity, zahaczyłam jeszcze z Emiri o sklep, aby kupić coś dla zbudowania nastroju.
Warto odnotować też fakt, że osoba, która dała Emiri prawo jazdy, popełniła bardzo poważny błąd, bo jej styl jazdy można porównać, do jazdy bolidem formuły 1, smród palonych opon towarzyszył nam przy każdym ruszaniu spod świateł.
Jednak przeżyłam to i dotarłyśmy na miejsce.
Miałam szczęście, bo Amity była na zakupach z mamą więc miałam czas, aby wszystko przygotować.
Emira zaprowadziła mnie do ich biblioteczki, gdzie każdy gatunek literacki miał swoją osobną półkę. Nie było na nich oczywiście miejsca na Azurę, bo jej książki Amity trzymała pod kluczem w swoim pokoju.
Po znalezieniu półki z podpisem romanse spojrzałam na Emiri i zapytałam:
- Którą mam wybrać?
Emira wskazała palcem na jedną z książek.
Wyciągnęłam ją i przeczytałam na głos tytuł.
- Amores. Ładny tytuł.- Przewróciłam kilka kartek.- "Jej barki i ramiona ujrzałem i pieścić je począłem!! A potem pier...." zaraz co?- Przewróciłam jeszcze kilka kartek i zaczerwieniłam się, tak jak robiła to Amity. Zdecydowanie zbyt pikantna i szczegółowa jak na mój gust.
- Fajna lektura co?- Emira wyszczerzyła zęby w złośliwym uśmiechu.- Ian zareagował podobnie, ale nie do końca. Może to będzie lepsze.- Emira wyciągnęła kolejną książkę.
Tym razem był to zbiór, krótkich wierszy i może wśród nich znajdziesz coś, co ci się spodoba.
- Dobra.- Westchnęłam.- Nie wiem ile mam czasu, więc jeśli Amity wróci to, powiedz jej, że tam będę na nią czekać.
Emira pokiwała głową, a ja zabrałam książkę oraz zakupione rzeczy i ruszyłam nad jeziorko, o którym wspominała Emira.
Na miejscu okazało się, że faktycznie jest to całkiem ładne i ciche miejsce, idealne na to, co planowałam, a pływające łabędzie dodatkowo budowały aurę romantyzmu.
- Dobra sprawdźmy, czy wszystko jest.- Spojrzałam na rzeczy, które porozstawiałam w międzyczasie.- Świece, muzyka, wino, medalion. Wszystko jest.- Uśmiechnęłam się.
Kilkadziesiąt minut później mój telefon zawibrował. Była to wiadomość od Emiri, która napisała, że Amity już wróciła i za kilka minut tutaj będzie.
- Nieźle...no to teraz albo nigdy.- Powiedziałam do siebie i zapaliłam po kolei każdą ze świec.
Było już późne popołudnie, a słońce zaczynało leniwie zachodzić za horyzontem. Nie mogłoby być lepiej! Teraz nie pozostało nic innego jak czekać.
Kiedy usłyszałam jej kroki, wzięłam do ręki ksiązkę, w której zdołałam znaleźć całkiem krótki i ładny wierszyk czy raczej wiersz jak zwał tak zwał, a kiedy Amity mnie zobaczyła, zaczęłam go recytować.
-"Kwiaty zrodzone w kroplach żywicy wiatr muska swoim tęsknym tchnieniem. Niosąc miodową woń kwiatu jak pocałunek ukochanej. Bezkres dni wieszcząc, szeptów i westchnień, serce me kojąc swym szeptaniem. Kiedy całujesz moje usta, sączysz w nie cichą, tęskną modlitwę. Pieścisz nią całe moje ciało...nocy czerń tchnieniem swoim rozpalasz. W oczach Twych gwiazdy tęsknie błyszczą, Stwórcy światłością mnie zniewalasz. Błogosławieństwem z ciała i serca wypełniasz myśli mych gonitwę. Porzucam moją doczesną postać, a Ty ze swą duszą mnie spajasz."- Zarecytowałam najlepiej jak umiałam tylko, co jakiś czas zerkając czy czegoś nie pomieszałam.
Amity stała i patrzyła na mnie z uśmiechem.
- Wiedziałam, że motyw z wierszem był wafla wart.- Mruknęłam.- Diabeł mnie podkusił słuchać twojej siostry.
Amity nic nie powiedziała tylko podeszła do mnie i z całej siły mnie przytuliła.
- Cieszę się, że wróciłaś!- powiedziała i wydała z siebie westchnienie ulgi.
- Też się cieszę.- Odpowiedziałam z uśmiechem i podeszłam do przygotowanych wcześniej kieliszków, w których znajdowało się niespodzianka wino, a konkretnie Fragolino Rosso - Masseria la Volpe, podobno całkiem dobre, ale ja nie znam się na winie. Chociaż nie ważne co się pije ważne z kim.
Wręczyłam Amity jeden kieliszek, a swój trzymałam w drugiej dłoni.
- Wznieśmy toast. Za nas! Oby Lumity przetrwało wieki!
- Lumity na wieki!- zaśmiała się Amity i wzniosła swój kieliszek do toastu.
Po wypiciu zawartości spojrzałam na nią i zadałam jej pytanie.
- Zatańczymy?
- Tutaj? Teraz?- spytała zaskoczona.
- A dlaczego nie?
Amity uśmiechnęła się i pokiwała twierdząco głową, więc podeszłam do swojego telefonu i wybrałam muzykę by po chwili z przenośnego głośnika rozległ się dźwięk wybranej przeze mnie piosenki.
https://youtu.be/POWpFgCqbSI
- Czy mogę panią prosić do tańca?- zapytałam.
- Już myślałam, że nigdy mnie nie poprosisz.- Zaśmiała się i złapała mnie za ręce i dałyśmy się porwać muzyce.
Sama piosenka nie była powolna i spokojna jak to zwykle bywa w filmach romantycznych, ale szybka i energiczna zupełnie jak nasze uczucia, które wzrastały z każdym krokiem oraz sekundą.
Był to taniec dziki i nieokiełznany. Zupełnie jakbyśmy spotkały się po raz pierwszy lub po bardzo długim okresie znów byłyśmy razem. Obie te odpowiedzi były poprawne.
Kiedy wybrzmiała ostatnia nuta, trzymałam dyszącą ze zmęczenia Amity.
Oparłam swoje czoło o jej i spojrzałam jej głęboko w oczy, jedną ręką sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam z niej jej naszyjnik.
- To chyba należy do ciebie.- Wyszeptałam.
Amity aż pisnęła z radości.
- Myślałam, że zgubiłam go już na zawsze! Tak jak i ciebie...
- Na szczęście obie twoje zguby się odnalazły.- Spojrzałam na jej szczęśliwą i rozpromienioną twarz.
- Kocham cię Luz Noceda i mam nadzieję, że to się już nie zmieni.
- Też cię kocham Amity Blight i nie wyobrażam sobie dalszego życia bez ciebie obok siebie.
Pocałowałam ja w usta, a kiedy ona odwzajemniła mój pocałunek, zrozumiałam, że życie jest proste, nieprzewidywalne... i piękne. Tak długo, jak będziemy razem.
Lumity na zawsze!
Jednak ta historia jeszcze się nie skończyła, bo co to za historia, w której nie poznajemy dalszych losów? Cóż czas pokaże...
No tutaj to dałem popis xD Ogólnie to jest śmiesznie i uroczo i mam nadzieję, że to was usatysfakcjonowało, a zwłaszcza @_laureta_ :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro