Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 Zerwane więzi

Z racji, że to pierwszy rozdział historii o Lumity to mam skromne wymagania 200 gwiazdek i 400 komentarzy. Pierwszego dnia oczywiście, bo w końcu to opowiadanie o Lumity :) Spoko tylko żartowałem xD Będę wdzięczny z każdą gwiazdkę i komentarz :3

Amity

"Luz... Mam do ciebie tylko jedną prośbę... Rozsyp moje prochy na Dachu Świata."

Tą wiadomość wysłała mi Luz nieco ponad rok temu. Fragment ostatniej woli jej mamy. Powtórzyła te słowa jeszcze, kiedy żegnałyśmy się na lotnisku, kiedy wyruszyła w podróż, aby spełnić to życzenie. Nie miałam wtedy jednak pojęcia, że ta podróż, potrwa aż tak długo.

Sama idea wyjazdu mnie zaskoczyła, bo wiedziałam, że jej mama nie była zbyt obecna w jej życiu, to Luz nigdy o niej nie zapomniała.

Pamiętam jak Eda, starała się wybić jej to z głowy, ale jeśli Luz się na coś uprze to koniec. Ogólnie to jesteśmy parą z Luz już od 7 lat mniej więcej. Owszem zdarzały się kłótnie, ale to normalne w związku, lecz w zeszłym roku poczułam, że coś między nami zaczyna się psuć.

Wiedziałam, że jechanie na poczuciu winy związanym z moim wypadkiem 7 lat temu, któregoś dnia przestanie wystarczać i Luz chyba też to poczuła, bo kiedy żegnałyśmy się na lotnisku, powiedziała, że to będzie dobry moment, aby przemyśleć co dalej z nami będzie.

Widziałam w życiu wystarczająco dużo filmów, w których tego typu zdania zwiastowały rychły koniec związku, ale co mogłam zrobić? Nie mogłam jej zatrzymać, mimo że chciałam. Jak mówi przysłowie "Pozwól swej miłości odejść, a jeśli jest prawdziwa, to wróci. Jeśli nie to... nie wiem przysłowia, nigdy nie były moją mocną stroną.

Co mogę jeszcze napisać? Ogólnie, to kiedy kończyłyśmy razem szkołę i wybierałyśmy, na które studia pójść czułyśmy się, jakbyśmy mogły stawić czoła światu, ale teraz widzę, że świat okazał się trudnym przeciwnikiem.

Udało się nam skończyć z wyróżnieniem akademię sztuk pięknych, ale gdybym wiedziała, co będzie później, to nie marnowałabym na to czasu.

Ogólnie cała obecna sztuka to jedna wielka komercja, a ja skończyłam w reklamie i tworzę materiały dla telewizji, czy gazet. Prawda. Nieźle płacą, ale chciałam czegoś więcej. Chciałam, aby moje prace, któregoś dnia wisiały koło największych artystów w dziejach, a w dzisiejszych czasach ludzie zachwycają się tym, że ktoś przylepił banana taśmą do ściany. I to jest dzisiejsza definicja sztuki.

Sama Luz też nie miała lekko i gdyby nie pomoc Gusa, który znalazł dla niej kilka zleceń na stworzenie postaci do komiksów, to prawdopodobnie musiałaby się przebranżowić.

Gus miał więcej szczęścia i dzięki pomocy swojego ojca załapał się do jednego z lepszych studiów animacji w tej części kraju i muszę przyznać, że nieźle mu idzie, bo czasem wpadamy na siebie w studiu, gdy przynoszę zamówione rysunki.

Willow obecnie pomaga ojcom w utrzymaniu ich kwiaciarni, a wolnych chwilach rysuje portrety ludzi na mieście i też nie narzeka. Zwłaszcza że czasem do bukietów ludzie zamawiają rysunki ważnych dla nich osób.

A Boscha? Boscha doszła do wniosku, że rysowanie nie jest dla niej i zaczęła uprawiać sport, a konkretnie rugby, co podobno pomaga jej się wyładować. I muszę z bólem przyznać, że jest cholernie dobra.

Jest jeszcze moje rodzeństwo. Emira dzięki znajomościom mamy ma okazję sprawdzić się jako projektantka mody i nawet ma ku temu predyspozycje chociaż podejrzewam, że długo to nie potrwa.

A Edric? Edric jeszcze nie ma pomysłu na siebie, ale zawsze powtarza, że będzie to coś wielkiego, więc na razie pomaga moim rodzicom, a przynajmniej się stara, ale wychodzi mu to różnie.

Z takich ciekawszych rzeczy dodam też, że moja siostra znalazła chłopaka ha, ha, ha! Zabawne co?

Są już razem 4 lata i ciągle nie widziałam, aby się kłócili no przynajmniej na serio. Owszem dogryzają sobie, ale robią to w dość uroczy sposób. Chyba, że kłócą się naprawdę tylko jak nikt nie patrzy. Ciężko ich wyczuć.

Nazywa się Ian, a Emira poznała go na jednym z meczów rugby (nie pytaj, dlaczego na nie chodzi, bo nie wiem) no i zaiskrzyło, tak przynajmniej się mówi, ale jaka jest prawda? To wie tylko ta dwójka.

Dodatkowo, aby było śmieszniej jego ciotka Iris jest burmistrzem naszego miasta, a on został rok temu jej asystentem i dlatego nasi rodzice nie mogą się go nachwalić, bo nie dość, że jest zabawny i wie co powiedzieć, aby mama i tata się nad nim rozpływali jaka to dobra partia dla ich córki, to ja wiem, że najbardziej cieszy ich fakt, że ma pozycję, dzięki której będzie w stanie utrzymać moją siostrę i siebie.

Z Ianem też wiąże się ciekawa historia, bo jako sierota wychowana w domu dziecka, z którego w wieku 12 lat, wyciągnęła go jego ciotka Iris, która wróciła z zagranicy i pomogła mu zorganizować swoje życie, a przy okazji pomogła w zdemaskowaniu poprzedniego burmistrza, który defraudował miejskie pieniądze. Należał podobno do grupy przestępczej o nazwie Sabat i posługiwał się tam ksywką Belos. Ech polityka to niezłe bagno. Na szczęście pani Iris nieźle sobie radzi. Tak dobrze, że nikt nie miał pretensji, że zatrudniła siostrzeńca w roli asystenta, bo porządnie go do tej roli przygotowała na tyle dobrze, aby nikt nie mógł wątpić w jego kompetencje.

A z innych rzeczy, to ogólnie od czasu wypadku, który miał miejsce 7 lat temu nieźle dogaduję się z rodzicami, którzy zaakceptowali Luz, chociaż wiem, że zwłaszcza mama kręci czasem nosem, ale nie powie tego na głos. Od siebie dodam tylko, że czas spędzony razem z Luz był najlepszym czasem w moim życiu i dlatego, jeśli los da mi szansę, to spróbuję uratować nasz związek. Mam nadzieję, że mi się uda...

Po zapisaniu tych słów, zamknęłam pamiętnik i przetarłam zmęczone oczy. Czułam się zmęczona. Jednak nie było to fizyczne zmęczenie, czułam, że czegoś mi brakuje albo kogoś. Odpowiedź była banalnie prosta, brakowało mi Luz.

Sięgnęłam ręką na półkę po jedną z limitowanych edycji Azury. Tych samych, którymi zachwycała się Luz, kiedy odwiedziła mnie w domu po raz pierwszy, co sprawiało, że te książki stały się dla mnie jeszcze cenniejsze.

Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.

- Może ktoś otworzyć te drzwi!- krzyknęłam, by po chwili przypomnieć sobie, że prócz mnie nikogo nie ma w domu.

Kiedy dzwonek zadzwonił kolejny i kolejny raz, postanowiłam otworzyć i sprawdzić co za natręt dobija się tak wcześnie i do tego jeszcze w sobotę.

Spojrzawszy przez wizjer, zobaczyłam, że pod drzwiami stoi Ian.

Kiedy otworzyłam drzwi, a on zobaczył, że to ja mu otwarłam, a nie Emiri, pokręcił głową i powiedział z ironicznym uśmiechem:

- To cała Emira. Umawia się, a później zapomina...

Te słowa skierował bardziej do siebie niż do mnie, więc nic nie odpowiedziałam, bo to nie pierwszy raz, kiedy byłam świadkiem takiej sytuacji, ale Ian zawsze przyjmował to ze spokojem.

- Mogę wejść?

- Jeszcze pytasz.- Odparłam ironicznie.- Moi rodzice już uważają cię praktycznie za członka rodziny i dlatego dziwie się, że nie masz jeszcze swoich kluczy.

- Cóż...-westchnął.- Może Emira nie jest jeszcze gotowa na to, abym budził ją codziennie osobiście. Ha! W sumie to też bym sobie nie dał tych kluczy, co nie zmienia faktu, że wypada się czasem wywiązać ze swoich obietnic.

- Dobrze wiesz, że Emira chadza swoimi ścieżkami.

- To prawda, ale to czyni ją znacznie bardziej interesującą.

- Zdradzisz mi swój sekret?

- Jaki sekret?- Odparł  zdziwiony moim pytaniem.

- No, to jakim cudem tak dobrze się dogadujecie. No i, że jeszcze się nie pozabijaliście.- To ostatnie zdanie powiedziałam dla żartu, ale było w tym trochę prawdy, bo Emira ma bardzo "intensywny" charakter.

- Cóż...- Ian podrapał się, po głowie, westchnął głośno i powiedział.- Jak mawia mój znajomy" Ianie. Kobieta jest jak kapusta. Zignoruj ją, a zmarnieje. Pieść ją i dogadzaj jej, a będzie rosła duża i pulchna, a ty któregoś dnia umieścisz na niej kokardkę i zabierzesz na targ, żeby pokazać ją wszystkim swoim przyjaciołom."

Na jego słowa, aż parsknęłam ze śmiechu, a sam Ian pozwolił sobie na zawstydzony uśmiech. Wiele odpowiedzi się spodziewałam, ale czegoś takiego nigdy w życiu.

- Wiesz mój przyjaciel jest trochę dziwny, bo długo już mieszka na wsi i większość jego mądrości ma jakiś związek z warzywami lub innymi artykułami rolnymi.

- Oooo nie wątpię...- odparłam, ocierając napływające do oczu łzy spowodowane śmiechem.- Emira na pewno ucieszy się, z porównania jej do pulchnej kapusty.

- Będzie na pewno szczęśliwa, kiedy założę jej na głowę kokardkę.- Zripostował.

Widziałam, że on sam też jest rozbawiony całą sytuacją, co w sumie nie było dziwne, bo miał podobne poczucie humoru co moja siostra.

- Nie wiem, kiedy Emira wyszła ani tym bardziej, kiedy wróci, ale jeśli chcesz, to możesz tutaj zaczekać.

- Chętnie.- Odparł i wszedł do środka.

- To, co zwykle?- zapytałam, ponieważ Ian z reguły pijał zawsze to samo, kiedy tu przychodził. Była to herbata z mieszanką cynamonu, imbiru i słodzona miodem.

Jednak drugim powodem i nie wiem, czy nie najważniejszym był fakt, że właśnie tę herbatę pili na swojej pierwszej randce. Nie wiem, czy miało to budować otoczkę z pierwszego spotkania, czy picie jej było przejawem sentymentu z jego strony. Cóż... Pewnie jedno i drugie.

Kiedy kilku minutach przygotowań położyłam przed nim filiżankę herbaty, a on odczekał chwilę i zaczął ją pić zagłębiony we własnych myślach. Już myślałam, że uda mi się uniknąć zwyczajowej rozmowy na temat Luz, ale myliłam się i to nie pierwszy raz.

- Widzę, że coraz częściej myślisz o Luz prawda?- spytał.

Rozejrzałam się, czy ktoś jeszcze nie usłyszy naszej rozmowy, ale nie powinnam się była tym kłopotać. Ian zawsze potrafił zacząć rozmowę na jej temat, gdy nikt nie był w stanie nas podsłuchać.

- Kiedy wreszcie dotrze do ciebie, że zawsze mam rację?- na jego twarzy pojawił się zwyczajowy zarozumiały uśmieszek.

- Musisz z kimś o tym pogadać, bo widzę, że gryzie cię to coraz bardziej.

- Dziękuję wszystko, jest ok- odparłam.- Jedyną rzeczą, jakiej teraz potrzebuje to spokój, a nie rady od próżnego i zarozumiałego psychologa!

- Nie praktykujące.- Poprawił mnie, ale zrobił to w formie żartu i roześmiał się pomimo mojej zniewagi.- To nie próżność Amity. To doświadczenie!- Oznajmił.- Byłem kilkukrotnie na twoim miejscu i przechodziłem przez to samo co ty, więc nie próbuje ci moralizować, jak masz się zachować, tylko ci pomóc. W końcu jesteśmy prawie rodziną.- Ian upewnił się, aby to prawie rodziną, zabrzmiało odpowiednio oficjalnie.

- Prawie.- Podkreśliłam, przewracając oczami i czym prędzej wróciłam do swojego pokoju, kończąc tym samym dyskusję.

Widziałam, że kiedy faktycznie stanie się częścią rodziny będzie mnie gnębił swoimi mądrościami, wiec do tego czasu postanowiłam go unikać, a przynajmniej rozmów sam na sam.

Wróciwszy do swojego pokoju, położyłam się na łóżku i zasnęłam, a kiedy otwarłam ponownie oczy, okazało się, że przespałam prawie dwie godziny, bo na zegarze wybijało południe, a stary zegar w salonie dodatkowo wybijał czas, a echo, kiedy było cicho, niosło jego dźwięk po całym domu, więc nie było mowy o pomyłce.

Kiedy zeszłam do salonu, okazało się, że Edric i Emira już wrócili.

Edric i Ian rozgrywali zwyczajową partię szachów, co miało rzekomo pomóc Edricowi w skupieniu, ale od 4 lat, kiedy Ian nas odwiedza, Edric nie wygrał jeszcze ani razu i to nie dlatego, że Ian jest taki świetny, po prostu Edric myśli o niebieskich migdałach.

Podeszłam bliżej i patrzyłam jak Edric, próbuje się skupić na planszy, podczas gdy Ian już ze znudzenia przymyka już oczy.

W końcu Edric zdecydował się na ruch i ruszył swojego gońca, aby wykorzystać lukę w obronie Iana.

- Szach!- powiedział dumny z siebie Edric.

Na jego słowa Emira aż wstała i razem ze mną obserwowały planszę, podczas gdy Ian spojrzał na planszę i od niechcenia przesunął swojego hetmana.

- Mat!

Kolejna porażka mojego brata. Wiem, że nie raz miał ochotę roztrzaskać planszę na głowie Iana, ale przysiągł sobie, że kiedyś go pokona, a dzisiaj był bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Tak przynajmniej myślę, bo nie bardzo ogarniam tę grę.

Z racji, że atmosfera była dość nudna, to postanowiłam zarzucić jakiś temat. Zwłaszcza że debaty między tą trójką miały najróżniejszy przebieg.

- Ian...- odezwałam się.- Powiedz mi, jaki jest twój najgorszy tekst na podryw?- Zapytałam, licząc, że jego odpowiedź da mi okazję do śmiechu, bo co jak co, ale on i Emira potrafili rozbawić każdego.

-Najgorszy?- spytał zdziwiony i z uśmiechem spojrzał na Emiri.- Emira, gdybyś była owocem, to byłabyś najsłodszą truskaweczką.

- To jest akurat bardzo uroczy tekst na podryw.- Zaśmiała się i zalotnie załopotała rzęsami.- A gdybym była warzywem?

- To odwiedzałbym cię codziennie w szpitalu.- Odparł z tym swoim zwyczajowym, złośliwym uśmieszkiem. Jednak czuć było w tym, co mówi uczucie po mimo że był to żart.

Edric zaczął się śmiać, a Emira zmarszczyła tylko brwi i już myślałam, że wybuchnie, kiedy nagle również zaczęła się śmiać.

* Jak oni to robią?* Pomyślałam, patrząc ze zdziwieniem na roześmianych Iana i Emiri, którzy nawet w takich przytykach doszukiwali się powodów do śmiechu.

Bardzo przypominało mi to nasze rozmowy z Luz, bo znała masę świetnych kawałów i potrafiła mnie rozśmieszyć jak nikt inny.

-Teraz ja!- odezwała się Emira.- Koleś stanął przede mną w restauracji i mówi: " Jestem. Masz jeszcze dwa życzenia do złotej rybki.

- I co ty na to?- Spytał Edric, wysuwając się na fotelu nieco bliżej siostry, aby nie uronić ani słowa.

- Że moim drugim życzeniem jest, żeby poszedł się pier...znaczy, żeby wyszedł i już nie wrócił.- Emira nie dokończyła, bo przypomniała sobie o mojej obecności.

- A jakie było trzecie życzenie?- Dopytywał Ian.

- Moim trzecim życzeniem było, żeby mu się ręką szybko zrosła. Byłam łaskawa.- Emira złośliwie, wyszczerzyła zęby.

Wszyscy łącznie ze mną roześmiali się głośno i szczerze. Wiedziałam, że Emira mimo wyglądu nie należała do osób, które pozwolą sobie w kaszę dmuchać. Bywa urocza, ale i niebezpieczna, a cała sytuacja musiała wyglądać komicznie. No może poza tym nieszczęśnikiem, którego poturbowała.

- No to teraz moja kolej.- Powiedział Edric.-Pięknie przełykasz.- Odparł i czekał na reakcje.

- Eee serio?- Emira była tym równie zdziwiona co ja i Ian.

- No. Gość siedział obok mnie w restauracji. Palnął tym tekstem po pięciu minutach gapienia się na mnie.

- Czyli mamy zwycięzcę.- Oznajmił stanowczo Ian.- I druga sprawa, do jakich ty restauracji chodzisz?

- A co z Amity?- Odezwał się Edric, próbując odwrócić od siebie uwagę.

- Nic tego nie przebije.- Skwitowała Emira i spojrzała na mnie.- Nikt nie ma tak niskich standardów, jak ty braciszku.

Moje rozbawienie przerwał dźwięk dzwonka mojego telefonu. Była to Willow.

- Tak?

- Cześć Amity jest sprawa.- Powiedziała.

Oczywiście, że jest sprawa, ostatnimi czasy większość moich telefonów zaczynają się tym samym tekstem, ale przyjaciołom się nie odmawia.

- Jaka?- zapytałam.

- Możesz odebrać Luz z lotniska? Nam zepsuło się auto i nie ma szans, abyśmy się wyrobili na czas.

- Jasne!- odpowiedziałam na tyle głośno, że wszyscy spojrzeli w moją stronę z wyraźnym zdziwieniem.

- Dzięki. Jak ją odbierzecie, daj mi znać. Do zobaczenia.- I po tych słowach Willow się rozłączyła.

Ja byłam zdziwiona i to bardzo. *Dlaczego Luz zadzwoniła do Willow, a nie do mnie? I dlaczego nie wiedziałam, że dzisiaj wraca? Co się tutaj dzieje?*

- Dasz radę kierować?- spytałam brata.

- Dam, ale wiesz, że oba samochody zabrali rodzice?

- Weź mój.- Ian wyciągnął z kieszeni kluczyki.- Tylko ostrożnie.- Upomniał go, groźnie machając przy tym palcem wskazującym.

- A dlaczego ja nie mogę jechać?- Odezwała się oburzona Emira.

- Przypominam, że ostatnim razem jak dałem ci swój samochód, to zarznęłaś mi skrzynię biegów. Kocham cię i w ogóle, ale auta na pewno ci nie dam.- Odparł stanowczo, po czym lekko się uśmiechnął. Zawsze tak robił, kiedy przekomarzał się z moją siostrą.

- Pfff!- Fuknęła i obrażona usiadła na fotelu z głową uniesioną do góry i patrząc w przeciwną stronę. Tak zawsze wyglądały jej fochy, co byłoby zabawne, gdyby nie okoliczności.

- Jedźmy już!- ponagliłam brata.

- No dobra, dobra.- Powiedział, zabierając kluczyki i żwawym krokiem ruszyliśmy do auta.

A ja zastana zastanawiałam się, co się stało przez ten rok, że Luz nie zadzwoniła do mnie, abym to ja ją odebrała. Miałam tyle pytań i obaw, że z sercem w przełyku wsiadłam do samochodu i razem z bratem ruszyliśmy w kierunku lotniska. Wiedziałam, że Luz będzie musiała mi sporo wytłumaczyć. Tego jednego byłam pewna.


No i to koniec rozdziału 1. Nie był chyba taki zły? Dołożyłem postać Iana i wspomniałem Iris, bo dlaczego nie? Trochę to urozmaici opowiadanie, a dla ciekawskich wątek Emira x Ian będzie miał swój ciąg dalszy i będzie uroczy, a i na końcu możecie pisać swoje przemyślenia odnośnie rozdziału.

Jeśli nie chce się wam komentować poszczególnych części opowiadania, to tutaj możecie zostawić komentarz dotyczący jego całości. Dla autora nie ma nic lepszego niż interakcja z czytelnikami :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro