7 - życie a w nim niespodzianki
Amity
Obudziłam się, czując jak, promienie słońca wpadają przez moje okno na twarz. Otworzyłam oczy i jeszcze je mrużąc, spojrzałam na zegarek. Szósta rano. No po prostu genialnie! Nie dość, że dzisiaj jeszcze idę do szkoły - to jeszcze wstałam stanowczo za wcześnie!
Ugh!
Przewróciłam się na drugi bok, chowając się pod kołdrę, aby słońce mnie już nie raziło w oczy. Już prawie zasypiałam, gdy nagle usłyszałam, jak ktoś kręci się po korytarzu. Co jest? Przecież bliźniaki idą dzisiaj na drugą lekcje, a nikogo poza nami w tym domu nie ma.
Wstałam niepewnie z łóżka i lekko drżąc, podeszłam w stronę drzwi, przy okazji, chwytając za leżącą obok książkę (aby mieć się czym bronić). Uchyliłam drzwi i
o mało na zawał nie zeszłam, widząc moją mamę, która stała tuż przy drzwiach. Rzuciłam książką, jeszcze przed skojarzeniem, że to ona.
- Przepraszam! - zatkałam sobie ręką usta, widząc, jak mama dostaje książka prosto w głowę.
- Amity! - spojrzała na mnie surowo, rozmasowując obolałe czoło - dlaczego nie śpisz?
- Ja...chciałam sprawdzić, kto się kręci po domu... dlaczego wróciliście wcześniej? - zapytałam lekko zawstydzona.
- Wróciliśmy wcześniej i tyle - odpowiedziała chłodno - skoro już nie śpisz - to zejdź do jadalni. Chce z tobą o czymś porozmawiać.
Rozmowa z mamą w jadalni, sam na sam, nigdy nie brzmiała za dobrze. No i po co ja sprawdzałam kto chodził po tym korytarzu?! Ugh!
Z duszą na ramieniu skierowałam się na dół do jadalni. Było tam pusto. Zwyczajny długi stół, a wokół niego poustawiane krzesła. Na ścianie wisiał jakiś nudny obraz, natomiast w rogu postawiona była rzeźba. Nie lubiłam tej jadalni. Było tu strasznie, szaro i ponuro. Niestety, musiałam jeść tu każdy wspólny rodzinny obiad czy też kolację. Od śniadania udawało mi się zazwyczaj wymigiwać, wymyślając, że nie jestem jeszcze głodna czy coś.
- O czym chciałaś ze mną porozmawiać? - zapytałam siadając naprzeciw.
- Słyszałam, że zaczęliście już robić ten projekt ze szkicownikiem. Podobno robicie go w parach, z kim jesteś?
No to się teraz zacznie zabawa. Nie chciałam, aby mama dowiedziała się, że robię ten cały projekt z Luz. Luz nie ma przecież żadnej bogatej ani prestiżowej rodziny, więc od razu by chciała ją poznać, wypytać o życie i na koniec ją wyrzucić za drzwi, mówiąc że nie nadaje się na moją przyjaciółkę. Przecież tak było za każdym razem, gdy tylko kogoś przyprowadziłam!
- A...wiesz...to naprawdę nieistotne z kim robię ten projekt...
- Istotne, ponieważ najlepszy szkicownik trafi na miejsce wizytówki waszej szkoły. Dlatego chcę wiedzieć z kim robisz projekt, a jak mi nie powiesz to dobrze wiesz, że i tak sama się o tym dowiem.
- To po co się w ogóle mnie o to pytasz?!
- Nie tym tonem, Amity! - ponownie spojrzała na mnie surowo po czym kontynuowała - mów, kto jest twoim partnerem do pracy.
- Eh...Luz. Luz Noceda. To ta nowa dziewczyna z mojej klasy...- powiedziałam cicho, starając się ukryć moją niepewność za włosami.
- Hm...nie kojarzę jej. Była tu już może u nas?
- Taak...kilka razy, ale tylko, aby robić projekt i tyle. Dzisiaj prawdopodobnie pójdziemy do niej, aby zrobić dzisiejszy rysunek.
- Zaproś ją pewnego dnia do nas. Z chęcią ją poznam - powiedziała z dziwnym błyskiem w oku - a tymczasem idź się już ubrać do szkoły.
Niepewnie wstałam od stołu, kierując się do swojego pokoju. Na pewno nie zaproszę Luz do siebie, kiedy będą moi rodzice. Nie chcę, aby szansę na tę przyjaźń tak łatwo przepadły. Chociaż...sama nie wiem czy byłabym dobrą przyjaciółką. Nie po tym jak łatwo zniszczyłam przyjaźń z Willow.
Gdy już byłam w swoim pokoju, zaczęłam szukać ubrań na dzisiejszy dzień. Niestety nic nie mogłam ciekawego znaleźć. Mam bardzo dużo ubrań jednak...większość jest po prostu za tradycyjna dla mnie.
Koniec końców, zdecydowałam się na czarną koszulę i białe dżinsy.
Kiedy byłam już ubrana i prawie gotowa, zajęłam się pakowaniem książek. Podczas pakowania poczułam wibracje w kieszeni. Włączając telefon, zobaczyłam numer Boschy. Czego ona chce?
- O co chodzi? - zapytałam bezceremonialnie przy okazji dalej pakując książki.
- A coś ty taka nerwowa? - zaśmiała się - chciałam się zapytać czy wpadasz dzisiaj na trening?
- Nie mam czasu. Robię dalszą część projektu z-
- Z tym przegrywem?
- O co ci znowu chodzi? Dobrze wiesz, że muszę zrobić ten projekt, czy tego chcę czy nie.
- Mam po prostu dziwne wrażenie, że za dużo z nią czasu ostatnio przebywasz....
- Słuchaj, czy ja też bym ci wypominała, gdybyś tak nagle musiała robić projekt, na przykład z Willow?
- Dobra, już dobra! Po prostu ...eh...po prostu, przyjdź na ten następny trening, a przestanę.
- Kiedy on jest?
- W tę środę. Chyba nie masz nic do roboty?
- Nie...raczej nie. Dobra, kończę. Widzimy się w szkole - szybko się pożegnałam, nie czekając na odpowiedź.
Boscha potrafi być nieźle irytująca.
Czy serio gdybym zaczęła nagle przyjaźnić się z Luz - to i mnie zaliczyłaby do grona przegrywów?
W dość zamyślonym nastroju, ruszyłam do szkoły. Na dworze było strasznie zimno. W sumie... mamy już listopad.
Za miesiąc już będą święta. Jejku...jak ten czas szybko leci... Ledwo przecież zaczął się wrzesień, a tu już prawie mamy zimę.
Myśląc tak o wszystkim, nie zauważyłam, że wpadam na kogoś, przez co upadłam na ziemię razem z torbą, z której wysypały się niektóre moje rzeczy.
- Ojej! Strasznie cię przepraszam, Amity! – nade mną pochyliła się Luz ,podając mi dłoń - nie zauważyłam cię...
- Nie...to ja powinnam cię przeprosić - wstałam otrzepując swoje ubranie - zamyśliłam się. Przepraszam.
- No to… wychodzi na to, że dzisiaj do szkoły idziemy razem! - dziewczyna szeroko się uśmiechnęła.
- Chyba...na to wychodzi - podniosłam moją torbę i rzeczy które z niej wyleciały, po czym ruszyłyśmy w stronę szkoły.
Po drodze trochę porozmawiałyśmy o jakiś przypadkowych rzeczach. W sumie, to było całkiem przyjemnie. Z Boschą czy też Skarą - nie mogłam tak porozmawiać, bo zazwyczaj gadały o jakiś strasznie nudnych rzeczach, które mnie nie interesowały.
W końcu doszłyśmy pod szkołę. Nie było tu za dużo osób, jednak niedaleko schodów w niewielkiej grupce, udało mi się wypatrzeć Boschę. Co ona tu robi tak wcześnie? Spojrzałam zdziwiona w jej stronę. Gdy tylko mnie ujrzała, uśmiechnęła się cwanie i dała mi znak, abym podeszła. Czego ona znowu chce?!
- Słuchaj ...Luz ja...Em..muszę coś załatwić z Boschą - powiedziałam szybko - spotkamy się później, okej?
- Spoko, to do zobaczenia! - dziewczyna uśmiechnęła się i pomachała, gdy odchodziłam.
Stanowczym krokiem podeszłam w stronę różowowłosej, która wyszła przed szereg grupy. Przez chwilę wpatrywałyśmy się sobie groźnie w oczy.
Czekałam na to, co chce mi powiedzieć, więc ucieszyłam się, kiedy w końcu łaskawie się odezwała.
- Mówiłaś, że robisz z nią tylko projekt, a tymczasem ja tu widzę, że chodzicie we dwie do szkoły...
- Spotkałam ją przez przypadek i tyle.
- Ej...a może ty ją lubisz, hm?
- Nawet mnie nie denerwuj, Boscha! - podeszłam o krok bliżej, stając z nią twarzą w twarz - robimy tylko projekt i tyle. Dotarło?! - popchnęłam ją w stronę schodów.
- Oj nie Amity, tak mnie nie będziesz traktować! - mówiąc to, dziewczyna z całej siły popchnęła mnie na schody, przez co z nich zleciłam.
Nie spadłam z jakieś dużej wysokości, jednak ból w kolanie był nie do zniesienia. W dodatku - z mojej torby wypadły wszystkie rzeczy, a wszyscy, którzy stali niedaleko zaczęli się temu przyglądać.
Spojrzałam wściekła na Boschę i już miałam wstać, aby jej wygarnąć, jednak mój wysiłek poszedł na marne, gdy podczas wstawania, ból w kolanie zwalił mnie z nóg.
- Ej! Co ty odwalasz! - przed Boscha stanęła Luz - dlaczego ją zepchnęłaś?!
- O proszę! Może to jednak coś więcej niż sądziłam...- zaśmiała się Boscha - co o tym sądzisz, Amity?
- Uwierz mi Boscha, że właśnie zarobiłaś sobie u mnie dożywotnią nienawiść! - opierając się o barierkę podniosłam się z ziemi - i może w końcu dorośnij, co? Ja dorosłam, twoja kolej - po tych słowach ruszyłam kuśtykając w stronę szkoły.
Zostawiłam wszystkich w wielkim oszołomieniu. W tym też oczywiście Boschę która cały czas gapiła się na mnie ze zdziwieniem.
Szłam ledwo ale szłam do sali gdy nagle koło mnie pojawiła się Luz.
- Wszystko w porządku? Kulejesz...
- Przeżyję...ałć! – poczułam, jak z każdym kolejnym krokiem, kolano zaczyna mnie boleć coraz bardziej.
- Chodź, pójdziemy do pielęgniarki.
Niechętnie, ale przystałam na tę propozycję.
Pielęgniarka po obejrzeniu mojego kolana stwierdziła, że jest stłuczone. Nałożyła opatrunek, po czym stwierdziła, że mogę już iść. Niestety nic nie mogło już naprawić mojego dzisiejszego nastroju. Boscha będzie mnie teraz prześladować cały czas. No chyba, że w jakiś sposób uda mi się jej pokazać, gdzie naprawdę jest jej miejsce jednak...może to nawet i lepiej że tak się stało? Nie będę już w sumie musiała zadawać się z fałszywymi przyjaciółkami.
- Wyglądasz na lekko przygnębioną...- stwierdziła Luz, gdy już szłyśmy korytarzem.
- Jestem po prostu zła na Boschę. Od początku nie byłyśmy prawdziwymi przyjaciółkami, ale jednak...
- O co wam teraz poszło?
- O nic ważnego...naprawdę, nie zaprzątaj sobie tym głowy.
- Mimo wszystko, mam chyba pomysł na pocieszenie cię...- dziewczyna uśmiechnęła się przebiegle, co mnie zaciekawiło.
- Jaki?
- Tego się dowiesz gdy pójdziemy dzisiaj do mnie.
- Okej? - niepewnie spojrzałam na to, jak Luz radośnie się uśmiecha i idzie do klasy. Co ta dziewczyna znowu kombinuje?
Co ciekawe po lekcjach, na całe szczęście, rodzice mi oznajmili, że idą na jakąś kolację do znajomych i wrócą najprawdopodobniej jutro. I całe szczęście, bo naprawdę nie chciałam już z nimi dzisiaj o niczym rozmawiać.
Poranna rozmowa z moją mamą mi stanowczo wystarczyła.
Po szkole razem z Luz, udałyśmy się do niej, aby kontynuować nasz projekt.
Już u progu domu przywitał mnie King, który jak zwykle radośnie merdał ogonkiem.
- Hej maluchu - pogłaskałam psiaka za uchem - gdzie zajmiemy się projektem?
- Możesz iść już do mnie na górę. Ja muszę jeszcze obgadać coś z Edą.
Ciekawiło mnie o czym Luz chciała porozmawiać z ciocią, jednak postanowiłam się nie wtrącać. Pewnie to ich jakieś dziwne rodzinne sprawy, których ja i tak nie zrozumiem.
W pokoju Luz panował lekki nieład, ale mimo wszystko, było tu naprawdę przytulnie. Na praktycznie każdej ścianie były powywieszane jakieś rysunki, a na półkach stało mnóstwo książek. W rogu było nawet posłanie dla Kinga oraz gdzieniegdzie jego zabawki. Na biurku Luz miała porozrzucane mnóstwo pisaków i kredek, ale mimo wszystko chyba jej to niespecjalnie przeszkadzało.
(Właśnie opisałam wam mój pokój 😂~dop.aut)
Jejku...gdybym ja miała taki nieład w pokoju, to rodzice by mnie chyba zabili.
- Sorki za bałagan - do pokoju weszła Luz niosąc ciastka i herbatę.
- Nie ma sprawy, właściwie to pokazuje trochę twoją artystyczną duszę...a poza tym to całkiem tu przytulnie...
- Dzięki - brązowowłosa uśmiechnęła się ciepło - poszukam jakiś kredek lub pisaków.
Luz zaczęła grzebać po szafkach , gdy tymczasem ja wyjęłam nasz szkicownik oraz swoje rzeczy z torby.
Po chwili wszystko miałyśmy już gotowe i gdy już miałyśmy przystąpić do pracy ,
dobiegł nas dźwięk dzwonka z dołu.
- O! Wreszcie jest! - Luz zaklaskała w dłonie.
- Kto jest? - zapytałam nie wiedząc o co chodzi.
- Twoje pocieszenie na dzisiejszy dzień! - po tych słowach dziewczyna wybiegła, zostawiając mnie z milionem pytań w głowie.
Siedząc tak i myśląc, kto to może być, zaczęłam wsłuchiwać sie w dźwięki dochodzące z dołu. Dopiero, gdy usłyszałam pewien głos, dotarło do mnie kto i co się dzieje. Niestety było już za późno, aby stąd uciec, ponieważ do pokoju wróciła Luz. Ale nie była ona sama.
- Ami oto przed tobą-!
- O nie...
***
Dbr, pomimo sprzątania w pokoju udało mi się wrzucić ten rozdział 😁
Przepraszam że w takim momencie przerywam ale potrzeba tu trochę takiego chamskiego Polsatu 😈
Jak myślicie, kogo Luz przyprowadziła? 😏
A teraz żegnam i pozdrawiam ❤️😁
Ps. Miłego prima aprilis 😏
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro