4 - niespodziewanie odwiedziny
Luz
- Naprawdę cię nie rozumiem Luz. Jak możesz dawać jej drugą szansę?
- Amity, owszem nie jest bez winy, jednak ja również. A poza tym, musimy zrobić ten projekt razem, więc warto się dogadać - odpowiedziałam przyjaciółce, tym samym wracając do salonu z kubkami herbaty.
Dzisiaj po południu Willow i Gus postanowili mnie odwiedzić. Z początku mieliśmy iść wspólnie do parku, jednak zaskoczył nas deszcz, przez co musieliśmy wrócić.
Naszym aktualnym tematem była Amity.
Gdy opowiedziałam Willow i Gusowi o naszych przeprosinach, to o mało nie spadli z kanapy.
- Słuchaj Luz, nie chodzi tu o to, żebyś żyła w sporze z Amity przez wieczność, ale naprawdę chcesz się cały czas z nią jeszcze zaprzyjaźnić?
- Oj, błagam was, z Amity nie da się zaprzyjaźnić! - Willow uderzyła ręką o stół.
- Nie możesz nam opowiedzieć co się stało? – zapytałam, biorąc łyk herbaty.
- Eh...to naprawdę nie jest dla mnie przyjemny temat. Już ci mówiłam, ludzie się zmieniają. Amity się zmieniła i po prostu mnie porzuciła.
Bardzo chciałam się dowiedzieć dlaczego przyjaźń Willow z Amity się zakończyła.
Willow nic nie chciała na ten temat mówić , tłumacząc to tym, że jest to dla niej przykry temat, natomiast z Amity nie udało mi się o tym jeszcze pogadać.
Dopiero co weszłyśmy na ścieżkę pokoju, jeśli zaś zacznę tak drażliwy temat, może się to znowu źle skończyć.
- Ale może gdybyś mi powiedziała, dlaczego to się tak skończyło, to może mogłabym coś na to poradzić.
- Uwierz mi, że nic byś nie mogła zrobić. Jedynym sposobem, aby można było naprawić tę przyjaźń, byłoby cofnięcie się w czasie.
- Willow....- położyłam rękę na jej ramieniu - wiesz dobrze, że ucieczka przed problem nigdy nie jest rozwiązaniem...
- I wiesz dobrze, że możesz nam powiedzieć o wszystkim - Gus przysiadł koło nas.
- Wiem ale...eh...nie jestem jeszcze gotowa. Kiedyś wam o tym powiem, obiecuję. Ale nie dziś.
Pokiwaliśmy głowami, po czym wszyscy we trójkę mocno się przytuliliśmy.
Skoro Willow nie jest jeszcze gotowa, to cóż, pozostaje mi tylko czekać.
Jak widać - to przez co jej przyjaźń z Amity się rozpadła, nęka ją do dziś.
Naprawdę musi być jej ciężko.
Po kilku godzinach spędzonych u mnie, postanowiliśmy się już rozejść. Akurat powoli deszcz zmalał, ale to raczej nie oznaczało, że w ogóle nie będzie już dzisiaj padać. Jesienna pogoda w tym mieście potrafi być naprawdę zmienna, więc lepiej nie ryzykować.
Gdy tylko wyszli, ja postanowiłam wziąć się za czytanie. Eda i tak miała dzisiaj wrócić trochę później ,więc miałam cały dom dla siebie i oczywiście Kinga.
Poszłam do pokoju, wzięłam książkę i usiadłam w fotelu rozkoszując się przy okazji dobrą herbatą.
Czas mi mijał naprawdę przyjemnie. Cisza, spokój, ja i książka to dobre połączenie. Wszystko to niestety zostało przerwane, gdy usłyszałam na dole dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam, a Eda miała wrócić dopiero za dwie godziny. Dlatego też byłam zdziwiona, gdy przed moimi drzwiami zobaczyłam całą przemokniętą
Amity.
- Amity? Co ty tu robisz? - zapytałam zdziwiona, wpuszczając dziewczynę do środka - jesteś cała mokra...
- No co ty nie powiesz...- westchnęła zdejmując czapkę - jestem tylko na chwilę - mówiąc to zaczęła grzebać a torbie aż w końcu wyciągnęła z niej....mój szkicownik!? - zostawiłaś go wczoraj w sali.
- Ale jak? Przecież dzisiaj jest sobota! Jakim cudem zdobyłaś mój szkicownik? – osłupiała wzięłam od niej szkicownik, przeglądając go.
- W soboty mam dodatkowe zajęcia z moim rodzeństwem. Dzisiaj byliśmy w naszej sali i znalazłam twój szkicownik.
- Wielkie dzięki! Ale...skąd miałaś mój adres?
- Mam swoje możliwo-
Nagle z kuchni wybiegł King ,który widząc nowego gościa, wskoczył na Amity tym samym, przewracając ją. Zaczął ją lizać oraz radośnie machać ogonkiem.
Zielonowłosa chichotała, próbując się jakoś pozbierać. Dopiero gdy wzięłam Kinga na ręce, Amity mogła wstać z podłogi.
- Uroczy, jak ma na imię? - zapytała drapiąc psiaka na uchem.
- King, to pies mojej cioci.
- Zazdroszczę...moi rodzice nigdy mi nie pozwalali trzymać w domu psa.
Wtedy po raz pierwszy zauważyłam szczery i radosny uśmiech Amity.
Jak widać, King potrafi wzbudzić dobre wrażenie i rozweselić każdego.
- Może zostaniesz na chwilę? W taką pogodę ciężko ci będzie wrócić do domu - zaproponowałam.
- Sama nie wiem czy to dobry pomysł....
- Oj no chodź! Będzie super!
Dziewczyna wydawała się lekko zmieszana, ale w ostateczności się zgodziła. Wzięłam od niej przemoczone rzeczy i położyłam je na grzejnik, aby wszystko się wysuszyło.
Po raz kolejny tego dnia zrobiłam herbatę. Poszłyśmy do mojego pokoju, aby tam wypić i się zrelaksować.
- Ładny pokój...
- Dzięki, cały czas go jeszcze dekoruję.
- Dlaczego właściwie się przeprowadziłaś? Bez sensu się tak przeprowadzać, by uczyć się w tej szkole dopiero teraz.
- Cóż...to dość długa historia...- nerwowo podrapałam się po karku - przeprowadziłam się do cioci po tym jak zadecydowano o tym, że moja matka nie ma do mnie praw rodzicielskich. Nie dbała zbytnio o mnie, a gdy ciocia się o tym dowiedziała to zabrała mnie do siebie. Od tamtej pory mieszkamy razem.
- Ja...bardzo mi przykro Luz...nie wiedziałam...
- Nie, jest w porządku. I tak jakoś nigdy nie miałam specjalnie dobrych relacji z moją mamą. Więcej już wiedziała o swojej pracy niż o mnie.
- Od ilu lat mieszkasz z ciocią?
- Od trzech. Na początku mieszkałam u niej tak trochę nielegalnie, a potem sąd wszystko doprecyzował. Jeszcze później musiałyśmy zmienić lokum, by nie rozpamiętywać przeszłości z tego miasta...
- Musiałaś mieć naprawdę ciężko w życiu...jakim cudem, więc utrzymujesz cały czas tak dobry humor?
- Cóż...moim zdaniem nie warto jest aż tak rozpamiętywać przeszłości. Trzeba iść dalej i być gotowym na nowe wyzwania.
Amity popatrzyła na mnie z podziwem, który schowała za kubkiem z herbatą.
Jak widać można z nią całkiem przyjemnie porozmawiać. Może jeszcze szansa na naszą przyjaźń nie przepadła?
Później nasza rozmowa przeszła na inne tematy takie jak szkoła czy też rysowanie. Jak się okazało, Amity już od najmłodszych lat była przygotowywana do bycia artystką, podobnie zresztą jak jej rodzeństwo. Jej rodzina była bardzo, ale to BARDZO zamożna. Może ta rozmowa nie była jeszcze iście przyjacielska, jednak czułam, że Amity również ma i tę pozytywną stronę bycia. Tę bardziej przyjazną i sympatyczną.
Gdy tak gadałyśmy o niczym. nagle do Amity zaczął wydzwaniać telefon. Dziewczyna odebrała go z wielką niechęcią, a gdy skończyła rozmawiać smutnym spojrzeniem popatrzyła na mnie.
- Muszę...już iść...- powiedziała wstając i zabierając swoją torbę - moi rodzice...Em...się trochę o mnie już martwią więc...
- Spoko, to...do zobaczenia w poniedziałek na lekcjach - odprowadziłam ją do drzwi machając jej na pożegnanie.
- Do zobaczenia...
Amity wydawała się trochę przygnębiona wiadomością, że musi już wracać. Aż tak się jej tu spodobało?
Sama nie wiem...ciężko będzie ogarnąć odczucia tej dziewczyny naprawdę trudno...
Następnego dnia zapowiadała się świetna pogoda. Dlatego też już od rana planowałam moje wyjście do parku z Kingiem. Chciałam wziąć Kinga oraz mój szkicownik i może książkę? W parku zazwyczaj siadałam zwyczajnie na ławce i rozkoszowałam się klimatem tego miejsca.
Od razu po śniadaniu, pobiegłam na górę, aby się ubrać. Dzisiaj postawiłam na zwykłe jeansy oraz białą bluzę.
Później, zaczęłam zbierać potrzebne mi rzeczy do torby. Czyli telefon, książkę, szkicownik, książkę- czekaj...jakim cudem mam dwie takie same książki!?
Dwa tomy "Dobrej Wiedźmy Azury" spoczywały w moich rękach. Co ciekawe z jednego wystawała kartka od zeszytu.
Wyjęłam ją ,był na niej rysunek. Bardzo ładny rysunek. I wtedy mnie olśniło, przecież to był styl Amity! Czyli to jej książka! A to z kolei oznacza że ona również czyta te książki!
Koniecznie muszę jej ją oddać.
Pytanie tylko...gdzie ona mieszka?
- Wychodzę! – zawołałam, zbiegając ze schodów i chwytając smycz - razem z Kingiem musimy coś załatwić.
- To znaczy? - zapytała Eda, wychylając głowę zza kuchni.
- Amity zostawiła u mnie wczoraj książkę. Muszę zdobyć jej adres od Willow.
- Rodzina Blight mieszka w tej zamożnej dzielnicy, jakoś około 15 minut stąd. Jeśli przejdziesz przez park to może dojdziesz tam szybciej.
- Skąd ty to wiesz?
- Mam swoje sposoby, wróć na obiad.
- Dobrze, dobrze! - zapięłam Kinga i pognałam do drzwi - paaa!!!
Pogoda o poranku była naprawdę wspaniała. Słońce świeciło i nie było ani śladu po wczorajszej ulewie.
W parku było mnóstwo ludzi, którzy albo przyszli tu na spacer lub bawili się ze swoimi psami. King bardzo chciał dołączyć do swoich czworonożnych przyjaciół, jednak teraz mieliśmy misję oddania książki Amity.
Droga przez park nie zajęła mi dużo czasu, więc już po kilku minutach znalazłam się na bardzo bogatej dzielnicy. Wszystkie domy, które mijałam miały bardzo ładnie zdobione ogrody oraz wystrój. Drzewa przy ulicy były równo posadzone, a krzaczki równo przycięte. Naprawdę to miejsca można było uznać za perfekcyjne.
Zaczęłam się rozglądać za domem, w którym mogłaby mieszkać Amity. Cały czas nie znałam jej dokładnego adresu, tak więc nie było łatwo. Przemierzałam ulice naprawdę długo. Tak długo, że nawet King miał już chyba dość. Może lepiej będzie oddać jej książkę jutro po lekcjach? Chyba tak będzie lepiej...
Gdy już miałam odwrócić się zrezygnowana, w domu tuż obok mnie usłyszałam głośne rozbicie się szyby, a następnie głosy brzmiące dziwnie znajomo.
- Czy wyście zwariowali!? To, że rodzice wyjechali, wcale jeszcze nie oznacza, że macie rujnować nam dom! - szłam w stronę głosu.
- Wyluzuj Mittens, nikt nie musi się o tym dowiedzieć!
Spojrzałam przez rozbitą szybę w oknie. Jak widać znalazłam dom Amity.
Okno, przez które zaglądałam było rozbite, natomiast w środku kłóciło się rodzeństwo, w sumie to całkiem mnie to śmieszyło.
- Hejo! - zawołałam tym samym zwracając na siebie uwagę.
- Luz! - bliźniaki równocześnie podbiegły do okna.
- Widzę, że nieźle się bawicie - zaśmiałam się, parząc na potłuczone szkło.
- Co tu robisz? - Amity spojrzała na mnie zdziwiona.
- Wczoraj zostawiłaś u mnie książkę - mówiąc to, z plecaka wyciągnęłam książkę i ją podałam - swoją drogą nie wiedziałam, że również czytasz „Dobrą Wiedźmę Azurę”! Od lat nie spotkałam osoby, która również czyta tę serie.
Amity odebrała odemnie książkę lekko się rumieniąc. Edric i Emira natomiast zaczęli między sobą szeptać i cicho chichotać.
- Cóż, dziękuję.
- Nie ma za co. Pójdę już, ten maluch wręcz domaga się zabawy w parku - mówiąc to wskazałam na Kinga która radośnie merdał ogonkiem.
- Ooo… jaki uroczy! - pisnęła Emira widząc psiaka - koniecznie musimy namówić w końcu rodziców na takiego słodziaka.
- Biorąc pod uwagę to, jak bardzo jesteście nieodpowiedzialni to wątpię, aby się zgodzili.
- No wiesz co!? Kiedy niby byliśmy nieodpowiedzialni!?
- Pomyślmy...na przykład wtedy, gdy mieliście mnie odebrać po szkole, a tymczasem kompletnie o mnie zapomnieliście? A może wtedy, gdy mieliście przynieść mój projekt na zajęcia, a zamiast tego przynieśliście do szkoły balony z farbą, powodując że cała szkoła wyglądała jak tęcza! Lub choćby teraz gdy wybiliście szybę!?
- No a od czego mamy ciebie?
Zaśmiałam się, widząc jak bliźniaki robią skruszoną minę do zielonowłosej, która tylko przewróciła oczami na te ich "wysiłki", o ile można tak to nazwać.
- Będę się już zbierać. Powodzenia z szybą i do zobaczenia jutro!
- Paaa! - Edric i Emira zawołali wesoło na co Amity strzeliła sobie facepalma.
Cóż, mogę jej tylko zazdrościć takiego rodzeństwa. W swoim życiu osobiście nigdy przedtem nie miałam przyjaciół, do czasu oczywiście od kiedy tu mieszkam. Takie rodzeństwo zawsze musiało być dla niej oparciem lub choćby towarzystwem do wspólnej zabawy.
Tak...tego akurat bardzo zazdrościłam Amity...
***
Miałam ten rozdział wstawić trochę później ale meh co mi tam 😂
Na wstępie chciałabym podziękować KasiaOlak za pomoc z interpunkcją i powtórzeniami 😁❤️
Wgl jak tam wam mija dzionek?
Bo mi jak na razie mecząco biorąc pod uwagę że pan nam kazał teraz ćwiczyć na kamerkach i robić tabate 😒😣
No cóż nie mam nic więcej do dodania.
Żegnam i pozdrawiam ❤️😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro