Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21 - wyznanie

Jeszcze tak na szybko polecam sobie odpalić otwór który jest na górze. Idealnie wam się wpasuje do końcówki tego rozdziału.
Miłego czytania!

Amity

Dość sporo czasu upłynęło od ostatnich wydarzeń. Ze stycznia zrobił się luty, w którym zaczął już powoli topnieć śnieg.
Moja sytuacja z rodzicami cały czas pozostawała taka sama.
Czyli beznadziejna.
Na szczęście mam Luz, która zawsze będzie przy mnie, chodźby nie wiem co.
Cały czas, jednak, nie wiem co mam zrobić z moimi uczuciami do niej. Szczególnie gdy już mieszkam z nią od conajmniej półtora miesiąca pod jednym dachem. Codziennie praktycznie zdarza mi się powiedzieć bezsensowną plontaninę słów, co mnie strasznie krępuje. Luz chyba jednak nie zwraca na to zbytniej uwagi. Zazwyczaj po prostu się uśmiecha lub chichocze. Może to nawet lepiej?

Jest ona dla mnie naprawdę ważna. Dlatego też postanowiłam zorganizować dla niej coś wspaniałego. Otóż dokładnie za równiutko tydzień Luz ma obchodzić urodziny. Chciałabym jej zorganizować imprezę niespodziankę. Tu, w jej domu.
Niestety nie będzie to łatwe dlatego też postanowiłam wplątać w mój plan Willow i Gusa. Oczywiście obydwoje chętnie na to przystanęli. Willow miała zająć się listą gości oraz dekoracjami. Gus natomiast miał w dniu urodzin Luz odciągnąć ją od domu abyśmy razem z Willow wszystko przygotowały.

Był to to plan wręcz idealny, ale mimo wszystko nawet teraz sporządzałam listę potrzebnych rzeczy na tę imprezę.
Wszystko postanowiłam zapisywać w moim pamiętniku. Nikt tu nie zaglądał oprócz mnie, więc było to bezpieczne miejsce na takie zapiski.

- Hej Ami! - Luz weszła do pokoju na co podskoczyłam na krześle od razu zamykając pamiętnik i przy okazji spadając z krzesła.

- Heeeeej Luz- zaśmiałam się niezręcznie - co tam? - zapytałam jak gdyby nigdy nic, natychmiast podnosząc się z podłogi.

- Wszystko okej, ale ty, wydajesz się dość nerwowa. Wszystko na pewno jest w porządku? - brązowowłosa przystanęła koło mnie patrząc z troską.

- Wszystko jest w stu procentach okej! Dlaczego miałoby nie być okej!? Hahhah... Wiesz kiedy ty jesteś to przecież musi być wszystko okej! Znaczy co?!

- Myślałam ostatnio nad...twoimi relacjami z rodzicami...- Luz wydawała się ignorować moje poprzednie słowa - pomyślałam że może byś z nimi pogadała? Ale tak szczerze, o tym co czujesz i w ogóle...sama wiesz....

- Nie wiem czy to jest za dobry pomysł...

- Przecież kiedyś będziecie musieli o tym porozmawiać! Jak długo można tak żyć?

Westchnęłam, siadając spowrotem na krześle. Luz ma rację. Jak zwykle zresztą.
Nie rozmawiałam z rodzicami naprawdę już od dawna, a oni sami chyba też czasami myślą o mnie.
Prawda?

- Przemyśle to, okej?

- Spoko - brązowooka przytuliła mnie mocno na co poraz kolejny się zaczerwieniłam - co powiesz na maraton czytania Azury na rozluźnienie tego wieczoru?

- Pewnie - uśmiechnęłam się na te propozycję, na co Luz podskoczyła szczęśliwa i pobiegła na dół po trochę przekąsek.

Wspólny wieczór chyba mi nie zaszkodzi.
Szczególnie, że to oznacza kolejne wspaniałe godziny przebywania z Luz...

Nasz maraton przedłużył się do naprawdę późnych godzin. Zakończyłyśmy go dopiero wtedy, gdy Luz zasnęła opierając się o mnie podczas czytania trzeciej części.
Było to urocze. Szczególnie, że podczas snu co jakiś czas marszczyła nosek.

Ja niestety nie mogłam spać. Wpatrywałam się tylko w sufit, rozmyślając nad moją relacją z Luz.
Muszę jej kiedyś powiedzieć o moich uczuciach do niej, bo przecież nie mogę dusić tego w sobie przez wieki!
Ale jak to w ogóle zrobić?  Jeszcze by mnie wyśmiała...lub odrzuciła, ale muszę to również wziąć pod uwagę. Przecież nie mogę jej zmusić do miłości.

Długo nad tym wszystkim rozmyślałam, aż w końcu do głowy przyszedł mi tylko jeden pomysł.

Jej urodziny.

Byłby to dla niej radosny i luźny czas. Kto wie, może by się nawet z tego ucieszyła...? Sama nie wiem...
Nic innego nie przychodziło mi do głowy.
Była to jedyna opcja.
Obiecałam, więc sobie, że jeśli się wtedy nie zgodzi to...zostanę jej przyjaciółka. Tak. To powinno wystarczyć.
O ile ona jeszcze w ogóle będzie się chciała ze mną przyjaźnić...
Z bardzo czarnymi scenariuszami w końcu udało mi się zasnąć.

Równo po tygodniu razem z Gusem i Willow, zabraliśmy się za przygotowywanie przyjęcia dla Luz. Cały plan oczywiście też przedstawiliśmy Edzie, która obiecała, że nam pomoże i upiecze nawet tort.

Równo o dziesiątej Gus zabrał Luz z domu i obiecał nam ją przyprowadzić spowrotem o szesnastej. Mieli dzień cały zapchany różnymi atrakcjami i miejscami, które wymyśliłam, aby odciągnąć Luz jak najdalej od domu.

Razem z Willow w tym czasie zabrałyśmy się za dekorowanie domu.
Miałyśmy naprawdę sporo pracy, więc zabrałyśmy się do tego od razu przy okazji gawędząc.

- I jak tam u ciebie Amity? - zapytała Willow wieszając girlandę.

- W sumie to jakoś leci...- odpowiedziałam podając jej wstążkę.

- Jak twoja sytuacja z rodzicami?

- Tak jak zwykle. Czyli źle. Luz chciałaby, abym z nimi porozmawiała, ale nie wiem czy jest to dobry pomysł. Nie chcę poraz kolejny wracać do punktu wyjścia...

- Nie pisali nic do ciebie przez ten cały czas?

- Nie, Edric i Emira mi tylko mówią, co się dzieje w domu i przynoszą mi rzeczy. Podobno rodzice i tak gdzieś wyjechali, ale poza tym niespecjalnie się mną interesują. Pewnie twierdzą, że i tak do nich wrócę - przewróciłam na te myśl oczami, przy okazji grzebiąc w pudełku za kolejnymi dekoracjami.

- Nie zaciekawie to brzmi... ale twierdzę, że powinnaś zrobić tak jak mówi Luz. W naprawianiu relacji jest naprawdę dobra - okularnica uśmiechnęła się do mnie. Również odpowiedziałam jej tym samym.

- Może masz rację?

Na pewno ma rację. Tylko, że ja się zbytnio boje szczerze z nimi porozmawiać, aby to kiedykolwiek nastąpiło.

Około drugiej po południu dekoracje miałyśmy już gotowe i porozwieszane. Eda już również kończyła z tortem, więc stwierdziłyśmy, że możemy zająć się przekąskami i piciem.
Robienie tego wszystkiego szło nam całkiem sprawnie i dobrze, więc już po godzinie wszystko było gotowe.
O trzeciej natomiast zjawili się już pierwsi goście. Willow zaprosiła same najlepsze osoby i przyjaciół Luz - w skrócie impreza bez Boschy.
Gdy wszyscy się już zebrali, należało czekać tylko już na Luz, która razem z Gusem miała się zjawić już za kilka chwil.
Wszyscy przed jej przyjściem poukrywali się po całym domu, więc gdy tylko weszła o mało nie zeszła na zawał.

- NIESPODZIANKA! - krzyknęliśmy wszyscy równo i głośno, wychodząc do niej z tortem.

Wokół wybuchło confetti oraz zaczęła grać muzyka.
Luz przez chwilę nie wiedząc co się dzieje, stała w miejscu i dopiero po chwili zaczęła skakać niczym piłka, a jej oczy rozbłysły radością.

- Naprawdę zrobiliście to wszystko dla mnie?! Przecież ja już nawet zapomniałam, że mam urodziny!

- Wszystkiego najlepszego dzieciaku - Eda podeszła z wielkim czekoladowym torem do Luz, aby ta mogła zdmuchnąć świeczki.

Wszyscy zaczęliśmy śpiewać jej sto lat oraz składać życzenia tuląc się i śmiejąc.
Gdy przyszła moja kolej na składanie życzeń Luz od razu do mnie podbiegła i przytuliła.

- Jejku nie wierzę, że to wszystko zaplonowalaś! - dziewczyna cały czas podskakiwała radosna.

- Gus i Willow mi bardzo pomogli - nerwowo podrapałam sie po karku - mam nadzieję, że ci się podoba....

- Podoba? PODOBA?! Dziewczyno, ta impreza jest nieziemska! - wykrzyknęła radośnie - chodź na torta! - mówiąc to pociągnęła mnie w stronę reszty przyjaciół, którzy delektowali się tortem.

Impreza przebiegała naprawdę wspaniale. Było mnóstwo zabawy, a jedzenie, które zrobiłyśmy razem z Willow było przepyszne. Z całą grupą oczywiście robiliśmy sobie zdjęcia oraz świętowaliśmy.

Niestety nie mogłam znaleźć w ogóle czasu, aby porozmawiać na osobności z Luz, aby powiedzieć jej o moich uczuciach.
W końcu, aby przez chwilę swobodnie odetchnąć, wyszłam do ogrodu. Było tu trochę chłodno, szczególnie, że byłam tylko w bluzie i podartych na kolanach dżinsach. Nie odczuwałam jednak jakoś specjalnie tego zimna. W pewnym sensie było mi nawet przyjemnie.

- Mogę się przysiąść? - spojrzawszy w górę dostrzegłam Luz, która w ręce trzymała kubek z sokiem.

- Pewnie...- szepnęłam cicho.

- To... co tu tak sama siedzisz? - zapytała, przysiadając koło mnie.

- Potrzebowałam chwili, aby...pozbierać moje myśli..

No dajesz Amity. Powiedz jej.

- Nie dziwię ci się - odpowiedziała biorąc łyk soku - ale naprawdę jestem ci wdzięczna za tę imprezę. Jeszcze nikt mi czegoś takiego nigdy nie zrobił...

No.już.dasz.rade.

- Luz? Mogłabym cię o coś zapytać? Ale tak szczerze?

- Pewnie, wal śmiało!

- No bo...pamiętasz jak bałam się zaprosić pewną osobę na bal?

- Yhmmmmm

- No to...to....- DASZ RADĘ - to by-byłaś ty...

Przez chwilę Luz milczała. Była to chyba najdłuższa chwila mojego życia.
W końcu jednak się odezwała. Lekko niepewnym głosem.

- Dlaczego się bałaś? Przecież się przyjaźnimy, to logiczne, że bym się zgodziła.

- Nie Luz...mi chodzi o coś innego...- powiedziałam niepewnie patrząc prosto na nią - zmieniłaś naprawdę wiele w moim życiu. Pokazałaś i dałaś mi radość. Naprawiłaś moją przyjaźń z Willow i sprawiłaś, że jestem teraz lepszą osobą.
Nie wiem, jakbym mogła się za to w ogóle odwdzięczyć....- nabrałam dużo powietrza - Luz, jesteś dla mnie naprawdę bardzo ważna. I tu nie chodzi mi, że jako przyjaciółka tylko...ktoś więcej...

Dłużej nie wytrzymałam. Po prostu zbliżyłam się do niej i pocałowałam prawie natychmiast się odsuwając.

Widziałam w jej oczach wiele uczyć. Niepewność...strach...i...tego ostatniego nie potrafiłam określić.

Luz jednak nie poruszyła się ani nie odpowiedziała. Trwało dłuższą chwilę zanim cokolwiek zrobiła. A kiedy w końcu się odezwała, poczułam jak drętwieje.

- Amity, to...naprawdę miłe, co teraz mówisz, ale...nie jestem pewna czy...czy czuję to samo...znaczy, jesteś super i w ogóle, ale nie jestem tego pewna ani-

Po tych słowach poczułam jak moje serce rozpada się na miliony kawałków.
Owszem analizowałam i taką opcję jednak...mimo wszystko....nie sądziłam że to będzie tak bolesne.

Wstałam ze schodka i cofnęłam o krok.
Świat dla mnie zaczął wirować i nie byłam pewna co do końca się w ogóle dzieje.

- Ja...ja chyba pójdę się...przejść... tak to dobry pomysł - mówiąc to  bez zastanowienia pobiegłam przed siebie.

- Amity!

Nie zwróciłam uwagi na wołania Luz.
Biegłam teraz przed siebie. Mijałam ulice, domki i drzewa nie zatrzymując się.
Nie wiem czemu, ale zaczęłam płakać.
Łzy zamazywały mi obraz przed oczami.
Miałam to teraz gdzieś. Nie obchodziło mnie to, co się wokół mnie dzieje.
Biegłam przed siebie i przed siebie.
Przez cały czas słyszałam wołania Luz.
Biegła chyba za mną, ale ja mimo to nie zatrzymywałam sie.

W końcu dobiegłam do ulicy. Wydawało mi się że jest pusta, więc stanęłam, aby na chwilę odsapnąć. Był to błąd. Błąd którego żałowałam, bo właśnie w tamtym momencie ujrzałam jasne żółte światło lampy samochodu, które zbliżało się w moją stronę.

- AMITY! - było to ostatnie słowa zanim poczułam jak auto uderza we mnie z ogromną siłą.

***

Jestem ciekawa ile osób doznało szoku po tej końcówce xD
Niestety, ale motyw naszej nieogarniętej Luz trwa do dziś. Mam nadzieję że w miarę dobrze udało mi się opisać to wyznanie Amity do Luz, podobnie jak i również tą krótką cenę z wypadkiem. W następnym rozdziale to dopiero będzie się działo. Uwierzcie mi.

A teraz żegnam i pozdrawiam ❤️😁

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro