Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19 - słowa potrafią zaboleć

Amity

Po tym jak bliźniaki wyprowadzili Luz z pokoju, zostałam sam na sam z moimi rodzicami. 

Matka mierzyła mnie wściekłym wzrokiem, a ojciec stal niedaleko niej, przyglądając się uważnie temu wszystkiemu. 

- Możecie mi, więc, już powiedzieć o co dokładnie chodzi? 

- Nasza córka jak się okazuje z tą swoją "przyjaciółką" nas oszukały! - krzyknęła moja rodzicielka, nie odrywając odemnie swojego spojrzenia. 

- Zrobiłam to, bo wiedziałam, że nigdy byś nie pozwoliła mi się z nią przyjaźnić! - krzyknęłam jej prosto w twarz. 

- I tu się akurat zgadzamy! Nigdy bym ci nie pozwoliła się przyjaźnić z taką niedojdą! 

- Luz nie jest niedojdą! 

- Amity, nie podnoś głosu na swoją matkę! 

- Przez całe życie mnie kontrolujesz! - nie zwróciłam uwagi na słowa mojego ojca - kazałaś mi się przestać przyjaźnić z Willow, przefarbowałaś moje włosy i kazałaś mi być zawsze we wszystkim najlepsza! No bo to byłby przecież wstyd, gdyby wasza córka okazała się nieidealna! - wykrzyczałam to wszystko tak głośno, że mój głos odbijał się jeszcze echem od ścian. 

Matka przez chwilę stała z lekka zszokowana, jednak już po chwili wyprostowała się dumnie i podeszła o krok bliżej. Cały czas wpatrywała się we mnie z nienawiścią. 

Jeszcze gdybym ja była czemuś winna! 

- Nie będziesz się przyjaźniła z Luz - wysyczała patrząc mi prosto w oczy - dopilnuje tego, abyś nie miała z nią w ogóle kontaktu! Już nigdy! 

- Nigdy nie przerwę kontaktu z Luz! To moja przyjaciółka! To ona mi właśnie pokazała, że cały czas żyję w nieszczęściu! To ona mi dała radość! - poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy. 

- Dość tego Amity! - ojciec przerwał mi moją wypowiedź. 

- Masz szlaban, do czasu powrotu do szkoły nigdzie nie wyjdziesz - powiedziała twardo moja matka. 

- Jesteście okropni! Jakim cudem jeszcze jesteście w ogóle moimi rodzicami!? Nienawidzę was! - po tych słowach rodzicielka podeszła do mnie i szybkim ruchem chlasnęła mnie po policzku. 

Upadłam na podłogę zszokowana tym, co się stało. Jedna czy ze dwie łzy kapły po moim policzku. Poczułam wtedy jak coś we mnie pęka. Moja matka jest potworem. 

Kontrolowała mnie od zawsze i to ja zawsze musiałam być lepsza od innych. 

Czy ona mnie jeszcze w ogóle kocha...? 

- Chodź Aladorze - obydwoje skierowali się w stronę drzwi. 

- NIENAWIDZĘ WAS! - krzyknęłam poraz ostatni, czując jak kolejna fala złości mnie zalewa. 

Klęczałam na podłodze płacząc. Nie wiem jak długo. Dopiero, gdy nie miałam czym płakać, podniosłam się i spojrzałam na obraz za oknem. Było już ciemno a na zewnątrz padał śnieg, ale to nie powstrzymywało mnie od zrobienia tego czego chciałam. 

Chwyciłam szybko jakąś torbę i zaczęłam w nią pakować - najpotrzebniejsze mi rzeczy. Stojąc jeszcze przy biurku, wzięłam kartkę i długopis pisząc kilka słów. Nie zamierzałam tu wracać w najbliższym czasie. 

Ostatni raz popatrzyłam na swój pokój wzdychając, po czym otworzyłam okno i wyskoczyłam na ziemię. Mimo, że na sobie miałam tylko sukienkę i cienki sweter to i tak nie czułam zimna. 

Biegłam przez siebie nie zwracając uwagi na śnieg i zimno. Chciałam się po prostu znaleźć jak najdalej od tego miejsca. To już dla mnie nie był dom. 

Znałam tylko jedno miejsce gdzie mogłabym się zatrzymać. 

Po około 10 minutach dotarłam na miejsce. Przez chwilę stałam jeszcze przed drzwiami zastanawiając się czy jest to dobry pomysł. W końcu zebrałam się na odwagę i zapukałam do drzwi. 

Już po chwili pojawiła się przedmną Luz, która zdzwiona popatrzyłam na mnie. 

- Amity...? 

Bez słowa po prostu się do niej przytuliłam, czując jak poraz kolejny się rozklejam. Ona również oddała uścisk gładząc mnie po plecach, jakby wiedziała co się stało. Nawet King przysiadł koło nas i próbował jakoś pocieszyć. 

Nie wiem ile tak stałyśmy. W końcu, jednak, Luz zaprosiła mnie do środka. 

Usiadłam na kanapie bez słowa. Brązowooka w tym czasie poszła do kuchni zaparzyć herbaty, ale i tak nie chciałam pić ani tym bardziej jeść. 

Siedziałyśmy, więc w milczeniu wpatrując się w kubki herbaty stojące na stole. 

- Powiesz mi co się stało? - zapytała Luz po dość długiej chwili milczenia. 

- Ja.....nie wiem czy chce o tym w ogóle rozmawiać...- podkrurczyłam nogi pod siebie. 

- Ami, chcę ci pomóc - dziewczyna usiadła bliżej mnie - na pewno przyszłaś tu z jakiegoś powodu w tę śnieżyce. 

- Chodzi o to że...że ja...- wzięłam jeszcze raz głęboki oddech, zbierając się do wyznania Luz tego, co się wydarzyło - bardzo mocno pokłóciłam się z rodzicami... 

Zaczęłam ze szczegółami opowiadać Luz o wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce po jej wyjściu. Trwało to trochę zanim dałam upust swoim emocjom. 

Gdy już skończyłam, dziewczyna przytuliła mnie mocno i zaczęła uspokajać rzeczami typu "wszystko będzie dobrze" czy też "nie przejmuj się tym". 

Trochę to zajęło zanim całkiem się już uspokoiłam, a gdy tylko to nastąpiło, postanowiłam sięgnąć po telefon. 

Na ekranie blokady od razu wyświetliło mi się kilkanaście połączeń od bliźniaków oraz kilka wiadomości od rodziców. Nie chciałam ich jeszcze sprawdzać, zwłaszcza tych od nich. 

Odrzuciłam więc telefon na bok. 

- Może pójdziemy już spać? Przyda ci się trochę odpoczynku - zaproponowała Luz. 

Kiwnelam tylko głową ruszając za nią na górę. 

Brązowooka pościeliła łóżko oraz podała mi coś na przebranie. Gdy już wróciłam wszystko było gotowe. 

Usiadłam na łóżku patrząc na obraz za oknem. Luz również miała okno tuż przy łóżku dzięki czemu miała piękny widok na nocne niebo. 

- Ja pójdę spać na dół w salonie. Jakbyś czegoś potrzebowała to wołaj - dziewczyna już miała wychodzić jednak w ostatniej chwili ją zatrzymałam. 

- Luz? Możesz....zostać tu ze mną...?- zapytałam lekko zakłopotana. 

- Jeśli chcesz, to pewnie - brązowooka położyła się koło mnie z uśmiechem - zobaczysz, wszystko będzie dobrze. 

- Cieszę się, że jesteś moją przyjaciółką - mówiąc to mocno ją przytuliłam na co dziewczyna odpowiedziała tym samym. 

- Dobranoc Ami. 

Po kilku dniach moje samopoczucie trochę się polepszyło. No ale mimo wszystko i tak nie za dużo. Mieszkałam u Luz - oczywiście za zgodą jej cioci, która powiedziała, że zaraz otworzy tu jakieś schronisko dla biednej młodzieży. 

W międzyczasie spotkałam się z Edriciem i Emirą, którym wszystko wyjaśniłam i opowiedziałam. Zrozumieli mnie. Sami nawet rozmawiali o tym z rodzicami jednak z marnym skutkiem. 

Obydwoje powiedzieli, że mogę wrócić do domu kiedy tylko zechce, ale wtedy mam zerwać kontakt z Luz, czego oczywiście nie chciałam robić. 

W międzyczasie minęły święta oraz nowy rok. Mieliśmy już początek stycznia więc wróciliśmy do szkoły. 

Nie chciałam tego robić bo to oznaczało że na nowo pojawią się pewnie jakieś moje problemy. Całe szczęście, że Luz cały czas mnie wspierała. 

- Jesteś gotowa Amity? - zawołała Luz gdy schodziłam po schodach. 

- Muszę jeszcze dopakować kilka zeszytów, ale chyba tak - uśmiechnęłam się do niej i razem ruszyłyśmy do szkoły. 

Po drodze spotkałyśmy jeszcze Willow, a Gus czekał już w szkole pod salą. 

Dzisiaj mieliśmy mieć normalny czwartkowy dzień nauki, jednak już od początku czułam że coś się dzisiaj wydarzy. 

I miałam rację. 

Podczas przerwy na lunch postanowiłam skoczyć na szybko do łazienki jednak podczas drogi powrotnej zaskoczyła mnie Boscha, która opierała się o umywalkę. 

- Amityyy - przywitała się przeciągając ostatnia literę - powiedz ty mi, co się ostatnio z tobą dzieje. Nie było cię na imprezie sylwestrowej u Skary, a już nie wspomnę o tym, że ani razu do nas nie napisałaś. Za to widzę że zbliżyłaś się do naszych ukochanych przegrywów. 

- Boscha, proszę cię daj ty mi już w końcu spokój. Powtarzam ci to poraz setny, nie jesteśmy przyjaciółkami. I tyle. 

- Wolisz się przyjaźnić niby z nimi? - dziewczyna podniosła jedną brew - robisz się coraz bardziej żałosna Blight. 

- Słuchaj, znalazłam sobie w końcu prawdziwych przyjaciół. To już nie moja wina, że ty masz tylko wianuszek samych ślepych ludzi wokół siebie! - na te słowo Boscha przycisnęła mnie do ściany i zaczęła się wpatrywać wściekłym wzrokiem. 

- Nie waż się mnie denerwować! 

- Bo co? Tupniesz nogą i pobiegniesz do swoich "przyjaciółek" - różowowłosa przybrała poraz kolejny wściekły wyraz twarzy i tym razem popchnęła mnie prosto na umywalkę, o którą nieszczęśnie się uderzyłam. 

Wstałam z podłogi wycierając krew, która leciała mi z nosa. Musiałam nieźle walnąć w ten zlew. Boscha natomiast stała przede mną z lekkim szokiem. Najwidoczniej nie planowała tego, co zrobiła. 

- A co tu się dzieje!? - niespodziewanie do łazienki weszła nasza nauczycielka zajęć artystycznych. 

- Nic szczególnego - mruknęłam pod nosem, ocierając krew. 

- Amity, widzę przecież, że krwawisz - kobieta podeszła do mnie oglądając mój nos - nie jest źle, ale przyda ci się to - podała mi z torebki husteczkę - chcę jednak wiedzieć co ty miałaś z tym wspólnego - Boscha ewidentnie się zmieszała bo teraz stała z boku, chowając się za pasmami włosów. 

- Amity i ja po prostu miałyśmy mała sprzeczkę. Przez przypadek popchnęłam ją za mocno i upadła - skłamała bez cienia na twarzy - jeśli można to muszę już iść. Nie chcę się spóźnić na lekcje. 

- Postaw się po lekcjach u mnie w gabinecie. Nie zamierzamy tolerować takiego zachowania w naszej szkole. 

Dziewczyna tylko cicho warknela coś pod nosem, po czym wyszła z łazienki mocno trzaskając drzwiami. 

Ja natomiast kiwnęłam na do widzenia nauczycielce i również wyszłam cały czas przytrzymując przy nosie chusteczkę. 

Niestety materiał zaczął przesiąkać, więc musiałam iść do szafki aby jakoś zatamować to krwawienie. Pielęgniarki jak na moje nieszczęście dzisiaj nie było, więc trzeba sobie jakoś radzić. 

- Amity! Co ci się stało!? - niespodziewanie koło mnie pojawiła się Willow. 

- Boscha się stała... pokłóciłyśmy się trochę i ona mnie pchnęła na umywalkę. 

- Może ci jakoś pomogę? Trochę znam się na tego typu urazach - zaproponowała dziewczyna na co ja z wdzięcznością kiwnęłam głową. 

Udałyśmy się do jednej z tych pustych sal i tam Willow przeprowadziła małą "operację" z moim nosem. Rzeczywiście całkiem się na tym znała. Właściwie od kiedy pamiętam interesowała się biologią i medycyną. Jednak nic nie przebijało jej talentu do roślin. 

Siedząc tak i czekając aż Willow skończy z moim nosem, zaczęłam się rozglądać po sali. Mój wzrok akurat padła na drzwi, które po chwili otworzyły się z głośnym hukiem. Do środka wbiegła Luz. 

- Jezu, nigdy więcej nie będę strzelała jedzeniem do nauczycielki od matmy. Dobrze że i tak nie wie, że to ja hah! - Luz zaczęła swoją paplaninę praktycznie, nie zwracając uwagi na to co robimy - JEZU AMITY CO CI SIĘ STAŁO?! 

- Mała sprzeczka z Boschą eh...- westchnęłam dotykając nos - dzięki Willow. 

Dziewczyna się uśmiechnęła zbierając husteczki które używaliśmy. 

- Czyli jak widzę Twój dzień nie zaczął się za ciekawie... 

- Jakbyś nie zauważyła to ostatnio każdy mój dzień nie jest przesiąknięty radością. 

Luz przez chwilę chodziła po sali głęboko nad czymś myśląc. 

Wpatrywałam się w nią tak z dobre 5 minut aż w końcu dziewczyna podkoczyla wysoko coś wykrzykując. 

- Mam genialny pomysł! - w jej oczach zabłysły iskierki - mam pomysł, aby cię trochę rozweselić! 

- Jaki? 

- Tego dowiesz się w tę sobotę. Willow, razem z Gusem możecie podejść pod wejście do szkoły, abyśmy wszystko umówili. 

Okularnica pokiwała głową po czym wyszła, aby zapewne poszukać Gusa. 

Luz w tym czasie wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć ze szczęścia. Chociaż, kiedy ona tak niby nie wygląda? 

- Aż tak niesamowite ma być to coś, co ma mi poprawić humor? - zapytałam schodząc z biurka. 

- Na pewno ci się spodoba! - brązowooka podeszła bliżej mnie na co delikatnie się zarumieniłam - no dobra, widzimy się na lekcjach! - mówiąc to wybiegła z sali zostawiając mnie samą. 

Szczerze? To nie wierzę, aby cokolwiek to by nie było to jestem wręcz pewna, że i tak nie poprawi mojego nastroju. 

Bo to nie jest wcale tak, że jestem nieszczęśliwa czy coś. Boli mnie jednak to, co zrobili moi rodzice oraz to w jaki sposób mnie potraktowali. 

Naprawdę nie wiem jak to naprawić. 

***

Co tam u was kochani, bo u mnie jest masakrycznie gorąco i ledwo żyje po tym dniu (* ̄(エ) ̄*) na dodatek dopiero co niedawno wróciłam do domu. Dobrze że to już ostatni tydzień szkoły bo już nie mogę się doczekać wakacji.
No dbr, mam nadzieję że rozdział wam się spodobał i jeszcze tylko chce tak wspomnieć że do końca nam już naprawdę niewiele zostało ( ͡°ᴥ ͡° ʋ)

A teraz żegnam i pozdrawiam ❤️😁

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro