12 - przyjaciele zawsze pomogą
Luz
- Widzieliście gdzieś Amity? – zapytałam, szepcząc do Willow i Gusa.
Mieliśmy właśnie zajęcia z malowania, ale Amity się na nich dzisiaj nie było.
Nigdy się nie spóźniała i zawsze była na czas. Chyba nie mnie jedną to martwiło, bo widziałam jak Boscha patrzy w stronę pustej sztalugi Amity z tęsknotą. Ona raczej też nie wie co się z nią dzieje.
- Nie, a to dość dziwne, bo chyba musiałaby być chora, by nie przychodzić na zajęcia. A wczoraj wyglądała normalnie...
Przez całą lekcje nie mogłam się na niczym skupić. Podobnie było i na następnej, na której Amity również się nie pojawiła. Pisałam do niej, ale nie odpisywała. To było naprawdę do niej niepodobne.
Gdy nastał czas lunchu zaczęliśmy omawiać całą sytuację i staraliśmy się dojść do tego, dlaczego jej dzisiaj nie ma.
Usiedliśmy przy jednym ze stoliku, od razu obgadując całą sprawę.
- Nie ma już jej cały dzień, myślicie, że co się musiało stać? - zaczęłam rozmowę.
- Musiało się stać coś dużego, skoro nie ma już jej przez połowę lekcji...szkoda tylko, że nie odbiera telefonu...- powiedziała Willow, męcząc swoje jabłko.
- Nawet Boscha nie wie co się z nią stało! - Gus załamany walnął głową o stół - eh...a już zaczynałem ją lubić...
Westchnęłam, rozglądając się po stołówce, gdy nagle moją uwagę przykuły dwie zielone czupryny.
No przecież! Dlaczego przedtem o tym nie pomyślałam?! Przecież Emira i Edric na pewno muszą wiedzieć, co się dzieje z Amity.
Natychmiast zerwałam się ze swojego miejsca i pobiegłam w ich stronę.
- Ed! Em! – zawołałam, podbiegając do nich.
- Ooo, siemka Luz - Emira uśmiechnęła się do mnie ciepło - o co chodzi?
- Co się dzieje z Amity? Nie ma jej dzisiaj w szkole, a to do niej niepodobne...
Rodzeństwo popatrzyło po sobie niepewnie. Czyli coś jest na rzeczy.
Przez chwilę trwało milczenie, które było przerwane odgłosami ze stołówki.
W końcu jako pierwszy odezwał się Edric.
- Mittens miała...wczoraj...eh... małą kłótnie z naszą mamą...
- Przez to, że przefarbowała włosy na swój tradycyjny kolor, mama się na nią zezłościła i...no nie była to za ciekawa rozmowa - dopowiedziała Emira.
- Wczoraj cały czas płakała, więc próbowaliśmy ją jakoś pocieszyć, przy okazji odkryliśmy, że ma mocno zbity nos. Dzisiaj jeszcze rano potajemnie zabraliśmy ją do szpitala, aby zbadali jej ten nos.
- Niestety jest mocno poobijany, więc musiała zostać na dodatkowych badaniach. Powiedzieliśmy o tym rodzicom, którzy ją już prawdopodobnie odebrali.
- No dobra, ale czemu jeszcze w takim razie nie wróciła?
- Bo nasza matka chce jej jeszcze dzisiaj przefarbować włosy, a nie chce dopuścić do tego, aby w szkole pokazała się nie w tym kolorze co trzeba...
Bliźniaki wyglądały na przygnębionych.
Przez co Amity w tym domu musi przechodzić?! Nawet włosów nie może mieć w swoim naturalnym kolorze!
Jeszcze oby z tym nosem nie było nic poważnego...
- Jeśli chcecie to możecie ją dzisiaj odwiedzić - zaproponowała Emira - rodzice wychodzą popołudniu do pracy, więc nie będzie żadnych przeszkód, a o ile wiemy, macie ćwiczyć przygotowania do tej niedzielnej kolacji.
- W takim razie spotkajmy się pod szkołą po lekcjach.
- Do zobaczenia!
Życie Amity to...koszmar, a nie życie.
Jakim cudem ona jeszcze w tym domu nie zwariowała? Już nawet ja byłam kiedyś w lepszej sytuacji niż ona.
Po lekcjach razem z Edriciem i Emirą skierowaliśmy się na odwiedziny do Amity. Willow i Gus również uważali, że dziewczyna nie zasługuje na tak smutny los życia w takim domu.
Bliźniaki zaprowadziły nas na górę, prosto pod pokój Amity. Wszędzie panowała cisza, która dodawała mi nutkę niepewności. Nie lubię takiej dziwnej ciszy.
- Ami? Jesteś tam? - Ed uchylił drzwi do jej pokoju - przyprowadziliśmy ci....uwaga.... PRZYJACIÓŁ! - zawołał wesoło chłopak, otwierając szerzej drzwi, tak abyśmy mogli wejść do pokoju dziewczyny.
Miejsce to wydawało mi się o wiele bardziej przygnębiające niż ostatnio. Rolety w pokoju były spuszczone, przez co panował tu nienaturalny pół mrok.
Na biurku leżał talerzyk z nadgryzioną kanapką, a obok stała jeszcze pełna szklanka z zimną herbatą. Na łóżku zaś pod kocem leżała zwinięta w kłębek Amity.
- Mittens? Nie zjadłaś śniadania...- stwierdziła Emira, podchodząc do biurka i patrząc na kanapkę.
- Nie jestem głodna...- dziewczyna odpowiedziała zachrypniętym głosem - Nie mam nastroju, więc możecie iść.
- Amity...wiemy co się stało....- przysiadłam na łóżku dziewczyny - chcemy ci jakoś pomóc...wesprzeć...
- Nie chce niczyjej pomocy! - Amity usiadła odpychając moją dłoń.
- To... my może pójdziemy....- stwierdziło rodzeństwo, czym prędzej wybiegając z pokoju.
- Luz, naprawdę odpuścić sobie, okej?! Nic nie zmieni mojej sytuacji życiowej! Nie rozumiesz?! Nikomu na mnie tak naprawdę nie zależy!
Widziałam w jej oczach łzy, które zbierały się do ulotu. Natychmiast ją do siebie przytuliłam, aby dać jej emocjom upust. Właśnie tego teraz potrzebowała.
- Mi na tobie zależy...tak samo jak Willow i Gusowi, jesteś naszą przyjaciółką...- po moich słowach przyjaciele również przyłączyli się do uścisku – wiem, że twoje życie to nie bajka, jednak chce sprawić, aby było ono szczęśliwsze...
Amity popatrzyła na mnie ze załzawionymi oczami, po czym jeszcze mocniej się do mnie przytuliła. Dotknęłam ręką jej przefarbowanych na zielono włosów.
Gdzieniegdzie widać było jeszcze jej naturalny kolor, jednak wiedziałam, że dziewczyna chciała, aby zielonego w ogóle nie było widać. Może kiedyś uda mi się coś wymyśleć?
Przejechałam ręką po jej włosach, co o dziwo uspokoiło jej oddech jak i również płacz.
- Dziękuję wam...- dziewczyna usiadła prosto na łóżku, patrząc na każdego z nas z osobna - jesteście dla mnie naprawdę ważni....- tutaj w szczególności popatrzyła na mnie.
- Nie chcemy, abyś nigdy więcej czegoś takiego przeżywała - powiedziała Willow, kładąc rękę na ramieniu zielonowłosej.
- No dobra, a skoro to już mamy za sobą, to bardzo mnie interesuje sprawa twojego nosa - Gus zaczął przypatrywać się opatrunków na nosie dziewczyny.
- Luz wam nie opowiadała?
- Nie było jeszcze do tego okazji...
- W takim razie...czeka nas długa historia..
- Czy ktoś powiedział historia!? - do pokoju wbiegli Edric i Emira, niosąc ze sobą popcorn.
Wszyscy usiedliśmy przy łóżku Amity, czekając na opowiedzenie przez nią tej sytuacji, przez którą ostatnio przeszłyśmy.
Następnego dnia zaczęliśmy moje szkolenie przed kolacją z rodzicami Amity. Dziewczyna po naszym wczorajszym wsparciu wydawała się już o wiele weselsza. Dlatego też już dzisiaj, od razu po lekcjach, udaliśmy się do mnie do domu w towarzystwie Gusa i Willow, którzy również postanowili pomóc.
Dzisiaj był czwartek, więc do niedzieli mamy zaledwie kilka dni. Jest to mało czasu, ale chyba damy radę, prawda?
- Okej, Luz - Amity wstała z kanapy, chodząc wokół salonu – pierwsze, co musimy ustalić to przede wszystkim, to jakich masz rodziców, i tu musimy nazmyślać. Jakieś pomysły?
- Hm...a czym zajmują się twoi rodzice? – zapytałam, biorąc łyk herbaty.
- Głównie jakimiś biurowo - artystycznymi sprawami. Są dyrektorami kilku galerii sztuki.
- W takim razie załóżmy, że moi rodzice również prowadzą jakąś galerię sztuki!
- W sumie...to nie głupi pomysł. Okej, teraz musimy wymyśleć coś o tobie.
- Weźmy z Luz zróbmy mistrzynie w jakimś konkursie - zaproponował Gus.
- Będzie ciężko...
- Dlaczego?
- Bo większość konkursów artystycznych wygrywałam ja, ewentualnie moje rodzeństwo. Ciężko, więc będzie znaleźć jakiś w którym nie brałam udziału.
- A ilu ty konkursach brałaś w ogóle udział?
- W każdym możliwym, którym znaleźli moi rodzice...
Amity usiadła lekko przygnębiona. Temat jej rodziców niestety nadal był dla niej przygnębiający. Położyłam jej rękę na ramieniu i uśmiechnęłam się do niej.
Zielonowłosa również oddała uśmiech z delikatnym rumieńcem na twarzy.
- No dobra - zaczęła Willow - skoro konkurs odpada to może...powiedzmy, że Luz jest świetna uczennicą i tyle? To chyba wystarczy.
- Chyba tak, więc pozostaje nam tylko nauczenie Luz jak masz się przy moich rodzicach zachowywać.
- To znaczy?
- Rodzice Amity zadają dość często bardzo dziwne i nieprzyjemne pytania - odpowiedziała Willow - dlatego warto by było chyba gdybyśmy to przećwiczyli.
- Okej, zrobimy tak, Willow będziesz udawać moją mamę, a ty Gus mojego tatę.
- A ja kim będę?
- Luz, ty będziesz sobą przecież! - zaśmialiśmy się na moją głupotę - chodźmy do kuchni wszystko przećwiczyć.
- Czekajcie! - niespodziewanie z góry zbiegła Eda - muszę to koniecznie nagrać! - mówiąc to wyjęła z kieszeni telefon - no co? Jak mi się uda posklejać zdjęcia twarzy Odalii i Aladora to będzie wręcz idealnie!
- Możemy już po prostu zaczynać?
Wszyscy poszliśmy do kuchni, aby zrobić naszą małą imitacje kolacji.
Eda stanęła w rogu gotowa do nagrywania, zaś Willow i Gus, którzy udawali rodziców Amity, siedzieli przy stole. Ja usiadłam na przeciw nich, a Ami koło mnie.
- Akcja! - Eda włączyła nagrywanie.
- Dobrze, w takim razie Luz czym zajmują się twoi rodzice? - Willow zaczęła wczuwać się w rolę matki Amity.
- Prowadzą galerię sztuki - odpowiedziałam tak jak powinnam.
- A czym zajmujesz się na co dzień? - Gus również wczuł się w swoją rolę.
- Podobnie jak Amity, pracuje nad swoimi zdolnościami plastycznymi.
- Możesz jeszcze dodać że chodzisz na dodatkowe zajęcia - dopowiedziała zielonowłosa po chwili namysłu.
- Okej!
- No dobrze a teraz-łoach!? - wypowiedź Gusa została przerwana przez Kinga, który widząc jak chłopak niesie jedzenie na stół, po prostu na niego wskoczył, przy okazji go przewalając.
- Pomogę ci Gus! - Willow wstała od stołu, aby my pomoc, ale niestety również nieszczęśliwie upadła gdyż poślizgnęła się na jedzeniu.
- King chodź tu! - chciałam złapać psiaka który aktualnie uciekł z nóżką od kurczaka prosto do salonu.
Eda śmiała się w tym czasie wszystko nagrywając, a Amity nie wiedząc zbytnio co zrobić również pobiegła, aby pomoc mi złapać Kinga.
- Nie uciekaj!
Niestety, King niespecjalnie chciał nas słuchać, więc ganiałyśmy go po całym salonie. Psiak zaczął biegać również po meblach co dodatkowo utrudniało sytuację. Na szczęście, po jakimś czasie, razem z Amity udało nam się go wspólnie złapać.
- No wreszcie....myślałam, że go nigdy nie złapiemy....- Amity westchnęła, opierając się o ścianę - to niewiarygodne ile taki mały psiak może spowodować bałaganu - mówiąc to wskazała na salon, który był w ruinie.
- HA, dobrze, że to nagrałam - Eda podeszła do nas oglądając filmik na telefonie - jak chcesz Młoda to możemy to wysłać do rodziców - kobieta uśmiechnęła się do nas cwanie.
- Lepiej nie...i też dobrze by było, gdyby podczas kolacji nie wydarzyła się...taka sytuacja...
- Nie martw się, Kinga nie będzie, więc luzik . Przećwiczymy to jeszcze raz?
- Muszę się już niestety zbierać...Ed i Em pisali, że mam być wcześniej. Możemy jeszcze jutro poćwiczyć. A co do rysunku to mogłabyś go dokończyć dziś sama?
- Pewnie, to do zobaczenia jutro - mówiąc to, przytuliłam ją do siebie, na co się zarumieniła. Ostatnio dość często się rumieni w tego typu sprawach.
- D-do jutra! - powiedziała szybko, porywając płaszcz i wychodząc.
Najwidoczniej chyba nigdy nie rozgryzę tej dziewczyny. Ostatnio zachowuje się trochę...dziwnie. Rumieni się bardzo często i czasami zachowuje się nerwowo.
Może to przez presję ze strony rodziców?
Może powinnam ją o to zapytać i jakoś ewentualnie pomóc?
***
Tym razem nie zapomniałam o rozdziale tak więc jejjj cieszmy się i radujmy xD
Ogólnie to mam nadzieję że jako tako to moje pisanie relacji Amity i Luz w miarę dobrze wychodzi :3
A teraz żegnam i pozdrawiam ❤️😁
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro