Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Biegłem ile sił w nogach. Wiatr targał moją fryzurą, najwyraźniej nie przejmując się ile czasu spędziłem nad jej układaniem. Biegłem i biegłem. Powoli zaczynało brakować mi tchu a na stopach czułem bolące odciski. Czujem jak zalewa mnie pot. Do tego moja wielka torba na treningi sprawiała, że biegło mi się niekomfortowo.

Jeszcze tylko kawałek... powtarzałem sobie w myślach, bo moje ciało z przemęczenia zaczynało odmawiać mi posłuszeństwa. Pieprzony autobus! Czy kierowca nie zdaje sobie sprawy, że przez niego muszę biegnąć prawie 2 kilometry, żeby zdążyć na ważne treningi?! Przecież niedługo mamy mecz, nie mogę się spóźnić!

W końcu jednak ujrzałem upragniony cel. Dobiegłem (a właściwie podszedłem, ale to szczegół) do wielkiej sali gimnastycznej, wparowałem do niej jak z procy i wszedłem do męskiej szatni. Szybko przebrałem się w odpowiednie ciuchy.

- Ehm..Dzień dobry... wybacz trenerze, że się spóźniłem, ale-

Wtedy poczułem jak coś ciężkiego uderza mnie w twarz. Zadziało się to tak szybko, że nawet nie jestem w stanie określić co wtedy poczułem, oprócz bólu.

Cofnąłem się lekko do tyłu, mimowolnie chwytając się za obolały prawy policzek.

- Podaj piłkę. - oznajmił jakiś obcy głos. Spojrzałem w stronę z której dobiegało wołanie.

Stał tam jakiś niski koleś, ubrany w dresy. Miał założony kaptur, z którego wystawało trochę kosmyków włosów w jasnym kolorze, a swoją dłonią wskazywał na piłkę od kosza. Przez jego bladą cerę wyglądał jak duch o niemiłym wyrazie twarzy.

- Bardziej na miejscu okazało by się przeproszenie za walnięcie mnie piłką w twarz. - odgryzłem się.

- To fakt. - oznajmił. - Ale nigdy nie byłem w tym jakoś szczególnie dobry. A nawet gdybym chciał nie mam zamiaru tego robić.

- Coś ty za jeden? - zapytałem po chwili milczenia, chociaż domyślałem się, że nie uzyskam odpowiedzi.

Zaśmiał się.

- Gówno cię to obchodzi. - wystawił język. Wydawało mi się, że ma trochę za wysoki głos jak na faceta.

- Ty chyba nie zostałeś jeszcze porządnie pobity po mordzie, gówniarzu.

- Uwierz mi, dostałem. - powiedziawszy to zdjął kaptur. Na jego twarz rozlała się cała masa blond włosów, sięgających mu do końca jego żuchwy. - I to nie raz.

O co mu chodzi? Po co ta cała gadka?

- Słuchaj no, nie chce problemów. - zacząłem spokojnie. - Zaraz mają się tu odbyć bardzo ważne treningi, więc jeśli nie chcesz dostać kopa w du-

- Sory, że cię rozczaruje, ale dzisiaj nie odbędą się twoje wypociny.

Że co?

- Żart nie na miejsu. - powiedziałem, choć muszę przyznać, że przez jego poważną (i trupią!)twarz przez chwilę się zawahałem.

Podszedł bliżej. I bliżej. Spoglądaliśmy na siebie przez chwilę mordując się nawzajem wzrokiem. Czułem się jakby jego niebieskie oczy wypalały dziurę w moim umyślę. Dziwne uczucie.

- Mam propozycję. Zagrajmy 1 on 1. - powiedział i podniósł piłkę do kosza, którą tak niedawno oberwałem w twarz. - Jeśli wygrasz, wyjdę z tej sali i już nigdy mnie nie zobaczysz.

Brzmi zachęcająco. Chociaż i tak pewnie jego straszna gęba będzie mi się śniła po nocach, nie wspominając o wcześniejszym "wypadku". O ile można tak to nazwać.

- Ale... - podkreślił to słowo, pożerając mnie swoimi błękitnymi oczami. - ... jeśli to JA wygram, będziesz musiał mi w czymś pomóc. Oczywiście po tym jak mi w tym pomożesz już mnie więcej nie zobaczysz.

- Nie uważasz, że to TROCHĘ nie fair? W takim razie ty też powinieneś mi w czymś pomóc (chociaż jej od ciebie nie oczekuje, ale jednak).

- A ja myślałem, że jesteś pewien swojej wygranej - powiedział z drwiną i z okropnym uśmiechem na twarzy.

Łatwiej byłoby mi po prostu przylać mu w twarz, wtedy miałbym pewność, że już nigdy nie zobaczę tego typa. Z drugiej strony, przynajmniej pokaże temu szczeniakowi, kto tu rządzi.

Zastanawiałem się chwilę nad tymi opcjami. Jest niski, na pewno też słaby. Pokonam go. Przynajmniej odegram się za wcześniejszą sytuację.

- Zgoda. - odpowiedziałem.

*

Pot spływał po całym moim ciele. Ciężko mi się oddychało, a całe ciało lekko drżało. Czułem, jakbym miał ściśnięte gardło, nie mogąc wydobyć z niego żadnego dźwięku. Moje usta były spierzchnięte, przez co lekko krwawiły. Poczułem metaliczny posmak krwi, gdy je oblizałem.

- Muszę przyznać, że całkiem nieźle grasz... - powiedział, ocierając pot z twarzy wierzchem dłoni. Udawał jakby nic się nie stało, jakby pokonanie mnie było dla niego pestką i nie zmęczył się przy tym za wiele.

Zdjął z siebie szarą bluzę, pod którą miał ubrany biały T-shirt.

Przeszedł obok mnie. Poczułem zapach potu.

Zatrzymał się na chwilę. Nastała chwila milczenia i wydawało mi się, że słychać było bicie mojego serca, które pędziło jak szalone. Jakby chciało wyskoczyć mi z piersi.

- ...Ale nie tak dobrze, żeby mnie pokonać. - to zdanie rozniosło się głośno echem po sali.

Trzask drzwi.

Wszedł do szatni.

Czuję jak głowa mi pulsuje, gdzieś w okolicy skroni, jakby miała zaraz eksplodować. Dotknąłem bolącego miejsca palcami, mocno przyciskając i masując jednocześnie. Nie byłem wtedy w stanie logicznie myśleć.

To, co się przed chwilą stało zwaliło mnie z nóg. Dosłownie.

Nigdy nie pomyślałbym, że taki niski chłopaczek będzie w stanie mnie pokonać. Wygląda na to, że się myliłem.

Byłem pod wrażeniem jego szybkości, płynności i zręczności jakie pokazał podczas tejże gry. Mogę nawet powiedzieć, że robił to wszystko z wielką gracją i sprytem. "Przetwarzał" mój każdy, nawet najdrobniejszy ruch.

Nie lubię przegrywać. Nikt nie lubi.

Zacisnąłem suche dłonie w pięści. Zamknąłem ociężałe powieki, robiąc przy tym głęboki wdech. Miałem wrażenie jakbym o czymś zapomniał... No tak. Zakład. Zastanawiałem się czego ode mnie oczekuje. W czym potrzebuje pomocy? Żeby się ze mnie naśmiewać i za każdym razem walić mnie piłką w ryj? Mam nadzieje, że nie.

Niechętnie skierowałem się w stronę męskiej szatni, do której przed chwilą wszedł. Skoro będę musiał mu pomagać, chce się wcześniej dowiedzieć w czym. I dlaczego.

Nawet nie pukałem energicznie nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka.

Właśnie ściągał z siebie spoconą bluzkę. Jego twarz z mlecznej szybko przybrała różowy odcień. Nie dziwie się. Miał na sobie biustonosz.

________________
Cześć wszystkim!
Oto przed Wami pierwszy rozdział mojego pierwszego opowiadania. :D

Bardzo długo zastanawiałam się nad jego publikowaniem, ale jednak się udało. Opowiadanie to nie będzie o typowym bad boyu i grzecznej uczennicy, wierzcie mi. ;)

Mam nadzieję, że historia ta przypadnie Wam do gustu i że zostaniecie ze mną do końca.
Będę starała się regularnie dodawać rozdziały.
Zachęcam do zostawia gwiazdek i obserwowania mojego konta! :3
Do następnego rozdziału! <3














Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro