XXX
LUKE's pov:
Gann uniósł się wysoko w mezosferę, prawie na krawędzi przestrzeni. Popędzał statek, aż jego powłoki zaczęły żarzyć od tarcia. Doganialiśmy pojazd Ashley, który znajdował się jakieś czterdzieści kilometrów przed i trzydzieści pod nami. Powietrze tu miało barwę głębokiej purpury, a krzywizna planety była wyraźnie widoczna. Przednie iluminatory zwęziły się, aby nie przenosić ciepła z powłoki statku, ale i tak z łatwością odróżniałem rozległą warstwę chmur poniżej i wystającą ponad nie górę Ministra na horyzoncie.
Vader był teraz o tysiąc kilometrów za nami.
- Mój lud nie powstrzyma już dłużej ognia - mruknął Gann - Ciekawe, czy wiedzą, w co się pakują, napadając na nas?
- Prawdopodobnie nie - odparłem. Nie potrafiłem sobie wyobrazić żadnego powodu, żeby atakować planete. Coś musiało pójść nie tak w okresie przejściowym, w czasie przejmowania statków Federacji Handlowej przez siły Republiki. Może przestępczy element Federacji wyłamał się z szeregów i podjął działania na własną ręke. Wyjaśniałoby to obecność myśliwców-robotów, ale nie ich działania.
- To statki Republiki - zauważył Gann, zerkając na mnie. - Wyrzutnie min, ja mi się zdaje.
Przez chwilę przyglądałem się obrazom z czujników Ganna. Tak, to były wyrzutnie min powietrznych, a dziesięć tysięcy kilometrów nad nami lekkie krążowniki, spotykane wyłącznie w siłach Republiki.
- Wybacz mi - szepnął Gann - Ale jeśli reprezentujesz Republike....
- Nic o tym nie wiem - odparłem ponuro.
- Nieważne - podsumował Gann. - Uważaliśmy, że pozostaniemy poza Republiką, Federacją Handlową i wszelkich innych organów władzy. Nasz Magister przewidział sytuację , a wcześniej jego poprzednik. Wiedzieliśmy zawsze, że pewnego dnia przyjdzie nam poszukać innego, jeszcze lepiej ukrytego miejsca.
*
Niebo przed nami nagle wypełniło się maleńkimi świetlnymi punktami. Z powietrza zaczęły spadać tysiące min powietrznych, rozpościerając się wokół jak wielopłatowe kwiaty.
- Próbują zniszczyć nas wszystkich! - jęknął Gann. Twarz miał wykrzywioną strachem i rozczarowaniem.
ASH's pow:
Opuściłam statek nad szczytem góry, zataczając piękny, gładki, doskonale kontrolowany łuk.
W kabinie panowała cisza.
- Pałac powinien być pod nami - oznajmiłam. Vader milczał, ale czubek ostrza lancy krążył w okolicy mojego karku.
- Byłaś już tu? - zagadnął Vader.
- Kilka dni temu - odrzekłam - Pałac był .... zajmował cały szczyt góry.
- A to jedyna góra ... - zastanawiał się Vader - Jedi, chyba nie próbujesz żadnych sztuczek?
- Nie - odparłam - Próbowałam.... ale nie działają.
~
Zepsuli mi w domu internet 😭🔫. I dopiero teraz dodaje XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro