Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

PROLOG

Mosty w Nowym Rzymie są lepsze niż na Manhattanie.

Percy Jackson słucha warkotu przejeżdżających aut. „To nie to samo, co szemrzący cicho Mały Tybr"- chodzi mu po głowie myśl. Ale pomimo tego... wszystko inne wydaje się dziwnie idealne. Jakby wyjęte z innego świata.

„Przecież to ja żyję w innym świecie!"

Zamyka oczy i macha nogami, czując się jak dawno zaginione dziecko. Miasto wita go z otwartymi ramionami - dźwięki pospiesznego życia Nowojorczyków kontrastują ze spokojnym szumem płynącej w dole East River. Kładzie się na szerokiej barierce, a światła samochodów przejeżdżają po jego twarzy.

„Jakby trzy ostatnie lata wcale nie istniały."

I chociaż nie potwierdziłby tego nikt z tych, którzy widzieli leżącego na moście Percy'ego Jacksona... on czuje się jakby był jednym z nich. Nowojorczykiem. Dwudziestolatkiem. Człowiekiem.

„Tęskniłem za tym."

***

Nagle ogarnia go drażniące wrażenie, że chciałby tu zostać na zawsze.

„Stop."

Na zawsze sam, wolny i niezależny...

„Stop!"

Chłopak szybko wstaje i otwiera oczy. Nie może tak myśleć. Nie teraz! W kieszeni czuje kwadratowe pudełeczko pokryte czymś zamszowym... chyba tak nazywa się ten rodzaj faktury? Czy takie uczucie jest normalne? Może to po prostu strach? Głupi myślał, że bał się już wszystkiego...

Percy nigdy dotąd nie był dość przesądny, by twierdzić, że jedna myśl jest w stanie zrujnować mu życie.

Po chwili wspomnienia powoli wracają na swoje miejsce. Wypełniają puste przestrzenie pod czaszką - przez nie wiał wiatr lecący nad East River, który niefrasobliwie szarpał jego uczuciami... ale Percy Jackson znów czuje się kompletny. Mniej beztroski, jednak kompletny.

Wraca do hotelu, zostawiając na moście prawie wszystkie wątpliwości.

***

Kiedy wywozi ją na wybrzeże, ona myśli, że to żart. Gdy orientuje się, że nie, w panice spogląda na swoją sukienkę. Czy przez to, że źle się ubrała, zrujnuje im wieczór? Jednak Percy też wygląda oficjalnie...

I uważa, że Ann zbyt często przejmuje się takimi rzeczami. Śmieje się z nadzieją, iż ją to uspokoi.

"Co wymyśliłeś tym razem, Glonomóżdżku?"

"Myślenie, to twoja broszka." - Zdaje się odpowiadać. - "Ja po prostu czasem jestem oryginalny."

Gdyby się tak nie stresował, pewnie byłby z siebie dumny. Zorganizował niezapomniany wieczór! Może zauważyłby już teraz, że porozumiewają się bez słów? Nie... będzie miał dość czasu na rozpamiętywanie. Na razie musi się skupić...

Schodzą razem pod wodę - wszystko przygotowane jest tak, żeby nie zmoczyć Annabeth. Ale ona i tak wyciąga rękę poza bańkę z powietrzem... "Nie chcę Cię puszczać", mówi jej dłoń, a Percy Jackson prawie zapomina, że musi pozostać suchy.

Jakoś docierają na miejsce. Wygląda - co tu dużo mówić - prawie idealnie... dziewczyna dodaje "prawie", gdyby coś, ewentualnie mogło zmienić się na jeszcze wspanialsze. Morze opływa ich dookoła, dwuosobowy stolik i krzesła są postawione na piasku.

"Co ty planujesz, Percy?"

Przez cały czas zachowują się trochę niepewnie, jakby znów mieli dwanaście lat i poznawali się na nowo. Tylko w trochę innych okolicznościach... i z niemym pytaniem Annabeth, wiszącym nad tym wieczorem.

Niepewne uśmiechy. Ukradkowe spojrzenia. Wrażenie, wywołane drobnym dotykiem. To wszystko wraca do nich na ten krótki czas.

"Powiedzieć im?" - zastanawia się Fortuna. "Zaczekaj jeszcze moment" - podpowiada Afrodyta.

Percy Jackson klęka na jedno kolano, przerażony, że zapomniał o pierścionku. No tak, przecież ma go w drugiej kieszeni! Przygotował przemowę. Mówi Annabeth o tym, jak mało czasu mają w swoim życiu półbogowie. Jeszcze nie patrzy jej w oczy. Wie, że jeśli to zrobi - niezależnie od reakcji wybranki - nie będzie w stanie mówić dalej...

Fortuna wzrusza ramionami. Jej i tak nie robi to różnicy.

Najszczersze możliwe "tak" z ust Annabeth Chase, wywołuje łzy wzruszenia u bogini miłości. Tragiczne historie są takie piękne!










Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro