Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Lubię cię!

– Lubię cię! – Wei Wuxian uśmiechnął się lekko patrząc na osobę przed nim. Razem z Jiang Chengiem stali właśnie na dachu uczelni. Idealnie się złożyło, że obaj mieli pół godzinną przerwę do kolejnych zajęć. Cieszył się też, że w tej chwili nie było nikogo na dachu. Mogli na spokojnie porozmawiać bez gapiów.

Co prawda i tak się stresował, więc dodatkowy stres w postaci ludzi patrzących na nich może nie zrobiłby różnicy. Jednak tak było dobrze. Bez dodatkowej publiki.

Wei Ying zorientował się, że po wypowiedzeniu przez niego słów zapadła cisza. Schował swoje dłonie za siebie zaczynając się bawić palcami. Jiang Cheng zaczął go stresować jeszcze bardziej. Powiedział coś źle? Raczej nie. Nie przypominał sobie, żeby mówił coś dodatkowego. Co prawda głos mu trochę zadrżał, ale komu by nie zadrżał w takiej sytuacji.

Przez krótką chwilę zastanawiał się nad ucieczką, ale zrezygnował, kiedy odezwał się jego brat.

– Nie było najgorzej – Jiang Cheng spojrzał w oczy młodszego chłopaka chcąc go bardziej zestresować. Chociaż nie powinien tego robić widząc już i tak ledwo stojącego Wei Wuxiana. Jednak nie mógł nie skorzystać z takiej okazji. Chociażby dla własnej satysfakcji.

– Dzięki – młodszy odetchnął z ulgą – Serio, dzięki za pomoc – odwrócił się w stronę barierki, o którą się podparł – Ugh, czuje się tak zestresowany, że nie wiem czy dam radę mu to wyznać, a co dopiero zrobić krok.

– Za bardzo cię zestresowałem? – Jiang Cheng uniósł kącik ust. Poczuł się trochę winny. Jego brat chciał wyznać komuś swoje uczucia i poprosił go o pomoc, a on specjalnie zrobił mu na złość. Jednak nie byłby sobą, gdyby tak nie zrobił.

– Trochę – zaśmiał się młodszy – Ale może nie będę się już tak bardzo stresować przy Wangjim... Eh, kogo ja oszukuję. Będę się stresować w cholerę – pokręcił głową – Nie wiem nawet czy uda mi się coś przy nim powiedzieć. Zawsze mnie onieśmiela, ale chcę, żeby znał moje uczucia.

– Wei Wuxian! Weź się w garść! Nie po stałem tu całe pół godziny i zrobiliśmy tyle prób, żebyś to zaprzepaścił. No już! Jazda! Mówiłeś, że twój kochaś zaczyna przerwę po tobie.

Wei westchnął i odsunął się trochę od brata. Wkurzony Jiang Cheng jest zbyt agresywny. Ale ma trochę racji. Nie może zmarnować swojej jedynej i pewnie ostatniej szansy na wyznanie uczuć. Za kilka dni Lan Wangji skończy studia i pewnie go już nie zobaczy. Nie są też ze sobą na tyle blisko, żeby Wangji spotkał się z Wei Wuxianem sam na sam. Dlatego właśnie musiał to zmienić. Albo przynajmniej spróbować. Najwyżej zostanie odrzucony. Wróci do domu, rzuci się na łóżko i zacznie płakać w poduszkę jak nastolatka.

Pokręcił głową. Nie ma mowy. Nie może do tego dopuścić. Pomachał Jiang Chengowi, który coś tam jeszcze do niego mówił i pobiegł do wyjścia z zamiarem znalezienia Lan Wangjiego.

Jeśli wczoraj dostał dobre informacje od znajomego z klasy na temat planu zajęć Wangji to powinien mieć on teraz godzinną przerwę. I być może znajdzie go w małym ogrodzie z tyłu budynku czytającego książkę. Wei Wuxian miał nadzieję, że te informacje będą prawdziwe bo w zamian zgodził się pomagać koledze w nauce do egzaminów w następnym roku.

Po chwilowym rozglądanięciu się po ogrodzie znalazł Wangjiego siedzącego na ławce pod drzewem. Jego obawy, że go tutaj nie będzie znikły od razu, ale zostały zastąpione stresem. Podszedł do chłopaka i usiadł koło niego na ławce.

– Hej – Wei Wuxian uśmiechnął się w jego stronę – Co tam?

– Hej... – Wangji zaznaczył stronę, którą czytał i schował książkę do torby – W porządku. Potrzebujesz czegoś?

Wei westchnął niezauważalnie. Typowy Lan Wangji. Nie lubi za bardzo rozmawiać, a czas wolny spędza w samotności. Inni od razu zrezygnowałiby z poznania go bliżej. Jednak nie Wei Wuxian, który nawet nie wiedział kiedy zauroczył się w nim. Ale może właśnie ta niedostępność pociągała go w starszym. Nie chciał się też poddać. Gotów był przychodzić do niego codziennie i męczyć swoją osobą. Aż ten otworzyłby się w końcu na Wei'a.

– Właściwie to... Przyszedłem ponieważ chciałem ci coś powiedzieć – dyskretnie rozglądnął się wokół by zobaczyć czy ktoś się na nich patrzy. Oprócz ich dwójki było jeszcze kilka osób. Jednak wszyscy byli czymś zajęci. Odetchnął z ulgą.

Wangji spojrzał pytająco na drugiego chłopaka. Zastanawiał się co mu chciał powiedzieć i dlaczego się rozglądnął. Tak, widział to. Ale nawet jeśli był ciekawy nie pytał tylko cierpliwie czekał na odpowiedź. Zauważył też, że Wei zaczął się stresować, a poznał to po jego drżących rękach, które nieudolnie próbował ukryć.

– Lubię cię! – nie mógł już dłużej dusić tego w sobie – Ale nie jak przyjaciela. Chyba się w tobie zauroczyłem... Znaczy nie chyba, a na pewno – uśmiechnął się nerwowo – Wangji?

Lan Wangjiego zatkało. Nie spodziewał się takiego wyznania z ust Wei Wuxiana. Nie wiedział co odpowiedzieć. Nie chciał go zranić, ale chyba będzie zmuszony to zrobić. Nie miał do Wei'a takich samych uczuć jak on do niego. Wei Wuxian był naprawdę miłym i radosnym chłopakiem i Lan Wangjiemu zrobiło się trochę przykro z tego powodu.

Zastanawiał się na zaproponowaniu mu przyjacielskich relacji. Wiedział, że może być to ciężkie dla drugiego chłopaka, ale w tej chwili nic lepszego nie przychodziło mu do głowy.

– Wybacz... – posmutniał.

– Rozumiem – Wei Wuxian ostatni raz spojrzał na Lan Wangjiego, po czym wstał z ławki – Ja... Pójdę już. I wybiegł jak najszybciej z ogrodu.

Uznał, że nie ma sensu wracać na zajęcia w takim stanie. Nie chciał też, żeby ludzie pytali co mu się stało albo szeptali między sobą na jego temat. Wolał wrócić do domu i zakopać się w kołdrę.

Ręką starł łzy, które zdążyły się już pojawić na jego twarzy i wyszedł przez bramę uczelni.

Do domu dotarł po kilkunastu minutach. W środku nikogo nie zastał. Jego rodzice pracowali do wieczora, a rodzeństwo było jeszcze na zajęciach, więc miał dla siebie trochę spokoju. Po wejściu do swojego pokoju, plecak rzucił w kąt i opadł plecami na łóżko. Zawinął się w kołdrę i zamknął oczy.

Nie wiedział, że odrzucenie będzie go tak bardzo boleć. Jeśli by mógł cofnąłby się w czasie i nigdy nie wyznał co czuje do Wangjiego. Po pewnym czasie może by mu przeszło. Znalazłby sobie inną osobę, a o Wangjim by zapomniał.

Westchnął. Dlaczego musiał zauroczyć się akurat w nim? Jest tyle ludzi, a jego serce musiało wybrać Wangjiego. Głupie serce!

·•·•~·•·•

Jiang Cheng i Yanli po powrocie do domu zastali Wei Wuxiana w jego pokoju zawiniętego w kołdrę. Chłopak spał sobie w najlepsze podczas, gdy jego rodzeństwo stało w progu pokoju. Jiang Cheng spojrzał na spokojną we śnie twarz brata, która była trochę czerwona od płaczu. Obok zauważył zużyte husteczki. I już wiedział, że został odrzucony.

– Ah, ten gnojek nic nie potrafi zrobić dobrze... – przerwał swój wywód, gdy poczuł zaciśniętą dłoń Yanli na ramieniu.

Siostra uśmiechnęła się do niego i ręką nakazała, aby odsunął się od drzwi. Gdy to zrobił, cicho je zamknęła.

– Nie złość się na niego. Nie wiem co się stało, ale po twojej reakcji wnioskuje, że ty wiesz, więc... Proszę wesprzyj go. Niech wie, że na swoim bracie również może polegać – Odwróciła się tyłem do Jiang Chenga i zeszła na dół po schodach.

– W porządku. Ten dupek pożałuje, że odrzucił mojego brata! – Chłopak zbiegł ze schodów w akompaniamencie śmiechu Yanli.

·•·•~·•·•

Wei Wuxian obudził się dopiero po godzinie osiemnastej. I nadal leżał zawinięty jak naleśnik. Postanowił tak zostać jeszcze przez jakiś czas. Jednak burczenie brzucha zniszczyło jego plany. Odwinął kołdrę, wyszedł z pokoju i wszedł do łazienki. Stanął przed lustrem, a jego odbicie go przeraziło.

– O mamo! – zaskoczony, aż odsunął się od lustra – Muszę się ogarnąć zanim zejdę do kuchni. Jiang Cheng i Yanli pewnie już wrócili.

W łazience spędził trochę czasu i nawet udało mu się ogarnąć twarz. Zadowolony wyszedł z pomieszczenia by zejść po schodach i za chwilę znaleźć się w kuchni.

Przy stole siedziało jego rodzeństwo. Rozmawiali jedząc tiramisu, które wcześniej zrobiła Yanli. Wei Wuxian usiadł koło Jiang Chenga i spojrzał na siostrę.

– Wygląda pysznie. Znajdzie się dla mnie kawałek? – Uśmiechnął się.

Dziewczyna kiwnęła głową i po chwili przed Wei Wuxianem znalazł się talerzyk z ciastem.

– Powiedziałem siostrze, że Lan Wangji cię odrzucił – dodał swoje trzy grosze Jiang Cheng.

Wei natychmiast stracił apetyt. Usta zacisnął w wąską kreskę, a głowę spuścił w dół. Dlaczego brat musiał powiedzieć o tym starszej siostrze.

– Nie przejmuj się nim – Yanli pogłaskała brata po głowie – Musiałeś to powiedzieć akurat teraz? – westchnęła.

Jiang Cheng kiwnął głową. Dalszą rozmowę przerwał im dzwonek do drzwi. Yanli powiedziała, że pójdzie otworzyć i zostawiła braci samych w kuchni.

– Powiem ci, że jesteś trochę głupiutki – Zaśmiał się Jiang Cheng – Gdy spałeś odbyłem ciekawą rozmowę z pewną osobą i dowiedziałem się, że Lan Wangji... Chciał z tobą jeszcze porozmawiać, ale uciekłeś.

– Sam jesteś głupi – Wei się naburmuszył. Postanowił, że już nigdy więcej nie poprosi o nic brata – Czekaj, co? Chciał ze mną pogadać? Ups?

Jiang Cheng kiwnął głową.

– Jutro. Park. Ławka koło fontanny. Siedemnasta – zdołał na szybko szepnąć Wei Wuxianowi do ucha, gdy rodzice wchodzili do pomieszczenia.

·•·•~·•·•

Następnego dnia z racji tego, że była sobota, co oznaczało dzień wolny Wei Wuxian przez cały ten dzień zastanawiał się co Wangji chciał mu powiedzieć. Nie mógł odpędzić myśli o nim. A wszelkie czynności, którymi próbował się zająć, żeby przestać myśleć o spotkaniu nie pomagały.

Nie robił sobie nadziei, że zmienił zdanie, ale może... Może będzie chciał utrzymać z nim jakiś kontakt. Jeśli tak to Wei chętnie wykorzysta tą szansę.

Nie mógł się doczekać spotkania z Lan Wangji, więc już godzinę przed wyjściem był gotowy. Na zewnątrz było ciepło, więc ubrał jeansy oraz czarny podkoszulek z nadrukiem. Do tego wybrał swoje ulubione trampki. Próbował też ułożyć włosy, ale po kilku nieudanych próbach postanowił zostawić je w tak zwanym artystycznym nieładzie.

Nie wiedział co ma ze sobą teraz zrobić, więc uznał, że przejdzie się na spacer. Siedzenie w domu i tak by mu nie pomogło.

– Wychodzę! – krzyknął, żeby reszta domowników wiedziała o jego nieobecności i wyszedł z domu.

Godzina szybko minęła i teraz trochę zdenerwowany szedł parkiem w stronę fontanny. Niby nie powinien się denerwować. Wczorajszy dzień był zdecydowanie bardziej nerwowy, ale nie umiał tego powstrzymać.

Gdy dotarł do umówionego miejsca spotkania nigdzie nie zauważył Lan Wangjiego. Usiadł na ławce, żeby na niego poczekać. Miał nadzieję, że niedługo się zjawi.

Przez myśl mu przemknęło, że być może Jiang Cheng zabawił się nim. Nie byłby zaskoczony, gdyby tak zrobił. Znał swojego brata na tyle, aby stwierdzić, że taki prank byłby w jego stylu. Jednak... Nie chciał, żeby okazało się to prawdą. Czy Jiang Cheng naprawdę zrobiłby mu to?

Założył nogę na nogę i rozglądnął się po parku. Dwie dziewczyny siedziały ławkę dalej rozmawiając ze sobą, czasem się śmiejąc. Dalej spacerowała starsza pani z psem. Kilka ludzi biegało. A Wangjiego nadal nie było.

Wei Wuxian naprawdę starał się nie myśleć o tym, że Jiang Cheng go wykiwał. To byłby cios poniżej pasa. Chyba by tego nie zniósł. Na szczęście jego obawy zniknęły, gdy przed sobą zobaczył zdyszanego Wangjiego.

– Przepraszam... Autobus się... Spóźnił – wydukał zmęczony chłopak i opadł na ławkę obok Wei'a, który odetchnął z ulgą.

– W porządku – uśmiechnął się – Tak w ogóle to hej.

– Cześć...

Wei Wuxian czekając, aż Lan Wangji unormuje swój oddech skorzystał z okazji, żeby popatrzeć sobie na niego. A widok bardzo mu się spodobał. Wangji wyglądał przystojnie w szarej koszulce z napisem "exclusive" oraz krótkich spodenkach.

– Wczoraj... chciałem zaproponować ci przyjaźń, jeśli oczywiście byś chciał, ale uciekłeś – Lan Wangji spojrzał na Wei'a – Przepraszam, że nie mogę odwzajemnić twoich uczuć.

– Nie szkodzi. Przyjaciele mi odpowiadają.

"Na razie" – dodał w myślach – "I tak będziesz mój" – uśmiechnął się na tę myśl.

Po krótkiej chwili ciszy Wei znów się odezwał:

– W takim razie mógłbym dostać twój numer?

Wangji kiwnął głową, a Wei Wuxian stał się właśnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro