#3
Wyszliśmy całą grupką z PW i skierowaliśmy się w stronę Wielkiej Sali, żeby zjeść śniadanie.
Weszliśmy do pomieszczenia, a wzrok wszystkich zgromadzonych osób był ponownie utkwiony w nas. Wolnym krokiem podeszliśmy na nasze miejsca, na których siedzieliśmy wczorajszego wieczoru podczas kolacji. Rozejrzałam się po stole domu lwa. Huncwotów nie było.
- Isabella? - odezwała się Amanda
- Tak? - spojrzałam na dziewczynę.
- Może opowiedziałabyś coś o sobie? - uśmiechnęła się przyjaźnie
- Mhm. Mam 14 lat, a wcześniej nie chodziłam do Hogwartu, bo taką decyzję podjęli moi rodzice. Uwielbiam magiczne stworzenia, mogłabym opiekować się nimi przez cały czas. Jestem wręcz zakochana w czekoladowych żabach. Uważam, iż przyjaźń jest najważniejsza w ludzkim życiu, więc dbam o nią jak tylko mogę - powiedziałam.
Widziałam, że Lucjusz otworzył usta, aby coś prawdopodobnie dopowiedzieć, lecz w tym samym czasie drzwi od Wielkiej Sali się otworzyły. Spojrzeliśmy całą grupką w tamtą stronę, żeby zobaczyć kto to wszedł. Byli to Huncwoci. Rozejrzeli się po całej sali i poszli w stronę swojego stołu.
Doszłam do wniosku, że niebawem zaczną się lekcje, więc zjadłam szybko jednego tosta, a następnie popiłam go sokiem dyniowym. Postanowiłam już ruszyć pod salę, gdzie miałam mieć pierwszą lekcje - transmutację. Zapytałam Seva, Amandy i Liz czy chcą iść ze mną, ale oni powiedzieli, że są jeszcze głodni, więc na lekcje ruszyłam sama. Wiedziałam, gdzie jest sala od transmutacji, bo Cyzia powiedziała mi gdzie są wszystkie sale. Pod klasą byłam pierwszą Ślizgonką. W pobliżu były jeszcze jakieś Gryfonki.
Jedna z nich rzucała się w oczy po jej specyficznym, rudym kolorze włosów i ładnych zielonych oczach. Nie kojarzyłam jej z żadnych balów, więc dziewczyna jest pewnie mugolaczką lub półkrwistą czarodziejką. Niedługo potem uczniów było coraz więcej, aż przyszła profesor McGonagall.
***
Wszystkie lekcje minęły dość szybko i fajnie. Po wszystkich lekcjach oraz obiedzie wyszłam na błonia i poszłam usiąść pod jakieś drzewo. Zamknęłam oczy i zaczęłam myśleć o wszystkim. Usłyszłam jak ktoś do mnie podszedł, ale nie otwierałam oczu.
- Ty spadaj stąd, to nasze drzewo. - odezwał się jakiś głos. Otworzyłam oczy i ujrzałam mojego brata w towarzystwie jego przyjaciół.
- Tak? A jest to niby gdzieś podpisane? -rzuciłam sarkastycznie.
- No nie. - odpowiedział chłopak z okularami.
- Ale to nie znaczy, że masz prawo zajmować nam nasze miejsce, w którym my zawsze siedzimy, nikt inny. - dopowiedział.
- Widzisz. Skoro to miejsce nie jest podpisane, mam pełne prawo, aby spędzić tu nawet cały dzień i noc - powiedziałam uśmiechając się kpiąco.
- Łapo, widać że to twoja siostra. Jest tak samo uparta jak ty - odezwał się niski, pulchny chłopak.
- Niestety. - cała czwórka się zaśmiała.
- Wiecie co? Znudziło mi się stanie nad nią i proszenie, żeby sobie stąd poszła. Mam ochotę zrobić jakiś dobry kawał. - uśmiechnął się mój starszy bliźniak - chodźcie do pokoju wspólnego, tam powiem wam wszystko. - Jak powiedział tak zrobili.
Nie wiem czemu, ale miałam dziwne wrażenie, że ofiarą ich następnego kawału miałam być ja. Po chwili znów ktoś się do mnie przysiadł. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam Amandę. Uśmiechnęłam się do niej miło.
- Co tak sama tu siedzisz? - odezwała się miło.
- Szczerze to nie wiem, przyszłam tu posiedzieć i pomyśleć, ale zaraz potem zjawili się tu Huncwoci. - powiedziałam jej.
- A nic ważnego - wzruszyłam ramionami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro