Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27.Lubisz tak?...

Smash

Weekend minął mi niczym sobie. Nie działo się nic ciekawego. Spędziłem trochę czasu z rodzicami, głównie grając z nimi w planszówki.

Pisałem też z Lostboy092. Związałem się z nim jakąś dziwną więzią. Nie byliśmy parą, ale zwykłą znajomością tego również nazwać nie można. W końcu zwyczajni znajomi nie piszą do siebie takich sex wiadomości. To było chore, lecz ja i tak chciałem nadal to ciągnąć. Nie chciałem stracić chłopaka, bo stał się już dla mnie mega ważną osóbką.

W poniedziałek natomiast musiałem pójść już niestety do szkoły. Opuchlizna z okolic oka ostro przygasła, a jej pozostałości udało mi się ukryć za pomocą pudru. Kosmetyki to jednak potrafią cuda zdziałać.

Miałem całkiem dobry humorek, więc postanowiłem zwrócić większą uwagę na to, co na siebie założę. Przekopałem calutką szafę, ale się opłaciło. Udało mi się wygrzebać niebieski, pastelowy sweterek oraz białe dżinsowe spodenki. Do tego dobrałem wysokie, jasno niebieskie skarpetki w chmurki oraz białe sneakersy.

Przyglądnąłem się w lustrze, dochodząc do wniosku, iż wyglądam uroczo. Zbiegłem po schodach do kuchni, aby zrobić sobie śniadanko. Daph wzięła sobie urlop, gdyż miała jakieś problemy z kolanem. Biedna gosposia. Oby szybko wróciła do zdrowia.

Otworzyłem lodówkę, zastanawiając się, na co mam ochotę.
- Co my tutaj mamy... - powiedziałem sam do siebie, analizując zawartość chłodziarki.
Parówka? Nie no, co ty Smash na głowę upadłeś?!!! Nie będziesz jadł zmielonego ciałka biednych, niewinnych świnek!
Kanapki? Jakoś niezbyt miałem na nie ochotę.
Płatki? Eeeee jakoś mnie do nich nie ciągnęło dzisiaj.

W mordę jeża na nic smaka nie mam. A może koktajl? O tak!!! To jest myśl. Wyjąłem kiwi oraz pomarańczę, które obrałem ze skórki i umieściłem w blenderze. Później wycisnąłem sok z połowy cytryny i dodałem do owoców. Dolałem jeszcze odrobinę wody gazowane, aby koktajl wyszedł bardziej rzadki, gdyż za gęstymi nie przepadałem. Uruchomiłem blender, a po chwili koktajl był gotowy. Przelałem go sobie do szklanki. Upiłem łyk, delektując się smakiem. Uwielbiałem ten koktajl.

Postanowiłem zapakować sobie jeszcze owoce do szkoły. Wyjąłem z jednej z szafek kuchennych moje pudełeczko śniadaniowe z pusheen'em. Boszeee jak ja wielbiłem tego kotka... Taki uroczy, że jak widziałem jakieś rzeczy z nim, to nie mogłem ich sobie podarować. Musiałem je mieć. Zapakowałem sobie trochę truskawek, borówek, winogron ora, pokrojone na kawałki mango, któro było moim ulubionym owocem.

Wróciłem z tym do pokoju, gdzie wpakowałem to z potrzebnymi mi na dzisiaj zeszytami oraz książkami do białego plecaczka z dużym puchaty, różowym breloczkiem pomponikiem.

Usłyszałem sygnał klaksonu, więc zgarniając po drodze iphona, wybiegłem z domu, zamykając go na klucz, gdyż póki Noah nie wróci, nikogo w nim nie będzie. Podbiegłem do samochodu.
- Witaj Smash- przywitał się mężczyzna, otwierając mi drzwi.
- Dzień dobry Noah- obdarzyłem go uśmiechem, wskakując do środka. Zatrzasnął je za mną, a sekundę później zajął miejsce kierowcy.
- Widzę, że humorek dzisiaj dopisuje?-
zapytał pogodnie.
- Tak- odrzekłem szczerze. - Ten tydzień odpoczynku chyba dobrze mi zrobił. Czuję się pełen świeżej energii.
- Bardzo mnie to cieszy- odpalił silnik i ruszyliśmy w stronę liceum.

Przez całą drogę wpatrywałem się w obrazy za oknem. Pierwszy raz od dłuższego czasu czułem się tak wypoczęty.

***

Właśnie zadzwonił dzwonek na przerwę. Opuściłem klasę i zacząłem rozglądać się między tłumem na korytarzu za niebiesko-fioletowym łbem (kolor włosów Alison, jakby ktoś zapomniał XD). Nigdzie jednak go nie widziałem. Szlag by to jasny trafił!! Czy ja muszę być takim kurduplem?!!

Nagle zostałem mocno popchnięty, przez co upadłem na podłogę. Spojrzałem na sprawcę i o nieee... Błagam nie...
- Siemanko szczurze- Moore chamsko się do mnie uśmiechnął. - Coś cię tutaj ostatnio nie widziałem. Gdzie to się podziewałeś?

Ludzie zdążyli się porozsuwać na boki, przyglądając się tej sytuacji. Bosze miej mnie w swojej opiece. A miał być to taki piękny dzień...
- Odpowiadaj szczurze, jak o coś cię pytam!!!- wrzasnął na mnie. Strach objął nade mną kontrolę. Cały zacząłem się telepać.
- By... Byłem chor... Chory- wyjąkałem.
- Widzę, że oczko już się zagoiło- powiedział kpiąco. - Ale nie martw się. Za raz poprawimy.

Nie zdążyłem nic zrobić, bo już oberwałem z buta w brzuch. Jęknąłem głośno. Bosze, czemu nikt mi nie pomoże?
- Co? Boli? Ojejku wybacz, chciałem mocniej- zarechotał, dając mi kopniaka tym razem w twarz. Już nie potrafiłem powstrzymać łez. Czym aż tak zawiniłem, aby przez to przechodzić?!
- Chłopaki pod ścianę z nim- rozkazał.

Jeden z nich, nawet już nie wiem, który pociągnął mnie za włosy do góry, zmuszając do wstania. Pchnęli mnie pod ścianę, choć próbowałem się wyrwać, to oni byli ode mnie o sto razy silniejsi i wyżsi.
- Nie!!! Błagam dajcie mi spokój!!! - wiszczałem ze strachu przez łzy.

Ashton podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy wściekle i władczo. Wiedziałem, iż mi nie odpóści. Cud nastąpi, jeżeli uda mi się w ogóle przeżyć.
- Nie bój się mnie- powiedział z pogardą.
Rozryczałem się już dobre. Nie miałem siły. Oczy mnie już piekły od łez. Patrzyłem na tłumy zebrane wokół nas. Ludzie po prostu stali z telefonami w rękach i nagrywali. Jak ja ich wszystkich nienawidzę. Niech giną w piekle potwory zasrane!!!

Szatyn zaczął rozpinać moje spodenki. Wierciłem się, chcąc mu to uniemożliwić, lecz jego kumple mocno przyciskali mnie do ściany.
- Ash, proszę cię!! - krzyczałem. - Proszę, nie rób tego!!!
Chłopak jednak nic nie robił sobie z moich łez oraz próśb. Sekundę później szorty zjechały w dół, a ja zostałem publicznie w samych majteczkach. Usłyszałem śmiechy, co wywołało we mnie jeszcze głębszy płacz.
- Uuuu różowe- śmiał się Moore. W tle słyszałem, jak ludzie krzyczą, wyzywając mnie od pedałów.

Ręka Asha wylądowała na moim przyrodzeniu. Zaczął je gnieść przez materiał różowych bokserek.
- Lubisz tak? - zapytał z ośmieszeniem.
- Nieeee! - wrzasnąłem, czując mdłości.
- Nie?! W takim razie proszę bardzo- uderzył mnie z pięści w podbrzusze, a później z kolana kopnął mnie w kroczę. Obraz mi zachodził już powoli mgłą. Poczułem ciepłą ciecz, spływającą mi po nogach.
- No nie wierzę... Zeszczał się- wybuchnął śmiechem ktoś w tłumie, a reszta poszła w jego ślady.
Moore chciał wykonać kolejny cios, lecz powstrzymał go głos nauczyciela, o ile się nie mylę to jego trenera.

Jego kumple automatycznie mnie póścili, ewakuując się z miejsca zdarzenia. Ja mając nogi jak z waty już myślałem, iż zaryje mordą o podłogę, lecz tak się nie stało, bo ktoś mnie złapał. Spojrzałem na swojego wybawcę, ale obraz miałem zamazany, przez co nie mogłem określić kim był, ale na pewno był to chłopak.
- Już spokojnie- powiedział kojąco, przytrzymując mnie. - Zaniosę cię do pielęgniarki.

Uniósł mnie delikatnie na rękach, niczym pannę młodą. Oparłem głowę o jego dość szeroką pierś. Nie wiem czemu, ale czułem się w jego ramionach dobrze i bezpiecznie. Jego cudowny zapach cytrusowych perfum utulił mnie, przez co odpłynąłem.

------------------
(nie sprawdzane)

Słuchajcie chciałbym podziękować serdecznie pewnym cudownym osóbką, a mianowicie sadgirl910 oraz wyimaginowane_realia❤️❤️❤️
Jestem wam megaa wdzięczny. Gdyby nie wy, to by zapewne się już nowy rozdział w życiu nie pojawił. Bardzo wam dziękuję. Serio z całego serduszka❤️❤️❤️Wasza pomoc wiele dla mnie znaczy💜

Zostawcie kochani serduszko dla nich w komach, bo to dzięki nim możecie czytać nowy rozdziałek💜❤️

A tak a propos dzisiejszego rozdziału, to co sądzicie? Podoba się? Co tu się podziało❤️😱😱😱

Kolorowych snów gwiazdeczki💜Pamiętajcie, jesteście cudowni😍😍😘

~natex13

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro