11.Pro-proszę nie r-rób mi t-tego...
Smash
Obudziłem się o dwunastej w południe. Nie poszedłem dzisiaj do szkoły, gdyż mój wygląd po pobiciu nie kusił, a po drugie generalnie nie czułem się na siłach.
Wczoraj pisałem prawie do drugiej w nocy z Lostboy092, co skutkowało tym, iż wstałem tak późno.
Mój brzuszek wysyłał dźwięki ostrzegawcze, że domaga się jedzonka. Nie chciało mi się na razie zbytnio ubierać, więc wskoczyłem jedynie w szare, za duże na mnie dresy, aby nie paradować po domu w samych galotach.
Zszedłem na dół do kuchni. Spodziewałem się zastać w niej Daph, jednak tak się nie stało. Zastałem za to pozostawioną na blacie stołu karteczkę.
Smash, pojechałam z Noah do twoich dziadków, gdyż twoi rodzice mnie o to poprosili. Wrócimy około 14.00. W razie jakiś kłopotów dzwoń❤️
Daphne
Ehhh czyli zapowiadały się dwie godziny w samotności. Zajebiaszczo po prostu.
Zrobiłem sobie kolorowe, owocowe płatki z mlekiem.
Usiadłem przy stole i patrzyłem na malutkie okręgi o ślicznych kolorach, pływające w białej cieczy. Kochałem te płatki. Miały taki niebiańskim smak, a na opakowaniu był narysowany cudowny jednorożec! Ja byłem uzależniony od jednorożców tak samo mocno, jak i od słodyczy. To były takie cudeńka!!
Rozkoszowałem się smakiem płatek, a po zjedzeniu odłożyłem miseczkę do zmywarki. Potem wróciłem do swojego pokoju.
Ponownie położyłem się na łóżku. Wziąłem słuchawki i włożyłem je do uszu. Póściłem playlistę, a później przymknąłem oczy, aby wsłuchać się w Nightcore. Uspokajało mnie to.
Tak dałem się ponieść muzyce, iż nie spostrzegłem, że ktoś wszedł do pokoju. Zorientowałem się dopiero, kiedy wyrwano mi słuchawki. Otworzyłem wtedy zdezorientowany oczy. Automatycznie zabrakło mi powietrza.
Szlak trafił cały mój spokój, a moje ciało pogrążyło się w przerażeniu.
- Co tam mój kochaniutki? Stęskniłeś się za siostrunią? - dziewczyna zawisnęła nade mną. Strach przejął kontrolę nad całym mną.
- Pro-proszę nie r-rób mi t-tego- wyjąkałem, czując napływające już łzy.
- Ejjj spokojnie. Zrobimy to tak, jak zawsze. Szybciutko- zaczęła zsuwać ze mnie spodnie.
Próbowałem się szarpać, ale przyniosło to jedynie taki efekt, że Beth uderzyła mnie w twarz. Czułem, że trafiła w jej prawą stronę i dopieczętowała siniaka pod okiem. Jęknąłem przez to z bólu, a siostra przywiązała mi ręce do oparcia łóżka przy pomocy hustki, którą miała wcześniej na głowie.
Do ust wsadziła mi jakiś materiał, który zagłuszał moje krzyki. Zdarła ze mnie dresy, a zaraz za nimi poleciały bokserki. Byłem już totalnie nagi. Dziewczyna zsunęła z siebie niebieską spódniczkę razem ze stringami, które miała pod spodem.
Usiadła na moim kroczu, rozchylając mi nogi. Nie miałem siły by użyć ich do obrony. Łzy zamazywały mi obraz. Następnie czułem okropny ból, kiedy mnie brała. Naciskała na mnie tak mocno, że myślałem, że mnie połamie. Posuwała mnie cholernie mocno. Obraz zachodził mi coraz bardziej mgłą.
Wreszcie ból stał się dla mnie nie do wytrzymania i straciłem przytomność.
***
Uniosłem wyczerpane od płaczu powieki. Nadal leżałem nagi na łóżku z rozchylonymi nogami. Bethy już nie było.
Chciałem zsunąć nogi w linię prostą, lecz wtedy poczułem, iż jestem w dolnych partiach sparaliżowany od bólu. Jęknąłem przez to głośno.
Ponownie się rozpłakałem. Tym razem dałem łzom swobodnie płynąć i głośno szlochałem. Nie miałem siły dusić tego dłużej w sobie. Musiałem to wylać.
Byłem taki słaby. Nie miałem na nic siły. Czułem się jak gówno. Jak nic nie warte gówno. Nikt się mną nie interesował. Wszyscy mieli w głębokim poważaniu moje życie. Nikt nie był w stanie zrozumieć prawdziwego mnie. To było takie przykre.
Nie byłem w stanie wstać, a nagi też nie mogłem dłużej leżeć, gdyż nie wiem ile czasu minęło, więc Daphne mogła wrócić lada chwila.
Mimo ogromnej męczarni oraz cierpienia udało mi się wysunąć pod kołdrę. Pod wpływem ciepła dreszcze nieco minęły. Wciąż jednak odczuwałem, że jestem w wewnętrznej rozsypce. Nie zdawałem sobie nawet sprawy, który raz z kolei przechodziłem przez to wszystko. Wiedziałem, iż ostatnimi czasy było coraz gorzej. Nie mogłem nic z tym zrobić. Bardzo ciężko było mi radzić sobie z tym samemu.
Musiałem zająć czymś myśli, aby nie mieć przed oczami twarzy Beth.
Na szczęście dziewczyna odłożyła mój telefon ze słuchawkami na szafeczkę nocną. Sięgnąłem po niego.
Włączyłem znów Nightcore. W sumie nie wiem czemu tak to lubiłem. Te głosiki, które śpiewały wydawały się takie słodziutkie.
Nuciłem sobie teksty piosenek, co mnie uspokajało. Kochałem ogólnie muzykę. Bez niej ten świat był by martwy i monotonny. To ona ratowała mnie w najgorszych momentach. Gdyby nie ona prawdopodobnie już dawno wisiałbym na jakimś drzewie albo wykrwawiłbym się na śmierć. Wiele jej zawdzięczałem.
Słuchanie kolejnego utworu przetrwało mi, bo dzwonił Cody. Nacisnąłem zieloną słuchawkę, a po chwili usłyszałem głos przyjaciela po drugiej stronie:
- Hej Smash. Czemu cię nie ma w szkole?
- Hej. Zostałem dzisiaj w domu, bo mam podbite oko i byłem obolały- w tle słyszałem haos zapewne szkolnego korytarza, gdyż Marshall dzwonił do mnie podczas przerwy.
- Jak to podbite oko? Co się stało? - był zdziwiony.
- Nic nowego. Moore dorwał mnie ze swoimi gorylami w toalecie i spuścili mi łomot- wyjaśniłem krótko.
- Kurwa, znowu? Nie wierzę. A jak ty się czujesz? - Cody był przejęty, co było słychać w jego głosie.
Zawsze się o mnie zamartwiał. Alison również. Byli mi bliscy. Czasem żałowałem jedynie, iż nie potrafią zrozumieć mojej specyficznej natury, ale i tak ich kochałem, jako przyjaciół rzecz jasna.
- Jest w porządku- nie chciałem zawracać mu tym głowy, bo wiem, że tak by wziął to wszystko do siebie, iż znowu urwał by się z lekcji razem z Jones i przybiegli by natychmiast do mnie. Nie chciałem by zaniedbywali szkołę z mojego powodu. Musieli skupić się na nauce, bo ona powinna być dla nich w tym momencie najważniejsza.
- Na pewno? Może powinniśmy z Alison do ciebie przyjść? - o tym właśnie mówiłem.
- Nie Cody. Nie ma sensu byście tu teraz do mnie przychodzili. Jestem zmęczony, więc pewnie położę się spać- nie kłamałem.
Byłem wyczerpany i jedyne o czym marzyłem, to odpłynięcie do krainy Morfeusza.
- No dobrze, ale jak coś to dzwoń, a pojawimy się z ratunkową misją, niczym Strażak Sam- zaśmiałem się. Ten to wiedział jak poprawić mi humor.
- Tak jest kapitanie, a teraz wracaj na lekcję. Papa- pożegnałem się, po czym przerwałem połączenie.
Odłożyłem urządzenie oraz słuchawki z powrotem na szafeczkę nocną. Następnie ułożyłem się w miarę wygodnej pozycji, aby odczuwać jak najmniej bólu i opóściłem powieki. Odpłynąłem chwilkę potem.
------------------
Udaje mi się opublikować dzisiaj rozdział, z czego jestem zadowolony. Nie jest on w prawdzie jakiś przebojowy, ale nie jest źle. Wena do pisania jest, lecz zapału do poprawiania błędów już brak, przez co nadal się za to nie zabrałem. Mam nadzieję, że się za to nie obrazicie😕
Jak zapewne zauważyliście zmienił się tytuł i okładka opowiadania, tak jak to przewidywałem☺️
Kolejny rozdział dodam jeszcze w tym tygodniu. Może nawet jutro mi się coś uda opublikować🤔To będzie zależało od mojej weny❤️
Miłego wieczorku💜🍼💜
~natex13
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro